ROZDZIAŁ 4

 miłego czytania i mam nadzieję, że wciągneliście się 🥰

#LAURENCE

Ig: za_ksiazka_
Tt: zaksiazka

________________________

Z popiołu zrodzeni, w popiół obróceni, niech krew przestępcy się rozleje, wtem my wszyscy powstaniemy.

Te słowa dźwięczały w mojej głowie przez następny tydzień. Przez ten czas nie zobaczyłam więcej tajemniczego chłopaka. Byłam sfrustrowana tym, że nie znałam jego imienia. A on najwidoczniej znał całą moją biografię i przyszłość lepiej ode mnie. Skoro wie czego potrzebują mieszkańcy naszego królestwa, niech on zasiądzie na tronie. Może w końcu będę wolna i będę mogła robić co chcę. Nie będę trzymana w niewoli przez swoją matkę, która pragnie tylko władzy.

Westchnęłam zmęczona przysłuchując się rozmowie trzech dwórek. Sięgnęłam po herbatę, unosząc mały palec do góry i upijając łyk. Moja matka zdawała się świetnie odnajdywać w towarzystwie dwórek.

-Czytałaś dzisiaj tygodnik? - spytała piękna blondynka, która gustowała w bufiastych sukniach i skomplikowanych wiązań na głowie. Wyglądała zamożnie, chociaż ciężko. Mnie od samego patrzenia na jej kolię bolała szyja.

-Naturalnie. - odpowiedziała druga. Sięgnęła po ciasteczko, mocząc w swojej herbacie i zjadając.

-Anonimowi darczyńcy ponownie pomogli mieszkańcom. Tym razem na cel wzięli ubrania. Podobno obrobili miejscową szwaczkę z tkanin. Zrywali także ubrania z sznurów podczas suszenia. Szewcowi podobno także zniknęło kilka par starych butów. - oznajmiła blondynka, pochylając się w stronę swoich rozmówczyń. - Słyszałam od innych kobiet, że ich lider jest bardzo przystojnym i ponętnym młodym mężczyzną. Niestety używają pseudonimów.

-A wiesz przynajmniej jaki miał pseudonim? Musieli się chyba komunikować? - zapytała trzecia rozmówczyni. Czarnowłosa, młoda kobieta o imieniu Ruby. Podobno od dziecka kochała rubiny i kolor czerwony, od tego wzięło się jej imię. Była mniej więcej w moim wieku, nic dziwnego, że interesowała się chłopcami.

-Wydaję mi się, że wołali na niego Romeo. - odpowiedziała. - Przynajmniej tak twierdzi Amanda, która usłyszała to od Susan, która usłyszała to od bliźniaczek Smith. - wyjaśnia, a jej ton głosu zobojętniał.

Herbata, którą piłam omal nie wyleciała mi nosem. Opamiętałam się, przybierając maskę spokoju. Nie chciałam żeby ktokolwiek wiedział jak zareagowałam na jego imię. Nawet nie imię, pseudonim.

-Strasznie dramatyczne imię. Nie miał lepszego wzorca niż Szekspira? - zapytała kobieta o brązowych włosach i naprawdę szczupłej talii. Zastanawiałam się czy to przez ciasno zawiązany gorset, a jeśli tak, to jakim sposobem jeszcze oddychała.

-Moim zdaniem to romantyczne. - odparła butnie Ruby. - A królewska mość, co sądzi?

Serwetką wytarłam kącik ust, maskując niepewność i inne dziwne uczucie, którego nie umiałam określić. Jednakże było silne i wypełniało całą mnie od koniuszków palców u stóp aż po cebulki włosów. Złość? Rozgoryczenie? A może żal? Nie byłam pewna jak je nazwać.

-Cóż. - odezwałam się po dłuższej chwili ciszy. - Uważam, że to co robią... ci darczyńcy jest szlachetne i godne podziwu. Jednak nie powinni robić tego kosztem innych. Szewc również jest w nieciekawej sytuacji finansowej, a szwaczka z własnej kieszeni musi płacić za piękne i dobrej jakości tkaniny. Zrywanie ubrań z sznurów także wydaje mi się niewłaściwe. - oznajmiłam to co od tygodnia chodziło mi po głowie. Mówiłam to co faktycznie myślałam. - Sądzę, że próbują zwrócić naszą uwagę na ... problemy biedniejszych mieszkańców.

-Trafne spostrzeżenie, Wasza wysokość. - pochwała padła z ust blondynki. - Mam podobny pogląd na sytuację.

Zauważyłam jak dwórka uśmiechnęła się, eksponując swoje idealnie białe zęby i przytakując mi. A nie powinna. Powinna za to mieć swoje zdanie, a nie przytakiwać tylko mi. Naturalnie, mogła mieć podobne zdanie do mojego, ale nie powinna bezmyślnie mi przytakiwać. Każdy powinien mieć swoje zdanie, nawet jeśli to zdanie brzmiałoby: Nie interesuje mnie to, nie mam zdania na ten temat. To także jest wyrażanie swojego zdania.

Podobnie było w polityce. Każdy miał swoje zdanie, wypowiedziane lub nie. Ale gdy tylko ktoś ważniejszy od niego wyrażał swoją opinię, odmienną od opinii danego człowieka, on nagle zaczął zgadzać się z poglądem tej ważniejszej osoby, ignorując swoje własne zdanie. Wszystko po to by wkraść się w jego łaski, zaimponować mu.

Mi imponowało posiadanie własnego zdania i walka o prawdę.

Wyłączyłam się z rozmowy, wracając myślami do tajemniczego młodzieńca o zielonych oczach. I do jego słów, które myślał że nie usłyszałam.

Nawet nie wiem dlaczego wtedy od niego odeszłam. Zdenerwowałam się na niego, że chciał mi rozkazywać. Chciał bym objęła tron. Dla swoich korzyści i pobudek. Poczułam się jak środek do celu. Jak nóż do otwarcia zamka. Po użyciu kompletnie nie potrzebna. A mam dość ubiegania się o atencję czy to mojej matki lub nieznajomego, chodź urodziwego chłopaka.

I zostanę królową.

Ale nie dla mojej matki, łakomej władzy i sławy, ani dla chłopaka, który samym spojrzeniem mógł zawrócić kobiecie w głowie. Ale zostanę nią dla siebie i dla moich poddanych. By im służyć, pomagać i rozwiązywać konflikty. Tylko niekoniecznie wiem jak. Niestety Victoria z Saksonii, zwana moją matką, umiała w politykę o wiele bardziej niż ja. Nigdy jakoś specjalnie nie paliła się do uczenia mnie tych zasad. Wolała bym uczyła się dobrych manier. Podobno „ tak chciałby mój ojciec " .

Sądzę, że on także nie byłby lepszy od mojej matki. Wuj Wilhelm opowiadał, że ojciec był w służbie wojskowej i gdzie wpojono mu żelazną dyscyplinę. Był pułkownikiem w Gibraltarze. Z wiekiem awansował na wyższe rangi. Podobno jego zasady, które wprowadzał były mocno radykalne. Większość żołnierzy i rycerzy się buntowała. Całe swoje życie poświęcił wojsku i obronie królestwa. Miał nieślubne dziecko, które chyba zmarło. Nie byłam pewna.

Z moją matką ożenił się by ratować naszą dynastię, iż jedyna córka księcia Walii zmarła. Miał wtedy około 50 lat. Zmarł niedługo po moim urodzeniu. Nie wiem jak wyglądałoby moje życie gdyby... stosował swoją dyscyplinę. Z dwojga złego chyba wolę moją niezdolną do wyrażania uczuć i łaknącej władzy matkę niż ojca, stosującego dyscyplinę w wojsku.

Zapewne żadne z nich mnie nie chciało, skoro było to czysto polityczne małżeństwo. Byłam tylko kolejnym dziedzicem, by przedłużyć nasz ród i może, ale tylko może, zasiąść na tronie naszego królestwa. W końcu w każdej chwili wuj mógł począć dziecię, które zgodnie z kodeksem, byłoby prawowitym następcą tronu. Jeśli wujowi wtedy urodziłby się syn, miałby nie dość, że pierwszeństwo płciowe to także genologiczne. Wtedy poświęcenie mojego ojca nie miałoby sensu. I może wychowana byłabym inaczej.

-Nieistotne. - westchnęła szatynka, poprawiając swoje bujne loki. - Nie powinni przy tym okradać bogatszych ludzi tylko dlatego, że ktoś jest biedniejszy. Niektórzy poświęcili całe swoje młodzieńcze lata by być teraz kimś z wpływami i mieć godne życie.

Widziałam zmieszaną minę Ruby, która nie bardzo lubiła rozmawiać na tematy przeszłości i być może przyszłości także. Widziałam jak wykręca nerwowo palce, gdy ktoś wspominał o ślubach, szczególnie zawartych z czysto politycznego punktu. Może później poruszę z nią ten temat. Jak tylko w końcu zostanę sama, bez jakiejkolwiek obstawy lub towarzystwa mojej matki.

Nawet teraz moja rodzicielka posyłała mi spojrzenia, mówiące, żebym nic nie narozrabiała.

-A czy ten Romeo i jego banda mają jakąś nazwę? - blondynka ponownie przejęła głos w rozmowie. Odłożyła filiżankę na spodek, nie wydając żadnego dźwięku przy tym.

Ten temat akurat zdawał mi się ciekawy. I może tym razem omal nie ośmieszę się na oczach wszystkich znaczących na dworze królewskim dam dworu.

-Nie widziałam nic na ten temat w gazecie. - mruknęła najstarsza z nas wszystkich kobieta. - Mieliby ogromne kłopoty gdyby się ujawnili.

W tym temacie musiałam się zgodzić. Chłopak o zielonych oczach miałby spore kłopoty, gdyby wyszło na jaw, że okradł nie tylko mieszkańców królestwa, ale także sam pałac Buckingham. Nie chciałam nawet myśleć jaka kara spadłaby na niego i jego przyjaciół.

Przez resztę przyjęcia byłam biernym uczestnikiem rozmów. Nawet nie wiedziałam dlaczego nagle się wyłączyłam. Dwórki na kanapie obok mnie nadal toczyły zaciekłą dyskusję na najróżniejsze tematy. Co kilka zdań jedna z nich podnosiła delikatnie ton głosu.

Mnie jednak interesowało coś innego. Coś co popchnęło mnie do radykalnej decyzji podjętej pod wpływem emocji i chwili. Do końca przyjęcia nie odezwałam się ani nie upiłam łyku zimnej już herbaty. Nie pokusiłam się również o ciasteczka z kawałkami czekolady, które tak bardzo lubiłam i, o które zawsze prosiłam podczas śniadań by osłodzić sobie dzień.

Postanowiłam iż dzisiejszej nocy, nie zważając na konsekwencję ani na moją matkę, wymknę się do miasta.

I znajdę mężczyznę, który zawładną mną przez swoje szmaragdowe oczy.

Nawet jeśli tego wieczora zginę przynajmniej moja matka nie położy swoich rąk na koronie. Zgonie z sukcesją do tronu prawowitym następcą tronu zostałby jego brat, a mój wuj Fryderyk August lub ciotka Charlotte, gdyby nie testament wuja Wilhelma.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top