IX

Siedziałam na obrotowym fotelu wpatrując się w dużą tablicę korkową. Przesuwałam po niej spojrzeniem, odczytując kolejne zapiski i przyglądając się kolejnym zdjęciom związanym ze zniknięciem, a raczej ucieczką chłopaka. Wydawało się, że konsekwentnie się oddala. Ukrywa się licząc, że dzięki wytrwałości i swoim zdolnością dotrze tam, gdzie nie sięgają wpływu jego ojca. I wtedy będzie już bezpieczny.

— Masz pomysł gdzie może jechać? — Spytał nagle Joshua, który stał nieopodal mnie. Zapewne on już od dawna to wiedział. Jednak chciał wiedzieć, czy i ja będę w stanie do tego dojść.

Kiedy powiedział mi, że chce bym mu pomogła, byłam zdziwiona. Jednak to jaka będzie odpowiedź była dla mnie oczywista od samego początku. Chciałam spróbować. Chociaż mogło wydawać się to głupie. W końcu co ktoś taki jak ja mógł osiągnąć w tej branży? Prawdopodobnie nic.

Jednak Wilson z jakiegoś powodu mnie wybrał. A skoro nadarzyła się okazja, by zmienić coś w moim życiu byłam gotowa podjąć ryzyko.

— Kalifornia. Droga którą pokonał, mogłaby się zgadzać. Poza tym jego rodzina nie ma tam wpływów, lata temu próbowali to zmienić, co nie doszło do skutku z powodu sprzeciwu części jej członków. — Oświadczyłam, przenosząc na niego spojrzenie. Może byłam tylko głupią ozdóbką. Jednak to miało jakieś tam swoje plusy. Głównie takie, że kiedy chadzałam na te wszystkie imprezy, gdzie spotykały się głowy mafii wraz z rodzinami mówili przy mnie wiele rzeczy otwarcie. Jakby użycie kilku bardziej skomplikowanych słów mogło sprawić, że nic nie zrozumiem. Jednak ja rozumiałam i po latach takiego chodzenia i słuchania mniej więcej kojarzyłam rodziny mafijne i to, co mogą i co mają. — Pewnie wybierze jakieś zadupie... Chociaż zważywszy na to, że podrobił paszport, mógłby uciec też do Europy, tak by nie rzucać się w oczy.

— Całkiem odważna teoria i co do Europy to nie mam pojęcia. Jednak rzeczywiście Connor jedzie właśnie tam. — Oświadczył, na co subtelny uśmiech wkradł się na moje usta. Miło było mieć w czymś rację. — A my musimy go dogonić. Na szczęście nigdzie mu się nie spieszy. Jest rozważny i wie, że pośpiech nie działa na jego korzyść. Poza tym my nie musimy być tak subtelni w podróżowaniu, więc powinniśmy łatwo go dogonić. Gorzej podejść do niego na tyle, by go złapać. Wychował się w tym środowisku i rozumie wiele rzeczy. Więc ja do niego nie podejdę. I tutaj właśnie zaczyna się twoje zadanie.

— Dobra pierwsze pytanie. Czemu po prostu za nim nie pojedziesz i nie wiem, nie użyjesz strzałek usypiających? Nie żebym się na tym znała, ale kojarzę, że tak się robi.

— Bo po pierwsze to mało subtelne. On praktycznie nigdy nie pozwala sobie zostać sam. Wie, że wtedy jest zagrożony. A robota ma być wykonana po cichu. Po drugie ma alergie na jakiś składnik w takich lekach, więc to za duże ryzyko.

— Okej rozumiem. To teraz drugie pytanie. Jaki jest plan? — Dopytałam, zakładając nogę na nogę. Może byłam trochę szalona. Jednak czułam się tym wszystkim mocno podekscytowana. Chciałam już czuć ten dreszczyk adrenaliny i po prostu sprawdzić siebie. Zobaczyć i w końcu przekonać się czy mogę być kimś więcej, niż zawsze uczono mnie, że jestem. — Bo rozumiem, że i to doskonale przemyślałeś.

— Connor nie może przemieszczać się zbyt szybko. Poza tym mam plan, by go trochę przystosować. W końcu to byłoby nieco podejrzane, gdyby nikt nie próbował zaciągnąć go do domu. — Wytłumaczyć zmniejszając dystans między nami. — W tym czasie, przejdziesz krótkie szkolenie, twoim następnym zadaniem będzie go uwieść i ściągnąć do domu. Szczegóły poznasz w późniejszym czasie

— Nie no plan na szóstkę. — Mruknęłam nieprzekonana. Miałam sporo pytań i wątpliwości. W końcu nie umiałam tak naprawdę kompletnie nic, a czasu było niewiele. — Szkoda tylko, że brzmi trochę jak materiał na kolejną część "Misji niemożliwej do wykonania".

— Nie narzekaj. Robię to przez połowę swojego życia, więc chyba wypadałoby mi zaufać. — Zauważył, kierując się w stronę schodów. — Chodź. Gdzieś cię zabiorę. — Nim zdążyłam coś powiedzieć, mężczyzna znalazl się przy wyjściu.

Zerwałam się z krzesła. Zbiegłam po schodach i mało brakowało bym zaliczyła pocałunek z podłogą.
Mimo wszystko nie chciałam skończyć bez zębów. Klasycznie jako pierwsza przekroczyłam prób mieszkania, by w razie czego przyjąć nóż lub kulkę.

— Gdzie ty mnie znowu ciągniesz? — Spytałam, czekając chwilę by ten mnie dogonił. Mężczyzna zamknął mieszkania na klucz i do mnie podszedł, a ja ruszyłam przed siebie. — Bo na razie dużo tutaj chodzenia i mało treningu.

— Do twojej wiadomości, trening nie trwa dwa dni, tygodnie, czy nawet miesiące. To proces podzielony na etapy, a jeśli chcemy kogoś dobrze wyszkolić, nie należy ich zaniedbywać i przyśpieszać. — Wyjaśnił wchodząc do windy, która na nasze szczęście właśnie wjechała na nasze piętro. Joshua wcisnął odpowiedni przycisk na panelu i przeniósł na mnie spojrzenie. — Idziemy tylko do budynku obok więc spokojnie. To nie kolejna wielka wyprawa, chociaż dla ciebie nawet market jest końcem świata.

— Tak wiem. Ojciec celowo zrobił ze mnie sierotę zabawne jak cholera. — Mruknęłam, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. — Liczę więc, że po tych latach treningu będę niepokonana.

— Spokojnie. Już po miesiącu będziesz nie do poznania. — Zapewnił wychodząc przez drzwi windy, które właśnie się rozsunęły.

Razem opuściliśmy blok i ruszyliśmy ulicą. Rzeczywiście przeszliśmy jedynie kilkanaście metrów dzielących nas od sąsiedniego budynku. I całkiem szczerze już teraz mi się nie podobało. Jednak bez słowa szłam za swoim trenerem. Sprawnie pokonałam z nim sale, do której weszliśmy i niemal od razu poczułam się nieco dziwnie.

Zaledwie kilka metrów przede mną na sporej scenie stało pięciu mężczyzn. Wszyscy byli ubrani jedynie w bokserki. Ich ciała były zadbane, a na oko żaden z nich nie ukończył trzydziestu lat. Byli przystojni, a ja od razu stwierdziłam, że muszą to być striptizerzy. Jednak to nie oni byli powodem mojego oszołomienia.

Gdyż przed sceną stała kobieta. Jej czarne włosy upięte były w kucyk, który sięgał jej aż do połowy pleców. I to było pierwsze, co zwróciło moją uwagę. Drugie były oczy. Ich błękit zaatakował mnie, kiedy tylko ta odwróciła się w naszą stronę. Przysięgam, że te oczy wyrażały tyle pewności i dominacji, że coś w głębi mnie od razu poczuło uległość względem tej kobiety. Kiedy udało mi się od nich oderwać, dostrzegłam pełne usta pokryte dosyć ciemną pomadką. Ich końciki układały się w lekki uśmiech. Jej twarz w ogóle była piękna. Ładnie odznaczające się kości policzkowe i mocno zarysowana szczęka. Jej nos nie był najmniejszy, jednak idealnie wkomponowywał się w resztę twarzy. Miała niepowtarzalną urodę, która niemal od razu kupiła mnie w pełni.

Do tego dochodziło jej ciało. Średniego rozmiaru biust z wąską talią i szerokimi biodrami tworzyły niesamowite połączenie. Zwłaszcza podkreślone koronkowym body, spod którego prześwitywały fragmenty jej opalonej skóry. Większe uda podkreślone były skórzanymi spodniami. Kobieta nie należała do najniższych. Jednak i tak ubrane miała kozaki na słupku, w których wyglądała po prostu obłędnie. Kiedy tak analizowało się jej wygląd, człowiek dochodził do jednego prostego wniosku. Brunetka była chodzącym połączeniem kanonów piękna.

Chyba się zakochałam.

— Joshua takie spóźnienia nie są w twoim stylu. — Zauważyła kierując się w naszą stronę. — Wynocha. — Mruknęła, machając przy tym ręką tak jakby coś od siebie odganiała. Grupa mężczyzn od razu zniknęła ze sceny.

— Jej wina. Kiedy poczuje się przy kimś pewnie, nagle ma strasznie dużo do powiedzenia. — Wyjaśnił, lekko przytulając do siebie kobietę. Zmarszczyłam na to brwi, czując się nieco zagubiona. — To jest właśnie Danielle.

— Mogłam się domyślić. — Zauważyła, skupiając na mnie swoje hipnotyzujące spojrzenie. — Jestem Beatrice Gallo, a to moje królestwo. — Wyjaśniła, rozkładając ręce. — My już sobie poradzimy. Do widzenia.

— Bea kulturalna jak zawsze. — Mruknął Joshua, widocznie chcąc nieco podroczyć się z kobietą.

— Kultura jest dla dziewczynek z dobrego domu. Takich, które muszą grać, by nie wylecieć z nędznej sztuki zwanej swoim życiem.— Wyjaśniła, poprawiając długiego kucyka. Dopiero teraz zdołałam dostrzec, jak długie były jej paznokcie. I jak ich kolor idealnie pasował do koloru pomadki, którą miała na ustach. — Więc spadaj.

— Ta źle wychowana zdzira wszystko Ci wyjaśni. Odbiorę cię wieczorem. — Wyjaśnił czochrając mnie lekko po włosach. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, ten już ruszył do wyjścia.

— Lubi cię. — Stwierdziła kobieta tym ponownie zwracając na siebie moją uwagę. — A im lepiej będziesz znała się na ludziach, tym wyraźniejsze to dla ciebie będzie. I tego właśnie cię nauczę. Czytać ludzi i przy okazji ich uwodzić.

Kobieta położyła dłoń na moich plecach i lekko pchnęła mnie do przodu. Od razu ruszyłam w wybranym przez nią kierunku, ostatecznie siadając przy jednym ze stolików.

— Wybacz, jeśli poczujesz się z tym niekomfortowo ślicznotko, ale jesteś dziewicą? — Zapytała, rozsiadając się na skórzanej kanapie. Której wartość pewnie znacznie przewyższała kwotę, jaką osiągnęłabym na targu niewolników.

— Nie. — Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, co spotkało się z wyraźnym zadowoleniem brunetki.

Pamiętałam ten dzień i przysięgam, że czasem, kiedy zamykałam oczy, widziałam twarz tego mężczyzny. Przystojnego, wpływowego, bogatego i zdecydowanie dla mnie za starego brata znajomej.

To było kolejne spotkanie wysoko postawionych członków mafii. Ja przechadzałam się po absurdalnie wręcz wielkim domu, jednego z nich. Tego wieczoru nie umiałam znaleźć sobie miejsca. Zazwyczaj oddawałam się rozmowa z moimi rówieśniczkami. Mimo wszystko miałam z nimi wiele wspólnego. Jednak tego dnia po prostu nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. I wtedy pojawił się on, facet, któremu uwiedzenie mnie zajęło chwilę. Był doświadczony, znał się na takich kobietach, a raczej dziewczynach jak ja. W końcu miałam tylko piętnaście lat, a on pograł ze mną, jakby spędził lata na analizowaniu mojego charakteru. Wiedział, co zrobić i powiedzieć bym mu uległa. Posiadł mnie tego dnia, a ja? Nie czułam się wykorzystana. Bo na seksie, znał się tak dobrze jak na ludziach. Było mi dobrze i przysięgam, że nigdy wcześniej przy nikim nie czułam się tak piękna i bezpieczna. Mówił o mnie jak o bogini, a dotykał mnie jakbym była tylko jej posągiem, który mógł w każdej chwili się rozpaść. Pierwszy raz w życiu dotyk drugiego człowieka był dla mnie tak dobry i przyjemny.

Może było to chore. Jednak niczego nie żałowałam.

— Dobrze. To nieco ułatwi sprawę. — Zapewniła, przysuwając się nieco bliżej mnie. — Pierwsza zasada. Kiedy na niego spojrzysz, nie uśmiechaj się od razu. Wtedy pomyśli, że jesteś taka dla wszystkich. Uśmiechnij się po chwili, tak by myślał, że ten uśmiech jest specjalnie dla niego. Ludzie lubią czuć się wyjątkowi. No i wiesz. Takie tam pierdoły pokroju słuchaj go. Utrzymuj kontakt wzrokowy... Ta też już się zanudziłam. — Stwierdziła, ponownie rozkładając ręce. — Przejdźmy do konkretów. Seks. W tym wypadku, bo musisz wiedzieć, że wiem, do czego cię szykuje musisz zdobyć jego zaufanie. Pewnie nie po pierwszym razie straci czujność. Więc musisz zrobić wszystko, by po pierwsze cię zapragnął a po drugie potrzebował cię raz za razem. — Wyjaśniła w taki sposób, jakby tłumaczyła mi zadanie z matematyki. I na tym etapie byłam już pewna jednego. Seks to jej żywioł. — Więc kiedy już do tego dojdzie, musisz mu patrzeć w oczy. Po co spytasz? Bo zwierzęta nie patrzą sobie w oczy. Kiedy uprawiamy przygodny seks, też tego nie robimy. Dlaczego? Patrzcie sobie w oczy jest dla nas zbyt intymne. Jeśli będzie patrzył Ci w oczy, szybko się przywiąże. Jednak przy tym całokształt musi być wyjątkowy. Mafiozi w życiu mają różne kobiety. Nie jedna już stosowała te sztuczke. Sęk w tym, że Ty musisz zabrać go do Edenu. Sprawić by to był najlepszy seks w jego życiu. Niby trudne. Jednak proste. Zresztą wszystkiego cię nauczę.

Przysięgam, że pierwszy raz w życiu ktoś rozmawiał ze mną o tym tak otwarcie. Moja rodzina była wręcz przesadnie konserwatywna. Dlatego nikt nigdy nie rozmawiał ze mną o seksie. Więc logicznym byłoby, gdybym w tym momencie czują się wyjątkowo niezręcznie. Jednak wcale tak nie było. Słuchałam jej z zafascynowaniem, chcąc wiedzieć więcej.

— Więc mnie naucz. — Poprosiłam, na co ta uśmiechnęła się szeroko.

— Numer pięć! Na scenę! — Poleciła, na co jeden z mężczyzn, który wcześniej stał na dużej scenie, podszedł do naszego stolika.

Zabawę czas zacząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top