9
Siedziałam po turecku na fotelu obok kierowcy, czyli Jakuba, i patrzyłam przez okno samochodu na wiślańskie krajobrazy, popijając kawę, którą kupiłam na stacji benzynowej. Była naprawdę ciepła i mimo że powinna mnie rozbudzić, to czułam się zdecydowanie spokojniejsza. Nie stresowałam się niczym. Myślałam tylko o przyszłości. I starałam się robić to pozytywnie.
Podjechaliśmy pod wielki hotel, który nazywał się Gołębiewski, jak poinformował mnie Kuba. Był ogromny. Chyba nigdy nie widziałam tak dużego budynku.
- Jesteśmy na miejscu – powiedział Wolny, odpiął pas bezpieczeństwa i spojrzał na mnie, uchylając drzwi auta. - Dobrze ci się tak siedziało przez całą drogę?
- Gdyby siedziało mi się źle, to zmieniłabym pozycję – odparłam, patrząc z poirytowaniem na Kubę. - Ty serio jesteś taki głupi czy udajesz?
- Ej, bo się obrażę – burknął niby urażony, ale kiedy wysiadał z czarnego audi, zobaczyłam na jego twarzy uśmiech. Kąciki moich ust również uniosły się w górę i zabrałam torebkę, aby wysiąść z auta. Humory dopisywały nam obojgu.
Zbliżyłam się do Wolnego, który wyjmował walizki z bagażnika. Uznałam, że sam doskonale da sobie radę, więc zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech, rozkoszując się świeżością innego powietrza niż zakopiańskie. Pewnie ktoś by sobie pomyślał, że jestem nienormalna, iż potrafię rozpoznawać takie rzeczy, ale niezbyt mnie to obchodziło. Nie przejmowałam się zdaniem innych. A przynajmniej się starałam. Jednak kiedy był przy mnie Kuba, czułam się bezpiecznie i wiedziałam, że on nie uważa mnie za dziwną. Dlaczego? Bo po prostu był moim przyjacielem, tak jak ja jego przyjaciółką. Też akceptowałam go takiego, jakim jest.
- Ali, muszę cię poinformować o kilku rzeczach – przerwał moje cieszenie się chwilą Jakub. - Ponieważ jesteś pierwszy raz na zawodach skoków narciarskich, czuję się zobowiązany przedstawić ci kilka informacji.
- Czy to konieczne? - spytałam, przywołując na twarz maskę cierpiętnika, mając nadzieję, że Wolny nie da mi jednak niepotrzebnego kazania.
- Tak, zdecydowanie – odpowiedział, a ja zwiesiłam bezradnie ramiona. Cóż, musiałam go wysłuchać. - Po pierwsze, pokój będziesz miała sama. - Zmarszczyłam brwi i otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale chłopak uprzedził mnie. - To nie znaczy, że faktycznie zostanie ci przebywanie sam na sam. Wpadnę do ciebie. - Westchnęłam i kiwnęłam głową, na znak, że zrozumiałam. Z Kubą nie miałam szans wygrać żadnego pojedynku, słownego i jakiegokolwiek innego. - Po drugie, w Wiśle często po Gołębiewskim plączą się różne fanki, nie fanki, więc tłum może cię trochę przestraszyć, ale nie bój się, tak jest właściwie co roku. - Pomyślałam sobie, jak bardzo trzeba mieć hopla na punkcie skoczków, żeby dybać na nich w hotelu, gdzie mieszkali. Dla mnie to było niezrozumiałe, ale może tylko dlatego, że nigdy nie brałam udziału w takich wydarzeniach i po prostu nie miałam zielonego pojęcia o tym, co się dzieje w czasie takich zawodów. - Po trzecie, jeśli chcesz zawrzeć jakieś nowe znajomości, to śmiało. Tu naprawdę są mili ludzie, a w szczególności skoczkowie, co chyba już wiesz – mrugnął do mnie, a ja przewróciłam oczami, wiedząc, że Wolny mówi o tym na swoim przykładzie. - Po czwarte, na konkursy będziesz chodziła z Ewą, ona się tobą zaopiekuje. I ostatnie, czyli po piąte, co już nawet dziwnie brzmi, ale muszę to powiedzieć – zaśmiał się Kuba i spojrzał mi w oczy. - Jesteś tu bezpieczna, Ali. Od teraz nic ci nie grozi, mogę przysiąc na swoje życie.
- Na swoje życie lepiej nie przysięgaj – powiedziałam, trochę w żartach, trochę serio. - Jeszcze nartą w twarz dostanę i co wtedy?
- Dobra, dobra – zaśmiał się Jakub. - Ale poza tym to wszystko jasne?
- Myślę, że problemów nie będzie – odrzekłam i przyjrzałam się, jak chłopak próbuje wziąć własne i moje bagaże naraz. Parsknęłam śmiechem. - Wyglądasz jak wielbłąd. Nie męcz się z tym, ja wezmę swoje walizki, w końcu są na kółkach, więc łatwo pójdzie.
Wolny wymamrotał coś pod nosem, że nie wypada, żebym brała je sama i to jedna z jego podstawowych wartości, aby pomagać kobietom, kiedy zajdzie taka potrzeba. Uszczypnęłam go w nos, by przestał gadać, zabrałam bagaże z jego rąk i ruszyłam ku wejściu do hotelu. Kuba zawołał za mną, żebym zaczekała, ale tylko trochę zwolniłam tempa. Po chwili dogonił mnie zdyszany. Rzucił mi mordercze spojrzenie, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
Kiedy weszliśmy do budynku, oniemiałam. Zauważyłam kątem oka, jak Jakub idzie w stronę recepcji, lecz nie podążyłam za nim. Stałam i wpatrywałam się w bogactwo tego hotelu, jeśli można tak to określić. Nigdy nie byłam w podobnie luksusowym zakwaterowaniu. Właściwie to nigdzie nie miałam okazji przebywać. Moje dwudziestotrzyletnie życie ograniczało się do ciągłego zamieszkiwania w Zakopanem, z którego nie wyjeżdżałam nawet na szkolne wycieczki, ponieważ moi rodzice zawsze wydawali pieniądze na alkohol lub fajki.
Kuba klasnął w dłonie przed moimi oczami, aby wyrwać mnie z zapatrzenia. Uśmiechnął się i podał mi jakąś kartę.
- To taki jakby klucz do twojego pokoju – wytłumaczył od razu chłopak, unikając mojego zbędnego pytania. - Przy drzwiach znajduje się czujnik, przykładasz do niego tę kartę i się otwierają. Nie ma za co. Idziemy czy chcesz jeszcze podziwiać?
- Możemy pójść, jeszcze będę miała czas na zwiedzanie – powiedziałam, dopiero w tym momencie zauważając, jak dużo ludzi kręci się po holu. Niektórzy ubrani w sportowe ciuchy, inni zwyczajnie, a kolejni elegancko.
- Świetnie. Zapraszam.
Weszliśmy do windy, Kuba nacisnął jakieś guziki i ruszyliśmy w górę. Trzymałam się kurczowo swoich walizek, trochę się stresując, właściwie nie wiedziałam nawet czym.
- Masz pokój na czwartym piętrze razem ze mną i całą polską kadrą. I niemiecką, ale to taki szczegół – mówił Wolny. - Może się z nimi zaznajomisz, może nie. Śmieszne typy, potrafią znaleźć odpowiedni żart do każdej sytuacji. Fajnie się z nimi gada i załatwia interesy, jak już pewnie zauważyłaś – dodał, myśląc zapewne o Stephanie, który zgodził się na przyjęcie mnie jako współlokatorki.
Drzwi windy otworzyły się, a my ujrzeliśmy dwóch mężczyzn śmiejących się. Wiedziałam, że już ich poznałam, ponieważ zauważyłam na ich koszulkach napis „Polska", ale nie pamiętałam ich imion. Jednak zdałam sobie sprawę, że to te dwie papużki nierozłączki. Tylko jak oni się nazywali...
- O w mordę, Kubuś już w windzie! - zawołał jeden z nich, ten z charakterystycznym głosem. - A my z Maćkiem chcieliśmy zjechać na dół i przywitać cię w holu.
Ach, właśnie! W tym momencie przypomniało mi się, że mężczyzna o latynoskiej urodzie to Maciej, a drugi to Piotr. Olśnienie.
- Niestety, spóźniliście się – odpowiedział Kuba, wyszedł z windy, a ja za nim, po czym chłopak przywitał się z kolegami, robiąc jakieś żółwiki, piątki, nie wiem dokładnie, co to było.
- Alissa! - wykrzyknął Maciek, rozkładając ramiona do uścisku. - Jak miło znów cię widzieć.
Kot przytulił mnie do siebie ostrożnie, a ja nie dość, że poczułam się głupio, bo on ewidentnie mnie pamiętał, ale ja jego nie, to jeszcze jego zapach. Pachniał egzotycznie, co pasowało do jego urody i mogłabym wdychać tę woń na okrągło, była taka ładna.
- A z wujkiem Piotrkiem się nie przywitasz? - spytał Żyła zadziornie i też zamknął mnie w szczelnym uścisku. On natomiast musiał stosować inne kosmetyki, ponieważ pachniał ostrą wodą kolońską.
- Stary, nie przesadzaj z tym wujkiem, Ali jest w moim wieku – powiedział Kuba, śmiejąc się.
- Co nie zwalnia cię z tego, abyś zwracał się do mnie inaczej niż ona – sprostował mężczyzna i to ja tym razem się zaśmiałam.
- Fajnie was znowu spotkać, chłopacy – oznajmiłam na powitanie.
- No mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze kilka innych razy – dodał Maciek i posłał kuksańca w bok Piotrkowi. - My musimy załatwić coś jeszcze w holu, bo zauważyliśmy, że czasami czytnik nie odczytuje naszej karty do pokoju, więc będziemy uciekać. Zobaczymy się później!
- Jasne, na razie – odrzekł Wolny i poczekał, aż za mężczyznami zamkną się drzwi od windy, po czym odetchnął głęboko. - Kolejna zasada dla ciebie, uważaj, na jaki temat gadasz z Kotem i Żyłą, bo jeśli ich to zainteresuje, to przepadniesz z nimi w kilkugodzinnej rozmowie, słuchając ciągłego przekomarzania się i ciętych ripost.
- Okej, będę się ich wystrzegać – powiedziałam, uśmiechając się i ruszyłam za Wolnym korytarzem.
Byłam zaskoczona, jak wiele pokoi jest w stanie zmieścić się na jednym piętrze tego hotelu. Myślałam, że nasza wędrówka nigdy nie dobiegnie końca, ale nareszcie Kuba stanął, spojrzał najpierw na drzwi znajdujące się po prawej stronie, później po lewej i wtedy na mnie.
- Świetnie się składa, mamy pokoje naprzeciwko siebie – oznajmił. - Tak blisko, a jednak tak daleko – westchnął ciężko.
- Biedny Kubuś, będzie musiał odkleić się od swojej przyjaciółki, która spała podczas pobytu w jego domu u niego w pokoju, mimo że kilka dni wcześniej proponował zupełnie osobny – powiedziałam nieco ironicznie, ponieważ naprawdę tak było, że Jakub uparł się, abym spała w jego łóżku, a on na materacu na podłodze.
- Nie wiem, jak to przeżyję – odrzekł, teatralnie łapiąc się za serce.
Przewróciłam oczami i przyłożyłam kartę do czujnika, aby zobaczyć, jak działa otwieranie pokoju. Udało mi się za pierwszym razem, a Wolny zaklaskał w dłonie, gratulując tego sukcesu.
- Pozwól, że się nieco odświeżę po podróży – powiedziałam, wchodząc do pomieszczenia i żegnając się z przyjacielem.
Kiedy znalazłam się w pokoju, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To naprawdę były dla mnie luksusy. Zwiedziłam każdy zakątek mieszkania i zmęczona usiadłam na łóżko. Sięgnęłam do torebki, aby wyjąć telefon i zrobić kilka zdjęć na pamiątkę, ponieważ nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek będę miała szansę przebywać w takim miejscu. Jednak po przeszukaniu całego bagażu zorientowałam się, że musiałam zostawić urządzenie w aucie w schowku pod deską rozdzielczą. Westchnęłam i ciężkim krokiem ruszyłam do pokoju Kuby.
- Co się stało? - spytał, widząc mnie po zaledwie kilku minutach odkąd ostatnio byliśmy razem.
- Zostawiłam telefon w samochodzie – wytłumaczyłam i nic więcej nie musiałam mówić.
- Masz kluczyki – rzucił mi pęk, wyszukawszy go w kurtce. Już chciałam odchodzić, kiedy chłopak zatrzymał mnie. - Hej! Ty tak chcesz pójść na krótkim rękawku? - zapytał, a ja zapomniałam o tym, że zdążyłam zdjąć odzież wierzchnią i nawet nie pomyślałam o tym, żeby znów ją ubrać. - Jest listopad, dziewczyno! Weź moją bluzę, oddasz mi, jak wrócisz. Trafisz na dół i z powrotem?
- Dzięki, Kubuś. I spokojnie, już zdążyłam mniej więcej zorientować się w terenie – powiedziałam, wciągając kadrowe ubranie.
Zjechałam windą na hol. Kiedy z niej wyszłam, skierowałam się ku oszklonym drzwiom, aby znaleźć się na dworze. Jednak gdy przez nie przeszłam, zapatrzona w widoki nieoczekiwanie na kogoś wpadłam. Prawie się przewróciłam, ale na szczęście zachowałam równowagę i udało mi się pozostać w pionowej pozycji. Jedynie złapałam się za czoło, które rozbolało mnie po uderzeniu w coś twardego, co mogło być głową innej osoby, ale też ze stresu, ponieważ nawet nie zdążyłam pobyć w tym miejscu przez godzinę, a już narobiłam jakichś kłopotów.
Usłyszałam wiązkę niemieckich przekleństw i spojrzałam na osobę, na którą wpadłam. Wpatrywała się we mnie morderczym wzrokiem. Nieco wystraszona cofnęłam się o kilka kroków. Im dłużej patrzyłam się na chłopaka stojącego naprzeciw mnie, tym bardziej docierało do mnie, że chyba już gdzieś go widziałam.
- Czy ty nie masz oczu? - odezwał się w końcu szatyn po angielsku, zdając sobie sprawę z tego, że nie mogę wydusić z siebie ani jednego słowa. - Rodzona matka chodzić cię nie nauczyła? Jak ja to zrobię, to obiecuję ci, że na sam mój widok będziesz spierniczała, gdzie pieprz rośnie. Cholera jasna no, kolejnego papierosa w ciągu kilku dni mi zgaszono. Jak nie ten łamaga z Willingen, to jakaś niezdara. Czy ty mnie chociaż rozumiesz? Umiesz mówić po angielsku?
Kiwnęłam głową, bojąc się cokolwiek wypowiedzieć.
- Super, chyba jedyna rzecz, którą cię ktoś nauczył – burknął chłopak, wyjął z kieszeni paczkę papierosów i zapalił. Zaciągnął się, wypuścił dym z płuc i znów spojrzał na mnie. - Widzę, że jesteś z polskiego teamu. Nie do wiary, że zatrudnili jakąś nieogarniętą laskę. Uważaj, żeby cię nie wylali jeszcze dzisiaj, bo zaraz idę do Horngachera i wyjaśnię mu zaistniałą sytuację.
Zmarszczyłam brwi. O co temu wariatowi chodziło? Próbowałam przeanalizować spokojnie zaistniałą sytuację. Czemu chciał iść do trenera polskich zawodników? Spojrzałam w dół i zauważyłam, że przecież ubrałam kadrową bluzę Kuby. Musiałam wyjaśnić z tym idiotą sprawę, bo nie chciałam, żeby Polacy mieli przeze mnie problemy.
- Ale... - zaczęłam mówić po angielsku po raz pierwszy od bardzo dawna. - Ale ja nie pracuję w polskim sztabie.
- Nie? - spytał naburmuszony chłopak, spoglądając na mnie kątem oka. - To skąd te ciuchy? Takie noszą polscy zawodnicy.
- Kolega, który jest skoczkiem, pożyczył mi ją na chwilę – wytłumaczyłam, starając się przełamać strach i odezwać się odważniej. - Przepraszam, że na ciebie wpadłam, przykro mi, że, jak mniemam, zgasiłam ci papierosa jak jakiś łamaga z Willingen, ale po prostu cię nie zauważyłam. Twoje uniesienie było niepotrzebne, lecz jeśli tak bardzo szkoda ci tej jednej fajki, to mogę ci odkupić całą paczkę, nie ma sprawy.
Chłopak lustrował mnie wzrokiem, a ja jego. Był ubrany w czarne dresowe spodnie, ciemnozieloną bluzę z napisem „Deutschland" oraz czapkę z Red Bulla. Kiedy on wpatrywał się w moje buty, ja przyjrzałam się jego twarzy. I kolejny raz tego dnia doznałam olśnienia. Przecież to był Andreas Wellinger, przyjaciel Stephana Leyhe. Jak mogłam o nim zapomnieć, skoro jeszcze kilka godzin wcześniej stalkowałam go przez instagrama? Moja krótka pamięć dawała się we znaki.
- Nie no, to byłoby głupie, gdybyś miała mi odkupywać całą paczkę – stwierdził, przerywając natrętną ciszę, podczas której przypatrywaliśmy się sobie. - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam i postanowiłam trochę mu się odgryźć. - A skoczkowie to mogą palić? To przypadkiem nie wpływa źle na ich organizm?
- Skąd wiesz, że jestem skoczkiem? - spytał, a ja pomyślałam sobie, jak pięknie chłopak reprezentuje swoją głupotę.
- Domyśliłam się po twojej bluzie i sam mówiłeś o Horngacherze trenującym Polaków, więc musisz go znać – odparłam. - Ale jak twój trener dowie się, że palisz, to nie będzie zbyt zadowolony, zapewniam cię.
Znów cisza. Wellinger wpatrywał się we mnie jak w kosmitkę, a ja starałam się utrzymać swój niezawodny uśmiech na twarzy.
- Hej, Andreas! - usłyszałam i odwróciłam się, aby zobaczyć, kto go woła. Był to jakiś mężczyzna z wąsem w podobnej bluzie jak mój dotychczasowy rozmówca. - Chodź, Markus ma sprawę do załatwienia z tobą! - powiedział po niemiecku, a ja zrozumiałam te proste słowa dzięki dość prymitywnej nauce tego języka w liceum.
Wellinger spojrzał na mnie, zgasił papierosa i odszedł bez żadnego słowa. Pewnie myślał, że już więcej się nie spotkamy. A ja ruszyłam do samochodu Kuby po telefon, czując się jak wygrana po wielkiej kłótni.
Pierwsze zawody skoków narciarskich na jakich byłam, a ja zdążyłam zgasić przyjaciela mojego przyszłego współlokatora. Nieźle się zapowiadało.
__________
Nudny rozdział, ale pojawia się ważne zdanie i w sumie zapowiada, co się stanie w przyszłości, więc... Bądźcie ostrożni i koniecznie dajcie znać, co sądzicie o tym jakże nudnym rozdziale, których teraz będzie tylko więcej, ale pls, nie zrażajcie się... Będzie fajnie, obiecuję!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top