15

Obudziły mnie promienie słoneczne dobiegające zza okna, którego poprzedniego dnia wieczorem nie zasłoniłam. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Poczekałam chwilę, aż wyostrzy mi się obraz. Tak, dobrze myślałam, byłam w swoim pokoju. Ale jak tu się znalazłam? Przecież wczoraj zasnęłam na sofie w salonie, opierając głowę o ramię Stephana, który mnie obejmował i do siebie przytulał po tym, jak rozpłakałam się podczas opowieści o moim życiu. Niełatwo przeszło mi to przez gardło. Ale nie czułabym się fair, gdybym o tym nie powiedziała, tym bardziej, że Niemiec również podzielił się ze mną swoją historią i zrobił to pierwszy.

Sięgnęłam po telefon leżący na szafce obok łóżka i spojrzałam na wyświetlacz. Zegar wskazywał godzinę dziesiątą szesnaście. Ładnie sobie pospałam. Zaraz pod tym zauważyłam wiadomość. Od Kuby. Serce mi zaklekotało. Z prędkością światła odblokowałam komórkę pinem posiadającym osiem cyfr, czyli datę urodzenia właśnie Wolnego. Piętnasty maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty piąty. Jedynki, piątki, dziewiątki i zero. Podobały mi się takie liczby. Zdecydowanie były moimi ulubionymi. I szczęśliwymi.

Wyświetliła mi się wiadomość od Kuby. Przysłał zdjęcie z autobusu, gdzie on wciska się ze swoją twarzą na przedzie, a reszta kadry znajduje się z tyłu, na kolejnych siedzeniach. Wszyscy z zaprojektowanymi przeze mnie czapkami na głowie. Pod spodem widniał podpis: Następny przystanek – Kuusamo! Uśmiechnęłam się. Cokolwiek znaczyło to całe Kuusamo. Fajnie było widzieć ich wyszczerzonych od ucha do ucha. Tęskniłam za nimi. A najbardziej za Kubą. Chciałabym go przytulić, mieć znów przy sobie, blisko. Czekałam, aż będę mogła napawać się jego zapachem, zmierzwić miękkie włosy, uszczypnąć w zadziorny nosek, spojrzeć w piękne, brązowe oczy, zobaczyć uśmiech chłopaka na żywo, szepnąć coś do ucha, pogładzić gęste brwi, złapać go za dłoń, poczuć kujący zarost na policzku, dotknąć ust, przylgnąć całą do jego ciała.

Czy żałowałam, że przyjechałam do Niemiec? Cóż, na początku tak myślałam, ale później moje wątpliwości zostały rozwiane. Za sprawą tego jednego wieczoru. Poznałam bliżej Stephana. Zauważyłam w nim coś, czego nie widziałam u Kuby. Cierpliwość – nie pospieszał mnie przy niczym. Stoicki spokój – nie wściekał się. Tak, nie mogłam odczytać u niego prawie żadnych uczuć. Dusił je w sobie? A może po prostu ich nie ukazywał? Podczas wczorajszej rozmowy doświadczyłam, że nie tylko Kuba jest w stanie mnie zrozumieć, pocieszyć. Że znajdują się na tym świecie osoby, które też się tym zajmą i to może nawet lepiej. Zauważyłam, że Wolny również posiada wady, jakich wcześniej nie dostrzegałam. Nikt nie był idealny. Jednak im dłużej rozmawiałam ze Stephanem, tym szybciej dostrzegałam wiele podobieństw między nami. Czy znalazłam bratnią duszę? Nie wykluczałam tego.

Westchnęłam i znów spojrzałam na przysłane przez Kubę zdjęcie. Zapisałam je w galerii, po czym postanowiłam ustawić je na tapetę ekranu blokady, aby nie tęsknić za tymi wariatami zbyt mocno i móc zawsze na nich popatrzeć. Potem zawiesiłam wzrok na ekranie głównym, gdzie w tle widniała fotografia moja i Wolnego, na której robiliśmy głupie miny. Prychnęłam i uśmiechnęłam się. Kochany. 

Wróciłam do wiadomości, odpisałam kilka zdań, jak to życzę im powodzenia i będę kibicować w każdych zawodach, że ze Stephanem układa mi się lepiej, niż myślałam, aby zadzwonił, gdy tylko będzie miał czas i żeby się trzymał. Nasza mantra. Trzymaj się. Coś takiego jak Kocham cię dla zakochanych.

Odłożyłam telefon na szafkę i wyszłam z łóżka. Czułam, jak mój kręgosłup jest lekki. Uwielbiałam te momenty zaraz po przebudzeniu. Podeszłam do szafy, gdzie zdążyłam rozłożyć kilka ciuchów, wyjęłam parę dresów, których miałam naprawdę wiele, z racji, że po prostu kochałam ten typ ubrań. Po drodze do drzwi zabrałam z walizki kosmetyczkę. Musiałam w końcu powyjmować z niej kosmetyki i ułożyć w łazience, gdzie Stephan przygotował dla mnie specjalną półeczkę. Miłe z jego strony. Jak wszystko, co do tej pory dla mnie zrobił.

Wyszłam z pokoju i skierowałam się do toalety. Tam wzięłam prysznic i zapełniłam półkę pod lustrem. Patrząc na swoje nieułożone mokre włosy, postanowiłam zawinąć je w ręcznik, który dał mi Leyhe. Podejrzewałam, że Stephan nie posiada suszarki, bo po co, skoro miał tak krótkie włosy? Musiałam obejść się bez niej. Nie grało to dla mnie dużej roli. Byłam przyzwyczajona do braku innych rzeczy.

Chciałam wyjść z łazienki, ale stwierdziłam, że nie będę miała gdzie trzymać brudnych ciuchów, które po nocnym koszmarze zalatywały potem. Westchnęłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Koło pralki dostrzegłam stos różnych ubrań, które ewidentnie na czymś leżały. Odgarnęłam odzież i zauważyłam kosz na brudy. Bez wahania wrzuciłam tam swoją koszulkę i legginsy. Stephan się zdziwi, lecz cóż. To już nie mój problem. Nie powiedział mi, co mam z tym zrobić, więc sama znalazłam rozwiązanie. 

Wyszedłszy z łazienki, zbiegłam po schodach do salonu, będąc pewna, że mój współlokator już dawno wstał i zrobił śniadanie. Jednak stanąwszy na ostatnim stopniu, zauważyłam, że nie ma go ani w salonie, ani w kuchni. Co prawda na blacie jednej z szafek stały kubki, talerze, sztućce, chleb i wędliny, ale po Stephanie nie został żaden ślad. Zdziwiona tą sytuacją wróciłam na górę i poszłam do jego pokoju, gdzie również chłopaka nie zastałam. Pokręciłam głową ze zrezygnowania i skierowałam się do mojego lokum, skąd zabrałam telefon i wybrałam numer do mężczyzny, który podał mi podczas odwiedzin matki „na wszelki wypadek".

Jednak będąc w połowie schodów, dojrzałam coś dziwnego. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do okna. Odsunęłam telefon od ucha, następnie rozłączyłam się, ponieważ moja zguba się znalazła. Wręcz przykleiłam nos do szyby i przyglądałam się, jak Stephan w innych dresach niż wczoraj i ze zmierzwionymi po spaniu włosami rozmawiał przez furtkę z jakimś mężczyzną. 

Postawa Leyhe była dość szokująca. Stał jak słup soli, widziałam, że ręce miał założone na piersi, jego wyraz twarzy przypominał wręcz grobowy. Jednocześnie tak mocno zaciskał szczęki, iż rysy twarzy chłopaka stawały się jeszcze wyraźniejsze i piękniejsze. Ale nie na tym miałam się teraz skupiać. Większą uwagę zwróciłam na mężczyznę stojącego na chodniku. Był grubszym starszym panem o siwych włosach. Na jego okrytej licznymi zmarszczkami twarzy malował się smutek, który dostrzegłam również w zmęczonych ciemnych oczach mężczyzny. Mówił coś. Bardzo długo. Kiedy skończył, czekał na reakcję Stephana ze złączonymi jak do pacierza dłońmi. Po chwili Leyhe zwiesił ręce bezwładnie wzdłuż ciała, potem przeczesał włosy, sprawiając, że stały się jeszcze bardziej potargane, mimo iż były krótkie. W końcu odezwał się. Po ruchu jego warg domyśliłam się, że mówił coraz szybciej i głośniej, co sprawiało, że stawał się bardziej rozzłoszczony. Spojrzałam kątem oka na starszego pana. Stał i trząsł się. Jego usta drżały, nie mając siły, by cokolwiek powiedzieć. Po policzkach spłynęły łzy. Coś ukuło mnie w sercu. Zrobiło mi się go szkoda. Nie zdążyłam mrugnąć, kiedy zobaczyłam, jak Stephan idzie w stronę domu, skończywszy dyskusję, a mężczyzna również odchodzi, tyle że ze zwieszoną głową, przecierając oczy, z których kapały łzy.

Zbiegłam po schodach. Stanęłam w przejściu między korytarzem a salonem i usłyszałam trzask drzwi. Obróciłam głowę w lewą stronę i ujrzałam Stephana patrzącego na mnie jak na ducha. Oboje staliśmy przez chwilę nieruchomo, wpatrując się sobie w oczy i bojąc odezwać. Nareszcie Leyhe westchnął ciężko, pokręcił głową i minął mnie, przechodząc do kuchni ze spojrzeniem wbitym w podłogę. Podążyłam za nim. Otworzył lodówkę, zaczął w niej grzebać, a ja usiadłam przy barze, bacznie go obserwując. Nastawił wodę na herbatę i pogrążył się w przygotowywaniu śniadania. Ja dalej śledziłam go wzrokiem. W końcu odwrócił się, żeby położyć na barze przygotowane przez niego kanapki. Ujrzałam w jego oczach łzy, które z trudem trzymały się, aby nie popłynąć po policzkach. Wzięłam głęboki oddech i zdałam sobie sprawę z tego, że teraz ja będę musiała mu pomóc, skoro on zrobił to dla mnie wczoraj. 

- Co się stało, Stephan? - spytałam ostrożnie, patrząc, jak chłopak zasiada naprzeciwko mnie i bierze kęs kanapki. Nie odpowiedział. Wzięłam łyk herbaty, parząc sobie język, taka była gorąca, i powstrzymując się od krzyku. Widząc, że rozmowa raczej nie będzie się kleić, złapałam go za dłoń.

- Stephan, proszę, powiedz mi – wyszeptałam, ale on ani się ruszył. Sięgnęłam ręką ku jego twarzy i złapałam za brodę tak, żeby się na mnie spojrzał. Wykręcał wzrok tak długo, jak tylko mógł, lecz w końcu poddał się i jego brązowe oczy zetknęły się z moimi.

- Nic się nie stało – wydusił przez łzy drżącym głosem i zabrał się do dalszego jedzenia.

Skrzywiłam się. Nie sądziłam, że kiedykolwiek zobaczę Stephana w takim stanie. To po prostu nie mieściło mi się w głowie. Na zdjęciach zawsze był wesoły, tak samo odkąd tu przyjechałam. Może wczoraj trochę się wystraszył przy moim incydencie w łazience, ale poza tym zachowywał zimną krew i próbował mnie rozśmieszyć. Chociaż zeszłego dnia nie było do śmiechu. 

- Przecież nie jestem ślepa, Stephan – warknęłam, zmuszając go do mówienia, lecz on dalej mnie nie posłuchał. Westchnęłam. - Skoro nie chcesz po dobroci, zagrajmy w grę. Obowiązuje jedna zasada, zadaję ci pytanie, a ty szczerze na nie odpowiadasz. Banał – podchwyciłam plan działania od samego Leyhe, który wymyślił właśnie tę zabawę. Widząc niezbyt zadowoloną minę Niemca, poklepałam go po dłoni. - No, Stephan. Dlaczego płaczesz?

- Kurwa, przestań, zostaw mnie – mruknął i odtrącił moją rękę, po czym wstał, rzucając resztę kanapki na talerz, podszedł do okna i oparł się o parapet, a ja pozostałam na swoim miejscu z szeroko otwartymi oczami, nie wierząc, że chłopak przeklął. Kolejna rzecz, której się po nim nie spodziewałam.

Nie wiedząc, jak dokładnie się zachować, wstałam i podeszłam do Niemca. Położyłam rękę na jego ramieniu. Poczułam, kiedy spiął się pod moim dotykiem. Widziałam, jak zaciska palce na parapecie. Naprawdę chciał, żebym dała mu spokój, ale ja nie odpuściłam.

- Kim był ten mężczyzna? - zapytałam delikatnie, na co brunet błyskawicznie odwrócił się ku mnie tak, że jego wściekła twarz znalazła się przy mojej. Przed oczami mignął mi obraz ojca. Odruchowo skuliłam się, bojąc się, że mnie uderzy. Tym bardziej, że byłam już przyzwyczajona do podobnych reakcji i wiedziałam, czego się spodziewać. 

- Nie jestem w nastroju na głupie zabawy – warknął mi prosto w twarz, a ja kuliłam się coraz bardziej i czułam, jak w moich oczach powoli zbierają się łzy strachu. W tym momencie przypominał mi ojca. Bardzo. Aż za bardzo. - Zostaw mnie, po prostu mnie, kurwa, zostaw – burknął i wyszedł, trącając mnie ramieniem.

Zamknęłam oczy, powstrzymując łzy. Usłyszałam odgłos wchodzenia po schodach. Przełknęłam powstałą gulę w gardle i osunęłam się na ziemię, tracąc siły. Bałam się go. 

Strach mnie wyczerpywał. Ranił. Zabijał.

Stephan właśnie w tym momencie przypominał mojego ojca. Byłam pewna, że zaraz mnie uderzy. Nie chciałam przeżywać tego jeszcze raz. Kuba mówił, że będę tu bezpieczna. Czyżby się mylił?

W kieszeni bluzy poczułam wibrację. Wyjęłam telefon i przetarłam załzawione oczy, abym mogła cokolwiek zobaczyć. Pociągnęłam nosem, próbując pozbyć się przy tym kataru. Na wyświetlaczu ujrzałam wiadomość od Ewy.

Pojawiła się dla ciebie propozycja pracy. Zadzwonię wieczorem, podam ci szczegółowe informacje. 

__________
Co ten Stephan... Ale dziś w miarę spokojnie. Jak myślicie, jaką pracę dostała Ali? Co jeszcze może się wydarzyć? Podzielcie się ze mną swoimi teoriami!

A.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top