Rozdział 3

      Gdy wreszcie wyszli, Ana usiadła na jakimś kamieniu. Ellis położył się obok na ziemi, naciągając czapkę na twarz. Coach i Ro zaczęli już omawiać plan pt. "Co dalej?", a Nick dosiadł się do An. Kiedy zauważył, że płakała, zmartwił się.

- Czemu płaczesz? - spytał.

- N-nieważne - wyjąkała, szybko ocierając twarz z łez.

- Mnie tak łatwo nie zbyjesz - powiedział twardo i przysunął się bliżej Any. Jego spojrzenie spoważniało. - No więc?

- Po prostu... przypomniał mi się jeden przyjaciel z oddziału - wyjaśniła niechętnie.

- Z oddziału?

-T-tak. Zajmowaliśmy się ewakuacją ludzi, byłam w jego oddziale na punkcie medycznym. Kiedy się wycofywaliśmy i byliśmy już w pojeździe, coś ogromnego zniszczyło całą karawanę samochodów. Po prostu poderwały się z ziemi. Niektóre w-wybuchły. My mieliśmy dużo szczęścia. Stoczyliśmy się. Tylko nasza dwójka przeżyła. Z tych wszystkich ludzi tylko nasza dwójka. Rozumiesz? A potem...

Dziewczyna ponownie zaniosła się płaczem. Nick postanowił już o nic więcej nie pytać. Wiedział, że to wyznanie było dla niej trudne. Nie zastanawiając się długo, objął Anę ramieniem i przyciągnął do siebie.

Garnitur już i tak dawno szlag trafił. Nikt tego nie doczyści.

- Słuchajcie! - zawołała Rochelle. - Zostajemy tu na kilka dni, żeby odpocząć i dojść do siebie.

- Ja idę po jakieś drewno, wy zorganizujcie schronienie - zdecydował Coach. - Jak na złość, zbiera się na ulewę. I to całkiem sporą. Cholera!

- My zostajemy - dodał szybko Ellis. - W razie czego, krzyczcie.

Ro ruszyła na poszukiwanie bezpiecznego miejsca na nocleg, ciemnoskóry mężczyzna także poszedł w swoją stronę. Pozostali postanowili doprowadzić się w międzyczasie do stanu używalności. Ellis przeciągnął się i wstał z ziemi. Ana od razu zwróciła uwagę na jego poparzoną rękę. Dokulała do niego.

- Pokaż tę rękę - poprosiła.

- To nic wielkiego - chłopak skrzywił się lekko.

- Pokaż! - zażądała.

- Młody, z nią nie wygrasz - Nick wzruszył ramionami.

Ellis zdziwił się, jak sprawnie dziewczyna radzi sobie z udzielaniem pierwszej pomocy. On sam z całej zawartości apteczki potrafił wykorzystać tylko bandaż. Kilka chwil później, poparzona ręka była już porządnie opatrzona.

- Gdzie się tego nauczyłaś? - zapytał.

- Na studiach, wcześniej w szkole, trochę praktyki też miałam - wyjaśniła.

- Wszystko pięknie, ale co z twoją nogą? -Nick szybko zmienił temat. Nie chciał, żeby ktoś wspomniał o punkcie medycznym i doprowadził An do płaczu.

- Um... nic. Jest w porządku - skłamała.

- Ech - westchnął. - Jak ja się tobą nie zajmę, to sama się wykończysz.

Dziewczyna wyglądała na obrażoną. Burcząc coś pod nosem, poszła w stronę pobliskiego lasku, poszukać Rochelle lub Coacha. A przynajmniej tak myśleli.

- Gratuluję taktu - wyszeptał Ellis.

- Zamknij się - odgryzł się Nick. Przecież sam dobrze wiedział, jak to zabrzmiało.

***

    Ana, idąc przez las, natrafiła na dużą i ładnie okwieconą łąkę. Jak na koniec października, było całkiem ciepło, chociaż wyraźnie zbierało się na deszcz. Postanowiła przysiąść na ziemi i zastanowić się nad paroma sprawami. Na przykład nad tym, czy Nick nie miał racji, gdy powiedział, że nie potrafi o siebie zadbać.

***

 - Idę jej poszukać.

 - Nick, nie przesadzasz? Ana da sobie radę, przecież nie raz już musiała.

 - Tak. A widziałeś jak to się skończyło?

 - Wyluzuj stary, nic jej nie będzie.

 - Ale...

 - Ale jesteś uparty? Tak, wiem.

Mężczyzna w garniturze posłał chłopakowi gniewne spojrzenie i wymruczał coś pod nosem. Tylko on znał An, więc dlaczego Ellis się wtrącał?

 - Hej chłopaki, znalazłam schronienie - zawołała Rochelle, idąc w ich kierunku. - Coach już tam jest. A gdzie Ana?

 - No właśnie...um...Poszła się przejść do lasu - powiedział powoli Ellis.

 - Do lasu? W takim stanie? Sama?! - Ro wyglądała tak, jakby chciała kogoś udusić. Tylko nie była pewna, kogo. - Słodki Jezu!

 - Pójdę po nią.

Nim ktokolwiek zdążył zareagować, zielonooki zniknął już w cieniu drzew.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top