21
Louise
- Ja... - Patrzyłam się na Zayn'a nie wiedząc, co odpowiedzieć. Mimowolnie utkwiłam wzrok w jego ustach. Tych, które tak uwielbiałam całować.
- Już mam cię dość.
- Mhm. - mruknął. Zbliżył się do mnie, a ja zaczęłam się odruchowo cofać. W końcu natknęłam się na maskę samochodu. - Punkt dla mnie. - wyszczerzył się i objął mnie w talii.
- Nie. - pokręciłam głową, gdy załapałam, o co mu chodzi. - Nie będziesz ze mnie robił taniej ulicznicy. - wbiłam paznokieć w mostek chłopaka.
- Skończyłaś? - westchnął znudzony.
- Nie, ja... - w tej samej chwili poczułam wargi Mulata na swoich. Byłam tak oszołomiona, że nie mogłam się ruszyć. Po chwili odzyskałam czucie. Coś zahaczyło o mój język. I do tego pchało się coraz głębiej.
- Zayn, Zayn, Zayn.
Zaśmiałam się na to wspomnienie.
- Lou?
- Przepraszam... Przypomniało mi się, jak.. Pierwszy raz się całowaliśmy i... - Nagle usłyszeliśmy trzask. Andrew zrzucił segregator.
- Wybaczcie - skruszył się. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do kuchni, by wyrzucić szkło. Usłyszałam, jak Zayn przyszedł za mną. Westchnęłam ciężko. Nie miałam ochoty na takie rozmowy. Dobrze wiem, co on do mnie czuje i wiem też, co ja sama do niego czuje, ale... Nie mogę teraz zajmować się sobą. Chłopcy - to mój priorytet.Nie zostawię ich z ojcem, który zajmuje się nimi dwa razy na tydzień i babci, która nie ma podejścia do Sama...
- Wiedziałaś, że to nadejdzie.. Lou.. Po prostu chcę wiedzieć, czy widzisz dla nas jakąś szansę.. - Oparłam się o zlew, usiłując zebrać myśli.
- A co z Rose? - zapytałam, nie odwracając się do niego. - Jesteś gotowy tak po prostu ją porzucić? Dla mnie? Co pomyśli Mia? Zayn! - wrzasnęłam, widząc jego głupkowaty uśmiech.
- Rosalie mnie zostawiła. I, uprzedzając twoje pytanie: nie, to nie moja wina. Poznała kogoś, zażądała rozwodu i widywania Mii co jakiś czas.. Ot, cała historia...
- Przykro mi - moim automatycznym działaniem było przytulenie mężczyzny. W sumie, to moje słowa nie były szczere. Po prostu nie było mi przykro. 'jemu chyba też nie... Rozkoszowałam się chwilą, kiedy mogłam go tulić. Wanilia... Kocham ten zapach. - Jeszcze porozmawiamy o nas, obiecuję ci to, ale najpierw... Muszę odzyskać moje dzieci.
Zayn
Korzystając z okazji, że Andrew i Lou rozmawiali o typowo prawnych sprawach, wyszedłem na dwór, by wykonać jeden telefon. Miałem świadomość tego, że będzie mnie to sporo kosztować, jednak dla Louise... Zrobię wszystko...
- Witaj Mary...
- Wow, no nieźle szefie. Urlop w twoim wykonaniu to coś doprawdy ciekawego... Co tym razem mam zrobić? Potrzebujesz rakiety na księżyc? Albo wrót do innego wymiaru? Daj mi godzinę i będziesz wszystko miał. - uśmiechnąłem się lekko.
- Nie tym razem, Mary... Coś bardziej... przyziemnego.
- Zamieniam się w słuch.
- Zerwij umowę z niejakim Michaelem Campbellem.
- Co proszę? - kobieta zakrztusiła się.
- Nie umieraj mi tam! A jeśli już musisz to najpierw wypełnij papiery.
- Zayn, czyś ty oszalał?!
- Jestem śmiertelnie poważny.
- Nie zrobię tego.
- Mary... - przysiadłem na schodach. Czemu kobiety zawsze mają aż tyle do powiedzenia?! Nie mogą robić tego, o co proszę? - To jest polecenie a nie prośba. Rób to i nie gadaj. Chcę zobaczyć na mojej poczcie skan zerwania umowy. Masz czas do jutra. - Po tych słowach rozłączyłem się. Załatwie tego skurwiela. Nie zniszczy życia mojej Lou.
Nie wiem dlaczego, ale mam kłopoty z zaśnięciem. Przecież kocham spać, a tu takie coś...Zerknąłem na zegarek. Druga siedemnaście... Cudownie. Wstałem, zabrałem z szafki papierosy i zapalniczkę. Ruszyłem na dół. Przed domem stała Louise.
- Palisz? - zdziwiłem się. Wzruszyła ramionami.
- Starałam sięograniczać, ze względu na Michaela i chłopców, ale... -uśmiechnęła się smutno. - Teraz już mi wszystko jedno...
- Odzyskasz ich.. - podszedłem bliżej. - Obiecuję ci to.
- Wiesz co? Dla ciebie też warto się roztopić...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top