17
(Minho)
— Cholera, chyba nie dam rady – mruknął Jisung, po raz kolejny wstając z kanapy. Westchnąłem cicho i złapałem jego ramiona, aby następnie pociągnąć go na kanapę. Nie potrafiąc usiedzieć w jednym miejscu, od razu zaczął nerwowo poruszać nogą.
— Hej, spokojnie – przysunąłem się bliżej niego, ostrożnie kładąc rękę na jego kolanie. Gwałtownie wciągnął powietrze, co zdecydowanie mnie zaskoczyło, lecz wolałem nic nie mówić. — Będzie dobrze, przecież jestem tu z tobą.
Dzisiejszego dnia Jisung miał zamiar porozmawiać z ojcem o tym, jak ich dziwna sytuacja zaczyna go wykańczać. Chłopak ze stresu tracił głowę. Sam trochę się obawiałem, jednak nie chciałem go w żaden sposób nakręcać. Poklepałem delikatnie jego kolano i slabo się uśmiechnąłem.
— Co jak się wkurzy? – powiedział zmartwiony. — Nie, o czym ja w ogóle mówię. Jego ciężko wkurzyć... Ale co jeśli akurat mi się uda!?
— Sungie, zamiast myśleć o negatywach wyobraź sobie, że rozmowa potoczyła się dobrze, a on zrozumiał twoje uczucia.
— Jak ty mnie nazwałeś? – zapytał rozbawiony, zakrywając ręką swój uśmiech.
— Przepraszam – wydukałem szybko.
— Nie przepraszaj! Nawet uroczo to brzmiało – zapewnił całkowicie poważnie, lecz po chwili oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem. Ta sytuacja była trochę żenująca, ale przynajmniej udało mu się chociaż na chwilę zapomnieć o nadchodzącej rozmowie.
Było chwilę po szesnastej, a ojciec Jisunga miał wrócić z pracy dopiero koło dwudziestej drugiej. Mieliśmy za dużo czasu na kwestionowanie tej decyzji, czy tego co chłopak powie.
W pokoju na chwilę zapadła cisza. Szatyn zdawał się być głęboko pogrążony w myślach. Nie wiedziałem, co chodzi mu po głowie, lecz bardzo chciałem, aby nie myślał o niczym. Nie mogłem znieść widoku tak zestresowanego chłopaka.
Wpadłem na pomysł umilenia czasu Jisungowi. Nie byłem pewien jak generalnie czuje się na codzień, dlatego zależało mi na sprawieniu, aby był szczęśliwy chociaż te sześć godzin.
— Chyba wpadłem na pewien pomysł. Lubisz dostawać prezenty? – zapytałem podekscytowany, wyrywając szatyna z zamyślenia.
— Uwielbiam. A co? – spojrzał na mnie zaciekawiony. Chciałem utrzymać kontakt wzrokowy jak najdłużej. Patrzenie w czekoladowe oczy chłopaka, które były najpiękniejszymi, jakie w życiu widziałem sprawiało, iż zakochuje się w nim coraz bardziej z każdą sekundą. Nienawidziłem tego, jak szybko odwraca wzrok.
— Pomyślałem, że skoro mamy tyle czasu, moglibyśmy go fajnie wykorzystać. Dlatego co ty na to, abym kupił ci coś fajnego w galerii? Cokolwiek zechcesz – przedstawiłem swój pomysł Jisungowi, a on ponownie na mnie spojrzał, tym razem z lekkim zaskoczeniem.
— Naprawdę? Nie byłby to dla ciebie problem, Minho? – zapytał niepewnie, a ja pokręciłem głową. — Tyle, że ja nie wiem co mógłbym chcieć. Mam chyba wszystko...
— Hm... Może znajdziemy coś, co będzie kojarzyło Ci się ze mną – zasugerowałem ostrożnie. Nie do końca wiedziałem, czy chciałby mieć cokolwiek związanego ze mną. W końcu, nie każdy jest tak sentymentalny jak ja.
— O mój Boże, tak! – powiedział podekscytowany i szybko podniósł się z kanapy. Odetchnąłem z ulgą, iż nie uznał mojego pomysłu za żałosny.
‧₊˚✮彡
Gdy dotarliśmy do galerii, Jisung przez jakiś czas nie chciał wchodzić do żadnego sklepu. Po prostu oglądał rzeczy przez witryny i narzekał, że nie potrafi znaleźć nic fajnego.
— Może weszlibyśmy do jakiegoś sklepu? W ten sposób masz raczej małe szanse na odnalezienie czegokolwiek konkretnego – zasugerowałem lekko znudzony.
Nie spotykając się z żadną odpowiedzią westchnąłem cicho, gdy nagle Jisung głośno nabrał powietrza. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem.
— Co ci?
— Mam pomysł! Co ty na to, abyśmy kupili matching pierścionki? Błagammm!
Uśmiechnąłem się delikatnie. W życiu nie odmówiłbym Jisungowi, który patrzył na mnie z tak cholernie uroczą ekscytacja w oczach. Ten widok miał potencjał na bycie jednym z moich ulubionych.
— A znajdziemy tu takie?
— Na pewno, poszukajmy! – Jisung podskoczył w miejscu, po czym złapał moją dłoń i zaczął ciągnąć mnie za sobą w stronę sklepu z biżuterią.
— Lubisz w ogóle pierścionki? Jak nie, moglibyśmy poszukać bransoletek, lub naszyjników – powiedział niepewnie, gdy przekroczyliśmy próg sklepu.
— Pierścionki są w porządku – zapewniłem.
Jisung natychmiast podszedł do lady z różnymi srebrnymi sygnetami, ignorując pytanie ekspedientki, czy mogłaby w czymś pomóc. Zaśmiałem się pod nosem, na ten moment grzecznie odmawiając.
— Widzisz coś fajnego? – zapytałem, kładąc rękę na jego plecach.
— Chyba tak...
Szatyn ostrożnie wskazał na dwa srebrne pierścionki. Były proste, co odpowiadało nam obu. Ich jedynym elementem była linia ciągnącą się wzdłuż obrączki oraz mały znak równowagi w wewnętrznej stronie.
— Urocze – mruknąłem cicho.
Poprosiliśmy kasjerkę o podanie nam biżuterii. Z uśmiechem zapakowała całość w urocze pudełeczka. Powiedziała nam, że linia biegnącą wzdłuż oznacza więź łączącą dwie osoby, a po zapłaceniu życzyła nam powodzenia w przyszłości.
Do mojej głowy wpadła myśl, czy gdyby Jisung poznał znaczenie pierścionków wcześniej, nadal zdecydowałby się je wziąć? Próbując się nad tym nie zastanawiać, od razu otworzyłem swoje pudełko.
— Poczekaj! Nie zakładaj jeszcze – krzyknął szatyn, chcąc mnie zatrzymać. Spojrzałem na niego niezrozumiale i obserwowałem, jak wyjmuje pierścień, a następnie zakłada go na mój serdeczny palec.
Rozumiejąc, co ma na myśli, wyciągnąłem następne opakowanie i uczyniłem to samo, uśmiechając się głupio pod nosem.
— Spójrz, teraz jesteśmy zaręczeni – słysząc słowa Jisunga, otworzyłem buzię w zaskoczeniu. Chłopak widząc moją reakcję, zaczął głośno się śmiać, zwracając przy tym uwagę kilku przechodzących obok nas osób.
— Uważaj co mówisz – powiedziałem również rozbawiony.
‧₊˚✮彡
Gdy dotarliśmy do domu Jisunga po kilku godzinach chodzenia od sklepu do sklepu, oboje byliśmy wykończeni. Żaden z nas nie miał zbytnio ochoty na poważną rozmowę z jego ojcem, na którą żołądek sam wykręcał się z nerwów. Jednak musieliśmy odbyć ją jak najszybciej.
Przechodząc przez próg okazało się, że jego rodziciel jest już w domu. Wyglądał kompletnie inaczej, niż go sobie wyobrażałem. Wyglądał na całkiem zadbanego. Pierwsza w oczy rzuciła mi się jego sylwetka. Był wysoki i raczej szczupły. Miał na sobie zwykła biała koszulkę i czarne jeansy. Następnie odważyłem się spojrzeć na jego twarz, lecz nie na długo. Zapamiętałem jedynie, że miał włosy zaczesane do tyłu, staranie ogoloną twarz i... Oczy identyczne do oczu Jisunga. Tak samo wielkie i ciemne, w jakiś sposób smutne i zmęczone.
W pokoju zapadła dziwnie głośna cisza, a ja poczułem się niezręcznie.
Obok mężczyzny znajdowała się duża walizka, a w salonie było kilka rozwalonych papierów i kosmetyków.
— Cześć – odezwał się jako pierwszy.
— Hej... To mój kolega, Minho. Minho, to mój... Tata – powiedział niezręcznie Jisung, a ja delikatnie ukloniłem się starszemu. — Chcielibyśmy z tobą o czymś pogadać...
— Wybacz, Jisung, nie mam teraz zbytnio czasu na rozmowę. Za godzinę wyjeżdżam w delegację – mruknął monotonnym głosem i wrzucił coś do walizki. Starałem się znaleźć w nim odrobinę skruchy, lecz nie byłem w stanie, co mnie zirytowało.
— Ah... Jasne... A za ile wrócisz? To trochę ważne...
— Nie wiem. Prawdopodobnie za tydzień, o ile nic się nie przedłuży.
— O-okej.
Chłopak spuścił głowę, a ja w jego oczach dostrzegłem łzy. Spojrzałem z obrzydzeniem na mężczyznę, który stał odwrócony od nas plecami. Jisung niepewnie złapał moją dłoń i pociągnął mnie na górę do swojego pokoju.
— Kurwa, nie ma opcji, że kiedykolwiek ponownie znajdę odwagę. Tyle nerwów mnie to kosztowało! – krzyknął Jisung, wybuchając głośnym płaczem i wskoczył do łóżka.
— Znajdziesz. Oboje znajdziemy, Sungie – zapewniłem go spokojnym głosem, choć sam w środku gotowałem się z nerwów.
Powoli usiadłem obok niego i ostrożnie położyłem rękę na jego plecach, delikatnie je masując. Na mój gest chłopak mocno zaszlochał, a moje serce pękło, jak za każdym razem, gdy znajdował się w takim stanie.
"Tak bardzo chciałbym przejąć cały twój ból na siebie."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top