1

Stanęłam na przełęczy i spojrzałam przed siebie.
Do głowy zaczęły mi przychodzić słowa opisujące piękny widok, każde w językach jakich się uczyłam.
Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.

-Do roboty!- krzyknęłam do siebie wyjmując aparat z małej torby.

Wymierzyłam aparat w miejsce na które przed chwilą spoglądałam.
Po zrobieniu zdjęcia poczułam ulgę.

-Może jednak nie zwolnią mnie z pracy- mruknęłam.

Zrobiłam jeszcze kilka innych zdjęć tego samego widoku ale z innych perspektyw. Do moich uszu doszła cicha melodia.

-Halo?- odebrałam telefon.

Usłyszałam głos mojej przełożonej, ton był bardzo ostry. Przez tok pracy, był jeszcze zachrypnięty, ale była to wina nikogo innego jak moja i innych fotografów.

-Mówiłam, że dzisiaj kończy się termin! Czemu ciebie dalej tutaj nie ma?! Gazeta wychodzi jutro!- krzyknęła głośno.

-Tak wiem. Zdaje sobie sprawę, ale nie denerwuj się. Doniosę zdjęcie za kilka minut- uśmiechnęłam się do siebie.

Byłam dumna z siebie, udało mi się zrobić zdjęcie dla którego przychodziłam tu kilka razy w ciągu dnia przez cały tydzień. To był powód do świętowania.

-No ja mam nadzieje! CZEKAM!- rozłączyła się.

Odłożyłam telefon do kieszeni i znowu spojrzałam na widok. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam pakować swoje rzeczy. Szybkim ruchem przypięłam się do liny, torbę z rzeczami założyłam na ramię i zaczęłam się spuszczać w dół.

-Praca fotografa jest ciężka.- odezwał się mój kierowca.

-Masz rację, Sam.- podałam mu torbę.

-Ja mogę się zająć liną.- wyciągnął wyczekująco rękę z moją torbą.

-Zajmowałeś się nią wczoraj.. ja też mogę to zrobić.- posłałam mu uśmiech.

-Skoro tak.- mruknął i poszedł w stronę bagażnika.

Powoli zaczęłam zwijać linę. Las powodował, że miałam ochotę zostać tam do końca życia.
Usłyszałam kojący dźwięk gitary. Szybko się odwróciłam i rzuciłam linę na ziemię. Byliśmy w samym środku lasu więc był to prawie niemożliwe aby ktoś grał tu na gitarze.

-Pozwijamy to w domu. Musimy jechać bo goni cię termin.- Sam podszedł i zaczął zbierać linę z ziemi.

Zaczęłam biec w stronę muzyki. W głowie miałam pełno pomysłów na zdjęcie. Byłam omamiona przez własne pomysły.

-Lucy! Termin!- usłyszałam tylko za swoimi plecami.

-Zaraz wrócę!- zdążyłam odkrzyknąć za nim zniknęłam za gęstwiną drzew.

Las o tej porze roku był naprawdę piękny. Liście wirowały w powietrzu i wolno opadły na ziemię. Kolor żółty i pomarańczowy tańczył wśród czerwieni. Drzewa całe nagie a jednak pełne wdzięku stały w swoich liściach. Szłam zauroczona kolorami i całokształtem lasu.
Doszłam do momentu gdzie było koło bez drzew. Na środku była ławka na której siedział chłopak z gitarą w rękach. Pięknie grał.
Szybko sięgnęłam do mojego biodra.

-Zapomniałam!- szepnęłam.

Nie miałam aparatu więc szybko wyjęłam telefon. Wymierzyłam aparat telefonu w jego stronę.
Zrobiłam kilka zdjęć. Moja połowa była zadowolona.. druga jednak żądała aby zrobić chodź jedno zdjęcie z przodu.
Cicho obeszłam ławkę i wymierzyłam aparat w jego stronę.

-Myślisz, że jestem ślepy.. albo coś w tym stylu?- spojrzał na mnie.

Był naprawdę przystojny. Jego wzrok onieśmielił mnie przez co tylko tępo wpatrywałam się w ekran telefonu.

-Zgłoszę cie.- wyjął telefon i zaczął wybierać numer.

-Nie! Proszę!- szybko znalazłam się obok niego.

-Podasz mi powód? Bo ja mam wiele argumentów aby cię zgłosić.- odłożył gitarę ale cały czas trzymał telefon.

-Ja.. jestem z gazety.. i..

-Kolejny powód.- przewrócił oczami.

-Znaczy.. ja robię zdjęcia natury do gazet.. usłyszałam cie i nawet nie wiem jak się tu znalazłam.- spuściłam głowę.

-Tak czy inaczej zrobiłaś mi zdjęcia. Dbam o swoją prywatność.- przyłożył telefon do ucha.

-NIE!- zaczęłam skakać aby dosięgnąć jego telefon.

Chłopak był ode mnie o wiele wyższy wiec nie potrafiłam go dosięgnąć.

-Proszę, zrozum, że na tych zdjęciach nie widać twojej twarzy.- zaczęłam dyszeć od energicznego skakania.

-Nie wierze ci.- podniósł jeszcze telefon do góry.

-No błagam!- cały czas skakałam.

-To usuń zdjęcia.- schylił się aby być bliżej mojej twarzy.

-Nie mogę! To naprawdę dobre zdjęcia.. zobacz.- odwróciłam się tyłem do niego rozłożyłam ręce -To jest pokazane na zdjęciu.. nie ty.- wzięłam głęboki oddech.

-To usuń zdjęcie ze mną i zrobisz sobie nowe beze mnie.- oparł rękę na biodrze.

-Ty jesteś dodatkiem, który dopełnia zdjęcie. Bez ciebie nie będzie ono perfekcyjne.- mruknęłam i znowu się odwróciłam w jego stronę.

Spuściłam głowę.
Te zdjęcia są naprawdę dobre, nigdy nie robiłam zdjęć ludzi z naturą. To może być przełom dla mnie i gazet dla których pracuje.

-Proszę.. pozwól mi umieścić te zdjęcia w gazecie.- spojrzałam na niego.

-Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia.- znowu przybliżył telefon do ucha.

-NIE!- podskoczyłam raz a porządnie.

Złapałam telefon i już miałam lądować ale stanęłam na kamień i moja kostka wykręciła się w druga stronę. Runęłam na ziemię.

-O nie.- chłopak mruknął i kucnął przy mnie.

Zaczęłam stękać z bólu. Cholernie mnie to bolało. Poczułam jak pierwsza łza poleciała po moim policzku.

-Kurwa.- zaczęłam płakać.

-Ejejej. Dziewczyna nie powinna przeklinać.- uśmiechnął się i wziął z mojej ręki swój telefon.

Byłam pewna, że sobie po prostu pójdzie a mnie zostawi płaczącą w środku lasu.
Z całych sił ściskałam kostkę aby chodź na moment przestała mnie boleć ale to nie działało.

-Dobra. Spokojnie.- z futerału gitary chłopak wyjął szalik. -Mogę cię dotknąć?- spojrzał na mnie wyczekująco.

Kiwnęłam głową. Przestałam jęczeć ale dalej leciały mi łzy. Ból przeniósł się na kolano i połowę uda, pulsował po całej nodze.
Zdjął mojego trampka i powoli odwijał skarpetkę.

-Jesteś autem?- mruknął owijając mi nogę.

-Mój kierowca na mnie czeka kilka metrów na południe.- syczałam z bólu.

-"Kierowca".- prychnął.

-Tak jestem bogatą córeczką tatusia.- spojrzałam na niego.

Byłam ciekawa jego reakcji. Po tej informacji ludzie nagle zaczynają mnie lubić.

-Świetnie.- mruknął i wstał. -Skończyłem. Możesz hopsać do swojego kierowcy, pewnie wie co ma robić dalej.- zaczął pakować gitarę do futerału.

-Dziękuję.- mruknęłam i zaczęłam się podnosić. -Zdjęcie możesz zobaczyć za niedługo w gazecie.- posłałam mu uśmiech i zaczęłam skakać w stronę auta.

-Czekaj.- pojawił się nagle przede mną. -Może jednak sam cie "dostarczę".

-Nie trzeba.- zaśmiałam się nerwowo.

Klęknął przy mnie tyłem i czekał aż wejdę mu na plecy. Liście uniosły się w górę przez wiatr, tak samo jak ja. Kiedy tak szliśmy towarzyszył nam tylko szum drzew i liści.

-Dalej nie chce aby to zdjęcie gdziekolwiek się pojawiło.- prychnął.

-Dlaczego? Mogę poznać powód?- przechyliłam głowę aby zobaczyć kawałek jego twarzy.

-Będziesz musiała podać imię "modela". Tak się składa, że nie jestem nikim i muszę takich rzeczy unikać, a po drugie.. skoro już tu dotarłaś to możesz wiedzieć. To miejsce jest moją wolnością. Mogę tam przychodzić i odchodzić kiedy chce. Sam przyniosłem tam tą ławkę i to miejsce jest teoretycznie moje. Rozumiesz.- odwrócił głowę aby spojrzeć na mnie kątem oka.

-No ale nie widać przecież tego miejsca ani twojej twarzy.- westchnęłam.

-Fanki mają swoje sposoby. Prędzej czy później moje bezludne miejsce będzie przeludnione.- mruknął.

-No ale.. zapozuj mi w innym lesie.- klepnęłam go w ramię.

-Nie. Daruj sobie sesje w lesie już dawno nie są modne.- uśmiechnął się lekko.

Nastała kolejna przerwa ciszy. Gdy zbliżaliśmy się do wyjścia z lasu usłyszałam silnik samochodu.

-Lucy!- moim oczom ukazał się Sam.

-Sam..- mruknęłam. -Możesz mnie opuścić.. chłopaku.

-Jestem Josh.- mruknął spuszczając mnie ostrożnie na ziemię.

-Dziękuję, Josh.- mruknęłam i spojrzałam na gotującego się Sama.

-Zawsze w ostatnim terminie coś się dzieje! Głupia!- krzyknął.

Sam zawsze ma rację i w sumie teraz też miał. Zawsze coś źle robię w ostatnich godzinach. Spuściłam głowę.

-Przepraszam. Nie było to specjalnie.

-Nie obchodzi mnie czy było czy nie! Znowu ci się oberwie. Jedziemy.- przeczesał ręką włosy.

-Na pewno zdążymy. Nie musisz się przecież tak pieklić.- chwyciłam się jego ręki i spojrzałam w jego wściekłe oczy.

Sam zaczął mrucząc pod nosem przekleństwa odprowadził mnie do auta.

-Josh! Wsiadaj. Zawieziemy cię gdzie tylko chcesz.- zawołałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top