11. Nauka...

Każdy, kto dotrwał do tej chwili, czytając o moich niezwykłych przygodach, zgodzi się, że jestem jednak osobą o pesymistycznym spojrzeniu na świat. Taki mam charakter, taka jestem, ale my wszyscy posiadamy coś w sobie do zmienienia - jakąś przywarę*, by móc zmieniać się na lepsze i by motywowała nas do działania.

Narnia posiada wady, tak jak nasz świat pełen przemocy. Jednak w obu tych zupełnie innych wymiarach istnieją osoby pragnące zmienić cokolwiek, by życie innych ludzi zmieniło się na lepsze.

Takim człowiekiem chyba śmiało mogę nazwać Kaspiana, który przekłada dobro ogółu nad własne, co niezaprzeczalnie czyni go wspaniałym władcą. Pewne jest również to, iż nie tylko on posiada w sobie nutkę bohatera i chęć zmieniania świata. Może i nie znam Edmunda i Łucji bardzo długo, ale z pewnością mogę powiedzieć, że to bardzo odważne rodzeństwo jest przepełnione miłością do bliźnich oraz pełne pozytywnej energii. Łucja to dziewczyna z pięknym uśmiechem, uprzejma oraz przyjacielska, którą mogę porównać do anioła stróża, zaś Edmund jest jej drobnym. przeciwieństwem. Czasami zbytnio zarozumiały oraz wyszczekany nastolatek okazuje się być lojalny, dumny i odważny, choć przyznaję, na początku miałam o nim inne zdanie. Ale jak to mówią - "Nie oceniaj książki po okładce", co w tej sytuacji nabiera prawdziwego znaczenia.

Będąc w tyle wiwatującego orszaku szczęścia wyzwolonych mieszkańców wyspy, przyglądałam się trójce osób na czele całej tej parady. Kaspian, Edmund oraz rozweselona Łucja szli ramię w ramię pozdrawiając tłum uśmiechami pełnymi nadzieji na lepsze jutro.

Cóż, w każdym razie szłam z tyłu nie wychylając się zbytnio, czekając tylko, jak zaraz wejdziemy na pokład Wędrowca.

Stąpając wzdłuż wybrzeża myślałam o Edmundzie, a raczej o jego misji ratowniczej, która uchroniła mnie od niechybnej śmierci. Bóg tylko wiedział jak byłam mu wdzięczna. Ilekroć przypominałam to sobie, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, iż jestem tu piątym kołem u wozu. A jeśli takich sytuacji będzie więcej? Edmund nie może przez cały czas ratować mojego tyłka lub pomagać mi kiedy jestem w tarapatach.
Muszę sama zacząć się bronić, inaczej zwariuję albo po prostu zginę.

- Panie mój! - wykrzyczał ktoś z tłumu. Spojrzałam za siebie na mężczyznę, który przeciskał się w tłumie, próbując dotrzeć do króla Kaspiana. Ten na swój przydomek również odwrócił wzrok, śledząc poczynania nieznajomego. U jego boku szła brązowowłosa dziewczynka wyglądająca mniej więcej na dziewięć lub dziesięć lat, nosząca różową sukienkę za kolana. Na twarzy wymalowane miała zmartwienie i strach, a swoimi przeszklonymi oczami patrzyła na mężczyznę.

- Królu... - wydyszał zmęczony. - Moją żonę porwali dziś rano. Strasznie się o nią martwimy. Błagam, pozwólcie mi płynąć ze sobą.

- Przykro mi, ale ta wyprawa jest bardzo niebezpieczna...

- Miłościwy panie, pływam na tych wodach od dziecka, znam wszystkie zakamarki tego oceanu. Umiem posługiwać się mieczem, na pewno będę przydatny. - czarnowłosy nie odpuszczał, patrząc błagalnie w brązowe oczy Kaspiana, szukając choć odrobiny zrozumienia.

- Tato, płynę z tobą. - odparła szybko dziewczynka, ciągnąc swojego rodziciela za rękę.

- Nie mowy Gael, zostajesz tu z ciotką.

- Ale...

- Żadnych dyskusji Gael. To zbyt niebezpieczne jak dla takiej dziewczynki. - oznajmił hardo, nie pozwalając na żadne sprzeciwy swojej córki.

- Jak się zwiesz? - zapytał Kaspian patrząc na ojca dziewczynki.

- Rhince. - odparł.

- Dobrze, przyjmę cię do załogi, ale nie obiecuję, że wrócisz cały do domu. - spojrzał poważnie na czarnowłosego, który tylko przytaknął skinieniem głowy.

Nim Kaspian zdążył wypowiedzieć kolejne zdanie z tłumu wybiegł kolejny mężczyzna.

"Oby nie kolejny śmiałek" westchnęłam w duchu.

Ten jednak nim nie był, patrząc na wiek nieznajomego i po długiej, siwej brodzie mogłam domyśleć się, iż nie przeżył by więcej niż trzech dni na morzu ze względu na jego znaczący wiek.

Ubrania staruszka były brudne, podziurawione oraz poprzecierane w wielu miejscach. Na jego twarz spadały za długie, siwe włosy, a głębokie zmarszczki wskazywały na to, ile już przeżył.

Nieznajomy trzymał coś w swoich zgrabiałych rękach, po czym ukłoniwszy się głęboko podał ową rzecz w stronę Kaspiana.

- Przecież to...

- To stara narnijska klinga. - dokończył za króla Edmund, który jak zaczarowany patrzył się na stary, pordzewiały miecz. - Starcze, skąd to masz?

- Niegdyś, bardzo wiele lat temu, twój ojciec podarował mi ten miecz, bym go przechował, a później podarował go tobie, Królu Kaspianie.

***

Statek już dawno odpłynął od portu. Na horyzoncie nie było widać żadnego lądu, a tylko bezkres niebieskiej toni oceanu, który jakby nie miał końca. Ciepły, zachodni wiatr powiewał na białych żaglach, popychając Wędrowca ku dalszym przygodą.

Na pokładzie nie było wielkiego ruchu, patrząc na bardzo sprzyjającą pogodę. Każdy odpoczywał, przygotowując się na dalsze dni męczącej podróży. Tylko Drinian, prawa ręka Kaspiana, stał przy sterach, prowadząc wielki statek ku następnemu lądowi.

Nie mając nic lepszego do roboty, opierałam się o drewniane barierki Wędrowca do Świtu, wpatrując się w zjawiskowy zachód Narnijskiego słońca. To był zdecydowanie niezapomniany widok zapierający dech w piersiach.

Boże. Ile bym dała, żeby patrzeć na taki zachód codziennie.

W deszczowej Anglii rzadko było widać jakiejkolwiek promienie przebijające się przez szare chmury. Jednakże patrząc na niektóre uroki, i tak nie może ona równać się z taką krainą jak Narnia.

Mimo tego, że ten świat jest sto razy lepszy, wiedziałam w głębi duszy, - czasami zastanawiając się nad tym sto razy - iż nie będę mogła tu zostać, choć próbowałam odrzucić od siebie tą myśl. Jedyne, co trzymało mnie w tamtym pochmurnym wymiarze, to powrót na ojczymom ziemię, której nie widziałam odkąd sięgam pamięcią. Ile bym dała, żeby znowu się tam znaleźć. Jakby nie patrzeć, to jest to moja druga Narnia.

Zamyślonym wzrokiem spojrzałam na lustrzaną taflę wody. Piękny morski błękit cieszył moje oczy i uspokajał natrętne głosy w mojej głowie. W pewnej chwili, na moje zdziwienie mogłam zobaczyć zarysy chudej postaci pod wodą. Przetarłam oczy ze zdumienia, po czym stwierdziłam, że coś mi się przewidziało. A jednak znów wypłynęła na powierzchnie, ukazując, iż to nie był wytwór mojej wyobraźni. Stworzenie płynęło wraz ze statkiem, co chwilę wynurzając wesoło z wody. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pierwszy raz widziałam coś takiego!

W pewnym momencie magiczna istota posłała mi uśmiech i pomachała do mnie, gdy zauważyła, że się jej przyglądam. Odwzajemniam gest, zachwycona tym, co przed chwilą zobaczyłam.

- Piękne, co? - zapytał głos po mojej prawej stronie. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam nikogo innego, jak samego Kaspiana, który wpatrywał się we mnie, uśmiechając się od ucha do ucha.

- Nigdy nie widziałam nic tak pięknego. - odparłam, spoglądając na oddalającą się postać przeźroczystej dziewczyny.

- To nimfa wodna. - rzekł, opierając się nonszalancko o barierkę statku. - Pilnują, żeby nikt nie zagubił się na morzu i dbają o morskie stworzenia.

- Zazdroszczę wam takich widoków. Codziennie oglądać takie cuda... to nigdy nie mogłoby mi się znudzić.

- Wy pewnie w swoim świecie macie jeszcze piękniejsze widoki. - powiedział, nie odrywają wzroku od mojej twarzy.

- Taaa. Uwierz mi, widok wojskowych samolotów, czy pobojowisk to nic w porównaniu do tego, co wy oglądacie tu na co dzień. - powiedziawszy to, tylko take obrazy nasuwały mi się na myśl, przypominając sobie każdy dzień przeżyty w Anglii.

- Co to są samoloty? - zapytał, a ja zaśmiałam się pod nosem. przypominał mi w tej chwili małe dziecko, które zadaje tak oczywiste pytania, chcąc jak najbardziej poznać świat.

- To takie... um...- szukałam odpowiedniego słowa, by wytłumaczyć Kaspianowi to w jak najprostszy, zrozumiały sposób. - To takie metalowe, latające maszyny przypominające ptaki, które służą do transportu, czy przewozu różnych rzeczy. W ten sposób jest szybciej coś dostarczyć. - tłumaczyłam.

- Trudne do ogarnięcia.

- Ta, sama tego nie ogarniam. - zaśmiałam się, no co mężczyzna mi zawtórował.

- Jak się czujesz po tej sytuacji na wyspie? - odwróciłam nieśmiało głowę w stronę Kaspiana spojrzałam zaskoczona na niego zdziwiona. Nie spodziewałam się po nim takiego pytania, ale cieszyłam się, że pomyślał o moim samopoczuciu, bo nie ma w moim życiu zbyt wielu osób, które się tym przejmują.

- Dziwnie. - skwitowałam - Tak, jakbym tu zawadzała.

- Dlaczego ? - patrzył na mnie z zaskoczoną miną, nie rozumiejąc, co mam zamiar przez to przekazać.

- Nie potrafię się bić tak jak wy, nawet w połowie.- westchnęłam ciężko. - Czuję się jakbym marnowała wasz czas. Tak jak właśnie na tej wyspie, kiedy Edmund mnie uratował.:Jestem mu bardzo wdzięczna i mam u niego dług. Ale co jeśli take sytuacje będą się powtarzać? Nie zawszę będziecie w pobliżu.

- Hej, powaliłaś Edmunda, nie pamiętasz. A Edmunda nie łatwo pokonać. Kilka lekcji i będziesz nie do pobicia. Jestem pewny. - powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem, który odwzajemniłam. Niezaprzeczalnie był kochanym i opiekuńczym człowiekiem.

- Czyli proponujesz mi lekcję? - zapytałam. On tylko ochoczo skinął głową na znak zgody. Po raz kolejny zaśmiałam się tego wieczoru.

Kaspian po chwili podarował mi miecz. Przez jego ciężar prawie wypuściłam go z rąk, ale pomocna dłoń mężczyzny chwyciła moje ramiona i pomogła utrzymać broń.

- Okey, to dosyć łatwe. Trzymasz ręce w ten sposób... - mówiąc to jedną moją dłoń położył w połowie rękojeści, a drugą na końcu. - Teraz cofasz lewą nogę lekko ugiętą. Właśnie tak, pamiętaj, żeby ręce nie były w całości proste, muszą być też trochę zgięte. - tłumaczył. - I to jest pozycja wyjściowa do każdego ataku.

W chwili, kiedy objął mnie w ramionach, zarumieniłam się lekko. Nigdy, ale o nigdy nie byłam tak blisko płci przeciwnej, czułam się trochę niekomfortowo, ale zignorowałam ten fakt, słuchając dalszych wskazówek Kaspiana.

- Teraz prowadzisz miecz w lewo i w prawo. - mówiąc to, powadzi moje w ręce w dwie strony, po czym znowu stawia broń w poprzedniej pozycji. - Przez cały czas musisz mieć ugięte nogi, nie zapominaj o tym, to ważne. Przy poruszaniu się w czasie walki łatwo będziesz mogła manewrować mieczem.

Odsunął się o de mnie, odbierając swoją własność, po czym schował ją do pochwy.

- Pierwsza lekcja wprowadzająca dobiegła końca. Jesteś bardzo uważną uczennicą, Emmo. - zażartował mężczyzna. Zaśmiałam się dźwięcznie. Dlaczego miałam wrażenie, że on ze mną flirtuje?

- A ty bardzo efektywnym nauczycielem.

Dobra, mam wielką zagwozdkę. Kocham Edmunda, tak jak kocham Kaspiana. Muszę dobrze się namyśleć, którego z nich mam wybrać. (pomóżcie)

Mam nadzieję, że rozdział spodobał wam się chociaż trochę. Wiem, że nie ma w nim większej akcji, a połowa w sumie to dialog, ale uwierzcie mi, jest on ważny. Trochę wydłuża całe ff.

Długa nieobecność, wiem, wiem.

Miłe komentarze nawet z krytyką, gwiazdki itp.

Dzięki za przeczytanie ;)

Pozdrawiam, Fbularna222.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top