10 Wypadek

Dni były ponure i ciągnęły się jak lepki miód. Było to najgorsze dla Dracona i wszystkich bliskich Eriki. Arktur powoli dochodził do siebie, jednak nikt prócz Severusa nie widział jego oka, ponieważ nosił tymczasową opaskę dopóki jego stan się nie poprawi. Rigel i Harry wrócili do swpich obowiązków w Ministerstwie. Draco wraz z Snape'em badali i analizowali ostatnie zdarzenia dzieląc się spostrzeżeniami z rodzicami blondyna. Ci zaś zajmowali się sobą nazwajem. Lucjusz starał się pomóc chorej Narcyzie a ta aklimatyzowała go w otoczeniu.

Nadchodziła zima. Robiło się coraz zimniej i wszyscy czekali już tylko na nadchodzący śnieg. W pałacu paliło się w kominku a skrzaty uwijały się, aby ugodzić swoim panom pobyt.

            - Draco. Możemy porozmawiać? - do pokoju swojego syna weszła Narcyza. Owinięta kocem uśmiechała się do niego lekko. Wyglądała coraz gorzej. Jej twarz była tak zmęczona jak nigdy wcześniej, ale nawet mimo to była w stanie się uśmiechać. Blondyn wstał z łóżka i zaprosił matkę do pokoju. Usiadła obok niego i w ciszy przyglądała mu się. Zauważyła, że nie obciął ostatnio włosów, ani nie zgolił rosnącej mu brudy.

            - Erika na prawdę ma wielkie szczęście, że cię spotkała i postanowiła być z tobą - powiedziała nagle kobieta po chwili. Blondyn prychnął cicho pod nosem.

             - To nie ona ma szczęście. Ja mam szczęście, że została przy mnie i mnie wybrała z wielu lepszych ludzi - odpowiedział uśmiechając się w zamyśleniu. Ta pustka coraz bardziej mu wadziła.

            - Odnajdziesz ją, synu. Będzie cała i zdrowa. Potem poślubicie się i... Może założycieli rodzinę? Będziecie mieli dzieci - mówiła rozmarzając się na moment. W takich momentach czuł się dość dziwnie. Jak każdy dorosły syn matki wołał o takich rzeczach rozmawiać z partnerką a nie z nią.

             - Na pewno... Jak się czuje Erno? - spytał po chwili przypominając sobie, że po ataku na jego dom demimoz odrobinę ucierpiał, lecz dzięki swojej zdolności do znikania zdołał uciec w porę od oprawców.

             - Coraz lepiej. A ty? Jak to znosisz? To wszystko - położyła dłoń na jego ramieniu pocieszając go w jakiś niewidzialny sposób. Matczyna miłość zawsze pozwalała mu choć w małym stopniu uspokoić się i poczuć się bardziej bezpiecznym.

             - Nie tracę nadziej. Wiem, że ją odnajde - odpowiedział ze spokojem i pewnością siebie. Nagle tą pogawędke przerwało otwarcie drzwi i wejście do środka Severusa. Patrzył na Narcyze, jakby zrobiła przed chwilą coś bardzo złego. Był wściekły.

             - Musimy porozmawiać. Poważnie, w cztery oczy - podkreślił ostatnie słowa wpatrując się w nią jak zły pies. Opuściła syna wychodząc na zewnątrz jego pokoju.

Niespodziewanie zamiast niej do pokoju wszedł mały chłopiec zastępując towarzystwo matki Dracona. Po zamknięciu się drzwi zapanowała cisza w pokoju.

            - Znalazłem go na strychu - powiedział cicho chłopiec wypuszczając z rąk demimoza. Lekko zaskoczony Draco widokiem chodzącego już normalnie pupila zerknął na Teddy'ego. Erno wskoczył na łóżko obok swojego właściciela czekając na rozwój sytułacji. 

             - Polubił cię jak widzę. Mnie musiał długo analizować zanim pozwolił mi zbliżyć się do Eriki w jego obecności. Można powiedzieć, że po wojnie musiałem rywalizować z nim o nią - powiedział blondyn targając sierść stworzenia swoją dłonią. Chłopiec zaśmiał się a jego kolor włosów ponownie się zmienił w łagodny blond. 

                - Bardzo puszysty i kochany... Wujku, jaka jest Erika? - sptał znikąd chłopiec zbliżając się do niego bliżej siadając obok Dracona.

                - Chyba nie ma odpowiedniego słowa, aby ją określić. Chyba była po prostu sobą - odpowiedział lekko zakłopotany pytaniem i rozbawiony. 

W tym czasie Narcyza wraz ze Severusem korytarzem. Domyślała się o co chodzi Snape'owi. Weszli do pierwszego lepszego pokoju, aby nikt im nie przeszkadzał.

             - Co się stało, Severusie? - spytała. Kiedy zaczął do niej podchodzić zaczęła się cofać. Wyciągnął z kieszeni fiolke pełną leku, jaki miała ona brać.

             - Myślisz, że dasz radę mnie nabrać i przestać brać eliksir podczas kiedy jest ci bardzo potrzebny? Znasz konsekwencje nie brania go regularnie i nagłym odstawieniu go, Narcyzo a mimo to robisz wszystko na opak moim zaleceniom - syknął wściekle. Nie miała już gdzie uciec, kiedy poczuła ścianę za sobą. Przełknęła kule w gardle przestraszona aurą mistrza wywarów.

             - Z całym szacunkiem, Severusie. Zauważyłam, że ten eliksir nie działa. Od samego początku nie niweluje mojej choroby a jedynie uspokaja mój umysł, abym myślała, że jest lepiej - odpowiedziała cicho. Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie. Domyślał się, że Narcyza nie jest na tyle głupia, aby tego nie zauważyć, ale czemu akurat teraz? Kiedy pracował dopiero nad wywarzeniem odpowiedniego eliksiru dla niej?

             - Skąd ta pewność, że nie działa? Nagle stałaś się tak dobra z eliksirów? - prychnął pod nosem.

             - Skąd ta troska, Severusie? - zignorowała jego pytanie zadając swoje.

             - Nie bądź naiwna, dobrze wiesz, że nie robię tego sam z siebie. Erika już dawno zauważyła twój słaby stan zdrowia. Musiałem jej obiecać, że znajdę eliksir dla ciebie - odpowiedział warknięciem. Kobieta zmarszczyła brwi.

             - Wiedziała? Jak?

             - Chusteczka z krwi. Widziała jak kaszlesz - odpowiedział krótko. Zapadła cisza. Kobieta bawiła się nerwowo fragmentem swojej sukni, jakby właśnie miała powiedzieć coś na prawdę strasznego i ważnego. Jakaś okrutną prawdę. I tak właśnie miało być.

             - Severusie. Jesteś bystry, na pewno domyśliłeś się skąd moje pogorszenie zdrowia - przyznała kobieta patrząc jednoznacznie na mężczyznę.

            - Mam pewne podejrzenia. Takie objawy mówią najbardziej o jednej rzeczy - odparł przyjmując bardziej sztywniejszą formę.

            - ... Ona żyje. Jest bezpieczna, ale nie koniecznie musi być taka jak wcześniej. Trzeba ją uratować, Severusie. On powstał. Poprzedni czaroksiężnik z przeszłości - mówiła szybko podchodząc bliżej Snape'a. Coś było nie tak. Nagle jej suknia zaczęła przesiąkać czymś czerwonym. Skóra na twarzy i dłoniach zaczęła jakby czernieć i zanikać. Nie mylił się. To musiała być klątwa.

             - Narcyzo! - z ust Snape'a wydobył się krzyk. Złapał lecącąna ziemię kobietę licząc, że zdoła jej jakoś pomóc i ktoś usłyszał jego głos. Nie miał jednak pomysłu jak ocalić Malfoy. Klątwa to dość silny urok a w tym przypadku nigdy nie jesteś pewny czy jest rozwiązanie na nie.

Do pomieszczenia nagle wszedł Lucjusz a zaraz za nim Nimfadora. Severus spojrzał na nich i na Narcyze w jego rękach. Leżała na ziemi opierając głowę o klatkę czarodzieja. Nie ruszała się. Wszystko działo się w takim tempie, że Severus nawet nie zauważył kiedy do tego doszło.

             - Cyziu? Cyziu! - siostra blond włosej kobiety doszła do niej upadając na kolana obok kucającego Snape'a. Zatkała usta dłonią wypłakując słone łzy nad ciałem martwej Narcyzy.

             - Narcyza! Moja żona... - Lucjusz doskoczył do nich głęboko poruszony widokiem swojej ukochanej. Po chwili krzyki i szlochy zostały usłyszane przez młodszych lokatorów. Już sekundę potem stali w drzwiach zaskoczeni dziwnymi odgłosami. Draco niemal nie upadł widząc swoją matkę. Odruchowo poczuł jak mały Ted wtula się w jego nogawkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top