12

Byłem spanikowany. Nagle podziało się tak dużo rzeczy. Cały plan szlag trafił. Zagryzłem dolną wargę i wjechałem autem na podjazd. Wysiadłem z samochodu, nie mając zamiaru na razie wstawiać go do garażu. Otworzyłem bagażnik i wyjąłem z niego zakupy. Wziąłem po dwie siatki w każdą rękę i podszedłem do drzwi domu. Tam czubkami palców wyjąłem z kieszeni kurtki klucz i otworzyłem wrota do mieszkania. Zostawiłem pakunki na podłodze w przedpokoju i wróciłem po resztę. Pod jedną pachę włożyłem blachę z ciastem od matki, pod drugą miskę z sałatką, w dłonie zgrzewkę wody i soku pomarańczowego. Miałem nadzieję, że dziewczyna też go lubiła, bo nie kupowałem żadnej coli ani innych gazowanych napojów. Nie przepadałem za nimi. 

Zamknąłem auto i wszedłem do domu, pchając drzwi wejściowe nogą, aż trzasnęły donośnie. Popędziłem do kuchni, czując, jak zaraz miska z sałatką wyślizgnie mi się spod ramienia. Szybko postawiłem naczynie oraz blachę z ciastem na blat baru i postawiłem zgrzewki na środku podłogi. Cholerstwo było bardzo ciężkie.

Wróciłem do przedpokoju po siatki z zakupami, połączyłem się przez telefon z wieżą w salonie, który był złączony z kuchnią i włączyłem muzykę. Z głośników rozbrzmiało „Pain" zespołu The War On Drugs, a ja zacząłem rozpakowywać różne rzeczy, które kupiłem, z czego większość była jedzeniem. Nie wiedziałem, co dziewczyna lubi, dlatego wziąłem różne przysmaki, niektóre nawet takie, jakich sam w życiu nie jadłem. Ale może właśnie ona miała inne upodobania.

Kiedy skończyłem, usiadłem przy barze i wziąłem telefon do ręki. Zegar wskazywał na godzinę trzynastą trzydzieści. Westchnąłem i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Chyba wszystko w porządku. Tomek z dziewczyną powinien przyjechać w ciągu najbliższej godziny. Zaraz potem miał rozpocząć się również konkurs indywidualny na Malince.

Wczoraj wieczorem dostałem telefon od Kamila. Było to niemal od razu po zakończeniu drużynówki, którą wygrali właśnie Polacy. Jego głos brzmiał poważnie. Spytał, czy mógłbym przyjąć współlokatorkę wcześniej. Nie podał przyczyny, ja też o to nie wypytywałem. Zgodziłem się. 

Coś niedobrego musiało dziać się w polskiej kadrze. Na podium widziałem smutnego Jakuba Wolnego, który raczej powinien się cieszyć, że zadebiutował w drużynie i już wskoczył na najwyższy stopień podium. Jednak tak nie było. Dziwiło mnie to. A później ten głos Kamila... Wiedziałem, że oboje znali dziewczynę. Działo się coś złego, ale nie miałem pojęcia co. I może na razie nie chciałem posiadać tej świadomości.

Westchnąłem i wybrałem numer do Andreasa, aby z nim porozmawiać, ale przypomniałem sobie, że przecież za chwilę stratuje seria próbna i Wellinger ma na pewno w tym momencie telefon w dupie. Ale nie w dosłownym znaczeniu, oczywiście. 

Sięgnąłem do lodówki i wyjąłem z niej ice tea. Wziąłem łyka i poczułem, jak moje zęby przeszywa ból. Często tak miałem, kiedy nagle wypiłem lub zjadłem coś zimnego. Zamknąłem oczy i zmarszczyłem brwi, czekając, aż moja jama ustna wróci do normy. Wtedy postanowiłem sprawdzić wiadomości.

Nie wyświetliło się nic nowego. Policja informowała, że bestia z Wolfratshausen wciąż była na wolności. Pokręciłem głową. Niemożliwe, że gliny wciąż nie złapały tego mężczyzny. Tym bardziej, że facet miał już swoje lata. Pił, ale zachowywał trzeźwy umysł. Wiedział, jak ukryć się przed policją. Był chytry jak lis.

Przebieglejszy od pewnej osoby, która nie miała pojęcia, gdzie się znajduje, kiedy po nią przyszli.

A teraz ten człowiek wychodził na wolność. 

Odetchnąłem głęboko. Nie mogłem dać ponieść się strachowi. On nie wróci. Nigdy nie wróci, bo wie, że ja i matka nie damy sobą więcej manipulować.

Musiałem w to wierzyć.

Nadchodziły dni próby.

***

Siedziałam na miejscu obok kierowcy z głową opartą na szybie. Patrzyłam przez nią na wszystko, co mijaliśmy. Nogi miałam podkulone na fotelu i nie zważałam na uwagi jakiegoś gówniarza, że ojciec go zabije, bo zniszczę mu brudnymi buciorami tapicerkę. 

Byłam w stanie tylko płakać.

To zdarzyło się tak nagle. Musiałam się z nim rozstać. Nikt nie wiedział na jak długo. To denerwowało mnie jeszcze bardziej. Dlaczego on wciąż był na wolności? Dlaczego policja jeszcze go nie złapała? Pizdy. Siedzieli na stołkach na komisariacie, nie przejmując się, że w Polsce przebywa niemiecki gwałciciel i morderca, który dopuścił się jednych z największych zbrodni na świecie. Gdyby go złapano, nie doszłoby do wybicia tych przeklętych okien i nie musiałabym żegnać się z Kubą tak szybko. 

Łza skapnęła ma moje spodnie. Otarłam oczy i policzki, nie zwracając uwagi na tego całego Tomka, który podawał mi co chwilę chusteczki.

Mimo że przekroczyliśmy już granicę i zbliżaliśmy się po ośmiu godzinach drogi do Willingen, gdzie miałam zamieszkać, wciąż widziałam zrozpaczoną twarz Wolnego z dzisiejszego ranka. 

Było ciemno, kiedy obudził mnie budzik o czwartej nad ranem. Wzięłam prysznic, szybko ubrałam przygotowane wcześniej ubrania, spakowałam piżamę oraz kosmetyki do walizki i wyszłam z pokoju. W holu czekał na mnie Wolny razem z Pilchem. Przyjaciel oddał moją kartę do recepcji i spojrzał na mnie przekrwionymi oczami. Wiedziałam, że również płakał. Ale starał się zachować twardo, jak na chłopaka przystało. Uśmiechnął się lekko i przytulił mnie do siebie.

Staliśmy tak dobre kilka, może kilkanaście minut. Nie chciałam go puścić. Przywarłam do niego całym ciałem, a on gładził mnie delikatnie po głowie. Nie chciałam się z nim rozstawać. Wsłuchiwałam się w jego oddech. Nie chciałam wyjeżdżać. Czułam jego cudowny zapach. Nie chciałam go opuszczać.

Jego dłonie błądziły po moich plecach, aby mnie pocieszyć i dodać mi otuchy. Chciałam z nim zostać. Przytulił mnie do siebie bardziej. Chciałam czuć się bezpiecznie. Usłyszałam, jak pociąga nosem, powstrzymując katar spowodowany płaczem. Chciałam spędzić z nim swoje życie.

- Zobaczymy się szybciej, niż myślisz, kochanie – wyszeptał, a ja zaczęłam płakać jeszcze bardziej. - Obiecuję ci to. 

- Nie chcę cię stracić – powiedziałam drżącym głosem, dalej będąc w jego uścisku. - Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Znamy się od podstawówki. Widzieliśmy się niemal codziennie, nie licząc twoich wyjazdów na zawody, ale wtedy też rozmawialiśmy godzinami, tyle że przez telefon. Zawsze przy mnie byłeś. A teraz musimy się rozstać. Przez mojego ojca.

- Ali, wiesz, że to dla twojego dobra – westchnął, gładząc mnie po głowie. - Jeśli on zostanie złapany, przyrzekam, że wrócisz do Polski. Ale nie możesz tu zostać. Nie jesteś tu bezpieczna. Tym bardziej, że ta groźba potwierdziła to, że on wie, gdzie się znajdujesz. Może tu dotrzeć. Lepiej, żeby wtedy ciebie już tu nie było.

Pokiwałam głową, wiedząc, iż tak właśnie trzeba postąpić. Nie dało się inaczej. Musiałam to zrozumieć. Nie byłam przecież małym dzieckiem.

- Napisz od razu, jak dojedziesz – powiedział, kiedy znaleźliśmy się przy samochodzie. - Wierzę, że będzie dobrze. Stephan zaopiekuje się tobą. Jestem tego pewien. Ale pamiętaj, aby nie zamykać się przed nim. Inaczej nie złapiecie kontaktu i zamiast lepiej będzie tylko gorzej. Dobrze?

- Dobrze – odrzekłam i spojrzałam w jego piękne oczy.

- Trzymaj się, Ali – szepnął i pocałował mnie w czoło. 

Wtedy musiałam wsiąść do auta. I odjechać. A on machał na pożegnanie, aż znikliśmy mu z oczu.

Bolało mnie serce. Tym bardziej, że uświadomiłam sobie, jak wiele czuję do Kuby właśnie w tym momencie, kiedy nadeszło rozstanie. Dotarło do mnie, jak bardzo będę za nim tęsknić. Jak bardzo był mi potrzebny. Jak bardzo pomagała mi jego bliskość. Jak bardzo silna okazała się więź między nami. 

Nawet nie wiedziałam, jak nazwać to uczucie. Może dlatego, że go wcześniej nie znałam?

W dalszych rozmyślaniach przerwał mi młody kierowca.

- Zaraz będziemy na miejscu, a ty ani słowem się nie odezwałaś – oznajmił nieco zdenerwowany. - Niewiele brakowało, abym przysnął za kółkiem. Myślałem, że chociaż zaproponujesz zmianę muzyki.

Nie odpowiedziałam, ale poczułam, jak chłopak kilka razy odrywa wzrok od ulicy i na mnie patrzy. Nie miałam ochoty na rozmowę. 

- Możesz się nie odzywać, ale muszę ci coś powiedzieć, bo inaczej po prostu wybuchnę – kontynuował swój monolog Pilch. - Kuba jest taki cichociemny. Niezbyt dobrze okazuje uczucia. Zawsze przy wyznawaniu ich się waha. Wiem to, bo już trochę go znam, rozmawiałem z nim na różne tematy. Ale mniejsza o te wszystkie jego emocje. Chodzi mi o ciebie. Widzisz, nie żeby coś, rozumiem, że masz prawo robić to, co chcesz i nie jest ci łatwo, ale, Boże, siedzisz w samochodzie ponad osiem godzin i jedyne co potrafisz, to płakać. Zauważ, że Wolny ryzykuje poniekąd swoje życie dla ciebie. Nie wiem, co się dzieje między wami i w ogóle z tobą, ale nie jestem głupi i dostrzegłem, że chodzi o coś grubego. Chłopak stara się, jak może, a ty za nim ryczysz. Nie obraź się, ale takie zachowanie jest żałosne. Powinnaś wziąć się w garść i pomyśleć o tym, że niedługo znów się zobaczycie, bo Kuba na pewno długo bez ciebie też nie wytrzyma. Musisz myśleć pozytywnie. Inaczej całkowicie się załamiesz.

Przeanalizowałam słowa chłopaka i zmarszczyłam brwi. Oderwałam głowę od szyby i usiadłam prosto na fotelu. Ten gówniarz będzie mi mówił, co mam robić? Chyba śnił. Spojrzałam na niego przeszywającym wzrokiem.

- Czy ty chcesz mi właśnie uświadomić, że potrafię tylko się mazać? - spytałam, niemal sycząc jak wąż i kontratakując. - Nie wiesz, co przeszłam w swoim życiu i na pewno nie...

- O, spójrz, jak się pięknie złożyło – przerwał mi szczeniak i popatrzył na mnie, uśmiechając się bezczelnie. - Jesteśmy na miejscu.

__________
Ale Tomuś wygarnął naszej mazgai... A już w następnym rozdziale spotkanie Alissy ze Stephanem! Jak to będzie, jak myślicie?

A.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top