29
Do Zakopanego przyjeżdżaliśmy radośni po Turnieju Czterech Skoczni, jak i szczęśliwym Predazzo. Uśmiechy nie schodziły nam z twarzy. Starałam się zapomnieć o sylwestrowym wydarzeniu, które wciąż miałam w głowie, lecz udawało mi się o nim nie myśleć dzięki przebywaniu z Kubą, Stephanem, polską, a także nawet niemiecką ekipą. Przy nich czułam się zdecydowanie lepiej.
Nie było mowy o zgłoszeniu próby gwałtu na policję. Nikt nie widział dokładnie twarzy mężczyzny, chociaż wydawał mi się dziwnie znajomy, kiedy zauważyłam jego sylwetkę podczas wybiegania z łazienki. Richard Freitag chciał sprawdzić nagrania z kamer. Wykorzystał do tego swoją inteligencję oraz moc przekonywania, jak mówił. Dowiedział się jedynie tego, że monitoring w sylwestrową noc w tej części budynku nie działał. Przyczyn Niemiec nie dał rady wyciągnąć, aczkolwiek wydawało się to bardzo dziwne i straszne. Jakby ktoś miał dokładnie zaplanowane to, co się zdarzy.
Zakopane. Wiedziałam, że tu przyjadę. Do rodzinnego miasta. Jedyne wspomnienia, które przypominały mi o pięknie tego miasta, to te spędzone z Kubą oraz obserwowanie nieziemskich widoków. Długo zastanawiałam się nad tym, czy tu przyjeżdżać. Wahałam się. Niebezpieczeństwo ze strony ojca okazywało się jeszcze większe. Kuba namawiał mnie, abym wzięła urlop na konkursowy weekend w polskich Tatrach. Rozważałam to, ale w końcu odrzuciłam tę propozycję. Nie mogłam zaniedbać pracy, a poza tym musiałam stawić czoła swoim lękom. Wieczne ukrywanie się może i było bezpieczniejsze, ale chciałam nareszcie żyć normalnie. Tak jak każdy. Nadrobić to, co kiedyś nie zostało mi dane. Całe dzieciństwo przepadło. Mogłam jedynie poczuć zew z lat młodzieńczych.
Jeszcze w Bischofshofen ciśnienie podskoczyło mi nie bez powodu. Po krótkim świętowaniu z polskim sztabem, kiedy wypiliśmy po lampce szampana i zjedliśmy po kawałku tortu, wróciłam do swojego pokoju. Wszystko byłoby dobrze, gdybym na korytarzu nie dostrzegła karteczki przyklejonej na drzwiach do mieszkania. Widniała na niej dziewiątka. Nie wiedziałam, czego się po tym spodziewać. Ostrożnie weszłam do pokoju, bojąc się, że zastanę kogoś lub coś w środku. Jednak tak się nie stało. Nie miałam pojęcia, co te wszystkie liczby oznaczały. Nie potrafiłam połączyć faktów, a jeśli już mi się udało, to wzajemnie się wykluczały. Doszłam do wniosku, że po prostu nic nie znaczyły, a ktoś stroił sobie ze mnie głupie żarty. Nie chciałam już wiedzieć, kto, ponieważ to nie grało dla mnie roli. Ten ktoś nie mógł być niebezpieczny. Przestałam przejmować się karteczkami. Zaczęłam gromadzić je w jednej z kieszonek kosmetyczki, ale nie zawracałam sobie nimi głowy, skoro nie miałam pojęcia, o co chodzi.
Z kolei Predazzo stało się jednym z najbardziej lubianych przeze mnie miejsc. Urzekła mnie malowniczość miasteczka, ale również to, co się tam działo. Polacy zdominowali oba konkursy. Pierwszy wygrał Kuba Wolny, na drugim miejscu uplasował się Dawid Kubacki, a na trzecim Kamil Stoch. Podczas kolejnych zawodów na podium stanęli ci sami skoczkowie, lecz w odwrotnej kolejności. Po ostatnim konkursie znalazłam na wycieraczce przed drzwiami mojego pokoju następną białą różę. To również stało się podejrzane. Karteczki oraz kwiaty nie pojawiały się zawsze razem, ale obie rzeczy coś oznaczały. Tyle że ja byłam zbyt głupia, aby odgadnąć, co.
Przed przyjazdem do Zakopanego Kuba znów dostał napadu swoich stanów lękowych. Bał się, że spotkamy tu mojego ojca, który w końcu przyczyni się do strasznych rzeczy. Błagał mnie o urlop. Wyglądał strasznie. Płakał. Łzy leciały z jego oczu niczym z wodospadu. Bolał mnie ten widok. Kiedy widziałam, jak płacze, ja również nie mogłam się od tego powstrzymać. Chciałam zrobić coś, aby poczuł się lepiej, lecz byłam bezradna. Mogłam jedynie trwać przy nim, siedzieć obok, ocierać łzy. Po prostu być. Nie wiedziałam, co innego zrobić. On potrzebował tylko mojej obecności. Trzymał mnie kurczowo za dłoń i nie chciał puścić, bojąc się, że odejdę i nie wrócę. Mimo wielokrotnych przekonań, nie pozwolił mi pójść gdziekolwiek. Przytulałam go, gładziłam po plecach, głowie, a także twarzy, starając się uspokoić chłopaka. Słysząc jego chaotyczny oddech, postanowiłam podać mu leki, które otrzymał od lekarza psychologa oraz które miał stosować tylko w nagłych wypadkach. Nie widziałam innego rozwiązania. Zbliżała się późna nocna godzina, gdy oboje zasnęliśmy w ubraniach na jego łóżku wtuleni w siebie. Obudziwszy się rano, zauważyłam, że nie ruszyliśmy się ani o centymetr. Kuba trzymał ucho przy mojej piersi. Zaczęłam gładzić go delikatnie po włosach. Zlękłam się, kiedy chłopak mruknął kilka słów przez sen, zapewne zupełnie nieświadomie.
- Kocham bicie twojego serca – powiedział, a ja nadstawiłam uszu, próbując zrozumieć jego słowa. - Oby nigdy nie ustało.
Przełknęłam powstałą ze stresu gulę w gardle. Wtedy mogłam już tylko i wyłącznie patrzeć się tępo w ścianę, myśląc o słowach Wolnego. Zrobiło mi się głupio, że musiał to powiedzieć akurat przez sen. Wiedział, że wiele razy w przeszłości rozważałam odebranie sobie życia. Zawsze błagał, abym tego nie robiła. I nie zrobiłam. Ale nigdy nie powiedział czegoś takiego. Dopiero w tym momencie, kiedy zapomniałam, że istnieje coś takiego jak samobójstwo, on dalej myślał, miał to w głowie, bał się, że mimo przekonań i tak mogłabym dopuścić się tego w każdym momencie. Martwił się o mnie. Od początku się martwił, nadal martwi i będzie martwił.
Wiedziałam, że w Zakopanem musimy mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Odkąd przyjechaliśmy do rodzinnego miasta, Kuba nie odstępował mnie na krok, kiedy przebywaliśmy razem. Często trzymał mnie za dłoń, co niektórzy mogli źle zrozumieć, ale nie zależało nam na tym.
Było już po kwalifikacjach, które wygrał Norweg Johann Andre Forfang. Leżałam na łóżku w swoim pokoju, obok mnie Wolny. Bawił się moimi palcami, kiedy ja po prostu patrzyłam się w sufit. Nic nie mówiliśmy. Trwaliśmy w ciszy. W końcu chłopak ją przerwał.
- Źle się czuję – westchnął.
- Co ci jest? - przestraszyłam się i spojrzałam na niego. - Boli cię głowa? Dać ci tabletkę przeciwbólową? Może szklankę wody? Niedobrze ci? Jeśli zbiera ci się na wymioty, od razu leć do łazienki.
- Uwielbiam, kiedy się tak martwisz – zaśmiał się i założył kosmyk moich włosów za ucho. - Ale nie, nie chodziło mi o to. Po prostu czuję się źle z tym, że tak dużo przechodzisz w swoim życiu. To niesprawiedliwe. Nie zasłużyłaś na to, tylko na całe dobro tego świata. Chciałbym chociaż w połowie przejąć na siebie twój ból, jeśli nie całość.
- Przestań – szepnęłam i teraz to ja zaczęłam bawić się jego palcami.
- Ale to prawda – powiedział i przekręcił się na bok, twarzą w moją stronę. Uczyniłam to samo. Nasze nosy prawie się stykały. - Wiesz co? Czasami dopadają mnie trochę depresyjne myśli. Zastanawiam się, czy dałbym sobie radę, będąc na twoim miejscu, kiedy ledwo wytrzymuję z własnymi stanami lękowymi. Za każdym razem, gdy na ciebie patrzę, olśniewasz mnie nie tylko swoją urodą, lecz także wnętrzem. Tam skrywasz prawdziwe bogactwo. Cały twój charakter, siła, wytrzymałość motywują mnie najbardziej na świecie.
- A wiesz, co motywuje mnie? - spytałam. Wolny uśmiechnął się i pokręcił przecząco głową. - Ty – odpowiedziałam, szczypiąc go w nos.
- Niemożliwe – zaśmiał się, po czym spoważniał, widząc moją grobową minę. - Dlaczego?
- Bo jeszcze nigdy się nie poddałeś – zaczęłam mówić. - Pamiętam, jak w podstawówce przychodziłam do ciebie i byłeś wkurzony, ponieważ nic ci się nie udawało. Denerwowałeś się na trenera, który ciągle powtarzał, co musisz zmienić, a tobie i tak nie wychodziło. W gimnazjum też miałeś chwile zwątpienia, nawet w Pucharze Kontynentalnym. Czasami myślałeś, to było już chyba w liceum, czy kompletnie tego nie rzucić, ponieważ opuszczałeś szkołę. Kiedy wracałeś z zawodów, miałeś tak dużo do nadrabiania, że siedziałeś po nocach, a ja razem z tobą, przepytywałam cię ze wszystkiego, tłumaczyłam matmę, bo zrozumienie tego samemu było niemożliwe. Spałeś po kilka godzin, później pisałeś te testy, czasami musiałeś zaliczać od razu cały semestr. Wykańczało cię to, wkurzałeś się na skoki, bo mimo wszystko chciałeś skończyć tę zasraną szkołę i dobrze napisać maturę. Za swoje postępy w sporcie nie dostawałeś nawet pieniędzy, a jeśli już, to były one bardzo marne. Pamiętam, jak zwierzałeś mi się, czy naprawdę tego nie zostawić, pójść na studia, znaleźć dobrze płatną pracę. Jednak nie zrobiłeś tego. Nie poddałeś się. Przyłożyłeś się do treningów ze zdwojoną siłą, nie odpuszczając nauki. I w końcu ci się udało. Miałeś dziewiętnaście lat, pamiętam to, jakby było wczoraj. W szkole przygotowania do matury szły pełną parą, ponieważ już w maju mieliśmy ją pisać. A ciebie znów nie było. W styczniu najpierw zadebiutowałeś w Pucharze Świata, ale nie wszedłeś do drugiej serii. Trochę cię to zdenerwowało, więc na mistrzostwa świata juniorów pojechałeś w pełni zmotywowany. Zdobyłeś złoto i indywidualnie, i drużynowo. - Zauważyłam, jak w tym momencie Kuba uśmiechnął się, a do jego oczu napłynęły łzy. Musiał wspominać te piękne dla niego dni. Ja również pomyślałam, że zaraz się rozpłaczę, ponieważ sukcesy Wolnego wiele dla mnie znaczyły. - Praca posłużyła. Później znów ci nie szło. Ale dalej walczyłeś, bo wiedziałeś, że w końcu przyniesie to efekty. I co? Horngacher wziął cię do kadry A na stałe. Powoli odnajdywałeś się w tym sporcie na najwyższej belce, uzyskując wsparcie z każdej strony. A teraz wygrałeś Turniej Czterech Skoczni. Jesteś niesamowity. Jeśli ktoś spytałby o mój autorytet, powiedziałabym, że to ty.
Nastała cisza. Znowu. Ale taka, którą lubiłam. Cisza pełna refleksji. Radości. Wspomnień. Mogłam patrzeć na Kubę wpatrującego się we mnie nieobecnym wzrokiem. Po jego policzku spłynęła pojedyncza łza szczęścia. Starłam ją, a Wolny złapał mnie za dłoń. Zbliżył się i pocałował mnie w policzek swoimi miękkimi wargami, bardzo blisko ust, prawie przy ich kąciku. Serce prawie wystrzeliło mi z klatki piersiowej prosto w kosmos. Nigdy nie poczułam czegoś takiego.
- Widzisz? - szepnął. - Ty się nie poddałaś, ja się nie poddałem. I nigdy się nie poddamy. Wzajemnie się motywujemy.
Szkoda, że wzajemnie się nie kochamy.
Pukanie do drzwi. Chciałam krzyknąć, że jest otwarte, lecz Wolny wstał z łóżka i podszedł do wrót, aby je otworzyć. Widząc gościa, szybko podniosłam się do pozycji siedzącej. Zauważyłam, jak mężczyzna patrzy na mnie, a dopiero potem na Kubę. Jego uśmiech zniknął. Po raz kolejny, kiedy widział nas razem. Zdążyłam to podchwycić. Cierpiał. Dlaczego? Czyżby...
- Widzieliście może gdzieś Wellingera? - spytał Stephan, przerywając moje rozmyślanie. Wstałam i podeszłam do drzwi, zaniepokojona słowami Leyhe. Kuba objął mnie w pasie, ale widząc wzrok Niemca, powoli zdjęłam dłoń Wolnego. Ten spuścił rękę wzdłuż ciała, a ja złapałam go za łokieć.
- Nie, ostatnio widzieliśmy go na kolacji, potem przebywaliśmy już tylko w pokoju, nigdzie nie wychodziliśmy – powiedziałam. - A co się stało?
- Wyszedł po coś dla mnie pół godziny temu i nie wrócił – wytłumaczył Stephan roztrzęsionym głosem. Nie wiedziałam, czy tak bardzo martwił się o przyjaciela, czy dobijała go myśl, że ja i Wolny przebywaliśmy razem. - To miało trwać najwyżej pięć minut, a przepadł jak kamień w wodę.
- Może pomóc wam w poszukiwaniach? - spytałam, czując, jak Kuba znów łapie mnie w talii.
- Nie, nie, dziękuję – oznajmił Niemiec. - Poradzimy sobie.
- Daj znać, kiedy go znajdziecie – powiedziałam na pożegnanie.
Wolny zamknął drzwi i skierował się w moją stronę, zakładając kosmyk mych włosów za ucho. Zabrałam jego ręce ze swojej twarzy, nie mając już na nic ochoty. Usiadłam na łóżku i westchnęłam. Zaczęłam zastanawiać się, co mogło stać się z Wellingerem. Zrobiło mi się głupio, że kiedyś uważałam go za niebezpiecznego, jednak jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Ale gdy uratował mnie przed tamtym mężczyzną w łazience, zrozumiałam, że źle go osądziłam. Kuba usiadł obok, objął mnie ramieniem i potarł pocieszająco.
- Nie martw się, Ali – powiedział. - Znajdą go. Pewnie wyszedł po drodze na papierosa, spotkał jakiegoś skoczka i się zagadał.
- Wellinger już nie pali – odparłam, na co Wolnego lekko zamurowało. Albo nie spodziewał się tego po Andreasie, albo był w szoku, bo nie sądził, że ja mogę o tym wiedzieć.
- Stephan zbyt bardzo się przejmuje... - zaczął, ale nie dokończył. Słysząc imię Niemca, wstałam, westchnęłam i spojrzałam na Kubę.
- Przepraszam, muszę wyjść na chwilę do toalety – oznajmiłam.
Znalazłszy się w łazience, oparłam się o wannę i spojrzałam w znajdujące się naprzeciwko mnie lustro. Włosy jak zwykle sterczały we wszystkie strony świata. Cerę miałam bledszą niż zwykle. Wzięłam kilka głębokich oddechów i postanowiłam zrobić kitka. Kiedy nachyliłam się, zbierając włosy na czubek głowy i myśląc o smutnym Stephanie, zauważyłam leżącą na podłodze karteczkę. Szybko zawiązałam gumkę kilka razy i podniosłam zwitek papieru. Prychnęłam pod nosem. Dziesiątka. Zwiesiłam bezradnie ręce wzdłuż ciała. To tajemnicze gówno mnie prześladowało i chyba nie zamierzało skończyć. Pokręciłam głową sama do siebie. Rozprostowałam karteczkę. Spojrzałam w lustro i musnęłam palcami bliznę znajdującą się na policzku. Westchnęłam, postanawiając wyjść z toalety. Otworzyłam drzwi i zobaczyłam, jak Wolny świdruje mnie wzrokiem. Musiał coś przeczuwać. Spojrzałam kątem oka na papierek, który trzymałam w dłoni. Wzięłam głęboki oddech.
- Kuba, muszę ci coś powiedzieć – rozpoczęłam temat.
- Słucham, Ali – szepnął chłopak.
Już miałam zacząć opowieść o tych pieprzonych karteczkach, już miałam poprosić go o pomoc w poszukiwaniu osoby je podrzucającej, kiedy dobiegło nas głośne walenie w drzwi. Wydałam z siebie pełen zirytowania odgłos. Kuba zaśmiał się i poszedł otworzyć, a ja powlokłam się za nim, trochę bojąc się, że to może być znów Stephan. Jednak tym razem gościem okazał się nie kto inny jak Kot. Był zdyszany, w jego oczach szalały iskry. Popatrzeliśmy na siebie z Wolnym zdziwionymi spojrzeniami.
- Co jest? - spytał Kuba.
- Naprawdę nie uwierzycie, co się przed chwilą odwaliło – powiedział Maciek. - To już przekracza wszelakie granice normalności.
***
Opróżniłem butelkę wody i oparłem ręce o balustradę balkonu. Wziąłem głęboki wdech, napawając się czystym powietrzem. Góry wyglądały pięknie o tej porze dnia, czyli wieczorem, lecz rankiem po prostu zapierały dech w piersiach. Uwielbiałem takie chwile. Chciałbym je kiedyś dzielić z bliską mi osobą. Natascha nie lubiła tych momentów. Wolała wybrać się na imprezę, zawsze musiało być głośno. Ja wolałem ciszę i spokój. Tak też zapowiadał się ten wieczór. Jednak moje plany jak zwykle szlag trafił. Na balkon wyszedł Wellinger, mówiąc, że odwiedził nas Richard, a razem z nim Markus i Karl.
- Słuchajcie, rozpoczynamy śledztwo – powiedział podekscytowany Freitag, siadając na podłodze pośrodku pokoju i wyjmując z kieszeni pognieciony zeszyt wraz z długopisem. - Jedziemy z koksem.
- Chwila, zapomniałeś o czymś – wtrącił Karl jedzący czosnkową bagietkę. Wskazał palcem na mnie, przełknął kęs i kontynuował. - Aschenwald cię szuka. Ma coś dla ciebie, podobno sprawa niezwłoczna. Czeka na ciebie w holu. Lepiej się pospiesz, bo chłopak naprawdę wydawał się niecierpliwy.
- Co on może dla mnie mieć? - zastanowiłem się głośno. - Dziwne. Już długo z nim nie rozmawiałem.
- Jeśli chcesz, mogę pójść za ciebie – dodał Wellinger, kładąc ręce na biodrach i lekko się uśmiechając. - Zostaniesz i posłuchasz, co Richi ma do powiedzenia, a ja w sumie i tak musiałbym pogadać z Philippem na pewien temat.
Zmarszczyłem brwi i popatrzyłem na przyjaciela. Niemożliwe, że zaproponował pomoc. W ogóle ostatnio zachowywał się dziwnie podejrzanie. Od sylwestra. Jakby nabrał odpowiedzialności. To zdecydowanie nie było do niego ani trochę podobne. Ale skoro miał do obgadania z Austriakiem sprawę to czemu nie?
- Okej – zgodziłem się.
- Tylko wróć szybko, bo zbyt dużo cię ominie i chuja będziesz wiedział – mruknął Freitag, który nie był zbyt zadowolony, że jednak ktoś opuści chociaż chwilę jego wykładu. - Dajemy ci pięć minut. Co do sekundy!
- Jasne, zaczynajcie, zaraz wrócę – powiedział Andreas, zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł z pokoju, mocno trzaskając drzwiami.
- Dobra, bez ceregieli, mówię teraz do was i słuchajcie mnie – zaczął monolog Richard.
Usiadłem na łóżku, podłożyłem poduszkę pod plecy i ułożyłem się, w połowie pozostając w pozycji pionowej. Spojrzałem na Geigera, który siedział we fotelu i zajmował się jedzeniem swojej bagietki. Markus leżał na łóżku Wellingera, co chwilę przecierając twarz dłońmi. Westchnąłem. Zapowiadał się długi i nudny wieczór, którego nie mogliśmy za nic zmienić, ponieważ jak Richard już na coś się uwziął, to nie ma bata, zrobi to, choćby się waliło i paliło.
- Według mnie wszystko zaczęło się od Kuusamo – mówił Freitag. - Tam Kraft dostał w twarz, nie wiadomo od kogo. Potem dopiero Engelberg, gdzie znów mamy Stefana w akcji. Zafajczył swojego najlepszego przyjaciela, Hayböcka. Musiał coś wcześniej zażyć, sam z siebie na pewno by tego nie zrobił. Tam też nakryłem Wellingera na rozmowie z Kobayashim. Ryoyu mu dziękował, nasz Andreas palił fajki. Możliwe, że Welli coś mu dał, co później odbiło się na skokach Japończyka. Kiedy wracaliśmy do hotelu, Kraft kłócił się z Aschenwaldem. Philipp przyłożył Stefanowi, który później został zawieszony. Potem była długa przerwa ze względu na święta. W Oberstdorfie spokój, Ga-Pa... Cholera, nie pamiętam, co się odwaliło w tego sylwestra, ale z opowieści Markusa ogarnąłem, że twoja dziewczyna, Steph...
- Ona nie jest moją dziewczyną – warknąłem, rozbudzając się i posyłając Richardowi piorunujące spojrzenie.
- Dobra, dobra, wszyscy wiemy, że to nieprawda – kontynuował Freitag, a ja wzniosłem oczy ku sufitowi i pokręciłem głową. - Próba gwałtu. Nie wiem, biorę to do śledztwa tylko dlatego, że Wellinger, który ma trochę za uszami, uratował ją. Może to mieć jakiś związek ze sobą. No i potem już znów spokój i oby trwał on jak najdłużej. Chcecie coś dodać? Jakieś pytania?
- Ja mam pytanie – stęknął Eisenbichler, unosząc rękę i kierując wzrok na Richarda. - Gdzie jest Andreas? Powinien wrócić dobre kilka minut temu, a nadal nie widzę go w tym pokoju.
- Wiecie co? – mruknął Geiger, wycierając dłonie w chusteczkę. - Andi miał do pogadania z Aschenwaldem. Obaj są brani pod uwagę w tym chorym śledztwie Richarda, więc powinniśmy sprawdzić, czy nic mu się nie stało, bo wydaje mi się to dziwnie podejrzane.
- Cholera, racja – powiedziałem, zrywając się na nogi. - Mogłem ja pójść. Nie byłoby problemów, a Andreasa naprawdę już długo nie ma.
- Ale akcja, jeszcze weźmiemy w niej udział, lubię to! - zawołał Freitag i wystrzelił rękoma w górę. Pokręciłem głową, karcąc w myślach kolegę.
Wyruszyliśmy na poszukiwania. Kiedy nie znaleźliśmy w holu ani Wellingera, ani Aschenwalda, spanikowaliśmy. Wyszliśmy przed hotel, myśląc, że może Andreas wrócił do palenia i wyszedł na papierosa, lecz tam również go nie było. Zaczęliśmy chodzić po pokojach, wypytując skoczków i omijając szerokim łukiem mieszkania wszystkich trenerów. Gdy zapukałem do drzwi Alissy, na mojej twarzy znikąd pojawił się uśmiech. Nie mogłem go powstrzymać. Cieszyłem się, że zobaczę dziewczynę i pobędę z nią sam na sam chociaż przez chwilę. Kiedy wrota otworzyły się, a w nich stanął Wolny, kąciki mych ust wygięły się w przeciwną stronę. Spojrzałem w głąb pokoju, gdzie dojrzałem Ali. Dopiero wtedy w pełni skierowałem wzrok na Polaka.
- Widzieliście może gdzieś Wellingera? - spytałem, od razu przechodząc do rzeczy i chcąc jak najszybciej odejść z tego miejsca. Ali wstała z łóżka i podeszła do Jakuba, który objął ją w pasie. Jednak ona zabrała rękę chłopaka ze swojej talii. Zdziwiło mnie to, a zarazem pocieszyło.
- Nie, ostatnio widzieliśmy go na kolacji, potem przebywaliśmy już tylko w pokoju, nigdzie nie wychodziliśmy – odezwała się Alissa zamiast Wolnego. Wyglądała na zmartwioną. - A co się stało?
- Wyszedł po coś dla mnie pół godziny temu i nie wrócił – odpowiedziałem drżącym głosem. Ze strachu czy smutku? - To miało trwać najwyżej pięć minut, a przepadł jak kamień w wodę.
- Może pomóc wam w poszukiwaniach? - zapytała Nell. Moją uwagę znów przyciągnęła ręka Wolnego, która powędrowała na talię dziewczyny. Zacisnąłem dłonie w pięści i schowałem je za plecy, aby tego nie zauważyli.
- Nie, nie, dziękuję – odparłem, jednak w głębi serca chciałem, aby Ali poszła ze mną. Żebyśmy spędzili razem chociaż kilka minut. Ale to nie było możliwe. Gdybym się zgodził, Wolny na pewno wybrałby się z nami. - Poradzimy sobie.
- Daj znać, kiedy go znajdziecie – odrzekła dziewczyna, a Jakub zamknął mi drzwi przed nosem.
Odetchnąłem głęboko i przyłożyłem zaciśniętą w pięść dłonią w ścianę. Przeszył mnie ból, lecz nie zwracałem na niego uwagi. Zbiegłem po schodach, rezygnując z windy. Musiałem wyjść. Teraz. Zaraz. Potrzebowałem powietrza. Kiedy znalazłem się na dworze, zimno otuliło mnie niczym koc. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Od razu poczułem się lepiej, ale nie mogłem wyrzucić z myśli widoku tej pieprzonej ręki Wolnego na talii Alissy. Dlaczego ja nie mogłem jej tak objąć? Dlaczego on ciągle się za nią włóczył? Dlaczego nie mogłem porozmawiać z nią na osobności chociaż przez chwilę? Potrzebowałem po prostu wymienić z nią kilka słów sam na sam. Na jakikolwiek temat. Nawet o globalnym ociepleniu, topnieniu lodowców, czymkolwiek. Dlaczego nie było mi to dane? Dlaczego tak się zachowywałem? Co się ze mną działo? Nie czułem się tak, odkąd rozstałem się z Nataschą. Ale nie mogłem się zakochać. Nie dopuszczałem do siebie myśli na ten temat.
Za późno.
- Hej, Steph, co ty tu robisz? - z rozmyślania wyrwał mnie Eisenbichler, który klepnął mnie w plecy i rozejrzał się po parkingu.
- A nic, potrzebowałem chwilę pobyć sam – odpowiedziałem szczerze, jednak trochę wymigując się od rozszerzenia tematu.
- Sprawdzisz ze mną okolice wokół hotelu? - spytał Markus, puszczając obok uszu moje słowa. - Nie chcę nic sugerować, ale jeśli ktoś przywalił Andreasowi tak jak Kraftowi w Kuusamo, to powinniśmy poszukać go wszędzie.
- Jasne – potwierdziłem zaskoczony tokiem rozumowania kolegi. Na pewno sam bym na to nie wpadł. - Ja pójdę w prawo, ty w lewo, może być?
- Gra gitara – odpowiedział Markus i od razu ruszył na dalsze poszukiwania.
Szedłem, patrząc w gwiazdy. Starałem się nie myśleć o rzeczach, które mnie dołowały. Musiałem oczyścić umysł i pokombinować, gdzie mógł znajdować się Wellinger. Przez głowę przebiegła mi myśl, iż ewentualnie zniknął gdzieś z jakąś napaloną fanką, lecz nie spodziewałbym się tego po nim. Nie w tym momencie, kiedy powoli zaczął zachowywać się dojrzalej. Gdy Andreas postawił sobie jakiś cel, dążył do niego, choćby nie wiem co. Miał chwile zwątpienia, lecz zawsze wracał z większą motywacją.
Nie zdążyłem dojść do rogu budynku i chociażby za niego zajrzeć, kiedy usłyszałem wołanie Eisenbichlera z drugiego końca parkingu. Spojrzałem w jego stronę. Machał szybko rękoma. Wiedziałem, że stało się coś poważnego. Bardzo poważnego. Rzuciłem się do niego biegiem. Stał, trzymając telefon przy uchu. Dzwonił gdzieś. Na jego twarzy malowało się przerażenie. Pobiegł gdzieś w kompletną ciemność, a ja za nim. W końcu dotarliśmy na miejsce.
Nie mogłem uwierzyć w to, co zobaczyłem.
__________
Jazda!!! Podoba mi się coraz bardziej, ale pewnie nie Wam, bo znowu dowaliłam Ali z Kubą, UPS, ale obiecuję, że postaram się to naprawić w najbliższej przyszłości. Jeśli ona w ogóle nadejdzie, hehe.
Ale co myślicie o dzisiejszym rozdziale? Znowu karteczki, Wellinger znika, później zostaje odnaleziony - co mogło mu się stać? Czy Richard dobrze główkuje ze swoim śledztwem? Dajcie znać, co uważacie!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top