~~Calling out for somebody to hold tonight~~


- Ale syf. - skomentowałam,zapinając pasy na miejscu pasażera. Chłopak zmrużył oczy.

- Chcesz to leź pieszo. Nikt cię nie zmusza, żebyś siedziała w tym syfie. - mruknął, zapalając silnik.

- Śmierdzi fajkami. - nie dawałam za wygraną.

- Doprawdy? - wrzucił bieg i powoli ruszył sprzed domu. - Może dlatego, że palę? Ponoć wykształcona, a jednak tępa.

- Spiep... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język. Miałam nie przeklinać! A ten patafian nie złamie moich postanowień! - Spadaj.

- Dziewczynka boi się przeklnąć? - złożył usta w dzióbek i zamlaskał dwa razy. Odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. Po 15 minutach byliśmy pod kancelarią.

- Nareszcie! - uradowałam się. Odpięłam pasy i czekałam aż waćpan stanie.

- Nie ma za co. - rzucił, gdy odpinałam pasy. Wytknęłam na niego język. Pech chciał, że gdy wysiadałam spódnica dość znacznie mi się uniosła.

- Cholera jasna! - syknęłam, ściągając ją z powrotem.

- Ładne majtki. - zaśmiał się Malik.

- Spieprzaj! - pokazałam mu środkowy palec, zgarnęłam torbę i pobiegłam do kancelarii. Zapyziały idiota. Czy on nie ma nic lepszego do roboty, jak oceniać moją bieliznę?! Dupek do kwadratu! Do tego śmiał się ze mnie naigrywać. Chyba, że... Mówił serio? Może faktycznie podobały mu się moje majtki? Ogarnij się Lou! O czym ty myślisz? To dziwkarz! A ty jesteś porządną panią prawnik. Z ładnymi majtkami.

- Idiotka. - syknęłam sama do siebie. Skierowałam się do swojego biura. Po drodze spotkałam Ronny'ego. Okularnika z gęstą brodą. Ku mojemu nieszczęściu wszyscy wiedzieli, że mu się podobam.

- Louise! - uśmiechnął się na mój widok.

- Hej Ronny. - rzuciłam, chcąc go wyminąć.

- Może dziś kawa? - złapał mnie za rękę.

- Ymm.. - zagryzłam wargę. - Nie gniewaj się Ronny, ale... Jestem umówiona. Z chłopakiem.

- A z kim? - dociekał. Wredny zakichany detektyw!

- Z Zayn'em. - wypaliłam bez namysłu. - My...

- Louise! - odwróciłam głowę.

- Zayn? - uniosłam brew.

- Telefon? - podszedł i zamachał mi urządzeniem przed nosem.

- Dzięki. Idź już. - odebrałam mu telefon i ponagliłam.

- Chcesz sie mnie pozbyć? - zaśmiał się. - Tak szybko?

- A właśnie. - wtrącił Ronny. - Dziś mam w domu małe święto, skoro i tak wychodzicie gdzieś razem, to... - Zayn przerwał mu porządnym chrząknięciem.

- Że my co? - pochylił się w stronę brodacza.

- Oj, daj spokój Zayn. - zrobiłam duże oczy. Co ja teraz pocznę?! - Nie musisz sie bawić z Ronny'm w kotka i myszkę. On wie, że... - przełknęłam ślinę. - Że wychodzimy razem. - Mulat na szczęście załapał o co mi chodzi.

- No to super. - zaśmiał się sztucznie. - Na pewno wpadniemy Ronald. A teraz pozwól, że pożegnam się ze swoją dziewczyną. - Zakrztusiłam się własną śliną. Tymczasem Zayn położył swoje brudne łapsko na moim tyłku i odprowadził mnie do mojego gabinetu. Gdy tylko drzwi się za nami zamknęły zrzuciłam jego dłoń.

- Oszalałeś?! - warknęłam.

- Ładnie tu masz. - wsadził ręce do kieszeni i zaczął podziwiać ściany.

- Zayn do cholery! Co ty odwalasz?!

- Jak to co? - odwrócił się do mnie. - Odwiedzam moją dziewczynę w pracy. - wzruszył ramionami, wrzucając do buzi miętówkę, leżącą na półce.

- Słuchaj. - zaczęłam, pocierając dłonią czoło. - Dziękuje ci, że mnie nie wydałeś, ale nie musimy udawać pary. Wystarczy, że Ronny sie odwalił. Takze możesz już iść. - wskazałam drzwi.

- Posiedzę jeszcze. - wzruszył ramionami.

- Zayn wyjdź.

- Nie.

- Wypierdalaj! - warknęłam, waląc pięściami o biurko.

- Nie tak prędko. - chłopak stanął po przeciwnej stronie biurka, opierając się o nie dłońmi. - Ja ci pomogłem, więc teraz twoja kolej. Planowałem wynająć do tego jakąś dziewczynę, ale ty nadasz sie lepiej. Te tępe dzidy z agencji nic nie wiedzą. - próbowałam za nim nadążyć, ale jakoś słabo mi to szło. - Sprawa jest prosta. - powiedział, widząc moje zdziwione spojrzenie. - Jutro wieczorem jest sobota, idziesz ze mną na imprezę do kumpli, udajesz zakochaną po uszy, jasne?

- Kpisz sobie. - pokręciłam z dezaprobatą głową, dodając lekki uśmiech.

- Nie. - powiedział stanowczo. Był poważny... O nie.

- Nie zgadzam się.

- W takim razie ide do Ronalda i powiem mu, że zerwaliśmy i z największą chęcią pójdziesz z nim do łóżka. - rzekł i zbliżył się do drzwi.

- Nie zrobisz tego. - pokręciłam z rozbawieniem głową.

- Cześć Blair. - nacisnął klamkę.

- Nie! - podbiegłam i pociągnęłam go z powrotem za rękę. Zatrzasnęłam drzwi. - Zgadzam sie. Zgadzam się na wszystko, tylko nic mu nie mów! Utrzymuj, że jesteśmy parą. - błagałam.

- No. - uśmiechnął się zwycięsko. - Skoro tak. - zbliżył się do mnie.

- E. E. E. - zatrzymałam go, kładąc dłonie na jego klatce piersiowej. - Udajemy. - przypomniałam.

- Jak chcesz mała. - wzruszył ramionami.

- No. - odwróciłam sie z zamiarem znalezienia torebki. Poczułam dłoń chłopaka na tyłku. Odwróciłam się, by go spoliczkować, ale juz go nie było. Bezczelna świnia. W co ja się wplątałam...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top