11

Louise

Drżącymi rękami otworzyłam kopertę i wysunęłam z niej kartkę papieru. Rozprostowałam ją i zagłębiłam się w treść

Droga Louise!

Dużo myślałem nad tym, co mi powiedziałaś.

Widzę, że bardzo chcesz zapomnieć o przeszłości i naprawić nasze relacje. To piękne. Chcesz, abyśmy byli prawdziwą rodziną. Jesteśmy rodzeństwem i tego już nic nie zmieni. Doceniam to, że zaprzyjaźniłaś się z moją córką i nie chcesz się od nas odcinać mimo tego, co się stało.

A stało się wiele.

I właśnie dlatego nie mogę zgodzić się na twoją propozycję.

Nie chcę patrzeć na Ciebie, kiedy jesteś u boku Michaela. Lubię go, i jednocześnie nienawidzę, bo jest z Tobą, bo urodziłaś jego dzieci. 

Lou, ja nadal kocham Cię w sposób, który mnie nie wolno, rozumiesz?! Nigdy, nawet na moment nie przestałem darzyć cię uczuciem, którym nie powinienem.

W mojej głowie natychmiast pojawiły się obrazy sprzed lat...

- Boisz się?

- Tak - kiwnęłam głową. - Boję się o ciebie.

- Lou, przepraszam, że cię w to wplątałem... Przepraszam za twoją rękę, za strach... Za...

- Zamkniesz ty sie wreszcie? - przerwałam mu. - Nie przepraszaj mnie. Cieszę sie, że tu jestem, jeśli ty tu jesteś, rozumiesz? Kocham cię i z wielką chęcią wpakowałabym sie w to bagno jeszcze raz. Tylko i wyłącznie dla ciebie.

- Kochasz mnie? - prychnął. - Po tym wszystkim, co zrobiłem? Co powiedziałem?

- Zrobiłeś to po to, żeby mnie chronić.

- To znaczy, że jeżeli z tego wyjdziemy...

- Wyjdziemy - zapewniłam.

- Kocham cię Lou...

Jesteś moją siostrą.

Jesteśmy rodzeństwem..

- Wiem - szepnęłam sama do siebie, ocierając kolejną łzę. Zayn nie wiedział, że ja również każdego dnia przeżywałam tą chwilę, kiedy dowiedziałam się prawdy.

- To pomyłka... - powtórzyłam. - Pomyłka. Tak?

- Louise... - mężczyzna nie wiedział, jak dobrać słowa. Potarł twarz dłońmi, lecz po chwili znów na mnie spojrzał. - Twój ojciec wiedział. Uzgodniliśmy, że powiemy tobie dopiero...

- Czemu kłamiesz?! - rzuciłam się na Malika. - Nie kłam! - Przytrzymał moje ręce.

- Louise, przepraszam! Twoja matka zaszła w ciąże cztery miesiące przed ślubem! Twój ojciec jej wybaczył... Do aktu wpisano mnie, ale...

Powtarzam to sobie nieprzerwanie od kilku lat i wiesz co? Nadal nie mogę w to uwierzyć...

To jedno zdanie powstrzymuje mnie od rzucenia tego wszystkiego w cholerę i wyjazdu z Tobą gdzieś daleko stąd.

Nienawidzę mojego ojca. Nienawidzę go, bo spotkał się z Twoją matką. Nienawidzę go, bo jest i Twoim ojcem...

Kilka lat temu spotkałem Ciebie.. Dziewczynę, która wpierw działała mi na nerwy...

- Wyłaź Zayn! - waliłam w drzwi od ponad 20 minut. Mulat zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie było. Zadowolony siedział w łazience, a ja stałam przed drzwiami z rozczochranymi włosami i w piżamie w krowy. - Malik do cholery! - kopnęłam drzwi. Dalej nic. Odsunęłam się kilka kroków w tył, wzięłam rozbieg i całym ciałem uderzyłam w kawał drewna. Pech chciał, że Zayn akurat wtedy je otworzył. Skończyło się tak, że wylądowaliśmy oboje na ziemi. Oczywiście ja na nim. - Powaliło cię?! - warknęłam.

- Tak! - odparował. - Konkretnie kloc w pidżamie w krowy!

- Ale zabawne. - rzuciłam z ironią i uniosłam się na łokciach.

- Wbijasz mi łokcie w żebra! - wrzasnął.

- Oj.

*

- Ale syf. - skomentowałam,zapinając pasy na miejscu pasażera. Chłopak zmrużył oczy.

- Chcesz to leź pieszo. Nikt cię nie zmusza, żebyś siedziała w tym syfie. - mruknął, zapalając silnik.

- Śmierdzi fajkami. - nie dawałam za wygraną.

- Doprawdy? - wrzucił bieg i powoli ruszył sprzed domu. - Może dlatego, że palę? Ponoć wykształcona, a jednak tępa.

- Spiep... - zaczęłam, ale ugryzłam się w język. Miałam nie przeklinać! A ten patafian nie złamie moich postanowień! - Spadaj.

- Dziewczynka boi się przeklnąć? - złożył usta w dzióbek i zamlaskał dwa razy. Odwróciłam głowę, żeby na niego nie patrzeć. Po 15 minutach byliśmy pod kancelarią.

- Nareszcie! - uradowałam się. Odpięłam pasy i czekałam aż waćpan stanie.

- Nie ma za co. - rzucił, gdy odpinałam pasy. Wytknęłam na niego język. Pech chciał, że gdy wysiadałam spódnica dość znacznie mi się uniosła.

- Cholera jasna! - syknęłam, ściągając ją z powrotem.

- Ładne majtki. - zaśmiał się Malik.

- Tak, ty mnie też... - mruknęłam.

Następnie ten układ, a ja dzień za dniem zdawałem sobie sprawę z Tego, że zakochuję się w Tobie. Potem wypadek i cała prawda wychodzi na jaw...

Przeklinam ten dzień.

Wolałbym umrzeć ze świadomością, że byłaś tą jedyną i że kochałaś mnie równie mocno, jak ja ciebie.

Myślę o Tobie każdego dnia. O Twoich pięknych oczach, które mogłyby na mnie patrzeć co rano. O delikatnej skórze, którą mógłbym głaskać co wieczór. O ustach, które idealnie łączą się z moimi. O nosie, który tak często zadzierasz. O miękkich włosach, które... Widzisz, moja słodka Lou?

Nie myślę o Tobie jak o siostrze. Próbowałem, ale...

Kocham cię. Po prostu Cię kocham i nie zniosę tego faceta obok Ciebie. Jedynym facetem, który powinien stać przy Tobie, jestem ja..

Dlatego proszę Cię, nie zapraszaj mnie więcej do siebie, bo boję się tych spotkań. Nie przychodź z Mike'iem na spotkania, bo uprzedzam, że jestem w stanie go rozszarpać...

Wiedz jedno: kocham cię i kochać będę...

Na zawsze Twój,

Zayn

- Na zawsze mój.. - powtórzyłam, przyciskając mokrą od łez kartkę papieru do serca. - Mój i tylko mój... Kocham cię! - zaniosłam się głośniejszym płaczem. Przecież Zayn ma rację. Ja kocham go w ten sam sposób. Przez te wszystkie lata wpajałam sobie nienawiść do niego. Uparcie trzymałam się Michael'a... Ale podświadomie nadal pragnęłam tylko Zayna. Jego i tylko jego. Mojego Malika. Moją łajzę, mojego idiotę, mojego czubka..

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top