Rozdział 5

      Ocalali byli w drodze do kolejnego miasta. Do tej pory podróż przebiegała zaskakująco dobrze, ale nic nie trwa wiecznie. Gdy tylko minęli znak informujący o nazwie miejscowości, usłyszeli płacz z każdej strony. "Witchflame wita".

- Cholera - zaklął cicho Ellis. - Niezłe powitanie.

- Chyba mieszkańcy potraktowali tą nazwę bardzo poważnie - zauważył Nick.

- Cicho! - syknęła Ana. - Proszę...

- Masz rację.

- Och. To pierwsza mądra rzecz, jaką powiedziałeś.

- Co ty do mnie masz?!

I tak zaczęła się kłótnia. Mężczyźni dogryzali sobie od zawsze i nie było w tym nic nadzwyczajnego, ale tym razem to naprawdę nie była odpowiednia pora. Ana starała się ich uciszyć, ale zupełnie jej to nie wychodziło. W końcu jedna z płaczących mutantek, rozjuszona próbami uspokojenia skłóconych, ruszyła prosto na Anę.

- Uważaj! - zawołał Nick i nim ktokolwiek zdążył zareagować, wbiegł między Witch a dziewczynę. Próbował odgrodzić jej drogę niedawno znalezioną strzelbą. Bez skutku.

      Blondynka stała, niezdolna do najmniejszego ruchu. Dopiero, gdy potwór zranił i powalił chłopaka, otrząsnęła się i pierwsza ruszyła mu na pomoc. Uzbrojona jedynie w swój magnum, zabiła mutantkę. Jeszcze w biegu padła na kolana i przywarła do mężczyzny.

- Boże, Nick! P-powiedz coś, do cholery! - zawołała, ledwo powstrzymując łzy.

- Nie musisz się tak drzeć, jeszcze żyję - odpowiedział na tyle spokojnie, na ile było go stać.

- Dzięki Bogu. Wszystko w porządku? - zapytała odruchowo.

- Chyba nie - Nick posłał jej ironiczne spojrzenie.

- Słuchajcie, trzeba go stąd zabrać - zadecydował Coach. - Młody, sprawdź tamten budynek.

- Ok - odparł szybko Ellis i pobiegł we wskazanym kierunku.

Dziewczyna mimo słabych protestów zielonookiego, sprawdziła pobieżnie jego stan. Zaniepokoiły ją głębokie rany na przedramieniu i klatce piersiowej. W dodatku, jego twarz coraz bardziej przypominała kartkę papieru, a kałuża krwi robiła się coraz większa. Jeśli Nick miał wyjść z tego cało, potrzebował natychmiastowej pomocy.

- Jest bezpiecznie, chodźcie! - zawołał Ellis i machnął ręką, by ocalali poszli za nim.

     Coach wraz z Aną pomogli rannemu wstać i dostać się do ich tymczasowego schronienia. Gdy tylko przekroczyli próg, dziewczyna przejęła inicjatywę. Najpierw kazała zrobić sobie miejsce w salonie, a potem z pomocą ciemnoskórego mężczyzny, przeniosła tam Nicka. W międzyczasie poprosiła Ro o trochę wrzątku i świeże bandaże. Na końcu wszystkich wyprosiła z pomieszczenia i zajęła się tym, w czym była najlepsza - opatrunkami.

- Jak się czujesz? - spytała Nicka. Musiała jakoś przykuć jego uwagę, by nie stracił przytomności.

- Bywało lepiej - odpowiedział z trudem.

Jej twarz rozjaśnił delikatny uśmiech, który szybko zniknął, gdy tylko zaczęła przemywać rany. Rozcięcie na torsie było głębokie. Wyglądało paskudnie. Ana siłą woli powstrzymała łzy.

- T-trochę zaboli. Muszę to zszyć.

- Mhm.

Dziewczyna sprawnym ruchem założyła kilka szwów i ciasno zabandażowała ranę, a potem zajęła się przedramieniem. Nie wyglądało to najlepiej, ale przynajmniej nie wymagało szycia. Kiedy skończyła swoją pracę, otarła pot z czoła.

- M-masz może coś do picia? -bardziej wyszeptał niż powiedział Nick.

- Chwila - rzuciła i zniknęła w sąsiednim pokoju, by za moment wrócić z butelką wody.

- Proszę.

- D-dzięki.

Ana pomogła mu wstać do pozycji siedzącej, tak, by nie naruszyć szwów.

- Odpocznij, pójdę po jakiś koc - powiedziała, wychodząc z pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.

Skierowała się na piętro. Nie miała ochoty widzieć się z nikim, dlatego szła najciszej jak potrafiła. Niestety, wpadła na Rochelle i Ellisa.

- I co z nim? - zapytał chłopak. Był wyraźnie zmartwiony.

- Myślę, że śpi - odpowiedziała powoli blondynka.

- A jak ty się czujesz? - zaniepokoiła się Rochelle.

- Hmm...? - wzrok Any mówił, że nie jest w stanie teraz rozmawiać. Nie przy nim.

- O co chodzi? - Ellis nie zrozumiał sytuacji.

- O n-nic.

- Ellis, mógłbyś na chwilkę zostawić nas same? - Ro posłała mu tak znaczące spojrzenie, że szybko ulotnił się do sąsiedniego pokoju.

- To ja sprawdzę, co robi Coach - rzucił na odchodne.

- Więc... jak się czujesz Ana?

- Bywało lepiej... Ja... to ja powinnam tam leżeć, nie Nick!

- Spokojnie - wyszeptała Rochelle, zamykając dziewczynę w przyjacielskim uścisku. -Może na to nie wygląda, ale wszystko będzie dobrze. Nick to twardy facet.


Wybaczcie, że kolejny rozdział pojawił się dopiero teraz. Naprawdę ciężko jest domyć rzygi Boomera z klawiatury ._. Następny pojawi się normalnie w weekend. Dzięki za czytanie, ocalali!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top