16 Fałszywy Lucjusz
Trójka mężczyzn już szykowali się do wyjścia i podrózy do Nowego Yorku na owy most, gdzie nastąpił atak. Arktur stał jeszcze w swoim pokoju na samym środku poprawiając swój strój. Miał na sobie czarny płaszcz z czerwonymi wykończeniami. Na głowie założył ciemny cylinder. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki. Naciągnął opaskę na oko zerkając na lustro przy otwartej szafie. Wyglądał dobrze. Ułożone jak nigdy wcześniej włosy układały się falami okalając jego bladą twarz. Zanim zdążył cokolwiek zauważyć ktoś wszedł do pokoju zamykając cicho drzwi.
- Cóż za zaszczyt. Czyżby moja kochana siostrzyczka martwiła się o mnie przed misją? - prychnął pod nosem nawet nie patrząc na przybyszkę. Nie musiał, wyczuwał swoją siostrę na kilometr po charakterystycznej aurze jaką zawsze miała wokół siebie.
- A kto powiedział, że się o ciebie martwię? Przyszłam przypomnieć ci po co tam idziesz. Nie oglądać się za mugolkami ale szukać czegokolwiek podejrzanego - odparła z uśmieszkiem. Podeszła bliżej brata poprawiając mu guziki przy rękawie.
- Nie. Jestem. Dzieckiem. Poza tym mugolki mogą być bardzo podejrzanym obiektem mojej podróży - wycedził przez zęby wyrywając rękę z dłoni Rigel. Wywróciła oczami na ostatnie zdanie Arktura. Był typowym podrywaczej, lecz nigdy żadnej dziewczyny nie odrzucił w brutalny sposób. Przynajmniej za to mogła go pochwalić, ale takiego brata trzeba trzymać na krótkiej smyczy i mieć na nim oko. Nie jedna podrzuciłaby mu eliksir miłosny do herbaty.
- Nie jestem pewna czy nie jesteś dzieckiem. Dla mnie zawsze umysłowo zostaniesz bachorem - usunęła mu z głowy cylinder i sięgnęła dłonią, aby rozczochrać jego ciemne włosy, lecz ten na szczęście osdunął się od niej.
- To, że jesteś starsza nic nie znaczy. To facet jest głową rodziny - wyprostował dumnie kręgosłup odbierając od siostry nakrycie głowy.
- Jaki nietolerancyjny i staroświecki - skomentowała urażona lekko.
- Wiedźma feministyczna się znalazła - prychnął wracając wzrokiem do lustra. Założył cylnder przeglądając się niczym paw. NIe był strojnisiem, ale bardzo chciał nie wyróżniać się wśród mugoli. Gdyby mógł poszedłby w swojej szacie łowcy, lecz wyglądałby zbyt dziwnie wśród niemagicznych ludzi.
- Żarty na bok, Arktur. Przyszłam o coś cię poprosić - spoważniała szybko podchodząc do lustra i do brata. Zerknął na jej wyraz twarzy. Musiało to być coś na prawdę poważnego.
- Słucham cię, siostrzyczko - westchnął jakby trochę zmęczony.
- Kiedy już będziecie na miejscu zwróć uwagę na Lucjusza, jasne? Na razie nie pytaj dlaczego cię o to proszę. Po prostu miej na nim oko - wyjaśniła w skrócie wpatrując się w jego oczy. Wyraźnie zainteresowany tematem zmarszczył brwi. Wiedział jednak, że skoro Rigel, nieugięta, wredna i przemądrzała siostra, prosi go o coś takiego to musi jej zaufać.
- Dobra. Ale potem mi wszystko wyjaśnisz, jasne? - pogroził jej palcem poprawiając kołnierz i wyminął ją kierując się do wyjścia. Nie czekał na jej odpowiedź, bo i tak mu powie sama z siebie, albo on ją do tego zmusi.
Zszedł na dół, gdzie Syriusz i Lucjusz już czekali gotowi do teleportacji. Schował różdżke starannie pod płaszczem po czym zaczęli przenosić się do Ministerstwa za pomocą magicznego kominka. Stamtąd, tak jak ostatnio, mieli dopiero trafić do Ameryki. Blond włosa kobieta ostatni raz spojrzała na brata ze schodów kiwając w jego stronę lekko i dyskretnie głową. Odkiwnął i już zniknął w charakterystycznych, zielonych płomieniach.
Ministerstwo jak zwykle okazało się zatłoczone i pełne czarodziei. Ci, co pracowali tutaj przywykli do tego klimatu. Zgodnie z obietnicą daną siostrze Arktur zwracał uwagę na ojca Dracona. Wydawał się dzisiaj lekko zestresowany. Zgodnie z jej słowami warto było go obserwować. Wyraźnie coś było nie tak z nim dzisiaj. Może zestresowany misją? Arktur postanowił zadziałać.
- Niech pan się uspokoi. Mamy tylko się rozjerzeć, pamięta pan? Bez stresu - podsezdł bliżej mężczyzny uśmiechając się do niego. Ten, jakby obudzony z transu, wzdrygnął się i zpojrzał na ciemnowłosego.
- Pamiętam, pamiętam. Po prostu... Dalej to dziwne, że Erika... Może być taką osobą - mówił cicho, co jakiś czas robiąc przerwy rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuję. Musieli przerwać rozmowę ze względu na kolejną teleportację. Dopiero stojąc w budce telefonicznej na jednej z ulic Nowego Yorku mogli kontynuować temat.
- Może mi pan powiedzieć jaka ona była? Moja siostra - spytał idąc ramię w ramię z jasnowłosym. Popatrzył na niego spod czoła. Na usta wypłynął nerwowy uśmiech a wzrok jakby jakoś odcięty od rzeczywistości wydawał się sięgać do wspomnień.
- Była dobrą osobą. Będąc dzieckiem była bardzo żywiołowa. Realcję Dracona i Eriki... Ach, nigdy bym nie chciał zepsuć ich przyjaźni a potem miłości - odpowiedział wreszcie wkładając dłonie do kieszeni drogiego płaszcza.
- Ciekawe do kogo była bardziej podobna. Do ojca czy matki - rozmarzył się na moment Arktur tracąc na chwilę czujność i wpadając na przypadkową osobę. Szybko przeprosił, jak się okazało kobietę. Widząc jak urodziwa ona była uśmiechnął się do niej w podrywający sposób ujmując jej dłoń i całując zewnętrzną cześć. Na koniec puścił do niej oczko odchodząc od zawstydzonej mugolki. Wtedy właśnie napotkał wzrok starszych towarzyszy.
- Nie była taka puszczalska jak braciszek. Tyle ci mogę na pewno powiedzieć... Ale akurat ta kobitka była dość atrakcyjna. Dobre oko - powiedział Syriusz śmiejąc się z ciemnowłosego. Arktur już wiedział, że akurat z tym mężczyzną na pewno znajdzie wiele wspólnych tematów.
Wreszcie doszli do mostu. Nie było na niego wstępu ze względu policyjnych oględzin i trwających napraw. Jednak już z daleka mogli zauważyć widoczne zadrapania i spalone części mostu. Westchęli z dezaprobatą rozglądając się dyskretnie po okolicy. Wokół nich trwała właśnie ogromna manifestacja. Ludzie wychodzili na ulicę z wielkimi plakatami i napisami na temat końca świata lub o istnieniu sił nadnaturalnych takich jak prawdziwa magia. Wielkie zagrożenie dla czarodziei. Będąc tutaj dopiero teraz zrozumieli jaki to wielki problem. Możliwe, że już nie zdołają cofnąć skutków ataku smoka na most.
- Czego konkretnie szukamy w takim razie? - spytał jednooki patrząc na dwójkę towarzyszy przy nim.
- Dziwnych osób, rzeczy, śladów... Czegokolwiek. Najwyżej staniemy się celem kolejnego ataku tych szalonych ludzi - odpowiedział Black wzruszając ramionami.
- Może też nas wcielą do swojej armii, skąd znajdziemy Erikę i odbjiemy ją? - wydukał z sarkazmem Arktur. Zdając sobie sprawę z tego co powiedział, spojrzał na Syriusza wielkimi oczami. Patrzyli tak na siebie jak oświeceni ludzie.
- Ty to jednak masz wspaniały łeb! - animag zaśmiał się uderzając chłopaka w ramię.
- Dla Eriki wszystko - powiedzieli razem swoim głośnym głosem zwracając uwagę przechodzących mugoli. Uspokoili się speszeni swoim dziecinnym zachowaniem. Arktur przeklął w myślach przypominając sobie słowa swojej starszej siostry. Czasami faktycznie zachowywał się jak dziecko.
- Zaraz... Gdzie Malfoy? - nagle Syriusz zaczął się oglądać uświadamiając również i Crapfield'owi zniknięcie jasnowłosego. Spanikowany zaczął szukać wzrokiem Lucjusza za nic nie mogąc go namierzyć.
- Rozdzielmy się. Może porywacz zaczął działać - zasugerował Syriusz spoważniając momentalnie. Kiedy już mieli się rozjeść Arktur szybko zatrzymał Syriusza.
- Pamiętaj, zero używania... - nie dokończył, bo mag odkiwnął pamiętając o zasadzie. Nie mogli używać magii wśród mugoli i w dodatku w takiej sytuacji. Arktur ruszył w przeciwną stronę od Black'a obserwując bacznie ludzi szukając między nimi Lucjusza. Bezskutecznie.
Po jakimś czasie szukania zaczęło mu doskwierać brak magii. Gdyby tylko mógł chociaż jedno zaklęcie wypowiedzieć może sprawa byłaby prostrza niż teraz. Denerwował się coraz bardziej a po malfoy'u ani śladu. Przystaną wreszcie przy jednej z budek z jedzeniem oddychając szybko. Tupał nogą zastanawiając się, gdzie jeszcze nie szukał mężczyzny. Westchnął zmęczony szukaniem. W dodatku pogoda też zaczynała się psuć. Zbierały się gęste i ciemne chmury na Nowym Yorkiem gotowe w każdej chwili spuścił na mieszkańców tone śniegu na raz.
Nagle do jego uszu dobiegł kaszel i znajomy głos. Odwrócił się za siebie dyskretnie zauważając znajome jasne włosy zaginionego towarzysza. Już chciał do niego podejść, ale przypomniał sobie słowa siostry. Skrył się za budką wychylając się co jakiś czas zza niej, aby zobaczyć Lucjusza. Przełknął nerwowo ślinę wyraźnie wyczuwając coś dziwnego. Czarodziej grzebał po kieszeniach tak nerwowo, że mógł w każdej chwili rozszarpać je gołymi dłońmi. Oddech miał bardzo szybki i wyraźnie dokuczało mu suchość w gardle. Nerwowe tiki ogarnęły jego ciało. Nagle włosy zaczęły się wydłurzać i jeszcze bardziej blaknąć przechodząc w czystą biel. Sama sylwetka przybrała dość nietypowy kształt, ale więcej nie był w stanie zobaczyć, bo ów osoba wypiła resztę eliksiru. Wielosokowego.
Arktur był w wielkim szoku. Schował się za budkę wstrzymując na moment oddech. Musiał przetworzyć wszystkie informację zanim cokolwiek mógł zrobić. Rigel miała rację. warto było mieć oko na Lucjuszu. Lucjuszu? Nie był pewien, czy może tak teraz do niego mówić. Postanowił narazie nic z tym nie robić. Za dużo tutaj ludzi, więc najpierw będą musieli wrócić do dworu i reszty.
Jakby nic się nie stało wyszedł z ukrycia. Malfoy wyjaśnił swoje zniknięcie jakąś tanią podpuchą po czym chciał jak najszybciej wrócić do domu. Nie prostestował. Spotkali się z Syriuszem obok mostu i wrócili do Ministerstwa a z tamtąd do mieszkania. Arktur dopiero tam mógł podjąć odpowiednie kroki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top