8

(Minho)

Wybicie sobie słów Jisunga z głowy było ciężkie, lecz jeszcze cięższe było nie przychodzenie na nasze spotkania.

Przestałem obserwować go w nocy z balkonu. Wykorzystywałem ten czas na sen, a w ciągu dnia po pracy chodziłem po okolicy. Jakaś część mnie trochę liczyła na to, że w końcu na niego wpadnę... Choć nie chciałem tego przed sobą przyznać.

Koniec końców nie spotkaliśmy się żadnym dziwnym przypadkiem, ani też nie zjawiłem się na placu.

Jisung zajmował moje myśli w takim procencie, iż rano wstając do pracy postanowiłem do niego pójść dzisiejszej nocy. Jakbym miał spędzić jeszcze jeden dzień bez wiedzy co u niego, chyba bym oszalał.

W sumie nie byłem nawet pewien, czy on sam wciąż tam przychodzi. Jednak, chyba niewiele mogło zmienić się przez tydzień?

‧₊˚✮彡

Narzuciłem na ramiona jedną ze swoich cieplejszych bluz i opuściłem mieszkanie. Chyba niedługo będę musiał rozpocząć poszukiwania kurtki zimowej, gdyż wychodząc na dwór wieczorny mróz powoli przestawał być przyjemny.

Zbliżając się w kierunku placu widziałem, że ktoś zajmuje już jedną z huśtawek. Nieświadomie zwolniłem tępo chodzenia i zacząłem się zastanawiać nad tym, jak powinienem się zachować. Przeprosić za zbyt ostre słowa? Za odejście? Dopytać o co mu chodziło?

Wchodząc na plac cicho zamknąłem za sobą furtkę i ruszyłem w stronę Jisunga. Nic nie wskazywało na to, żeby płakał, co mnie cieszyło.

— Hej – powiedziałem cicho, siadając na huśtawce, na co chłopak gwałtownie podniósł głowę.

— Minho... Hej – mruknął. Dostrzegłem w jego tonie coś w rodzaju zawstydzenia.

— Jak się czujesz? – zapytałem z troską, spoglądając na niego. Choć w ciemnościach nie mogłem zobaczyć za wiele, wciąż pochłaniałem każdy element jego twarzy. Boże, zdążyłem się za tym stęsknić.

— Jak gówno – zaśmiał się bezemocjonalnie. — Przepraszam za to, co powiedziałem tydzień temu. Kompletnie tak nie myślę, wiesz? Dziękuję ci, że spędzasz ze mną każdą noc – jego głos powoli zaczął się załamywać.

— Nie płacz! – powiedziałem szybko. — Nie jestem zły.

— To dlaczego cię nie było przez tyle czasu? – zapytał z żalem.

— Dałem ci czas na refleksję – zaśmiałem się cicho, na co chłopak prychnął.

— Zreflektowałem się od razu, gdy wyszedłeś – mruknął oburzony.

— No widzisz – wzruszyłem ramionami i na dłuższą chwilę zapadła komfortowa cisza. — Jestem trochę zmęczony, ale... Chcesz posiedzieć dziś trochę dłużej, niż zwykle? – zaproponowałem nieco onieśmielony.

— Oczywiście – odpowiedział od razu i chyba oboje się uśmiechnęliśmy.

Odepchnąłem się mocno od podłoża i zacząłem poruszać nogami do przodu I do tyłu, aby się rozbujać. Kątem oka widziałem, że chłopak mi się przygląda.

— Jak byłem młodszy to kochałem się huśtać – zacząłem opowiadać. — I taki śmieszny fakt, na osiedlowym placu była tylko jedna huśtawka, którą zawsze zajmowałem. Czasami rodzice dzieci robili dramę moim, że nie daję szansy do zabawy innym dzieciom – gdy skończyłem mówić Jisung śmiał się cicho.

‧₊˚✮彡

— Nigdy więcej bym tego nie powtórzył. – powiedział roześmiany Jisung. — Nie spanie przez trzy doby jest tragiczne, serio...

Na dworze powoli zaczynało robić się jasno, a co za tym szło niedługo będę musiał ogarniać się do pracy. Pierwszy raz rozmawialo mi się z chłopakiem na tyle dobrze, że kompletnie nie chciałem sobie iść. Boże, żeby ten moment trwał wiecznie. Albo chociaż, żebyśmy zawsze mieli taką ilość tematów do rozmów.

— No, domyślam się. Nie rób tak więcej – odpowiedziałem z uśmiechem i ziewnąłem po raz chyba setny. — Jeju, przez tydzień zdążyłem się odzwyczaić od nie spania przez tak długi czas.

— To znak, żebyś nigdy więcej nie przestawał – mruknął ironicznie, a ja przewróciłem oczami.

Przez kilka godzin ciągłego rozmawiania, zdążyłem poznać jakąś część Jisunga i przy okazji dać mu też trochę siebie. Dostrzegłem jego zabawną i wesołą stronę. Kiedy był w dobrym humorze, był całkiem pyskaty i dużo mi dokuczał. Pokochałem widzieć go w szczęśliwym stanie. Miał najpiękniejszy uśmiech świata.

— Hm... Nie możesz dziś odpuścić sobie pracy? – zapytał głupkowato, a ja pokręciłem głową z rozbawieniem.

— A jak myślisz? – spojrzałem na niego z  uniesioną brwią.

— No ja myślę, że tak – wzruszył ramionami i uważnie wypatrywał mojej reakcji.

— Jak mi będziesz opłacał co miesiąc mieszkanie i jedzenie na rzecz jednego spotkania, to okej – prychnąłem, a Jisung popatrzył na mnie z niezrozumiałą miną. — No co?

— Mieszkasz sam? – dopytał zaciekawiony.

— Tak. A ty nie? – uśmiech chłopaka na chwilę zniknął. Może i zainteresowałaby mnie ta reakcja, gdybym nie był tak zmęczony, a mój mózg jakkolwiek by funkcjonował.

— Nie. Wprowadzę się do ciebie, dobra? – zasugerował glupkowato, a ja pokiwałem głową.

— No jasne, zapraszam cię – gdy Jisung otwierał buzię, aby coś powiedzieć, z mojego telefonu wybrzmiał głośny dźwięk irytującego alarmu, na który obaj się skrzywilismy.

— Pora się zbierać – westchnąłem i niechętnie zacząłem się podnosić z huśtawki. Chłopak jęknął niezadowolony, lecz koniec końców uczynił to samo.

— Pa, głupku. Powodzenia w szkole – powiedziałem, otwierając dla niego furtkę od placu.

— Do zobaczenia wieczorem – pomachał mi radośnie, po czym oboje udaliśmy się do swoich bloków z uśmiechami na twarzach.

Rety, tą noc zapamiętam na zawsze.

‧₊˚✮彡
(Jisung)

Ludzie mawiają, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Dlaczego więc w tym przypadku po długo wyczekiwanym słońcu na nowo rozpętała się burza?

Naprawdę miałem nadzieję, że po ostatniej nocy jakkolwiek ruszyliśmy do przodu i może znów uda nam się pogadać tak, jak robią to przyjaciele. Może wspólne szczęście nie było nam wskazane, gdyż w środku nocy ponownie siedziałem wraz z Minho na huśtawce. I ponownie musiał słuchać mojego żałosnego płaczu...

— Chciałbym ci pomóc – mruknął cicho. Probówałem się skupić na jego słowach, choć słyszałem go bardzo niewyraźnie. — Ale... Musiałbyś mi powiedzieć, co się dzieję.

— Nie ma szans – wydukałem między szlochami.

— Dlaczego?

— Bo... Bo i tak nie zrozumiesz – powiedziałem z wyrzutem i cicho westchnąłem.

— Może jednak zrozumiem. Na pewno będę się starał – zacząłem się intensywnie zastanawiać. Miałem mnóstwo scenariuszy jak Minho mógłby zareagować i przez każdy robiło mi się slabo.

— A co jeśli nie? Może stwierdzisz, że to żałosne i nigdy więcej cię nie zobaczę... Chyba bym tego nie przetrwał.

— Nie zostawię cię, Jisung.

— Powiem ci... Ale nie teraz. Nie dziś. Może być jutro? – pociągnąłem icho nosem. — Ułożę sobie co chce powiedzieć...

— W porządku – podniosłem głowę, a Minho gdzieś w ciemnościach posłał mi uroczy uśmiech. — Jest coś, co mogłoby ci poprawić humor?

Zamilkłem na dłuższą chwilę, a chłopak ierpliwie czekałem.

Nagle podniósłem się z huśtawki i położyłem się na piasku. Miałem nadzieję, że tak samo jak ja miał w głowie jedną z naszych lepszych nocy, gdy również leżeliśmy na ziemi i oglądaliśmy gwiazdy, raz na jakiś czas o czymś rozmawiając.

Minho nie zwlekajac, położył się obok mnie... Nieco bliżej, niż poprzednim razem. Na chwilę zatrzymałem oddech spięty, lecz po chwili dotarło do mnie, że czując bliskość chłopaka nie czuję się tak źle, jak przy innych. Czułem się naprawdę bezpiecznie.

— Mam ochotę pooglądać gwiazdy... – mruknąłem cicho.

— A więc oglądajmy.

Gdy Minho wzniósł wzrok do nieba, ja przechyliłem głowę w bok i wpatrywalem się w jego profil. To on był jedyną gwiazdą, która w tamtym momencie mnie interesowała. Był dla mnie jak Gwiazda Polarna. Świecił mocniej od reszty i wskazał mi prawidłowa drogę, gdy na chwilę się zgubiłem.

Niepewnie poruszyłem dłonią, zachaczając o jego mały palec. Zmarszczył brwi zaskoczony i poza tym nie zrobił nic więcej. Nawet na mnie nie spojrzał, co akurat było dla mnie najlepszą opcją. Gdybyśmy złapali kontakt wzrokowy, w życiu bym się nie odważył na nic więcej.

Westchnąłem cicho i pewniejszymm ruchem jeszcze bardziej przybliżyłem rękę do jego. Założyłem nasze dłonie do siebie i delikatnie splotłem ze sobą palce. Moja ręka w porównaniu do niego zdawała się być naprawdę małą, lecz idealnie pasowała do jego. Zupełnie tak, jakby były dla siebie stworzone.

Mimo, iż na dworze było cholernie zimno, jego dłoń była przyjemnie ciepła.

— Miałeś patrzeć na gwiazdy, nie na mnie – powiedział niepewnie, przerywając okropnie głośna ciszę. Zdawał się być onieśmielony.

— Jesteś tutaj jedyną gwiazdą – oboje się uśmiechnęliśmy.

— Zamknij się. To żenujące, wiesz?! – zakrył drugą ręką swoją twarz, a ja zacząłem się śmiać.

— Ale prawdziwe – wzruszyłem ramionami i w końcu również wzniosłem wzrok do nieba.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top