20

Całe moje zdenerwowanie momentalnie poszło w niepamięć, gdy po trzydziestu minutach czekania Jisung w końcu przekroczył próg sklepu. Początkowo mnie nie widział. Rozglądał się po pomieszczeniu zainteresowany, a ja starałem się wyciągnąć jak najwięcej z jego reakcji. Choć właściwie nie ja odpowiadałem za wystrój tego miejsca, wciąż miałem nadzieję, że mu się spodoba.

Wyszedłem spomiędzy regałów i szybko podszedłem do chłopaka. Dopiero teraz uderzyło we mnie to, jak bardzo się za nim stęskniłem, choć minęło zaledwie kilka dni. Noce, których nie spędzałem na placu były dziwnie puste, a dni, w których porozumiewaliśmy się tylko poprzez pisanie nużące.

— Minho! – krzyknął szczęśliwy, zwracając na siebie uwagę kilku osób, ale jakoś żadnego z nas to nie obchodziło.

Jisung momentalnie przywarł do mnie swoim ciałem, obejmując mnie tak mocno, jakbym zaraz miał mu uciec już na zawsze. Świadomość, iż cieszył się tak bardzo na mój widok była jednym z najmilszych uczuć na świecie. Położyłem ręce na jego plecach, aby przyciągnąć go jeszcze bliżej i położyłem swoją głowę na ramieniu chłopaka.

— Boże, nie widzieliśmy się jakieś... Piętnaście lat – powiedział niezadowolony, gdy po kilku minutach niechętnie się od siebie odsunęliśmy. W końcu, wciąż staliśmy na wejściu do sklepu, a mój szef był gdzieś w lokalu.

— Minęły ze cztery dni, ale masz rację – zaśmiałem się. — Masz trochę czasu?

— Niekoniecznie – westchnął cicho. Niedługo muszę wracać do nauki.

— Hm... Czy godzina to za dużo? Kończę wtedy pracę i moglibyśmy razem wrócić do domów... – spojrzałem na niego z nadzieją.

— W porządku – powiedział uśmiechnięty.

Skierowaliśmy się w stronę tylnich regałów, przy których jedynie udawałem, że robię coś pożytecznego. W rzeczywistości byłem pochłonięty rozmową z Jisungiem, któremu buzia się nie zamykała. Zafascynowany jego obecnością pochłaniałem każde kolejne słowo, choć momentami paplał kompletnie niezrozumiale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Liczył się jedynie fakt, iż w końcu mogę usłyszeć swój ulubiony głos na żywo.

— Chyba Ci się nudzi w tej pracy. Mało roboty tu macie... – powiedział Jisung, uśmiechając się głupio. Zszokowany uniosłem brwi do góry i obserwowałem, jak strąca kilka książek z półki. — Ups – parsknął śmiechem.

Pokręciłem zirytowany głową, po czym natychmiastowo schyliłem się, aby pozbierać je pozbierać. Niestety, mój szef zainteresowany nagłym hałasem od razu musiał go zweryfikować. Choć kochałem Jisunga całym sercem, naprawdę miałem ochotę go zamordować.

— Co tu się dzieję? Nie umiesz się zająć klientem, Minho? Kto by zapłacił za te książki, gdyby się zniszczyły? Z pewnością nie sklep – ze znudzeniem wysłuchiwałem reprymendy wkurzonego szefa.

Szatyna niesamowicie bawiła ta sytuacja, gdyż z ręką przystawioną do ust szybko opuscil alejkę i odszedł do równie roześmianego Felixa. Świetnie.

— Szef wybaczy, jestem dziś nieco zmęczony – przeprosiłem z udawaną skrucha, ledwo powstrzymując się od wywrócenia oczami.

— A czym ty możesz być zmęczony? Z resztą, nieważne. Nie interesuje mnie to. Zajmij się w końcu pracą – burknął, po czym w końcu odszedł, a ja szybko podbiegłem do chłopakowi.

— Czy tobie życie jest niemiłe?! – syknąłem sfrustrowany, jednak widząc rozbawioną twarz Jisunga cała irytacja momentalnie ze mnie wyleciała. Nie mógłbym się złościć na chłopaka, gdy wyglądał na tak szczęśliwego. I zapewne to jedyna dobra rzecz, która się przytrafiła szatynowi na przestrzeni ostatnich dni.

‧₊˚✮彡

Gdy czas mojej pracy w końcu dobiegł do końca, na dworze zaczynało się ściemniać i było dość zimno. Przez ostatnią godzinę nie zrobiłem właściwie nic pożytecznego, uzyskując tym następne dwa monologi od szefa na temat mojej bezużyteczności. W pewnym momencie obecność Jisunga zaczęła mu bardzo wadzić, dlatego musiał wyżyć się na mnie.

Odprowadzając Jisunga do domu szliśmy jak najwolniej, aby spędzić ze sobą te nic znaczące kilka minut więcej. Nawet, jeśli oboje milczeliśmy, a chłopak zdawał się myślami być w zupełnie innym miejscu, jego obecność mi po prostu wystarczała. Z cierpliwością czekałem, aż się odezwie.

— Mój tata szybciej wrócił z wyjazdu – przyznał w końcu ściszonym głosem, na co gwałtownie obróciłem głowę, by na niego spojrzeć.

— Kiedy? – zapytałem ostrożnie.

— Wczoraj w nocy. Od razu po powrocie wszedł do mojego pokoju i wypytywał mnie o moje samopoczucie i o to jak było przez te kilka dni jego nieobecności. Wkurza mnie to, jak zawsze próbuje stworzyć między nami jakąś rozmowę, wiesz? Jeszcze rok temu praktycznie w ogóle ze sobą nie rozmawialiśmy...  – wyrzucił wszystko z siebie. Jego głos był poirytowany.

Bardzo chciałem go zrozumieć, ale w ogóle nie wiedziałem jak działa głowa osoby, która nigdy nie miała najbliższej relacji z rodzicami. Zawsze myślałem, że właśnie tego chcą. Uzyskać ich atencję w jakikolwiek sposób.

— Nie lubisz z nim rozmawiać? – zadając następnie pytanie z jakiegoś powodu czułem się, jakbym igrał z ogniem. Nie miałem pojęcia w jaki sposób podejść do tematu, ani co konkretnie chciałby usłyszeć Jisung. Wszystkie słowa, które przychodziły mi na myśl były płytkie.

— Myślałem, że ta kwestia jest już oczywista.

— Ah... No tak – odparłem, czując się nieco zawstydzony.

— I wiesz, zrobiłem coś strasznie głupiego – wyznał, zatrzymując się. Dotarliśmy pod blok Jisunga, co oznaczało, że musieliśmy się powoli rozejść. Czułem duży niedosyt jego obecności. — Ponoć wziął sobie wolne na kilka dni. Dziś rano wyglądał, jakby naprawdę obchodziło go moje samopoczucie przed szkołą. Nie miał w głosie tej takiej monotonii.

— To chyba dobrze?

— No właśnie nie. Znaczy tak, ale tylko gdyby moje okropne słowa tego nie spowodowały.

— Co takiego się stało?

— Nie mam na tyle czasu, żeby Ci dziś opowiadać. Ale we wtorek mam ostatni sprawdzian, więc możemy się spotkać – na jego twarz wpłynął zadowolony uśmiech, przez co również się uśmiechnąłem.

— Pewnie.

— A i to koniec nocnych spotkań na placu – spojrzałem na niego zaskoczony, lecz nie zadawałem więcej pytań. Doszedłem do wniosku, że ma to powiązanie z jego wczorajszymi słowami w stronę ojca... Czymkolwiek one były.

Z jednej strony cieszyłem się, bo w końcu będzie mógł wysypiać się do szkoly jak normalny nastolatek. Jednak z drugiej... Nasze nocne spotkania miały swój nietypowy vibe. Gdy Jisung nie był przygnębiony rzeczywistością, a do tego oboje mieliśmy dobre nastroje, atmosfera robiła się zabawna. Jednak wciąż możemy spędzać ze sobą noce. Tyle że... W milszej formie.

— Będę tęsknił. Ta godzina minęła za szybko – wyznałem zawstydzony. Do moich uszu dotarł uroczy chichot.

— Racja... – mruknął cicho, po czym przyciągnął mnie do delikatnego uścisku. Moje ręce automatycznie powędrowały na jego plecy, a głowa na ramię. Chciałem wyciągnąć z naszego przytulasa jak najwięcej, jak tylko było to możliwe. Wytrzymałem bez tego zdecydowanie za długo.

To, co Jisung zrobił następnie było ogromnie niespodziewane.  Ostrożnie uniósł moją głowę, aby następnie złożyć delikatny pocałunek na moich ustach. Nie trwał on długo i w zasadzie nie miałem za dużo czasu na reakcję, lecz z pewnością czułem się magicznie. Szatyn z każdym swoim ruchem był bardzo łagodny oraz czuły. Każdy ruch szatyna był łagodny a wszystkie muśnięcia czułe.

— Uhm... To do wtorku – wymamrotał zawstydzony, gdy w końcu się od siebie odsunęliśmy i szybko wbiegł do swojego bloku.

— Pa – powiedziałem z uśmiechem, przez chwile obserwując jak chaotycznie wbiega po schodach na górę

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top