36
Pakowałam wszystkie rzeczy do walizki. Byle jak, ponieważ nic nie widziałam przez łzy. Co chwilę pociągałam nosem, ale i tak krople skapywały z niego na ubrania, które wciskałam do bagażu. Kiedy skończyłam, usiadłam na walizie, nie mogąc jej zamknąć. Z mojego gardła co chwilę wydobywał się cichy szloch. Zamknęłam walizkę, ale nie wstałam z niej, tylko schowałam twarz w dłoniach, pozwalając sobie na jeszcze więcej płaczu.
Czy robiłam dobrze, wyjeżdżając? Dając sobie z tym spokój? Tak, niewątpliwie. Nie miałam już odwrotu. Podjęłam ostateczną decyzję, wszystko było przygotowane. Ten jeden, jedyny raz musiałam zrozumieć, że nie mogę się nad tym dłużej zastanawiać. Teraz czas zająć się czymś innym. Ważniejszym.
Wiedziałam, że Kuba... - Boże, jak wypowiedzieć to słowo? - Ciało Kuby znajdowało się już w Polsce, w Zakopanem. Jego rodzice dzwonili do mnie od razu po telefonie od Horngachera, który musiał oznajmić im, co się wydarzyło. Pani Wolna nie była w stanie nawet ze mną rozmawiać. Jej mąż powiedział, że zawsze jestem u nich mile widziana, a także usłyszałam od niego inne piękne słowa. Byłaś dla naszego syna kimś wyjątkowym. To jedno z tych zdań, które zapamiętałam. Reszty nie mogłam. Za bardzo to przeżywałam. Ale w tym momencie poczułam, że kocham tę dwójkę ludzi. Bo tak właściwie to oni byli moimi rodzicami. W dużej części mnie wychowali. Wiedziałam, że Kuba chciał, abym się nimi zaopiekowała. I taki miałam zamiar.
Usiadłam na brzegu łóżka, ocierając łzy i zaczynając myśleć o Stephanie. Przez ostatnie kilka dni, gdy mnie pocieszał, widziałam w nim kogoś innego. Widziałam w nim Kubę. W każdym zachowaniu. W każdym geście. Robił to dokładnie tak jak Kubuś. Przypominał mi o nim, co jeszcze bardziej mnie dobijało. Ale nie chciałam mu o tym mówić. Nie zamierzałam sprawić mu tym przykrości. Aby przestać to odczuwać i zapomnieć o innych sprawach, musiałam pozbyć się wszystkiego, co wzmacniałoby we mnie smutek, a także poczucie winy. Przecież to przeze mnie Kuba zginął, prawda?
A co z Aschenwaldem? Nie chciałam o nim na razie myśleć. Nie mogłam dopuścić do siebie myśli, że okazał się moim przyrodnim bratem. To wydawało się niemożliwe, ale musiało być prawdziwe. Urodziliśmy się w tym samym roku, więc ojciec... Nie, nie zamierzam o tym myśleć. Jednak wiedziałam, że jakoś będę musiała porozmawiać z Austriakiem. Na ten temat, ale też na inny.
Pociągnęłam nosem i wstałam z łóżka. Założyłam kurtkę i czapkę, którą sama zaprojektowałam. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wysłałam do głównego szefa niemieckiego Eurosportu wiadomość z załącznikiem. Konkretnie z wypowiedzeniem w trybie natychmiastowym. Nie wiedziałam, czy coś takiego w ogóle istniało, ale przecież mieli czas, żeby znaleźć kogoś na moje miejsce, a chętnych na to stanowisko również nie brakowało. Zresztą, pożegnałam się już wcześniej z Martinem Schmittem oraz Svenem Hannawaldem. Zasmucili się z powodu usłyszanej decyzji, ponieważ dobrze im się ze mną pracowało, a nie zdążyli też nauczyć mnie niemieckiego, tak jak obiecywali. Jednak będzie na to jeszcze okazja. Rozumieli moje postępowanie.
Wyszłam z hotelowego pokoju i zamknęłam go na klucz. Ciągnęłam za sobą walizkę. Przewieszona przez ramię sportowa torba dodawała mi niemałego obciążenia, więc moje ruchy były naprawdę powolne. Zmierzałam do windy, ale przystanęłam przy pewnych drzwiach. Popatrzyłam na nie. Czterdzieści cztery. Pokój Wolnego. Od razu przypomniała mi się sytuacja, gdy pakowałam jego rzeczy, bo on... On już nigdy nie mógłby tego zrobić. Zgłosiłam się do tej pracy, bo stwierdziłam, że Kuba nie chciałby, aby ktoś obcy dotykał jego rzeczy, nawet koledzy z kadry.
To było zadanie, przy którym towarzyszyło mi wiele łez. Na każdej koszulce, którą złożyłam w kostkę, spadła przynajmniej jedna kropla z moich oczu. Nie mogłam opędzić się od emocji, jakie wtedy odczuwałam. Kiedy już wszystko spakowałam, usiadłam na jego łóżku i sięgnęłam po telefon leżący na stoliku obok. Nacisnęłam przycisk odblokowania, ale ekran dalej był ciemny. Urządzenie musiało być wyłączone. Uruchomiłam je. Po kilku sekundach wyświetlił się ekran blokady. Widniało na nim wspólne zdjęcie Wolnego z kolegami z kadry. Maciek, Kamil, Stefan, Piotrek, Dawid i on. Wszyscy robili głupie miny. Zaśmiałam się cicho pod nosem. Otarłam łzy, które dalej leciały mi po policzkach. Odblokowałam telefon za pomocą odcisku palca. Tak, Kuba wprowadził też moje linie papilarne do urządzenia. Twierdził, że muszę mieć dostęp do jego komórki, tak jak on do mej. Zobaczyłam tapetę na ekranie głównym i automatycznie przyłożyłam dłoń do ust, blokując wydobycie się z nich okropnego krzyku, jaki powodowało natężenie płaczu. Łzy spadały na ekran, na którym widniała fotografia ze mną. Leżałam z zamkniętymi oczami na czyimś łóżku. Rozpoznałam pościel Jakuba. To było w jego domu. Musiał potajemnie zrobić mi zdjęcie, gdy już spałam.
Potrząsnęłam głową, oddalając od siebie to wspomnienie. Nie mogłam znowu się rozklejać. Ruszyłam do windy powolnym krokiem. Nie chciałam opuszczać tego miejsca, ale z drugiej strony właśnie tak zamierzałam. Oberstdorf wcześniej był dla mnie szczęśliwy. To tutaj Kuba odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata, jednocześnie stając na podium pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Jednak ta miejscowość stała się przeklęta. Bo to właśnie tutaj doszło do rzeczy, o której nigdy nie zapomnę. To tutaj miało miejsce najstraszniejsze wydarzenie w moim życiu.
A teraz musiałam uciec. Sama.
***
Siedziałem w pokoju. Sam. Przed chwilą byli u mnie chłopacy, ale wyszli. Rozmawialiśmy. Chcieli wiedzieć, o czym przeprowadził ze mną rozmowę Wolny. Wytłumaczyłem im. Pytali też, jaki był jego stan. Oczywiście, że tragiczny. Jeszcze wieczorem, przed tym, kiedy wróciliśmy do hotelu ze szpitala, wszyscy zawodnicy, trenerzy, całe sztaby wiedziały o śmierci Polaka. Nikt nie potrafił się po tym pozbierać. Podczas posiłków w stołówce słyszałem wiele rozpaczań. To taki młody chłopak. Tak. Miał duży potencjał. Prawda. Mógł jeszcze wiele osiągnąć. Zgadzałem się. Z wszystkimi słowami na temat Jakuba.
Wstałem z łóżka i podszedłem do stolika znajdującego się na drugim końcu pokoju. Wziąłem z niego litrową butelkę z wodą i wróciłem na poprzednie miejsce. Upiłem kilka głębokich łyków. Napój orzeźwił mnie, a także pobudził do myślenia podczas tego już dość późnego poranka.
Po wyjściu z pokoju kolegów z kadry zdecydowałem się zadzwonić do Andreasa. Musiałem z nim porozmawiać, czego nie robiłem, odkąd odszedł Wolny. Odkąd w ogóle został zaatakowany. Porozumiewaliśmy się tylko za pomocą krótkich wiadomości. Informowałem go o sytuacji na bieżąco, a Wellinger nie ukrywał zdenerwowania. Tego ani on, ani całe środowisko skoków narciarskich się nie spodziewało. Podczas około godzinnej rozmowy opowiedziałem mu o wszystkim ze szczegółami. Był zszokowany nie tylko złymi wydarzeniami, ale też tym, że posłuchałem go i zdecydowałem się powiedzieć Alissie, co do niej czuję. I jeszcze udało mi się ją pocałować. Przypomniała mi się ta chwila. Boże, pragnąłem tego całe wieki. Pragnąłem tego, odkąd pierwszy raz ją ujrzałem, dopiero teraz to zrozumiałem.
Moje rozmyślanie przerwało ciche pukanie do drzwi. Nie spodziewałem się żadnych gości. Sądziłem, że to może znów koledzy z kadry przyszli mnie pocieszać. Nawet ja nie mogłem otrząsnąć się po śmierci Wolnego. Z Polski przywędrowała już informacja od jego rodziców. Powiadamiali o pogrzebie. Został zaplanowany na za dwa dni. Gdyby nie podróż do Finlandii, jaką mieliśmy odbyć jeszcze dzisiaj wieczorem, a także przygotowania do konkursów w Lahti, na pewno bym pojechał. Czułem taką potrzebę. Jednak Schuster nie pozwoliłby mi. Nie teraz, kiedy prowadziłem w klasyfikacji generalnej i miałem wielkie szanse na wygranie tego cyklu. Z kolei Walter Hofer nie zamierzał robić luk w kalendarzu Pucharu Świata przez śmierć Polaka. Wiedziałem, że planują uczcić to minutą ciszy podczas najbliższych zawodów, a także przeprowadzić konkursy bez żadnej muzyki. Miało być cicho. Westchnąłem, a na wspomnienie Polaka znów łzy poleciały po moich policzkach. Otarłem je szybkim ruchem.
Po raz kolejny rozległo się pukanie do drzwi. Kompletnie o tym zapomniałem. Wstałem, zostawiając butelkę na łóżku, i podszedłem do wrót, aby je otworzyć. Zdziwiłem się, widząc stojącą przede mną osobę. Nie spodziewałem się, że do mnie przyjdzie. To raczej ja zawsze się o nią martwiłem i odwiedzałem ją, żeby sprawdzić, jak się czuje.
- Alissa? - spytałem zdezorientowany.
- Stephan – odpowiedziała szeptem.
Wyglądała poważnie. Nie miała na sobie ani drobinki makijażu, a jej uroda jak zwykle mnie powalała. Była piękna. Zawsze była piękna. I ubrana w te swoje luźne dresy, z którymi rzadko się rozstawała. Jednak mój wzrok przyciągnęło coś jeszcze. Dziewczyna miała przewieszoną przez ramię torbę. Prawą rękę trzymała na rączce podróżnej walizki. Poczułem, jak zacząłem się pocić. Ze stresu? Ze strachu?
- Wyjeżdżasz? - zadałem kolejne pytanie. Otworzyłem drzwi szerzej i zaprosiłem Nell do środka. Weszła, ciągnąc za sobą bagaż. Stanęła na środku pokoju i rozejrzała się, po czym odwróciła do mnie.
- Tak – odrzekła jednym słowem.
- Dokąd?
- Do Polski. Na pogrzeb Kuby.
Pokiwałem głową, spuszczając wzrok i wbijając go w podłogę. No tak. Mogłem się domyślić. Przecież byli przyjaciółmi od dzieciństwa. A później przerodziło się to w coś więcej, o czym oni sami nie wiedzieli. Na pewno Ali dostała kilka dni wolnego na wyjazd. Pewnie niemiecki Eurosport będzie musiał znaleźć kogoś na zastępstwo do Finlandii, ponieważ wątpiłem, że dziewczyna wróci na czas.
- Przyszłam się pożegnać – powiedziała Alissa. Spojrzałem na nią. Patrzyła mi prosto w oczy. Zostawiła bagaże obok mojego łóżka i podeszła nieco bliżej. Dzielił nas około metr. - Stephan, ja... Przepraszam.
- Za co? - zapytałem, znów zdezorientowany. Jednocześnie spostrzegłem, że w naszej krótkiej rozmowie zadawałem same pytania.
Alissa zawahała się. Kilka razy otworzyła usta, ale nie wydobyła z siebie żadnego głosu. Spuściła wzrok, a kiedy po chwili z powrotem go podniosła, zobaczyłem łzy w jej oczach, które szybko przetarła. Boże, dlaczego tak często płakaliśmy?
- Stephan. - Moje imię wymawiane przez nią brzmiało zupełnie inaczej, niż gdy zwracały się tak do mnie inne osoby. Brzmiało lepiej. Piękniej. - Stephan, ja już nie wrócę. Złożyłam wypowiedzenie do szefostwa Eurosportu. Wracam do Polski. Na stałe.
Ta informacja uderzyła mnie niczym grom z jasnego nieba. Nie wiedziałem, jak zareagować. Nie wiedziałem, co powiedzieć. W mojej głowie pojawiały się na zmianę dwa pytania. Dlaczego? Czy to moja wina?
- Och... - wyjąkałem.
- Stephan, to nie tak, jak myślisz – podążyła z wyjaśnieniami Alissa. Chociaż nie sądziłem, aby jakiekolwiek były teraz potrzebne. - Lubię cię, naprawdę. - Lubi. Tylko lubi. - Jesteś wspaniałym człowiekiem, przyjacielem. - Przyjacielem. - Jednak stwierdziłam, że muszę wyjechać. Dość już namieszałam w tym sporcie. Uzbierałam trochę pieniędzy, będę mogła kupić sobie jakieś mieszkanie. Zacząć życie od nowa. Ale muszę też odpocząć. Muszę przemyśleć różne sprawy. Potrzebuję wytchnienia.
Pokiwałem głową, nie patrząc jej w oczy. Nie mogłem. Wyznałem jej swoje uczucia. Wiedziała o tym, że ją kocham. Lecz i tak wyszło jak zwykle. To ja zostawałem ze złamanym sercem. Każdy to przewidywał. Bałem się tego. Wszyscy wokół mnie ostrzegali. Ale ja oczywiście byłem mądrzejszy.
Więc znów zostałem sam. To ona mnie zostawiła. Samego. Wyszła, pocałowawszy mnie uprzednio w policzek. Wyszła, uszczypnąwszy mnie na koniec w nos.
Uszczypnąwszy w nos.
Mój mózg natychmiast zaskoczył na ten gest.
Boże święty. Przecież wiedziałem, co to znaczyło.
Jeszcze nie wszystko stracone.
***
- Tak, dokładnie – potwierdziłem to, o czym mówił mój rozmówca. - Bestia z Wolfratshausen nie żyje. Aschenwald pozbył się jej już na zawsze. Wyrok jest wciąż nieznany. Wolnego również już z nami nie ma, co chyba każdy przeżywa. Teraz pozostało tylko modlić się, aby wszystko wróciło do normy. Żeby było tak jak dawniej.
- To może trochę potrwać – westchnął Gregor po drugiej stronie słuchawki. - Przez te wydarzenia nasza kadra znalazła się w całkowitej rozsypce. Wellinger przecież też nie jest dysponowany. No i Ryoyu Kobayashi. Nieźle namieszano.
- Prawda – przyznałem i wziąłem łyk miętowej herbaty. Spojrzałem na rzeczy, które walały się po całym pokoju. Markus narobił bałaganu i wyszedł. Pokręciłem głową ze zrezygnowania. Z powrotem usiadłem na łóżku. - Ale ty na pewno wzmocnisz szeregi Austrii. Podobno jedziesz do Lahti, to już pewne? - spytałem, zmieniając temat na nieco przyjemniejszy.
- Tak, bo dzięki mnie drużyna wróci do mistrzowskiej dyspozycji – prychnął Schlierenzauer. - Moja dyspozycja jest, w wielkim skrócie, gówniana. Raczej nic nie wniosę do drużynówki, a w indywidualnym w ogóle nie mam szans.
- Oj, Schlieri, nie możesz w siebie aż tak wątpić – zganiłem Austriaka. - Na pewno skoki pójdą ci lepiej niż takiemu Hörlowi. - Dobiegło mnie pukanie do drzwi, które zaraz się otworzyły. Przez wrota wpadł Stephan, zdyszany jak nie wiem co. Po jego wzroku rozpoznałem, że musi porozmawiać ze mną o czymś ważnym właśnie w tym momencie. Naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego byłem tak rozchwytywany. Wziąłem oddech i powróciłem na chwilę do rozmowy ze Schlierenzauerem. - Słuchaj, Gregor, zdzwonimy się później. Mam jeszcze ważną sprawę do załatwienia przed wyjazdem, rozumiesz.
- Tak, tak, jasne – wtrącił od razu Austriak. - Do usłyszenia później, Richard.
- Na razie – powiedziałem i rozłączyłem się. Odłożyłem telefon na szafkę, założyłem nogę na nogę, obejmując rękoma kolana. Spojrzałem na stojącego przy wejściu kolegę z kadry. - Słucham cię, Stephanie. Jestem w pełni do twojej dyspozycji.
- Mam problem, który muszę szybko rozwiązać – wydusił z siebie Leyhe. - I cholernie cię do tego potrzebuję.
Odetchnąłem głęboko, wiedząc, że będzie to jakaś grubsza sprawa. Stephan usiadł obok mnie, splatając dłonie. Postanowiłem wziąć w międzyczasie jeszcze jednego łyka herbaty. Uwielbiałem ten napój.
- Alissa wyjeżdża – powiedział mój towarzysz, a ja w jednej chwili wyplułem trunek przed siebie, niemal się nim dusząc. Odkaszlnąłem kilka razy, po czym spojrzałem na Leyhe. Wyglądał naprawdę poważnie. Nie mógł żartować.
- Co ty... - zacząłem, ale Stephan nie dał dojść mi do głosu.
- Podczas pożegnania oznajmiła mi, że potrzebuje odpoczynku i wraca do Polski. - Wybałuszyłem oczy ze zdziwienia. Nie wiedziałem wcześniej o zamiarach Nell. Ani słówkiem o tym nie pisnęła. - Powiedziała, że mnie lubi i jestem wspaniałym przyjacielem, co mnie, muszę przyznać, nieźle zabolało. Ale też na odchodne najpierw pocałowała mnie w policzek, a później uszczypnęła w nos. I słuchaj mnie teraz uważnie, Richi. - Pokiwałem głową, dając znać koledze, że jestem gotowy. - Ona zawsze szczypała w nos Jakuba. Przecież wszyscy wiedzieli, że tak właśnie okazywała swoje uczucia do niego. Przyznaj, że wiedzieliśmy, że go kochała. I właśnie szczypała go w nos. Myślę, że zamiast buziaka w policzek czy gdziekolwiek. Jak uważasz, czy to oznacza, że może mam u niej wciąż szanse i Ali tak kryje się ze swoimi uczuciami? Bo jeszcze kilka dni temu ją pocałowałem, więc może...
- Chwila, co? - przerwałem mu zdezorientowany. - Pocałowałeś ją?
- Tak, Richi, pocałowałem.
- I jak zareagowała?
Milczenie.
- Nie przerwała?
- Nie.
- Cholera jasna, Stephan, pierniku stary jeden niemyślący – wybuchłem, podnosząc się z miejsca. Stanąłem naprzeciw niego i założyłem ręce na piersi. - Przecież to w takim razie oczywiste! Jeszcze ty tak zawsze się o nią starałeś! - Zganiłem kolegę wzrokiem. Westchnąłem i pokręciłem głową. - Kiedy wyjeżdża?
- Obawiam się, że w najbliższym czasie – westchnął zrezygnowany Stephan i zwiesił głowę.
- To co ty tu jeszcze robisz? - warknąłem. - Kochasz ją?
- Tak.
- To leć za nią!
- Ale jest już pewnie za późno...
- Idź, bo zaraz sam wykopię cię z tego pokoju – zagroziłem. Leyhe podniósł się i popatrzył na mnie szklanym wzrokiem. - No, raz! Wypad stąd, bo naprawdę będzie za późno! Leć i rób swoje, ale potem nie zapomnij zdać mi relacji!
Poklepałem Stephana po ramieniu, a ten zaraz wybiegł z pokoju. Wziąłem głęboki oddech, już nie wiem który tego dnia, i podszedłem do okna. Miałem z niego idealny widok na parking, więc mogłem śledzić poczynania naszego kadrowego zakochańca. Niestety, zanim zdążyłem dokładnie rozejrzeć się po okolicy, dostrzegłem Alissę i Macieja Kota. Oboje wsiadali właśnie do auta. Cholera. Cholera, cholera, cholera. Za późno. Za późno. Stephan, szybciej, bo zaraz nasz plan szlag trafi.
I trafił. Samochód, którym kierował Polak, ruszył z miejsca, jeszcze zanim Leyhe zdążył wybiec na parking. Kiedy Steph znalazł się na zewnątrz, Kot oraz Nell wyjeżdżali już na główną ulicę. Widziałem, jak brunet przebiegł jeszcze kilkanaście metrów, machając rękoma i krzycząc, ale nie został zauważony ani usłyszany. Czarne audi znikło z naszych oczu. Syknąłem, zauważając bezradnego kolegę. Wyszedłem z pokoju i zbiegłem po schodach, podążając do Stephana.
Gdy znalazłem się na zewnątrz, dostrzegłem, że Leyhe niebezpiecznie się chwieje. Podbiegłem do niego i złapałem go za ramiona. Spojrzałem mu w oczy, które zaraz skryły się za powiekami. Po jego policzkach spłynęły łzy. Przytuliłem go do siebie. Poczułem, jak on również mnie obejmuje. Poklepałem go po plecach.
Trwaliśmy długo w milczeniu. Bardzo długo. W końcu musiałem zdobyć się na słowa otuchy i pocieszenia, chociaż wiedziałem, że w tym momencie i tak nic one nie dadzą. Nic nie wniosą do złamanego serca. Ale może uda im się dotrzeć do rozumu.
- Prawdziwa miłość przetrwa wszystko, Stephan – wyszeptałem. - Nawet najboleśniejsze i najdłuższe rozstania. Pamiętaj, jeszcze nic nie jest stracone.
Wokół zaczął padać śnieg.
__________
Kiedy myślisz, że już będzie dobrze, wszystko idzie w drugą stronę... Ale to dalej nie koniec! Podczas pisania dzisiejszego rozdziału też miałam łzy w oczach. Już jutro epilog, a ja wspomnę słowa Richarda: "Jeszcze nic nie jest stracone". Lecz co myślicie o rozstaniu Alissy i Stephana? Ali dobrze robi, wyjeżdżając i próbując ułożyć życie na nowo?
Dajcie znać!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top