14 Prorok Codzienny
Rigel szła szybkim krokiem przez Ministerstwo trzymając przy sobie brata i gazetę. Szeroko otwarte oczy wyrażały lekkie przerażenie i złość. Zaciśnięta szczęka niemal sama z siebie zdawała się zmiażdżyć wszystko w ustach. Jej pracownicy pierwszy raz widzieli ją w takim stanie. Dostając się na upragnione piętro nie rozmawiała z bratem ani chwili dłużej. Widząc swój cel, sale obradową, ucieszyła się lekko, lecz nagle została zatrzymana przez ochraniarza.
- To nie jest spotkanie łowców. Nie możecie wejść - powiedział oschle. Blondynka oblizała zdenerwowana wargi podchodząc bliżej mężczyzny.
- Posłuchaj, słociutki. Tutaj liczy się interes każdego czarodzieja w tym także ciebie, więc jeśli byś był łaskawy to daj nam przejść. Chyba że wolisz, aby wszystko poszło na marne? - odparła z jadem w głosie. Może i nie było to Ministerstwio brytyjskie, ale tutaj, w Ameryce, poznała dużo rzeczy z powodu szkoły.
- Niech się pani nie wtrąca. To spotkanie międzynarodowe, proszę odejść - nawet ochroniarz zaczął się denerwować. Nagle drzwi się otworzyły od sali. Wyszedł z nich zaniepokojony rozmową Potter. Spojrzał na rodzeństwo i na ochroniarza.
- Wzywałem ich. Mogą wejść - odpowiedział, po czym natrętny stróż spokoju puścił łowców wolno.
- W samą porę, Potter. Długo już to trwa? - spytała cicho rozglądając się po pomieszczeniu. Widziała tutaj dużo przedstawicieli z różnych stron świata. Potter był jednym z nich.
- Panie Potter, kto to jest? Spotkanie jest zamknięte - upomniał ich przewodniczący MACUSA-ą.
- Państwo Crapfield. Łowcy czarnoksiężników z mojego Ministerstwa. Mają zapewne ważne wiadomości do przekazania na naszym spotkaniu - powiedział zerkając nerwowo na Rigel. Kiwnęła lekko głową po chwili patrząc na jednego z przedstawicieli amerykańskiego kongresu.
- Panna Crapfield. Nie wiedziałem, że masz brata i zostałaś przedstawicielem łowców w Wielkiej Brytanii - odezwał się mężczyzna. Rigel znała go. Uśmiechnęła się lekko.
- Za to profesor świetnie się trzyma na nowej pozycji - odpowiedziała. Był to jej ulubiony nauczyciel w szkole. Na moment uspokoiła się przypominając sobie jak fantastyczne lekcję prowadził w Ilvermorny.
- Zapewne nie jesteś tutaj po to, aby rozmawiać o starych dziejach - zwrócił uwagę kto inny. Opiętała się szybko odwracając się do reszty. Stanęła na środku pomieszczenia unosząc do góry gazetę.
- Spotkanie dotyczy ostatnich wydarzeń na moście w Nowym Yorku. Tak samo jak ten oto jedyny egzemplarz brytyjskiej gazety dla czarodzieji. Prorok codzienny zajmował się tą sprawą do niedawna i właśnie takie informację zdołał pozyskać - oddała egzemplarz przed nos najwyższego ze wszystkich zebranych, aby potem gazeta przeszła do następnych.
Arktur zauważył inne gazety leżące przed jednym z Aurorów. Były one mugolskimi gazetami z pierwszymi stronami zapełnionymi zdjęciami smoka i zniszczonego mostu. Ogrom tego horroru był zbyt wielki, aby teraz go zatuszować. Cały niemagiczny świat teraz obracał się wokół tego incydentu.
- "Świat czarodziei prawdopodobnie spotkał się już wcześniej z takim przeciwnikiem. Wszędzie gdzie atakuje zostawia charakterystyczny podpis G.G. Tajemniczy fanatyk stał się głównym tematem obrad w Ministerstwie w Ameryce."... Sądzą, że to jakiś czarodziei z przeszłości pokonany chce teraz zemsty? - spytał Potter po tym jak dotarła do niego gazeta.
- Nie tyle co zemsty, ale dokończenia swojego dzieła. Zapewne chcę powybijać niemagicznych i zawładnąć naszym i ich światem - zaproponowała Rigel. To był dość ambitny i groźny plan.
- Co w takim razie z ludźmi? Widzieli i uwiecznili smoka i atak czarodziei - zapytał pewien mężczyzna.
- Trzeba znaleźć wspólny język z mugolami. Najwyższe organy muszą współpracować i przekonać lud do uspokojenia się - odpowiedział tym razem Arktur. Niektórzy z zebranych prychneli śmiejąc się pod nosem. To nie będzie łatwe, a niemal niemożliwe w przypadku niektórych państw.
- Maniak nie zabija tylko mugoli - wtrąciła się ostro Rigel.
- Odnotowano kilka ataków na czarownice, jednak zostały tylko ranne, więc... - przedstawiciel nie dokończył.
- Gazeta "Prorok codzienny" przestała istnieć, kiedy na rynku pojawiła się jedna gazeta zawierające te informację. Zabito pracowników wraz z rodzinami dzisiejszego poranka a samą siedzibę wysadzono w drobny mak. Oni też są tylko ranni? - zapytała z groźnym wzrokiem. Zapanowała cisza. Harry wstał ze swojego miejsca jak oparzony prądem.
- Prorok upadł?! Jak to możliwe, że nic nie wiadomo o tym? - spytał gorączkowo. Było to dla niego niemożliwe, że takie przedsięwzięcie upada w jeden dzień.
- Nie doszła wiadomość, bo inne wydawnictwa dziają wolniej bez fawpryta wśród czytelników. Byliśmy jednymi z pierwszych na miejscu zbrodni - wydukał Arktur odbierając gazetę.
- W takim razie co mamy zrobić? Jak mamy się bronić przed kimś, kogo nie możemy znaleźć? - spytała pewna azjatka. Rigel westchnęła.
- Przede wszystkim dyskrecja. Wróg nie może wiedzieć jak daleko czy blisko niego jesteśmy - zaczęła wyjaśniać.
Spotkanie przedłużyło się o kilka godzin. Była to ważna sprawa i nie łatwo było ją rozwiązać. Jednak ostatecznie zgodzili się wszyscy z pierwszymi słowami Rigel. Muszą być dyskretni. Po wszystkim razem z Potter'em wyszli z budynku przyglądając się dyskretnie. Zbierało się na burzę.
- Nie chciałaś dać tej gazety przedstawicielą. Dlaczego? - spytał po chwili cicho Harry swoją towarzyszkę obok. Zerknęła na niego.
- To nie jest ta gazeta. Mam kopię u Malfoy'a, jednak prawdziwym złotem dla nas jest ta - wyjęła z kieszeni zgiętą mugolską gazetę z wyraźnym zdjęciem opalookiego na okładcę.
- Dlaczego? - pytał ciemnowłosy.
- Błagam, myśl szybciej. Smok, opalooki, Erika, zmiennokształtność. Wiesz o czym mówię? - wtrącił się Arktur lekko zdenerwowany głupim pytaniem Harry'ego.
- My nie widzieliśmy smoka Eriki, ale Draco tak. Może znajdzie na tym gadzie jakieś znaki, że jest to Erika - wyjaśniła spokojnie Rigel ruszając przed siebie w stronę budki telefonicznej.
- Ale czy nie lepiej będzie, jeśli okaże się, że to zwykły smok? Jeśli Erika była podczas tego ataku, to znaczy, że jest po stronie porywacza - powiedział Harry.
- Chciałabym, aby to nie była ona uwierz mi, Harry - wyszeptała zmartwiona Rigel. Weszli wreszcie do odpowiedniej butki po czym już po kilku chwilach znaleźli się w brytyjskim Ministerstwie Magii. Stamtąd musieli udać się do Malfoy'ów jedynie w dwójkę. Potter'owi wypadło jeszcze coś ważnego w pracy przez co jedynie rodzeństwo wróciło do Dracona.
Po usłyszeniu otwieranych drzwi do domu Draco zabrał z kolan Erna i wystrzelił z salonu jak rażony piorunem. Napotykając w drzwiach Crapfield'ów niemal wstrzymał oddech.
- I? Co powiedzieli? - spytał wreszcie przepuszczając ich do środka i do salonu, gdzie siedział również jego ojciec. Obaj byli ciekawi jak toczy się sprawa między narodami.
- Odbędzie się śledztwo, ale przede wszystkim dyskrecja. Ale nie o to teraz chodzi - odparł Arktur przejmując gazetę od siostry. Usiadł na kanapie obok Malfoy'ów przyglądając się im przez moment.
- Co się stało? - spytał wreszcie Lucjusz nie mogąc znieść ciszy. Ciemnowłosy spojrzał na gazetę i na nich.
- Słyszeliście o moście i ataku na mugoli. Był tam też smok. Był to opalooki, ten sam gatunek w który potrafiła zmieniać się Erika. Chcieliśmy spytać Dracona czy na tym zdjęciu smok ma jakieś cechy charakterystyczne dla Eriki - wytłumaczył spokojnie powoli pokazując blondynowi okładkę. Łapczywie odebrał od niego mugolską gazetę wpatrując się w ogromne zdjęcie gada na moście. Zapadła niewygodna cisza. Wszyscy czekali na werdykt partnera zaginionej dziewczyny.
- Draco? Widzisz coś? - spytała wreszcie zestresowana Rigel. Nie mogła dłużej siedzieć tak i nic nie mówić. Tutaj chodzi o jej siostrę. Zauważyła dziwne zachowanie blondyna. Dłonie zaczęły mu się trząść tak samo jak warga. Oczy szeroko otwarte wydawały się zachodzić pierwszy raz od długiego czasu łzami. Nie była w stanie jednak przyznać, czy były to łzy szczęścia czy smutku.
- Widzicie to tutaj? To zadrapanie - Draco pokazał palcem na mało widoczne w owej rozdzielczości zadrapanie na pysku smoka. Ciągnęło się od okolic tylnej części kości szczęki po pod oko.
- Erika miała taką blizne? - zapytał lekko poddenerwowany Arktur. Było to kluczowe pytanie. Draco zerknął na niego.
- To ona - po policzku Dracona spłynęła jedna, mała i słona łza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top