Rozdział 1

       Szła jakimś zatęchłym korytarzem ledwo stojąc na nogach. Była cała brudna od błota i krwi, zalana łzami z powodu ran, bólu nogi, a przede wszystkim przez to, że zginął Max. Z rozmyślań wyrwał ją jakiś krzyk. Szybko ruszyła w tamtym kierunku. Jej oczom ukazał się młody mężczyzna, atakowany przez hordę i Huntera. Kobieta szybko pozbyła się zarażonych. Z mutantem poszło jej już trochę gorzej, ale z pomocą chłopaka dali radę.

 - Dzięki za pomoc - powiedział, kiedy podniósł się z ziemi. - Jestem Ellis.

 - Ana.

Dopiero po chwili mężczyzna zauważył, że dziewczyna kurczowo trzyma się za prawy bok.

 - Wszystko w porządku? - zapytał z troską w głosie.

 - T-tak - odpowiedziała.

 - A nie wyglądasz.

Ana uśmiechnęła się, a chwilę później zemdlała.

***

      Brunet był zaskoczony. Blondynka, która jeszcze chwilę temu uśmiechała się do niego, teraz leżała bezwładnie na ziemi. Najdelikatniej jak potrafił podniósł ją i zaniósł do schronu, w którym byli jego przyjaciele. W połowie drogi usłyszał cichy jęk, poczuł ruch na rękach. Gdy spojrzał w dół, ujrzał parę lekko przymrużonych, dwukolorowych oczu.

 - Dziękuj...

 - Nie ma sprawy - przerwał jej - zresztą, jestem ci dłużny, w końcu uratowałaś mnie tam.

Ana uśmiechnęła się, po czym wtuliła się w chłopaka i zasnęła.

***

 - Gdzie ty byłeś tyle czasu?!

 - Ciebie też miło widzieć Nick.

Mężczyzna w garniturze coś jeszcze mówił, ale Ellis myślami był już gdzie indziej.

 - Słuchasz ty mnie?! - Nick stanął przed nim, próbując zwrócić na siebie uwagę. - Pytałem, co to za dziewczyna?

 - Ma imię Ana, pomogła mi - odpowiedział lekko zirytowany.

 - A co jej się stało?

 - Nie wiem, ale potrzebuje pomocy!

 - Ona ledwo żyje Ellis.

Chłopak odłożył jasnowłosą na najbliższy śpiwór i poszedł kłócić się do drugiego pokoju.

***

     Po jakimś czasie dziewczyna obudziła się. Była cała obolała i przemarznięta. Zauważyła, że całe plecy i brzuch ma ciasno owinięte bandażem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że teraz ma na sobie luźną bluzkę na ramiączka i wygodne dresowe spodnie. Najciszej,  jak potrafiła w obecnym stanie, wstała i podeszła do lekko uchylonych drzwi. 

 - Wiesz może, co jej się stało? - usłyszała gruby, męski głos.

 - Niestety nie. Kiedy przyszła mi na pomoc, już tak wyglądała - odpowiedział chłopak, który ją uratował.

 - Biedna dziewczyna - westchnęła jakaś kobieta. - Ciekawe, jak jej się to stało.

Ana przyjrzała się mówiącym.  To był Ellis i dwoje obcych ludzi - duży, czarnoskóry mężczyzna, na oko po czterdziestce oraz dziewczyna, również czarnoskóra. Wyglądała na miłą. Pod ścianą siedział mężczyzna, który do tej pory nie brał udziału w dyskusji. Był od niej starszy o jakieś cztery lata. Znała go tak dobrze. Wydawał się być przygnębiony.

 - Hej, Nick, coś taki markotny? - zapytała kobieta.

 - Co? - spytał. - A, nic.

Po chwili wstał, burknął coś w stylu "idę sprawdzić, co z nią" i ruszył w stronę drzwi, za którymi stała Ana. Dziewczyna tak szybko jak mogła, skierowała się w stronę posłania. W momencie, gdy usiadła, do pomieszczenia wszedł zielonooki mężczyzna.

 - O, wstałaś. Zawołam resztę.

 - N-nie! To znaczy, proszę, nie.

Nick postanowił zmienić temat.

 - Na początku cię nie poznałem. Co ci się stało?

 - Ja...Na razie nie chcę o tym mówić.

 - Ech, dobrze. Chodź poznać innych. I tak w końcu będziesz musiała to zrobić.

 - O-ok.

Nick pomógł jej wstać i ruszyli w stronę drzwi.

 - Um... A kto mnie opatrzył i przebrał? - zapytała po chwili milczenia.

 - Ja zrobiłem z ciebie mumię - uśmiechnął się półgębkiem, patrząc na jej bandaże. - A przebrała cię Rochelle.

 - T-to ta dziewczyna, prawda? - upewniła się.

 - Mhm.

      Weszli do pokoju, w którym znajdowała się reszta ocalałych. Ana szybko schowała się za zielonookim.

 - Hej, nie chowaj się! My nie gryziemy - zażartował Ellis.

 - W-wybaczcie, p-po prostu nie lubię tłumów.

 - Spokojnie - latynoska uśmiechnęła się ciepło. - Ja jestem Rochelle, a ten - wskazała na mężczyznę po czterdziestce - to Coach. Chłopaków już znasz.

 - J-ja nazywam się Ana.

 - Co ci się stało?

 Dziewczyna z lekkim wahaniem opowiedziała o tym, co jej się przydarzyło. Pominęła tylko fakt o śmierci Maxa.

 - Mówiąc w skrócie, wpadłam na to płaczące coś, a później spadłam na zardzewiały drut.

 - Jak ty to przeżyłaś?! - zapytała Rochelle z mieszaniną niedowierzania i podziwu.

 - Miałam szczęście.

Po jakimś czasie, gdy reszta wciąż rozmawiała, wycieńczona Ana oparła głowę na ramieniu Nicka i usnęła. Następnego dnia obudził ją jakiś ruch. Leniwie otworzyła jedno oko i zobaczyła, że jej "poduszka" okrywa ją swoją marynarką.

Info dla potencjalnych czytelNICKów: rozdziały będą pojawiać się w miarę możliwości raz w tygodniu, w weekend.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top