9. Łowcy niewolników...
Nim tylko usłyszałam krzyki, już za chwilę, razem z Edmundem, Łucją, Eustachym, Kaspianem oraz słodką myszką Ryczypiskiem płynęłam łódką do brzegu nieznanej mi wyspy.
Jako jedna z osób, która była tak zwanym piątym kołem u wozu, siedziałam cicho na końcu szalupy. Wszyscy rozmawiali między sobą, nawet Eustachy wdał się w dialog z wesołą Łucją, a ja zaś wlepiałam swój wzrok w turkusowy bezkres oceanu, podziwiając promienie słoneczne odbijające się od tafli wody. W międzyczasie walczyłam z rozwiewanymi włosami, którym jakimś cudem udało się wydostać z ciasno związanej kitki. Potarłam ślepie, kiedy następny włos wleciał mi do oka. Próbując zignorować owy fakt, włożyłam swoją bladą rękę do morza, nachylając się w stronę krawędzi łódki. Woda była taka ciepła, że przez głowę przeszła mi myśl, że miło by było się w niej wykąpać. Nie mogłam jednak napawać się tak beztroską myślą, bo z mojego zadumania wyrwał mnie słodki głos Ryczypiska.
- Mógłbym spytać cię, droga Emmo, o jedną rzecz. - jego słodkie ślepia wpatrywały się we mnie, że za żadne skarby nie mogłam mu odmówić.
- Jasne. - odparłam, uśmiechając się w stronę myszki.
- Pochodzisz z tej samej krainy co król Edmund i królowa Łucja, prawda?
- Jeśli chodzi ci o szary Londyn i zapchloną Anglię, którą muszę oglądać za każdym razem, kiedy się obudzę, to tak, to ta sama kraina. - powiedziałam smętnie na myśl o czarno - białym mieście pełnym ludzi za każdym razem gdzieś się spieszących. O szarych garniturach i twarzach bez jakiegokolwiek wyrazu, o teczkach, w których nosili niespełnione marzenia.
Edmund ( 3 osoba )
Edmund nie pałał do Emmy wielką sympatią. Mogło być to spowodowane niemiłym spotkaniem w ogrodzie ...... Chłopak dobrze pamiętał te wszystkie słowa skierowane przez niego w jej stronę 'Jesteś tak samo głupia jak inne dziewczyny, niczym się od nich nie różnisz.', 'Jesteś zgorzkniałą bufonką, która myśli, że jak ma kasę, można jej wszystko. Rozpieszczona i zadufana w sobie. Te słowa idealnie cię opisują...' Zrobiło mu się trochę głupio, jednak szybko odtrącił ową myśl. Spojrzał na dziewczynę, która rozpuściła swoje długie, niemal białe włosy. Tak jak wcześniej było wspomniane, Edmund nie pałał do niej wielką sympatią, ale nie mógł zaprzeczyć, była ładna. Dobra Edek, po prostu przyznaj, jest piękna... ale jednak jest wredna... Nie zapominaj o tym - przeszło przez myśl chłopaka, który wpatrywał się uparcie w widocznie zamyśloną dziewczynę.
Niedługo po tym jak dotarli do upragnionego brzegu, Edmund wraz z Kaspianem pomogli wyjść z łodzi Łucji oraz Emmie, która cicho podziękowała za pomoc. Eustachy jednak nie przyjął pomocnej ręki swoich towarzyszy i sam spróbował wydostać się z niestabilnej szalupy . Oczywiście niezdarność chłopaka przewyższała jego umiejętności i już po chwili spotkał się on z kamiennym podłożem, przeklinając się w duchu.
Wszyscy na raz wybuchnęli cichym śmiechem, a biedny Eustachy wstał z brudnej ziemi, próbując strzepać niewidzialny kurz ze swoich ubrań.
- Przestańcie się śmiać! - krzyknął zły blondyn, będąc już kompletnie czerwony na twarzy. Wszyscy umilkli, ale sama Emma próbowała powstrzymać się od chichotu, który tak bardzo pragnął wydostać się z ust dziewczyny.
- Nie wierzę, że jesteśmy kuzynostwem. - odparł załamany Edmund, odwróciwszy się w stronę wejścia do miasta.
- Gdzie się wszyscy podziali? - zapytała zaniepokojona Łucja. Obróciła się wokół własnej osi, próbując dostrzec jakaś żywą duszę, jednak jej bystre oczy nie dostrzegły nikogo ani niczego, co zwróciłoby uwagę kogokolwiek z zebranych.
( Perspektywa Emmy)
Chodziliśmy już dosyć długo po owym mieście nie napotykając żadnego z mieszkańców. Każdy z nas rozglądał się wokół siebie. Całe miasteczko skąpane było w nienaturalnej ciszy, przez co przez moje ciało co chwilę przechodziły zimne dreszcze, dodające obaw i strachu. Miałam wrażenie, jakbym cofnęła się w czasie o jakieś kilkaset lat - nie było tu żadnych samochodów, wieżowców, bloków, jakby czas ominął ową krainę.
Dziwne było to, iż każde okna i drzwi w domostwach były pozabijane deskami, jakby mieszkańcy po prostu opuścili swoje miejsce zamieszkania, albo chronili się przed czymś straszliwm. Tylko przed czym mieliby się chować? Odkąd tu przybyłam nie zauważyłam żadnego zagrożenia, którego mieliby obawiać się mieszkańcy danej osady. Choć z drugiej strony jak miałam to wydedukować, skoro nie ma tu nikogo i niczego, by dosnuć daną tezę?
Z krainy moich myśli wyrwał mnie Eustachy, który podbiegł do nas, przedtem będąc cały czas w tyle. Zdyszany chłopak popatrzył na nas ze strachem w oczach, próbując go zamaskować, co nie za bardzo mu się udawało.
- Nic tu nie ma. Możemy już wracać na statek? - zapytał drżącym głosem drapiąc się po głowie i patrząc na nas błagalnym wzrokiem.
- Nie, nie możemy. - Łucja odwróciła się w stronę chłopaka, posyłając mu zdenerwowane spojrzenie. - Nie mów, że złapałeś cykora. - zaśmiała się brunetka.
- Ccco...? - blondwłosy podrapał się po głowie, jąkając się niemiłosiernie. - Oo...oczyw...wiście, że nn...ie.
- Jasne. - rzekł rozbawiony Edmund, który szedł przodem wraz z Kaspianem, zatrzymując się przed wielkim budynkiem z dużymi, metalowymi wrotami.
- Wchodzimy. - oznajmił Kaspian, wyciągając miecz z pochwy.
- Aa..ale, że do tego budynku? - zapytał Eustachy, wskazując drżącym palcem na metalowe wrota, przez które mieliśmy zaraz przejść.
- Tak, właśnie do tego budynku. Jak chcesz, możesz osłaniać tyły. - zaproponował Edmund, patrząc na chłopca. Twarz Eustachego rozjaśniła się na sekundę, po czym odparł:
- Ooo. Wreszcie myślisz racjonalnie kuzynie.
Zaśmiałam się z niezdarności i bojaźni chłopca, który na pierwszy rzut oka nie wyglądał na odważnego. Mały, chudy i strasznie zarozumiały jak na swój wiek. Zastanawiałam się czy Eustachy posiada jakiegokolwiek przyjaciela prócz swojego odbicia w lustrze. Kaspian wyglądał jakby miał zaraz - albo wybuchnąć głośnym śmiechem, albo zadusić blondyna własnymi rękoma - Utrzymując swoją "królewską postawę" podszedł do nastolatka, wręczając mu dość duży sztylet. Eustachy podziękował i nieporadnie ujął jego rękojeść, niemal nie wypuszczając broni z ręki.
- A ty? - Kaspian spojrzał na mnie. - Zostajesz, czy idziesz?
Nie będę owijać w bawełnę, trochę się bałam patrząc na całkiem opustoszałe miasto, które mroziło krew w żyłach. Z drugiej strony nie chciałam zostać z wiecznie marudzącym Eustachym, który wyglądał, jakby miał zaraz popuścić w spodnie.
- Idę. - powiedziałam, na co brązowooki uśmiechnął się szeroko.
Metalowe wrota zaskżypiały głośno, kiedy Edmund wraz z królem popchnęli wielkie, przestarzałe drzwi. W środku tajemniczego budynku było zadziwiająco ciemno przez brak jakichkolwiek okiennic. Edmund, na moje wielkie zdziwienie, wyjął ze swojej poręcznej torby dużą latarkę, po czym zapalił ją, oświetlając większość wnętrza budynku. Uniosłam zdziwiona brwi, bo skąd on ją wytrzasnął w tej prawie że średniowiecznej krainie? - pytałam się w duchu, jednak nie miałam czasu by się nad tym dłużej zastanawiać. Kiedy wreszcie mogłam dojrzeć cokolwiek, przez światło rzucane przez latarkę Edmunda, moje oczy skierowały się na wielkie klatki, zwisające ze strzelistego, kamiennego sklepienia oraz na staro wyglądające, żelazne dzwony.
- Ej, chodźcie to zobaczyć! - zawołał Edmund. Wszyscy podeszliśmy do chłopaka, który wpatrywał się w jakąś podniszczoną książkę, umieszczoną na niewielkim wzniesieniu. Na stronnicach księgi widniały napisane koślawym pismem nieznane mi miona i nazwiska, a co niektóre z nich były przekreślone. Najbardziej zdziwiły mnie liczby przy niektórych z nich.
- Ciekawe, co to za ludzie. - odparła Łucja, przewracając kartki - jedna po drugiej.
- I dlaczego niektórzy są przekreśleni? - Edmund przejechał po szorstkiej powierzchni księgi, zastanawiając się, co one oznaczały.
- Może chodziło o jakieś podatki? - odezwałam się, czytając coraz to dziwniejsze nazwiska.
Kaspian poruszył się niespokojnie patrząc po naszych zdziwionych twarzach. Jego źrenice rozszerzyły się niespodziewanie, a oddech stał się nierównomierny, jakby się czegoś wystraszył.
- To łowcy niewolników. - wymknęło się z ust mężczyzny.
Nim zdołaliśmy wykonać jakikolwiek ruch, dzwony zaczęły wydawać niemiłosierny hałas, przez co musiałam zatkać uszy. Wszystko działo się zbyt szybko. Wysokie sylwetki zeskoczyły z sufitu, trzymając szable w rękach. Jak już wcześniej wspomniałam, nie byłam mistrzynią w użytkowaniu broni białej, ale starałam się jak mogłam. Wyjęłam miecz z pochwy i odepchnęłam cios jednego z atakujących mnie mężczyzn. I tak w kółko. Muszę się przyznać, że oberwałam kilka razy i to boleśnie - raz w żebra, a raz w piszczel. Kiedy miałam uderzyć swojego przeciwnika, usłyszałam jakby dziewczęcy pisk, jednak ja już wiedziałam do kogo on należy. Eustachy.
- Odpuście broń, bo chyba nie chcecie by ta brzydka dziewczynka znów zaczęła krzyczeć. - odparł mężczyzna, trzymając Eustachego w swoich obślizgłych mackach. Sztylet, który Kaspian podarował chłopakowi, teraz dotykał szyji biednego, przerażonego nastolatka, który jakby zastygł ze strachu w ramionach swojego oprawcy. Wszyscy na raz opuścili broń, która z brzękiem opadła na kamienną posadzkę.
- Dziewczynka?! Ja?! - krzyknął zbulwersowany Eustachy.
- Skuć ich. - rozkazał mężczyzna. Do każdego z nas podeszła para srogich facetów, którzy wepchnęli nam na nadgarstki metalowe kajdany.
- Jak ja cię nienawidzę, Eustachy. - żęchnął Edmund, próbując wyrwać się z dyb.
- Jak śmiesz!! JA JESTEM TWOIM KRÓLEM!! - krzyczał Kaspian szarpiąc się na wszystkie strony.
- Chłopaków do lochów, a dziewczyny na targ. - nieznajomy oprawca odepchnął Eustachego do innego mężczyzny, który wyszedł z nim w nieznaną mi stronę.
- Nie! Zostawcie mnie! - krzyknęłam przerażona, jednak mężczyzna trzymający mnie, zacisnął swój żelazny uścisk jeszcze bardziej, niż wcześniej. Nie! To się nie dzieje! Nie. Nie. Nie.
- Z taką ładną buźką dostaniemy za ciebie naprawdę sporą sumkę. - odparł przywódca, biorąc w dłonie moją twarz, oglądając ją z każdej strony.
- Trzymaj ręce przy sobie! - warknął Edmund.
- Czyż trafiła nam się zakochana para? - zaśmiał się, patrząc raz to na mnie, raz na Edmunda. - Zaprowadź je na targ.
- Zapłacisz za to. - Kaspian splunął w twarz mężczyzny, który tylko zaśmiał się gorzko patrząc, jak jego podwładni wyprowadzają króla z budynku.
- Mylisz się. To ktoś zapłaci nam za waszą wolność.
1504 słowa. Długa, bardzo, bardzo długa przerwa. Przepraszam za taki długi okres wyczekiwania i że ten rozdział jest taki trochę nieciekawy.
Następny rozdział postaram się opublikować za około tydzień.
Trzymajcie się!
Pozdrawiam
Fabularna222
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top