05 Znalezisko
Następnego poranka Rigel wybierała sie do domu Dracona po nocnej zmianie patrolowania z Syriuszem. Musieli mieć pewność, że śmierciożercy nie wrócą w nocy, kiedy domownicy spali. Syriusz był już w środku i smacznie spał, kiedy łowczyni postanowiła jeszcze raz przejść się do miejsca, gdzie ostatnio zaatakowali. Było to tuż obok wielkiego ogrodu, jaki wcześniej pielęgnowała Erika. Na ziemi dalej widać było zaschniętą krew. Stanęła na samym środku rozglądając się. Mogli przecież coś przeoczyć. Znajdzie może jakąś wskazówkę. Nie musiała długo szukać. Za złamaną gałęzią drzewa leżało jakieś ciało. Wyciągnęła różdżke w razie obrony. Postać nie poruszała się i była okryta czarnym płótnem. Przykucnęła obok ciała ściągając ciemny materiał z twarzy, aby zidentyfikować czarodzieja. Zmroziło ją.
- Mój Merlinie... - wydukała podnosząc się na równe nogi. Cofnęła się niemrawo po czym rzuciła się do biegu. Weszła do mieszkania kierując się do pokoju Syriusza. Ten nie spał daleko od wejścia. W salonie na wielkiej sofie. Doskoczyła do niej chwytając najbliższą rzecz jej dłoni, czyli poduszkę. Zaczęła obkładać nią mężczyznę, aby się obudził. Szybko to nastąpiło. Zakrył się dłońmi, aby nie wybiła mu oka.
- Co ty robisz? Spać mi się chcę! - wymruczał łapiąc poduszkę i odrzucając ją do kąta.
- Znalazłam kogoś na podwórku. Musisz to zobaczyć - powiedziała szybko, na co animag momentalnie podniósł się patrząc szerokimi oczami na czarownicę. Jakby telepatycznie porozmawiali i Black wystrzelił z sofy jak z procy. Wyszedł na zewnątrz niemal biegiem. Rigel zaprowadziła go do celu.
- Czego mam się spodziewać, Rigel? - spytał szybko Syriusz. Zerknęła na niego przez ramię zaniepokojona.
- Nie spodziewałbyś się tego w całym swoim życiu. Na początku pomyślałam, że może być to ona, ale potem odkryłam jego twarz... - mówiła, aż wreszcie znaleźli się na miejscu. Płótno leżało na ziemi, lecz nic nie znajdowało się pod nim. Postać w białej koszuli i czarnych spodniach stała obok, w mroku cienia rzucanego przez drzewo.
- Czy to... Niemożliwe! - wyszeptał niemal całkowicie sparaliżowany szokiem Black. Mężczyzna wyszedł z cienia ukazując się dwójce. Jasne, długie za ramiona włosy, szare oczy lekko podkrążone. Wysoka i dojrzała postura. Lucjusz.
- Przecież nie żył... Zginął podczas walki ochraniając Erike! - tłumaczyła sobie na głos Rigel. Było to kompletnie niemożliwe, aby Malfoy żył. Przecież nawet jego ciało zostało zaniesione do Hogwartu po walce. Odbył się pogrzeb, i żałoba po nim. W końcu okazał się jednak na końcu odrobinę lepszym człowiekiem.
- Moja żona... Syn i Erika... Gdzie oni są? Proszę, chcę ich zobaczyć - odezwał się Lucjusz robiąc jeszcze pare kroków do nich. Dziewczyna instynktownie cofnęła się, lecz Syriusz musiał złapać osłabionego czarodzieja inaczej upadłby na ziemię. Spojrzał na łowczynie, po czym ruszyli do domu oznajmić wszystkim o dziwnym znalezisku.
- Black! Czemu robisz zamieszanie o piątej rano?! Dla twojej informacji nie jesteś tutaj sam! - niezbyt wyspany Snape powitał ich przy wejściu, lecz szybko opanował się, kiedy zobaczył Malfoy'a zwisającego i słabego na ramieniu Syriusza.
- Severus? - blondyn podniósł głowę, aby spojrzeć na czarodzieja. Snape popatrzył w tym czasie na Rigel. Liczył, że wie cokolwiek więcej od niego, lecz mylił się. Wiedzą tyle samo.
- Narcyza. Trzeba zawołać Narcyzę - powiedział Black chcąc odłożyć Lucjusza w bezpiecznym miejscu. Wprowadzili go do salonu, ale kiedy animag chciał iść do sypialni kobiety, Snape zagrodził mu drogę.
- Najpierw trzeba się upewnić, że to na pewno on. Równie dobrze mógł by to być szpieg - powiedział groźnie mistrz eliksirów. Miał rację. Syriusz nie był w stanie tego powiedzieć, więc cofnął się i wymierzył różdżką w przybysza.
- Revelio - wypowiedział zaklęcie nawet bez patrzenia na Lucjusza. Nic się nie stało. Dalej siedział na kanapie patrząc na nich. Syriusz poczuł satysfakcję z tego powodu. Mimo, że uwierzył na początku Snape'owi udowodnił mu, że i tak jest w błędzie. Z uśmieszkiem na twarzy wyminął go i poszedł do pokoju Narcyzy oraz do innych. Było to coś, co na pewno wszyscy w tym domu chcą zobaczyć. Kiedy zbliżył się do drzwi i chciał wejść do środka one niespodziewanie otworzyły się. Wyskoczyła z nich lekko zaspana kobieta w szlafroku.
- Co się dzieję, Syriuszu? - spytała przecierając oko. Wyraźnie nie wyspała się przez harmider na dole. Złapał ją delikatnie za ramiona pocierając je.
- Lepiej jak zobaczysz to na własne oczy. Idę obudzić pozostałych a ty idź do salonu - powiedział wiedząc, że to, co tam zobaczy może być dla niej wielkim szokiem. Zgodziła się omijając powoli czarodzieja j kierując się na schody w dół. Obejrzał się za nią i dopiero kiedy nie był w stanie jej już zobaczyć ruszył do następnych pokoi.
Blondynka weszła do salonu, gdzie Snape i całą reszta zasłaniali kogoś na kanapie. Nie umknęło ich uwadze jej przybycie. Niepewnie i w ciszy zaczęli ustępować jej miejsca między nimi. Wreszcie jej oczom ukazał się on. Jej mąż, który przecież zginął na polu bitwy. Momentalnie oczy zrobiły jej się mokre od łez a warga drgać nerwowo. Oddech przyspieszył a jej dłoń powędrowała na usta z których wydobył się cichy jęk. Lucjusz wstał z kanapy w takim samym stanie jak ona i wyciągnął w jej stronę dłonie.
- Lucjusz! Kochany mój! - rzuciła się na niego kompletnie rozpłakana i szczęśliwa. Pochwycił jej policzka, aby następnie złączyć ich usta.
- Narcyza... Tak długo czekałem na to spotkanie - powiedział po chwili z lekkim uśmiechem. Nawet nie zauważyli jak do pokoju wszedł ich syn a za nim Arktur. Draco stał tak chwilę analizując postać ojca. To on. Wrócił. Ale trudno było mu w to uwierzyć, skoro widział jego ciało po walce. Mimo to wzruszony dostąpił swoich rodziców, którzy w całą trójkę trwali w uścisku. Reszta patrzyła na Lucjusza z niedowierzaniem.
- A gdzie Erika? Pewnie też tutaj jest, prawda? - spytał nagle Lucjusz. Wszyscy momentalnie spoważniali. Zaskoczyło go to, po czym wypuścił swoją rodzinę z objęć a spojrzał na Severusa. Spodziewał się po nim odpowiedzi.
- Zaginiona. Ktoś ją porwał - odpowiedział krótko i bez uczuciowo. W całym domu panowała martwa cisza. Malfoy podszedł do niego bliżej.
- Nigdy nie spodziewałem się od ciebie żartowania, Severusie. Gdzie ona jest? Powiedziałeś jej wreszcie tą prawdę? - spytał.
- Została porwana. Nie wiemy gdzie jest i tak, powiedziałem jej prawdę już dawno temu - odpowiedział czarodziej. Przez chwilę wydawało się wszystkim, że Lucjusz kompletnie nie ma pojęcia ile czasu minęło od wojny o Hogrwat. Jakby przez ten cały czas był poza czasem i ludzkością. Zastanawiali się gdzie był i przede wszystkim jak przetrwał to. W końcu widzieli jego martwe ciało co niektórzy!
- To niemożliwe... Erika... Mała Erika... Ha.. Nie. Ona tutaj musi być. Jestem tego pewny - mówił do siebie mężczyzna chwytając się za głowę. Nie przypominał już tamtego arystokraty i śmierciożercy. Był zagubiony i kompletnie bezbronny. Nie miał przy sobie nawet różdżki. Narcyza masowała dłonią jego plecy, aby go uspokoić.
- Zacznijmy może od początku! Jak się tutaj znalazłeś i jak na litość Merlina uszłeś z życiem, panie Malfoy? - opatrzony Artkur przysunął krzesło do mężczyzny. Zmusił go do spoczęcia na kanapie a sam usiadł okrakiem na krześle opierając dłonie o oparcie. Wpatrywał się przenikliwymi oczami koloru aluminium. Plusem jego oczu było to, że same w sobie potrafiły zahipnotyzować drugiego człowieka dając czas czarodziejowi na wtargnięcie do jego umysłu i odczytanie potrzebnych informacji jak z książki. Tutaj było inaczej. Zbyt silne zaklęcie ochraniające było przeszkodą dla Arktura. Zrezygnowany postanowił czekać na odpowiedź mężczyzny.
- Po walce w Hogwarcie długi czas byłem nieprzytomny i zdrowiałem, więc nie jestem oewny ile czasu minęło... Nie mam pojęcia jak przeżyłem. Co zrobili, aby mnie wyleczyć zawsze było tajemnicą - odpowiedział czarodziej. Arktur spojrzał na siostrę jednoznacznym wzrokiem.
- Nowe zaklęcie? - zaproponował ciemnowłosy łowca.
- To, że Araston odkrył takie nie oznacza, że czarodzieje wymyślają takie od tak sobie - odpowiedziała ze spokojem. Wszyscy zachowywali ciszę. Wreszcie Snape postanowił opuścić towarzystwo, co zauważyła jedynie Narcyza. Przeprosiła całą resztę i wyszła za mistrzem eliksirów. Kiedy ją zobaczył podał jej małą fiolkę z płynem.
- Powinnaś iść z twoją chorobą do specjalisty. Uszczuplasz moje eliksiry - odpowiedział oschle. Kobieta uśmiechnęła się pod nosem przyjmując podarunek.
- A czy lekarz jest w stanie mi pomóc? Poza tym wole powierzyć kwestię mojego zdrowia komuś, komu ufam w sprawie lekarstw - odpowiedziała wypijając odpowiednią dawkę.
- Lekarstw i trucizn. Zawsze o tym zapominasz - dodał przenosząc wreszcie wzrok na mały obrazek leżący na stoliku. Widniała na nim podobizna Eriki i Dracona. Chłopak stał za nią obejmując ją jedną ręką przez ramię a w drugiej trzymał jej dłoń. Z uśmiechami poruszali się jak w rytm spokojnej piosenki. Byli szczęśliwi razem.
- Trzeba ją odnaleźć. Te czasy muszą dla nich i dla nas wrócić - powiedziała Narcyza patrząc na ten sam punkt co Snape. Zerknął na nią z ponurym wyrazem twarzy.
- Ty też musisz wyzdrowieć. Dla nich - odpowiedział mężczyzna.
- Powiedz sam. Jest to możliwe dla mnie? Czy jest dla mnie nadzieja? - spytała ze smętnym uśmiechem. Musieli zwracać uwagę na swój ton głosu. Nie chcieli, aby usłyszał to ktoś niepowołany. Nagle z pokoju wyszła Rigel. Dwójka czarodzieji zatrzymała ją oczekując, że opowie im co ich ominęło.
- Pan Malfoy mało wie. Jakby jego wybawcy specjalnie to przed nim zatajali, ale jest w stanie określić ich położenie jeśli sobie przypomni dokładnie - powiedziała wyraźnie zmęczona tym dniem.
- Może to mieć związek z porwaniem Eriki? - spytała kobieta.
- Niewykluczone, ale jeśli nawet nie, to trzeba to sprawdzić. Ta organizacja nie jest znana Ministerstu, więc naszym zadaniem z Arkturem jest sprawdzenie jej - odpowiedziała ze spokojem, lecz wyraźnym zmęczeniem. Narcyza westchnęła zaniepokojona zerkając na myślącego Severusa.
- Co narazie z Lucjuszem? - spytał nauczyciel.
- Zostaje z nami. Niech zaklimatyzuje się w nowym otoczeniu i potem zadamy następne pytania - odpowiedziała i nagle do rozmowy wtargnął lekko poddenerwowany Dracon.
- Zrobimy wreszcie jakieś kroki w sprawie Eriki? Jak narazie stoimy w miejscu - spytał. Wszyscy tozumieli jego złość, w końcu był w najbliższych stosunkach z zaginioną wraz ze Snape'em, ale ten ostatni lepiej znosił sytuację emocjonalnie na zewnątrz.
- Robimy małe postępy. Poza tym musimy działać po cichu. Ta akcja jest poza rozkazami z Ministerstwa a legalnie zajmować się nią może jedynie auror Potter, którego jeszcze tutaj nie ma - odpowiedziała lekko zdenerwowana ostatnimi słowami. Nienawidziła jak ktoś się spóźniał.
- Potter'a dzisiaj nie będzie! Zatrzymały go obowiązki w Ministerstwie - odpowiedział Syriusz z salonu. Pomachał do Rigel listem od Harry'ego.
- Świetnie. Świetnie! Jako ojciec chrzestny powinieneś nauczyć go dyscypliny, Black! Powinien wiedzieć, że jeśli umawia się na jakieś spotkanie to słowa się dotrzymuje - zmarszczyła wściekła brwi wymachując dłońmi.
- Czy to moja wina, że zatrzymała go praca?! - bronił się czarodziej widząc rozzłoszczoną łowczynie zmierzającą w jego kierunku.
- Twoja wina, że postępuje tak a nie inaczej! Dobrze wie, że jest to bardzo ważna sprawa, a mimo to zostaje w Ministerstwie odrabiać zaległe prace! Daj mi list. Napiszę do niego co o tym sądzę - powiedziała machając dłonią, aby w trybie natychmistowym obok niej pojawiły się pióro i pergamin.
- Rigel, kochana, uspokój się. Potter przybędzie tutaj już niedługo - Syriusz starał się ją uspokoić, lecz ta przerażała go zwykłym spojrzeniem. Obserwujący zdarzenie Snape uśmiechnął się lekko pod nosem z satysfakcją.
- Panna Crapfield ma bardzo dobre maniery co do traktowania ulicznych kundli - powiedział na tyle głośno, aby łowczyni to usłyszała. Zerknęła na niego z szeeokim uśmiechem podczas kiedy Syriusz ponownie rozpętał kłótnie z Severusem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top