~~I don't know what to believe~~

Od mojej pierwszej przejażdżki na Blue minęły dwa tygodnie. Co drugi dzień jeżdżę z Zaynem na tor. Podczas, gdy chłopcy się przygotowują, ja rozmawiam z Eleanor i Danielle. Ku mojemu nieszczęściu tematy często schodzą na Zayna. Oczywiście muszę wymyślać wszystko na bieżąco. Gdy wracamy do domu wszystko jest po staremu. Ja dokuczam jemu, on mnie. Zdaje się, że to niezmienna część naszego życia. Prawda jest taka, że on po prostu wkurza mnie tym, jak bardzo jest arogancki. Chyba tylko tyle. W sumie aż tyle. Chodzi ci po domu gość, który na każdym kroku ma jakieś "ale". To chyba nie dziwne, że nie wytrzymuje. Biorąc pod uwagę to, że jestem pyskata, wywiązują się z tych "alów" większe kłótnie. Potem przychodzi Lii, Zayn'owi daje z liścia, na mnie sie wydziera i na tym koniec. Magiczna z niej istotka.

Dziś sobota, Zayn obiecał, że nie będzie mnie nękał, więc mogę w spokoju zająć się sobą. Właśnie przeglądam albumy z mojego dzieciństwa. Przez długi czas byłam jedynaczką. Dokładnie dwadzieścia lat. Mam pełno zdjęć z tego okresu. Pierwsze święta, pójście do szkoły... Drugi album to zdjęcia całej naszej rodziny. Także mojej siostry, Alex. Urocza blondynka o brązowych oczach. Troszkę piegowata. Zupełnie jak nasza mama. Zawsze była bardzo drobna. Może to dlatego, że urodziła się wcześniakiem. Nie wiem. Mimo to, była naprawdę pociesznym dzieckiem. Potrafiła każdego podnieść na duchu. Miała zaraźliwy uśmiech. Jej krzywe ząbki dodawały tylko uroku.

Pech chciał, że była w tym samochodzie razem z mamą i tatą. Jechali właśnie do Disneylandu. Były to piąte urodziny Alex. Disneyland był jej największym marzeniem. Marzeniem, które nigdy sie nie spełniło. Pewnie dlatego nienawidzę Paryża, Francji i wszystkiego, co z tym związane. Bo na paryskiej drodze zginęli wszyscy, którzy byli mi drodzy.

Pamiętam, że moja babcia na łożu śmierci prosiła rodziców, by wrócili do Londynu. Do mnie. Nie chcieli. Pragnęli zostać w tym miejscu, które tak bardzo kochała Alexandra. Mimo swojego młodego wieku potrafiła powiedziec bardzo dużo o Paryżu. Teraz pozostały mi po nich tylko te zdjęcia. Nic więcej. Pojedyncza łza skapnęła na zdjęcie, które aktualnie trzymałam. My. Wszyscy razem. Święta Bożego Narodzenia. Ostatnie święta. Alex w czapce św.Mikołaja, tata całujący mamę w policzek, ja z czekoladą na nosie. Podskoczyłam, gdy zadzwonił mój telefon. Rozejrzałam się w poszukiwaniu go. Po chwili przypomniałam sobie, że przeciez jest pod poduszką. Podbiegłam do łóżka i odkopałam urządzenie.

- Halo?

- Louise? To ty? - nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to głos Liama.

- Zależy kto mówi.

- Liam. - czyli miałam rację.

- Tak, to ja.

- Mamy problem...

- Doprawdy? - uniosłam brew. Stawiam 10 $, że Zayn wpakował się w jakieś bagno.

- Złapali Zayna.

- Aha. - zerknęłam na swoje paznokcie.

- Halo? Lou?

- Hm?

- Co z tobą?! - krzyknął.

- Lakier mi z serdecznego zszedł. - rzuciłam, uważniej oglądając paznokieć.

- Twojego chłopaka przymknęli! - zmarszczyłam brwi. Mojego chłopaka? Sekundę...

- Aa... - pacnęłam się dłonią w czoło. - Spokojnie. Posiedzi i zmądrzeje.

- Louise...

- Liam... - westchnęłam. - Dobra, za co go przymknęli?

- Szybką jazdę.

- Posiedzi 48 h, wypiszą mandacik i wypuszczą. Spokojna głowa.

- Za tydzień mamy wyścigi. Musimy ćwiczyć. Nie ma czasu do stracenia. Proszę cie.. Przecież go kochasz, nie? - nie każ mi odpowiadać Liaś... Nie każ.

- Który posterunek?

- Ten przy Walt Street.

- Za godzinę dostaniecie go z powrotem.

- Jesteś wielka! - zawołał uradowany. Jakbym nie wiedziała...

***

- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się do znajomego policjanta.

- Miło cie widzieć. - odwzajemnił uśmiech. Wskazał dłonią krzesło. Rozsiadłam się wygodnie. - Co cię tu sprowadza?

- Słyszałam, że przymknęliście dziś pewnego idio... Pirata drogowego.

- Zgadza sie. - pokiwał głową. - Niejaki... - zerknął w papiery, leżące na skraju biurka. - Zayn Malik... Syn tego Malika? - spojrzał na mnie.

- Tak jakby... - pokiwałam głową.

- Czyli dlatego tu jesteś... - zaśmiał się. Zabrał dokument, który najprawdopobniej mówił o moim "chłopaku". Niech ktos to jeszcze raz powie, a poszczam sie na miejscu... - Ten twój pirat drogowy jechał 260 km/h w terenie zabudowanym.

- Co za idiota... - syknęłam.

- Uciekał... - kontynuował. - Trzeba było zablokować ulicę trzema radiowozami, gdy już go złapano powiedział, że "Spieszy się do dziewczyny, która jest w szpitalu, do tego jest w ciąży." Ponoć martwił sie o nią i dlatego tak pędził... - ciekawa jestem, czy ten dupek w ogóle wie, jak sie dla niego poświęcam.

- Dureń. - skomentowałam.

- Kompletny. - przyznał policjant, którego imienia nie pamiętam.

- Idiota.

- Prawda.

- I dupek, ale widzisz... - przełknęłam ślinę. - Naprawdę byłam dzis w szpitalu, a Zayn niesamowicie martwi się o nasze małe... - wydusiłam i by być bardziej wiarygodną położyłam dłoń na brzuchu. Uśmiechnęłam sie słodko.

- To.. Louise, gratuluje! - wstał, by mnie uściskać.

- Dz... Dziękuje.

-Ale z maluszkiem wszystko dobrze? - zapytał, gdy się od siebie odsunęliśmy.

- Po prostu zaczął kopać, a ja głupia sie przestraszyłam. - założę się, że moja twarz wyglądała jak burak. - To co? Oddasz mi mojego tatuśka?

- Jasne. Tym razem skończy się tylko na pouczeniu. - uśmiechnął się i poprowadził mnie wprost do pomieszczenia, gdzie trzymali drobnych piratów. Zayn za kratkami. To taki cudowny widok. Mogłabym to oglądać codziennie.

- Cześć kochanie! - pomachałam mu z uśmiechem, gdy znajdowaliśmy sie po różnych stronach krat.

- Malik, wszystko z maluszkiem dobrze! - zawołał wesoły policjant, otwierając drzwi.

- Dzięki Bogu.. - syknął Zayn. W mgnieniu oka znalazł się tuż przy mnie. Przytulił mnie, a ja musiałam znów znosić ten waniliowy smród. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz.

- Nie będę. - udałam szczęśliwą.

- Dobra. - funkcjonariusz zwrócił się do nas. - Lećcie już. Dbaj o nią, Zack.

- Zayn...

- A tak. To złota dziewczyna. - Zayn pokiwał głową i złapał mnie za rękę.

- Daj tą torbę, kochanie... - powiedzial z uśmiechem, gdy mijaliśmy kolejnych policjantów.

- Nie trzeba, misiu. - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem. Jeszcze kilka kroków i mogę mu przywalić. Gdy tylko znaleźliśmy się przy samochodzie zaczęłam z całej siły okładać go torbą. - Ponad 200 na godzinę, idioto! Jesteś tak głupi, że aż brak mi słów!

- Daj spokój! - otoczył głowę rękoma.

- Młodzi! - usłyszeliśmy głos policjanta wesołka. Wykorzystałam okazje, by ostatni raz przyłożyć temu dupkowi.

- Przez ciebie zostanę samotną matką!

- Spokojnie, Louise. - funkcjonariusz zjawił sie przy nas. Oddał Zayn'owi kluczyki od niebieskiej kupy złomu. - To te hormony. - poklepał go po ramieniu. - Wytrzymasz, Zack.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top