32

Presja. Strach. Smutek. Wszystko działo się zbyt szybko. Dochodziło do coraz gorszych rzeczy. Każdy się bał. Ja najbardziej. Moja psychika nie wytrzymywała. Wszędzie widziałam właśnie jego - ojca. Nie zapomniałam o incydencie z sylwestra. Dalej zastanawiałam się, kim mógł być ten mężczyzna. Podejrzewałam pewną osobą, lecz nie byłam co do niej w stu procentach pewna.

Leżałam na łóżku w pokoju, patrząc się tępo w sufit i rozmyślając. Ściągnęłam na ten sport pełno kłopotów. Na zawodników również. Czułam się z tym źle. Narażałam wszystkich na niebezpieczeństwo. Sama też nie byłam bezpieczna. Jednak kartki z numerkami i białe róże skończyły się pojawiać. To znów coś oznaczało.

Przekręciłam się na bok, konkretnie w lewą stronę, twarzą do okna, przez które widziałam światła dobiegające z całego Oberstdorfu. Westchnęłam, przypominając sobie, ile złego zrobiłam. Odrzuciłam Kubę, kiedy powinnam z nim być cały czas. Podczas wszystkich trzech konkursów tego weekendu nie zakwalifikował się do drugiej serii. Nie dane mu było pobicie rekordu życiowego. Nie czuł się dobrze. Ale ja nie potrafiłam tak po prostu pójść do niego i powiedzieć „Hej, wszystko będzie okej". Nie po naszej kłótni w Sapporo, kiedy dał mi do zrozumienia, że nie chce ze mną rozmawiać. Myliłem się co do ciebie. Po raz kolejny. Bolało. Cholernie bolało. Sumienie ciągle przypominało mi o tych słowach, lecz ja nie potrafiłam zrobić niczego, aby naprawić naszą przyjaźń. Nie umiałam. Nie wiedziałam jak. Nikt nie dawał mi wskazówek. Kuba zawsze mi we wszystkim doradzał. Teraz nie mógł. Bo go przy sobie nie miałam. Przecież już mnie nie potrzebujesz. Kłamstwo. Potrzebowałam go bardziej niż kiedykolwiek. A on mnie. Ja nie wiedziałam, jak mu pomóc. On nie wiedział, że ja chcę jego pomocy. Znalazłaś sobie kogoś lepszego. Nieprawda. Nikt nie mógł być lepszy od Kuby. Idź sobie do Stephana. Nie. Przecież ty wyczuwasz go samym węchem w promieniu przynajmniej kilometra.

Usiadłam szybkim ruchem na łóżku. Podczas jednej sekundy zadziało się zbyt wiele. Poduszka leżała na podłodze razem ze zbitym flakonikiem perfum. Tabletki przeciwbólowe rozsypały się, wędrując w różne zakamarki pokoju. Kolacja, którą zabrałam sobie na górę, również wylądowała na dywanie.

Położyłam się z powrotem, chowając twarz w prześcieradle. Idź sobie do Stephana. On miał mnie w dupie. A może to ja na niego się zamknęłam, tak jak Wolny na mnie? Mniejsza o to, podczas tego weekendu nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa. Nawet wtedy, gdy robiłam mu sesję zdjęciową w sobotę, kiedy stanął na najwyższym stopniu podium, zaraz zgarnęła go z mojego widoku fala dziennikarzy. Mówiono o nim, że poskromił Wolnego. Przerwał jego dobrą passę, tak jak Kuba zepchnął daleko w tył Ryoyu. Japończyka, który wycofał się już do końca sezonu z Pucharu Świata po upadku w Sapporo. Złapał poważną kontuzję. Nikt nie wiedział, czy wróci na przyszłą inaugurację w Wiśle.

Leyhe unikał mnie. Wiedziałam o tym. Byłam tego pewna. Tylko zawsze szukał pretekstu, aby się ze mną nie spotkać. Więc zostałam sama. Sama jak palec.

Wstałam z łóżka i podążyłam do łazienki, omijając bałagan na podłodze. Przemyłam twarz i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam koszmarnie. Oczy mi napuchły, włosy sterczały w każdą stronę, a blizna na policzku jak zwykle w takich sytuacjach niebezpiecznie poczerwieniała. Wytknęłam samej sobie język. Miałam dość siebie. Życie? Skończyć to? Jak najbardziej, ale najpierw musiałam załatwić kilka spraw. Najważniejszych.

Związałam włosy w luźnego koka, wróciłam do pokoju i narzuciłam na siebie bluzę. Spojrzałam na wygniecioną kartkę wielkości A4, leżącą razem z innymi rzeczami na podłodze. Sięgnęłam po nią i spróbowałam ją wyprostować, jednak niezbyt dobrze mi to wyszło. Miałam nadzieję, że doczytają się z tego małego druczku. Tam było wyjaśnione wszystko. Całe moje życie. Ból. Ucieczka. Każde podejrzenie, nawet minimalne. A przede wszystkim to, co miałam zamiar zrobić.

Wyszłam z pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i sprawdziłam, czy aby dobrze to zrobiłam. Przyzwyczajenie, odkąd w większości moich hotelowych mieszkań zawsze znajdywałam znaki, które ktoś zostawiał, kiedy mnie nie było w pomieszczeniu. Ruszyłam przed siebie, zmierzając do windy i chcąc udać się piętro niżej. Jednak kiedy już dzieliło mnie od niej kilka kroków, usłyszałam coś. Spojrzałam na schody. Dostrzegłam tam przeskakującego po dwa stopnie Freitaga, zmierzającego w moją stronę. Był zajęty wpatrywaniem się w schody, aby nie zaliczyć gleby, więc ujrzał mnie dopiero wtedy, gdy już prawie znalazł się na piętrze. Przystanął, łapiąc dłonią za poręcz i wbił we mnie swój wzrok. Wymusiłam uśmiech. Wiedziałam, że to tylko jeszcze bardziej dodało zmęczenia mojej twarzy.

- Hej, Richi - powiedziałam zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam, chcąc mówić dalej już lepiej, lecz nawet nie zdążyłam otworzyć ust, bo jak zwykle energiczny Niemiec musiał przejąć pałeczkę.

- Ali - mruknął, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. - Boże, wyglądasz jak śmierć - przyznał, a ja kiwnęłam lekko głową, wiedząc, że ostatnio przypominałam kostuchę bardziej niż ona samą siebie. - Coś się stało?

- Można tak powiedzieć - przyznałam szczerze, nie mając siły na wymyślanie wymówek. Freitag już otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu na to. - Nie przejmuj się mną. Właściwie właśnie do ciebie szłam.

- Do mnie? - mimo wszystko przerwał mi zaskoczony Richard. - Przecież ja nie mieszkam z...

- A czy zawsze musi chodzić o niego? - spytałam ironicznie, mając kompletnie dość tego, że za każdym razem wiązano mnie z Leyhe. - Jest taka sprawa, że ostatnio przemyślałam sobie kilka spraw i napisałam coś dla ciebie. - Wyciągnęłam z kieszeni bluzy znów pomiętą kartkę i podałam ją Niemcowi. - Wybacz mi stan tego pisma, jak i całego papieru, ale robiłam to na szybko. Oczywiście to dla ciebie. Ważna sprawa. Nie ignoruj tego, proszę.

- Już się boję - mruknął pod nosem Freitag, biorąc do ręki kartkę. Wyprostował ją nieco, po czym zmrużył powieki i przybliżył papier do twarzy. - Kobieto, czy cię pogrzało? Rozszyfrowanie tego zajmie mi co najmniej czas aż do Grand Prix. Mam nadzieję, że to nie jest po polsku...

- Angielski - wytłumaczyłam, naciskając przycisk, aby winda przyjechała na piętro, na którym się znajdowaliśmy. - A do LGP może być już po ptakach. Lepiej ogarnij to dzisiaj.

- Ale jest już późno... - zaczął marudzić Niemiec. - Jesteśmy zmęczeni po trzech konkursach na mamucie, w dodatku dochodzi dwudziesta druga...

- Nie takie rzeczy robiłeś o jeszcze późniejszej godzinie, Richi - powiedziałam wprost. - Zrób to. Teraz. Za chwilę. W ciszy i spokoju.

Freitag zaczął jęczeć, myśląc, że przekona mnie tym do odłożenia sprawy na później, lecz nie udało mu się. Widząc mój zmęczony wzrok, z którego nie można było wyczytać nic oprócz powagi, westchnął i spojrzał na kartkę. Musiał w końcu przemóc to swoje lenistwo.

- Dobra, szefowo, zrobi się - powiedział, salutując dość niezgrabnie i uśmiechając się ciepło. - Ogarnę to jak najszybciej. I co potem z tym zrobić?

- Dobrze będziesz wiedział, jak postąpić - oznajmiłam, wierząc w inteligencję niezdarnego Niemca. Drzwi windy zdążyły w międzyczasie otworzyć się i zamknąć już kilka razy, więc w końcu postanowiłam do niej wejść. - Powodzenia i do zobaczenia kiedyś, Richi - pożegnałam się.

- Trzymaj się, Ali - odpowiedział, po czym zniknął mi z oczu za metalową ścianą.

Jedna sprawa z głowy. Teraz musiałam wziąć się za następną. Wysiadłam na piętrze niżej i już chciałam ruszyć, żeby odwiedzić pewną osobę, lecz przypomniało mi się, że przecież nie wiem, gdzie ona ma pokój. Jednak jak na zbawienie z jednego z mieszkań obok wyszedł Maciek Kot, uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy mnie zobaczył, podskoczył z przerażenia. Byłam świadoma, że wyglądam źle, ale żebym straszyła? Do tego jeszcze trochę mi brakowało.

- O matko, Ali - powiedział osłupiony Polak, wpatrując się we mnie szeroko otwartymi oczami. - Jesteś dziś bez makijażu?

- A widziałeś kiedyś, żebym przyłożyła jakiemuś facetowi w twarz? - spytałam, na co Kot pokręcił głową. - Więc zaraz będziesz miał okazję.

- Broń Boże! - zawołał, unosząc ręce w geście poddania. - Ale wyglądasz naprawdę strasznie. Coś się stało?

- Nic - warknęłam. Kolejna osoba zadała mi to samo pytanie. - Wiesz może, gdzie ma pokój Kuba? Muszę z nim porozmawiać.

- Jasne - odpowiedział, zakładając ręce na krzyż na piersi. - Na końcu korytarza po prawej. - Wskazał brodą na pokój. - Numer czterdzieści jeden.

- Dzięki - odrzekłam, ruszając w stronę mieszkania przyjaciela. Hm... Dawnego przyjaciela.

- Nie ma za co! - zawołał za mną Maciek. - Powodzenia, gołąbeczki!

Rzuciłam Kotowi piorunujące spojrzenie przez ramię. Polak zaśmiał się i zbiegł po schodach. A ja dotarłam do mojego następnego celu. Odetchnęłam głęboko, wpatrując się w czwórkę i jedynkę znajdujące się na drzwiach pokoju. Poczułam, jak na moje czoło występują pojedyncze krople potu. Uniosłam trzęsącą się ze strachu dłoń. Musiałam w końcu z nim porozmawiać. Inaczej się nie dało. Zapukałam do wrót. Byliśmy dorośli. Nie mogliśmy bawić się w kotka i myszkę.

Drzwi otworzyły się.

***

Chcąc nie chcąc, wróciłem do swojego pokoju. Miałem zamiar odwiedzić Stephana i świętować z nim jego wygraną w trzech konkursach z rzędu, lecz nie było mi to dane. Alissa wyglądała na naprawdę poważną, ale też porządnie zmęczoną. W rozciągniętych dresach po prostu mogła przerazić samą śmierć. Działo się z nią coś złego. Zauważyłem, że nie jadła, a piła tylko wodę. Chodziła kompletnie nieżywa. Nie wiedziałem dokładnie, co mogło być tego przyczyną. Na pewno miał na to wpływ jej konflikt z Wolnym. Nie rozmawiała o tym z nikim, ale i tak wszyscy domyślali się, że oboje przechodzą kryzys, który odbił się i na Ali, i na Kubie. Ale nie chciałem o nic pytać. Nie wypadało wtrącać nosa w nie swoje sprawy. Wystarczyło samo to, że odwalałem całą robotę za policję. Jednak te coroczne praktyki po zakończeniu sezonu na coś się przydawały.

Zrobiłem sobie herbatę i położyłem się na łóżku, zabrawszy ze sobą kartkę od Nell. Markusa nie było w pokoju, ponieważ siedział z Karlem u Stephana, więc miałem chwilę ciszy i spokoju tylko dla siebie. Mogłem zastanowić się nad tym, co przekazała mi Alissa, a widziałem po dziewczynie, że to naprawdę poważna sprawa, której nie opłacało się zwlekać. Wziąłem łyk napoju, nieco parząc sobie język, postawiłem kubek na szafce i zacząłem czytać, włączywszy lampkę.

Nie wiedziałem, ile zajęło mi najpierw wstępne przeczytanie tego czegoś, czego nawet nie potrafiłem nazwać, a później zastanowienie się nad tym i przyswojenie do siebie wszystkich informacji. Kilka moich podejrzeń się sprawdziło, ale większość... Nie miałem o nich zielonego pojęcia. Niby znałem Alissę, ale tak naprawdę nie wiedziałem o niej kompletnie nic. Już dowiedziałem się, dlaczego Stephan zawsze tak na nią chuchał i dmuchał. Ona mu powiedziała. Wolny tym bardziej martwił się o nią i robił wszystko, aby była bezpieczna. Ich zachowania wyjaśniły się. Pozostała tylko jedna zagadka do rozwiązania, której ani Ali, ani ja nie byłem pewien.

Wyleciałem z pokoju niczym petarda, zapominając o zimnej już herbacie oraz nie zamykając drzwi. Wbiegłem po schodach na piętro wyżej i rzuciłem się ku pokojowi, w którym przebywali moi koledzy z kadry. Wchodząc tam i znów przydzwaniając drzwiami w ścianę tak mocno, aż zrobiła się w niej dziura, stanąłem na środku mieszkania, nie zwracając uwagi na zdziwione, a zarazem przestraszone miny Leyhe, Geigera i Eisenbichlera.

- Wiem o wszystkim - wydusiłem z siebie, z trudem łapiąc oddech po szybkiej wędrówce przez korytarze i schody. Uniosłem kartkę i wskazałem na nią palcem drugiej dłoni. - Ali wszystko tu napisała.

- Coś jej się stało? - Stephan wstał z podłogi i przeszył mnie zaniepokojonym wzrokiem.

- Nie - szepnąłem. - Jeszcze nie. Ale najpierw posłuchajcie - postanowiłem przejść od razu do samego sedna. - Ojciec Alissy robił jej przeraźliwe rzeczy. Ta kartka to wręcz jej autobiografia, ale nie tylko. Od dzieciństwa gwałcona i bita. Przez bestię z Wolfratshausen. On zamordował jej matkę. Teraz chce zemścić się na Ali za jej ucieczkę. Jak myślicie, dlaczego to wszystko tak nagle się dzieje? Te wszystkie złe rzeczy? Nie zauważyliście, że to zaczęło się wtedy, kiedy Alissa pojawiła się w naszym życiu? Wszystko pochodzi od jej ojca. Problemy w austriackiej kadrze? Widzieliśmy, jak zachowywał się Aschenwald. Przez niego doszło to aż do nas. Jaki związek miał Philipp z tym psychopatą? Na razie nie wiadomo. Jednak Aschenwald zaczął nękać Krafta, którego problemy związane z powrotem do szczytowej formy po prostu przerastały. Brał narkotyki. Philipp otrzymał inne, podobne wizualnie od ojca Ali i podmienił je swojemu koledze z kadry. Jaki to miało cel? Pamiętacie pobicie Krafta w Kuusamo? Zrobiła to ta cała bestia, która pomyliła Austriaka z Wolnym, który wcześniej, jeszcze w Polsce, dostawał pogróżki od ojca Ali. Stefan miał wtedy na sobie biało-czerwoną bluzę, dlatego doszło do pomyłki. Ten psychol chciał się odgryźć na Kubie, bo zabrał mu Alissę, ale nie wyszło. Trzeba było to naprawić, zatrzeć ślady, więc jakimś sposobem zwerbował do tego Philippa, który dał się w to wkręcić. Skąd się znali? Jak wcześniej wspomniałem, jeszcze nie wiemy. Po tych prochach Stefan zachowywał się inaczej, dużo gorzej. Hayböck już ogarnął, że coś jest nie tak, ale nie zdążył jakkolwiek zareagować, ponieważ narkotyki posiadały tak silne działanie, że pod ich wpływem Kraft podpalił Michaela. Stefan domyślał się powoli wszystkiego, lecz niczego nie był pewien, więc konflikt między nim a Aschenwaldem wzrastał, aż ten pierwszy został zawieszony. Musiał wylecieć na jakiś czas z kadry, aby nie robić afery o pobicie w Kuusamo. Kolejna sprawa - Wellinger zaatakowany. Dlaczego? Pamiętacie, jak opowiadałem wam, że nakryłem go z Ryoyu w Engelbergu gdzieś za krzakami? Andreas dał mu prochy, które otrzymał od Philippa. Czemu? Nie wiem. Jeszcze będę to wyjaśniał, aczkolwiek Aschenwald to wciąż zagadka. Mniejsza o to, Wellinger oczywiście miał problemy też z papierosami, ale kiedy chciał się ogarnąć, odmówił Philippowi. Czego? Przemycania Kobayashiemu prochów, które niby miały jeszcze bardziej poprawić jego skoki. Czysty doping. Ale nie udało się. Austriak musiał powiedzieć psychopacie, że Andreas nie chce dalej współpracować, dlatego został przez niego zaatakowany w Zakopanem. Co prawda na spotkanie z Aschenwaldem miał pójść Stephan, ale oboje się nie stawili. Andi myślał, że gdy pójdzie, wyjaśni z Philippem całą sprawę odnośnie narkotyków, a to była z kolei pułapka. Dla ojca Alissy nie liczyło się, który z was się tam stawi. Wiedział, że Leyhe to jakby zastępca Wolnego i jego również chciał wyeliminować. Odegrał się na Andreasie. Upadek Siegela na szczęście nie ma tutaj nic do rzeczy, ale Kobayashiego też spotkała niełatwa sytuacja. Po prochach doznał kontuzji w Sapporo i koniec tego dobrego. Ga-Pa i próba gwałtu? To był podobno jakiś chłopak, więc skoro Philipp zawiązał współpracę z ojcem Alissy, mógł chcieć zrobić to właśnie on. Na razie to również pozostaje zagadką. Ale wracając do bardziej znanych nam kłopotów. Teraz, idąc dalszym tropem, ojcowi Ali została jedna sytuacja do załatwienia. Będzie chciał dalej zrobić coś Wolnemu. Jestem pewien, że wykorzysta do tego ślepo zapatrzonego w niego Aschenwalda. I to jak najszybciej. Musimy go powstrzymać.

Zapadła cisza. Stephan, Karl i Markus wpatrywali się we mnie, przetwarzając wszystkie informacje, którymi się z nimi podzieliłem. Po długiej chwili Eisenbichler wstał z łóżka i podszedł do okna, odwracając się do mnie plecami. Geiger schował twarz w dłoniach.

- Boże święty - szepnął Leyhe. - Richard. Przecież tu może dojść do zabójstwa. W niebezpieczeństwie jest i Wolny, i Alissa.

- Musimy ich mieć na oku - pokiwałem głową, zgadzając się z kolegą.

- Skoro musimy mieć ich na oku, to zgłoszę wam niepokojącą sytuację, która idealnie wpasowuje się w to chore gówno, w jakim się znaleźliśmy - dodał poważnie Markus. Spojrzał na nas przerażony. - Kuba i Ali wyszli przed hotel. Oboje wyglądają na zdenerwowanych i podążają w stronę lasu, gdzie latarnie się kończą.

- Ja pierdole - mruknął Stephan i wybiegł z pokoju. Ruszyłem za nim, nie mając już pojęcia, czy Karl z Markusem biegną zaraz za mną. Musiałem pomóc Leyhe.

Wszystko działo się szybko. Bardzo szybko. Ja, Stephan, Eisenbichler i Geiger znaleźliśmy się w holu, gdzie zauważyliśmy wychodzącego na zewnątrz Aschenwalda. Serce podskoczyło mi do gardła. Przeżegnałem się, myśląc o tym, co zaraz mogło się zdarzyć, i wybiegłem w ciemną noc.

***

- Kuba, do jasnej cholery! - zawołałam, idąc za Wolnym. Zmierzał szybkim krokiem do ciemniejszej strony lasu. Ja musiałam za nim wręcz biec. - Kuba, czy możesz mnie wysłuchać? Zawsze mnie słuchałeś, przy każdej pieprzonej okazji. Nawet przy błahostkach, a teraz, kiedy ja chcę powiedzieć ci coś ważnego, to ty się wkurzasz i masz mnie w dupie? - Widząc, że chłopak nie przystaje, tylko jeszcze przyspiesza kroku, gniew zaczął buzować się we mnie jeszcze bardziej. Zacisnęłam dłonie w pięści i dalej za nim pobiegłam. - Zachowujesz się jak jakiś gówniarz! Ostatnio w ogóle cię nie poznaję! Może po prostu wycofaj się z tych skoków, skoro ci nie wychodzi? Presja za bardzo cię dobija? Skończ z tym, no już! Idź do Horngachera i powiedz mu wszystko prosto w twarz, a nie bawisz się z wszystkimi wokół w kotka i myszkę. Boisz się? Jesteś taki słaby? Stany lękowe? To co, może jeszcze depresja? Albo wiesz co? Od razu sam się zabij, skoro życie cię dobija i nie potrafisz znaleźć w nim już żadnych dobrych rzeczy. Ach, nie, przepraszam. Przecież ty jesteś zbyt wielkim tchórzem, aby coś takiego zrobić.

Bańka pękła. Wolny stanął jak wryty. Również przystanęłam, ciężko oddychając po dość długim biegu. Znaleźliśmy się na obrzeżu lasu, gdzie ledwo dobiegały światła latarni. Oparłam ręce o kolana, nachylając się i starając się wziąć kilka głębokich oddechów. Wpatrywałam się w Jakuba, który wciąż stał do mnie tyłem. Wyprostowałam się i westchnęłam. Już otworzyłam usta, chcąc dodać coś jeszcze do swego monologu, ale chłopak odwrócił się. Wyglądał na naprawdę wściekłego. Dłonie uformował w pięści i trzymał je przy udach. Rysy twarzy wyostrzyły się, przez co zgadłam, że zaciskał zęby z wściekłości. Mimo iż staliśmy dobre kilka, a może nawet kilkanaście metrów od siebie, w jego oczach dostrzegłam też łzy. Złości? Smutku? Rozpaczy? Bólu?

- Wiesz co? - odezwał się tak cicho, że ledwo go słyszałam. Jego głos niesamowicie drżał. To wszystko skutkowało po części jego ostatnio złym stanem psychicznym. - Wiesz co? - powtórzył, powoli do mnie podchodząc.

- No co? - spytałam, podjudzając go nieco.

- Jesteś ślepa. Nic nie widziałaś przez te kilka miesięcy - zaczął mówić, niemal sycząc jak wąż. - Wiedziałem, że prędzej czy później po prostu się ode mnie odwrócisz. Wystarczyło, że pojawiła się jedna osoba, zupełnie nowa, ale jakże dla ciebie sympatyczna. Złowiła cię jak niewinną rybkę, która musiała zostawić swój dom. Resztę przyjaciół. Myślałem, że te wszystkie znaki coś ci podpowiedzą, ale myliłem się. Zawiodłem się na tobie. Jesteś tak głupią, ślepą...

- Skończ! - wykrzyknęłam, mając dość słów, które bolały mnie jak cholera. Po policzkach spłynęły mi łzy. Nie mogłam ich powstrzymać. Widziałam chłopaka jak przez mgłę. - Jesteś skończonym dupkiem. Nienawidzę cię. Żałuję, że kiedykolwiek cię poznałam.

Już chciałam się odwrócić, zakończyć tę dyskusję, kiedy usłyszałam jęk. Cichy jęk, a zarazem przerażający. Przetarłam załzawione oczy, próbując cokolwiek zobaczyć. Nagle poczułam coś, co podpowiadało mi, że właśnie miało miejsce coś złego. Pozbyłam się łez z oczu, a moje płuca nagle przestały działać.

Kuba. Mój Kuba, klęczący na kolanach i łapiący się za brzuch, patrzący na mnie pełnymi przerażenia, ale też łez, oczami.

A za nim on. Uśmiechający się złośliwie z nożem w ręku. Jego wzrok powędrował z Wolnego na mnie. Widziałam te iskry w jego oczach. Zadowolenie na twarzy.

Nogi przyrosły mi do ziemi. Nie mogłam się ruszyć, złapać oddechu. Przed oczami miałam wszystkie te rzeczy, które on mi zrobił. I mógł jeszcze zrobić. Bałam się. Wiedziałam, że wróci. Jak na zawołanie ruszył w moją stronę. Z nożem. Czerwonym od krwi. Krwi Kuby.

Chciałam uciekać, ale chciałam też podbiec do Wolnego. Nie mogłam go tak zostawić. Już decydowałam się na drugą opcję. Jeśli miałam umrzeć, to tylko przy Kubie. Ale wtedy rozległ się strzał.

Świat zawirował. Krzyki, wrzaski. Dwie postaci leżące na ziemi. Jedna znienawidzona, druga kochana. Poczułam popchnięcie, dzięki któremu udało mi się podbiec do Wolnego. Objęłam go swoimi ramionami, starając się zobaczyć cokolwiek przez kolejne łzy. Widziałam tylko czerwoną plamę na środku białej bluzy chłopaka. Spojrzałam na twarz Kuby. Był blady. Ciężko oddychał. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza, którą od razu starłam. Pogładziłam go po głowie.

- Boże święty, Kuba - wyszeptałam, przyciskając dłoń do krwawiącej rany Wolnego.

- Przepraszam cię, Ali - wycharczał Jakub, łapiąc mnie czerwoną od krwi ręką za palce. - Przepraszam cię za wszystko. Wybacz mi.

- Kuba, przestań - wydusiłam. - Przestań.

- Ali, chcę, żebyś wiedziała...

- Nie, Kuba, nie mów już nic. To cię boli.

- Ali, przepraszam.

- To ja przepraszam.

- Już dawno ci wybaczyłem.

- Ja tobie też.

***

Ryk syren. Wszystko działo się za szybko. Ratownicy zaopiekowali się zranionym Wolnym, ale Alissa nie chciała go puścić. Z jej gardła wydobywał się przeraźliwy krzyk. Trzymała Kubę za rękę, nawet kiedy policjanci starali się ją od niego odciągnąć. Gdy już im się udało, szybkim krokiem podszedłem do niej i przytuliłem ją do siebie. Bez wahania schowała twarz w mojej piersi, zanosząc się szlochem. Karetka z Polakiem odjechała. Rozejrzałem się wokół. Ciało mężczyzny, a ojca Ali, którego widziałem pod hotelem w Engelbergu podczas biegania, właśnie chowano w czarnym worku.

- Prosto w serce - usłyszałem słowa przechodzącego obok mnie policjanta.

Strzał Aschenwalda okazał się celny. Austriak, o którym myśleliśmy, że będzie skłonny zrobić coś Wolnemu lub Nell, siedział w radiowozie. Całe sztaby szkoleniowe znalazły się na zewnątrz. Widziałem przerażonego Horngachera, który chodził odtąd dotąd, próbując dowiedzieć się, co się stało. Felder wrzeszczał na jednego z gliniarzy, a Schuster po prostu stał i błądził wzrokiem po zebranych.

Myślałem, że nic gorszego nie może się wydarzyć. A jednak. Jedna osoba mogła wykończyć nas wszystkich.

- Stephan... - usłyszałem drżący głos wtulonej we mnie dziewczyny.

- Cichutko, słońce, cichutko - próbowałem uspokoić Ali, która cała trzęsła się od spazmów spowodowanych płaczem.

Nadchodziła nowa rzeczywistość.

A ja musiałem zaopiekować się Alissą, tak jak obiecałem Kubie.

__________
No tak. Mówiłam, że coś się wydarzy, prawda? O to mi chodziło. Przepraszam, jeśli płakaliście, ale podczas pisania tego rozdziału, a szczególnie jego końcówki, mój śmietnik wypełnił się chusteczkami po brzegi. Przeżywałam to równie mocno jak Wy.

Ale co o tym wszystkim myślicie? Alissa wyznała wiele rzeczy Richardowi, który prowadził śledztwo. Czy Wasze podejrzenia okazały się trafne? Philipp posłuchał słów Gregora, jednak nie udało mu się zareagować w decydującym momencie. Nie żyje ten, który powinien umrzeć już dawno. Ale co z Kubą? Co ze Stephanem? Jak dalej potoczy się życie głównych bohaterów? 

A.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top