24
Te święta były jednymi z najlepszych w moim życiu. Myślałem, że spędzę je sam z matką pierwszy raz od dłuższego czasu, ponieważ jeszcze rok wcześniej przy wigilijnym stole zasiadała z nami Natascha. Kobieta, która sprawiła, że moje serce rozpadło się na miliony kawałków i nie potrafiło skleić się z powrotem do końca. Jednak czułem, że wkrótce mogło się to odmienić.
Na początku byłem wściekły, że Alissa ruszyła to pamiętne zdjęcie. Przypomniała mi o niej. To bolało po tym, co zrobiła mi blondynka. Moja mama uratowała całą tę sytuację. Ona zawsze potrafiła przemówić mi do rozsądku nawet nie słowami, tylko czynami. Kochałem ją i szanowałem. Ta kobieta umiała dokonać rzeczy niemożliwych. Znała mnie lepiej niż ja sam.
Wrzuciłem walizkę do bagażnika i pobiegłem z powrotem do domu po resztę rzeczy. Zobaczyłem, jak ze schodów powoli schodzi Ali, chwiejąc się pod ciężarem sportowych toreb, w których miałem wszystko, co potrzebne do skoków. Pokręciłem głową. Mówiłem jej, aby to zostawiła i po prostu poczekała na mnie w samochodzie. Zaniosłem nawet walizki dziewczyny, więc nie musiała się niepotrzebnie trudzić, poradziłbym sobie z tym sam. Zabrałem Nell torby, które nawet nie wiem, jak trzymała, ale cudem jej nie wypadały, i zarzuciłem je sobie na ramiona, przy okazji zamykając drzwi od domu na klucz. Alissa fuknęła i zamruczała coś pod nosem, nawet nie zrozumiałem co, ale zaśmiałem się. Dziewczyna wyglądała pięknie, a zarazem zabawnie. Uwielbiałem, kiedy marszczyła swój nosek. Wyglądała wtedy uroczo.
- Przecież bym to doniosła – warknęła, gdy wrzuciłem torby do bagażnika. Spojrzałem na Ali. Stała obok mnie w niebieskiej puchowej kurtce z napisem „Eurosport" oraz w czapce noszonej przez polską drużynę w tym sezonie, ręce splotła na krzyż na piersi i patrzyła w bagażnik. Widząc w nim wielki bałagan, walizki leżące bez ładu i składu, palnęła się w czoło. Zaśmiałem się, a ona od razu zgromiła mnie wzrokiem. - Co się głupio śmiejesz? Przecież to jest katastrofa. Daj, ja to poukładam.
- Ali, nie mamy na to czasu – westchnąłem i zamknąłem bagażnik. Patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zabić. - Naprawdę, o siedemnastej musimy być w Oberstdorfie, jak się spóźnimy, to Schuster nie zabije mnie, a ciebie, bo powiem, że to ty przeciągałaś nasz wyjazd.
- Werner nie miałby serca, aby mnie ukatrupić, prędzej posłałby do grobu właśnie pewnego osobnika o nazwisku Leyhe – powiedziała, uśmiechając się ironicznie i podążając na przód auta. Podbiegłem do niej i otworzyłem drzwi samochodu. Dziewczyna spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. - O co ci tak właściwie chodzi, co? - spytała, przeszywając mnie wzrokiem. - Dżentelmen się znalazł – mruknęła, wsiadła do środka i sama zamknęła drzwi.
Obszedłem auto, wzdychając. Alissa miała niezły charakter, chyba musiałem powoli przyzwyczajać się do jej zmienności. Raz ostra jak brzytwa, raz łagodna jak baranek. Nigdy nie spotkałem tak specyficznej osoby. Wsiadłem do samochodu i od razu włączyłem ogrzewanie. Zdjąłem kurtkę, a następnie rzuciłem ją na tylne siedzenia. Ali siedziała i patrzyła przez okno, nie zwracając na mnie uwagi. Ruszyłem z podwórka. Pilotem zamknąłem bramę, po czym wyjechaliśmy z ulicy, przy której mieszkałem, a następnie z Willingen. Spojrzałem na dziewczynę.
- Zdejmij tę kurtkę, bo się zapocisz i cały samochód mi prześmiardnie – powiedziałem, z powrotem kierując wzrok na drogę. Po chwili poczułem tak silne uderzenie w ramię, że lekko zarzuciło mi auto na lewy pas. Zacisnąłem ręce na kierownicy i wziąłem głęboki oddech, dziękując Bogu, że z przeciwnej strony nikt nie jechał. - Czyś ty zwariowała? - zapytałem, spoglądając kątem oka na Nell. - Mogliśmy spowodować wypadek!
- Więc przestań mówić, że śmierdzę – mruknęła dziewczyna, zdejmując kurtkę i rzucając ją na tył, ale wciąż zostając w czapce.
- Ale ja nie powiedziałem, że śmierdzisz! Matko jedyna, weź tu się z babą dogadaj... - oznajmiłem i zobaczyłem, jak Alissa wytyka w moją stronę język. - Nie wytykaj języka, bo ci krowa nasika – uprzedziłem ją, a ta pstryknęła mi palcem w ucho, na co zasyczałem. - To bolało!
- I dobrze, bo miało – odpowiedziała.
- Nie zdejmiesz czapki? Będzie ci za ciepło – kontynuowałem, w jakiś sposób przedrzeźniając się z Polką.
- Nie – odparła. - Nie umyłam włosów.
- I to jest powód, aby nie zdejmować czapki? - spytałem zdezorientowany.
- Boże, Stephan, ja wiedziałam, że ty jesteś głupi, ale nie aż tak – powiedziała zdziwionym głosem, na co ja zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią.
- Zamiast się śmiać wytłumaczyłabyś niedoinformowanemu koledze, o co zatem chodzi, bo naprawdę nie rozumiem – próbowałem dowiedzieć się, dlaczego Nell nie chce zdjąć tej cholernej czapki.
- Leyhe, do cholery, ja się nie śmieje przecież – odrzekła, po czym wybuchła śmiechem. Mnie samemu kąciki ust powędrowały mimowolnie w górę. Ali miała tak cudowny śmiech, że po prostu zarażała nim wszystkich w promieniu przynajmniej jednego kilometra, byłem tego pewien na więcej niż sto procent.
- Dobra, Alissa, powiedz mi wreszcie – wydusiłem z siebie, próbując przestać się śmiać i skupić na drodze, która tego dnia wręcz świeciła pustkami. Wydawało się to co najmniej dziwne, lecz nie przejmowałem się tym. Często zdarzało się tak w tych okolicach, szczególnie w przerwie między świętami a sylwestrem.
- Tobie naprawdę chyba te kółka zębate w móżdżku nie stykają – odezwała się w końcu, uspokajając się po napadzie śmiechu. - No pomyśl, jak ja wyglądam w przetłuszczonych włosach, przecież to masakra, już wolę siedzieć w czapce, niż je komukolwiek pokazywać.
- Zdejmij ją – rozkazałem chyba zbyt pewnie.
Poczułem na sobie zdziwiony, a zarazem rozeźlony wzrok Alissy. Uśmiechnąłem się pod nosem. Pewnie najchętniej to by mnie w tym momencie zabiła, ale rozważała wszystkie argumenty za i przeciw. Gdyby nie ja, nie miałaby jak dojechać do swojej pracy. Ach, no tak, i nie zobaczyłaby się z Kubą. To przecież było priorytetem. Nie mogła bez niego żyć. Automatycznie zerknąłem kątem oka na ręce dziewczyny. Nie założyła bransoletki. Szybko rzuciłem okiem na jej szyję. Naszyjnik od Wolnego już miała.
- No spójrz tylko – głos Alissy wyrwał mnie z zamyślenia. Dziewczyna rozczesywała włosy palcami. - Są tragiczne.
Spojrzałem na Nell, jednocześnie starając się patrzeć na drogę. To było nie lada wyzwanie, tym bardziej, że chciałem przekonać Ali, iż wygląda jak zwykle pięknie.
- Przestań, dziewczyno – powiedziałem. - Dla mnie to one są niczym od razu po umyciu.
- Tłuste... - mruknęła Alissa pod nosem.
- Jezus Maria, sama jesteś tłusta – westchnąłem, nie wiedząc już jak przemówić kobiecie do rozsądku.
- Debil – prychnęła.
- Wmawiaj sobie.
- Arschloch.
- Wowowo! Co tu się podziało! - wybuchłem nagle, nie spodziewając się czegoś takiego. - Ali umie powiedzieć coś po niemiecku i to takie słowo! Jestem w szoku!
- Ja pierdole... - westchnęła dziewczyna, będąc zapewne zażenowana moim zachowaniem, ale ja znów się śmiałem i nie mogłem przestać. - Zamknij się już, idę spać, dobranoc.
Na początku myślałem, że Alissa żartowała, ale faktycznie po kilku minutach po prostu zasnęła. Zostałem skazany na przebywanie z sobą samym na nie wiadomo jak długo. Pojawił się jeden plus – mogłem w pełni skupić się na jeździe. Włączyłem dość spokojną playlistę, aby nie obudzić śpiącej towarzyszki. Wtedy dopiero by mnie zabiła.
Podróż mijała bardzo powoli, mimo drogi prowadzącej przez autostradę, gdzie mogłem się nieco rozpędzić. Piosenki lecące w tle nie pozwalały mi na drzemkę przed kierownicą, którą mógłbym sobie nieraz uciąć. Stukałem palcami o kierownicę, wczuwając się w rytm melodii, a zarazem próbując zignorować ciche pochrapywanie siedzącej obok mnie Alissy. Założyłbym się o milion, że sama nie wiedziała o tym, co robiła przez sen.
Kiedy zostało kilka zjazdów do opuszczenia autostrady, stwierdziłem, że Ali zdecydowanie zbyt długo śpi, a ja odczuwałem potrzebę włączenia piosenki, której na tej trasie nie mogło zabraknąć, ponieważ to byłoby grzechem. Wyszukałem „Highway to Hell" zespołu AC/DC i puściłem ją na maksymalną głośność, przygotowując się na pewną śmierć z rąk Alissy. Już kiedy wybrzmiała pierwsza sekunda piosenki, dziewczyna podskoczyła na fotelu, rozglądając się po samochodzie, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Zaśmiałem się i zacząłem śpiewać. Nell spojrzała na mnie, wyszeptała coś, czego nie usłyszałem, a następnie rzuciła we mnie torebką, ale nie trafiła, ponieważ zrobiłem unik i wlepiłem wzrok w szosę.
- Teraz twoje włosy faktycznie są masakryczne! - przekrzyknąłem głośną muzykę, odnosząc się do naszej rozmowy przed drzemką dziewczyny.
- Idiota! - zawołała, po czym nałożyła czapkę na głowę, ukrywając pod nią istne gniazdo spowodowane snem. Znów się zaśmiałem i kontynuowałem śpiew, nieźle fałszując i jeszcze bardziej denerwując moją towarzyszkę. Dostrzegłem, jak kobieta nachyla się ku desce rozdzielczej i patrzy na licznik, po czym wręcz zapada się w siedzeniu. - Ty naprawdę zabierzesz mnie kiedyś autostradą do piekła!
- A żebyś wiedziała, to wręcz moje marzenie! - ryknąłem pół żartem, pół serio.
- Zabijesz nas!
- Ja nie, nigdy!
Nadszedł czas na zjazd z autostrady. Piosenka skończyła się, więc ściszyłem odtwarzacz. Czułem na sobie rozwścieczony wzrok Alissy. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym spojrzałem na nią. Wyszczerzyłem ku niej zęby, a ona dźgnęła mnie łokciem w ramię.
- Nienawidzę cię – mruknęła.
- Ups, przykro mi, bo ja wręcz przeciwnie – odpowiedziałem, zwalniając do prędkości, którą można było maksymalnie osiągnąć. Nie chciałem zostać zatrzymany w drodze do Oberstdorfu i w dodatku spłacać niepotrzebne mandaty.
- Arschloch – powtórzyła wyzwisko sprzed kilku godzin Alissa.
- Jestem Niemcem, ale niezmiernie śmieszy mnie to słowo – przyznałem.
- Jeszcze większy debil – mruknęła dziewczyna, a ja zaśmiałem się.
Reszta drogi minęła spokojnie. Ali wybudzona ze snu postanowiła przejąć kontrolę nad muzyką. Włączała piosenki, których nie znałem, ale szybko wpadały w ucho. Wśród nich było bardzo dużo rocka. Wychwyciłem, że dziewczyna musi lubić solówki na gitarze, ponieważ pośród utworów wiele z nich posiadało właśnie takie momenty. Kiedy z głośników wybrzmiało „Pain" zespołu The War On Drugs, zdziwiłem się niesamowicie. Nie sądziłem, że Alissa słucha tego samego co ja. Dziewczyna zaczęła śpiewać, a ja razem z nią. Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami.
- Wow, czy to w końcu jakaś piosenka, którą znasz? - spytała.
- A żebyś wiedziała, nie jestem aż takim muzycznym ułomem – odpowiedziałem, posyłając jej uśmiech.
- Jestem w szoku – mruknęła.
- Ta piosenka mogłaby być definicją piękna – wtrąciłem. - Zupełnie tak jak ty – dodałem cicho i nieświadomie, mając nadzieję, że Nell nie usłyszy tej końcówki.
- Coś ty powiedział? - spytała Alissa, a ja ugryzłem się w język. Udupiłem samego siebie.
- Hm... - zawahałem się i spojrzałem na nią. - Powiedzmy, że nieważne.
- No ja mam nadzieję – odburknęła, po czym włączyła następną piosenkę.
Kiedy dojechaliśmy do Oberstdorfu, Ali nie odzywała się ani już nie zajmowała muzyką, tylko po prostu patrzyła przez szybę i podziwiała górskie widoki. Z chęcią poobserwowałbym krajobrazy razem z nią, lecz musiałem zająć się kierowaniem.
Podjechaliśmy pod hotel. Alissa szybkim ruchem założyła kurtkę, pierwsza wysiadła z samochodu i gdzieś pobiegła. Byłem przekonany, że po prostu chciała się ode mnie uwolnić, ponieważ wkurzałem ją niemal całą drogę, ale gdy również wyszedłem na świeże powietrze, przekonałem się, że wcale nie to okazało się powodem jej zachowania. Odetchnąłem głęboko, widząc dziewczynę w ramionach Wolnego, który uniósł ją i kręcił się z nią w swoich objęciach wokół własnej osi. Zamknąłem drzwi od auta i oparłem się o nie, obserwując szczęśliwą parę po dwutygodniowej rozłące.
- Gratulacje! - usłyszałem krzyk Alissy w języku polskim. Wiedziałem, co to znaczyło, bo dużo fanów pochodzących z Polski zwracało się do mnie właśnie w ten sposób. Na początku zastanawiałem się, czego brunetka mu gratuluje, lecz dość szybko przypomniało mi się, co odbyło się w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia.
Przecież Kuba Wolny został nowym mistrzem Polski. Alissa była już jego.
***
Obracałam w dłoni karteczkę z ósmym numerem, którą znalazłam w kieszeni kurtki zaraz po przyjeździe do Oberstdorfu. Wcześniej jej tam nie było. Jednocześnie wygrzebałam z walizki papierek z siódemką znalezioną w długo nienoszonej przeze mnie bluzie jeszcze w domu w Willingen w drugi dzień Bożego Narodzenia. Westchnęłam i wrzuciłam obie kartki do torebki, nie mając pojęcia, co one, do cholery, oznaczają oraz co z nimi zrobić. Wiedziałam, że to są jakieś znaki, ale jakie dokładnie? Potrząsnęłam głową ze zrezygnowania i rzuciłam torbę na łóżko. Wyszłam z pokoju i postanowiłam pójść do Kuby, ponieważ nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać o wielu rzeczach. Zjechałam windą jedno piętro niżej. Kiedy z niej wyszłam, poczułam, jak o kogoś uderzyłam tak mocno, aż wylądowałam na podłodze. Zasyczałam z bólu i spojrzałam na osobę, która nade mną stała i wyciągała ku mnie rękę, aby mi pomóc.
- Wiedziałem, że to nie przypadek, że na mnie lecisz – zaśmiał się Wellinger.
Zacisnęłam zęby, walnęłam natarczywego Niemca w wyciągniętą dłoń i wstałam o własnych siłach. Posłałam mu wściekłe spojrzenie, po czym chciałam go wyminąć, lecz on skutecznie zastawiał mi drogę. W końcu oparł rękę o ścianę na wysokości mojej twarzy i nachylił się ku mnie.
- Witaj, Alisso – wyszeptał mi do ucha, na co nie mogłam się powstrzymać i po prostu uderzyłam go w policzek, aż można było usłyszeć głośne plaśnięcie. Po chwili chłopak z powrotem skierował swój wzrok na mnie, uśmiechając się ironicznie. - Cóż za miłe powitanie, nie spodziewałem się takiego – powiedział.
- Czego ty ode mnie chcesz? - warknęłam, oddychając ciężko i panikując.
- Och, Ali, przecież wiesz, że niczego – odparł.
- Nie wydaje mi się – wydusiłam, czując, jak Wellinger wziął w palce kosmyk moich włosów i założył go za me ucho. Następnie pogładził mnie po policzku. Złapałam go za rękę, dając znak, aby przestał.
- Zostaw mnie – mój drżący głos sprawił, że chłopak tylko znów się zaśmiał.
- Przestań, Andreas – usłyszałam. Mężczyzna odwrócił się szybkim ruchem, sprawiając, że mogłam dostrzec, kto wypowiedział te słowa. Był to Stephan. - Zostaw ją. Rozmawialiśmy o tym, nie pamiętasz?
- Steph... - zaczął Wellinger. Jego głos stał się wręcz piskliwy, nie niski i wręcz niebezpieczny, tak jak przed kilkoma sekundami. - Ja tylko...
- Idziemy – warknął Leyhe, łapiąc przyjaciela za ramię i odciągając ode mnie. - Wszystko w porządku? - spytał, na co pokiwałam głową, ponieważ nie byłam w stanie niczego z siebie wydusić. Chłopak posłał mi uprzejmy uśmiech i palcami musnął moją brodę. - Do zobaczenia później.
Mężczyźni odeszli, a ja zostałam sama na środku korytarza, bojąc się poruszyć po tej dość dziwnej i strasznej sytuacji. Wellinger przerażał mnie coraz bardziej. Co jeśli to on był autorem niektórych pogróżek skierowanych w moją stronę? Stawał się jednym z najbardziej podejrzanych, do których zaliczałam także Aschenwalda. Już długo nie widziałam Austriaka i chciałam, aby to trwało dalej, ale nie wykluczałam go. Również zachowywał się dziwnie.
Po kilku minutach otrząsnęłam się z oszołomienia i poszłam do pokoju, w którym powinien przebywać Kuba. Sprawdziłam, czy drzwi są otwarte, a następnie weszłam do pomieszczenia bez uprzedniego pukania. Od przekroczenia progu usłyszałam głośny dźwięk disco polo. Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że taki gatunek muzyki kompletnie nie pasował do Wolnego. Jednak kiedy znalazłam się w głównym pokoju mieszkania, ujrzałam zebranych wokół okrągłego stołu Polaków grających w pokera. Wszyscy odwrócili się i wpatrywali we mnie. Jeden z nich podbiegł i wziął mnie w swoje objęcia, a ja już po zapachu mogłam wywnioskować, że to Kot.
- Ali, kochana! - krzyknął mi do ucha. - Jak ja cię długo nie widziałem, aż zdążyłem potężnie zatęsknić.
- Hej, Maciek – zaśmiałam się, odwzajemniając uścisk. - Gratuluję drugiego miejsca na mistrzostwach Polski. Jak leci?
- A świetnie i dziękuję bardzo! - zawołał, odklejając się ode mnie i wskazując na kolegów. - Teraz wciągnął nas hazard, może się dołączysz?
- Nie, dzięki – odpowiedziałam. - Cześć wam i również gratuluję – pomachałam do Kamila, Piotrka, Stefana oraz Dawida. Zmarszczyłam brwi, nie widząc nigdzie Wolnego. - A gdzie Kuba? - spytałam, siadając między Żyłą a Kotem i biorąc od Kubackiego butelkę wody, którą mi podawał.
- Wyszedł gdzieś, nawet sami nie wiemy gdzie – odrzekł Hula, lustrując swoje karty.
- Powinien zaraz przyjść – dodał Stoch, patrząc na mnie. - Ładny naszyjnik.
- Jaki naszyjnik? - spytał Piotrek, nachylając się bliżej stołu i wykręcając głowę w moją stronę.
- Trudno się nie domyślić, od kogo go dostałaś – powiedział Dawid zajęty grą.
- Debile, udajecie zdziwionych, przecież sami pomagaliśmy Kubie w wyborze – westchnął Kot, przewracając oczami, a ja uniosłam brwi ze zdziwienia, ponieważ nie sądziłam, że chłopacy mogli być w to zaangażowani.
- Maciek! - warknął Żyła, piorunując przyjaciela wzrokiem razem z innymi zebranymi.
- No co? - obruszył się mężczyzna o latynoskiej urodzie.
- Mieliśmy nic o tym nie mówić – wytłumaczył ze stoickim spokojem Stefan.
Kot znów przewrócił oczami, a ja otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo do pokoju wszedł Wolny. Chłopacy wydali z siebie wiwatujące okrzyki, na co Kuba skrzywił się i zatkał uszy palcami. Po chwili skoczkowie przestali, śmiejąc się, a Jakub widząc mnie, podszedł, stanął za mną i objął od tyłu za szyję, dotykając naszyjnika.
- Masz go – wyszeptał mi do ucha. - Miło.
- A jakżeby inaczej – odpowiedziałam.
- Jak twoje stopy? - spytał, przypominając mi o tej głupiej sytuacji z Engelbergu, kiedy pokazałam wszystkim, jak bardzo żenująca jestem. Tragedia. Chciałabym już o tym zapomnieć.
- W porządku – odrzekłam.
Z racji, że brakowało krzeseł do zajęcia miejsca przy stole, wieczór spędziłam siedząc na kolanach Wolnego, który wciągnął się z chłopakami w pokera. Nie mogłam załapać, o co w tej grze chodzi, ale bolało mnie serce, kiedy przyszedł czas na pożegnanie i musieliśmy rozejść się do swoich pokoi, ponieważ zbliżała się północ, a już następnego dnia miały odbyć się kwalifikacje do pierwszego konkursu Turnieju Czterech Skoczni. Kuba ucałował mnie w czoło na pożegnanie i życzył miłych snów. Wracałam do swojego pokoju z uśmiechem na twarzy, który znikł, kiedy dotarłam na miejsce i ujrzałam następną zagadkę.
Przed drzwiami po raz kolejny leżała biała róża.
__________
Kuba. Mistrzem. Polski. Coś niebywałego. A co myślicie o kolejnej karteczce i róży oraz następnym spotkaniem Ali z Wellingerem? Podzielcie się ze mną!
Muszę powiedzieć Wam, że ostatnio coraz częściej zastanawiam się nad zawieszeniem LMMW. Jeszcze to przemyślę, ale jeżeli rozdziały przestaną się pojawiać, wiedzcie, iż to będzie spowodowane przerwą. Jednak jeszcze nic nie jest pewne!
Love,
A.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top