Rozdział 5

Weszłam do szkoły jak w każdy normalny dzień niosąc plakat z matematyki. Aż nagle z głośników szkolnych wybrzmiała przemowa:

Drodzy uczniowie! Dzisiaj odbędzie się mecz naszych smoków. Zapraszamy was do przyjścia na boisko szkolne o 17!

Jakbym była zwykłą uczennicą wolałabym zostać w domu, ale jako że byłam cheerleaderką i siostrą jednego z zawodników byłam zmuszona się zjawić.

Kierowałam się pod salę z matematyki bo właśnie nią zaczynaliśmy. Zadzwonił dzwonek.
Wchodząc do sali zatrzymała mnie Olivia, uściskiem powitalnym i razem ruszyłyśmy do naszej ławki.

Pan Roberts uśmiechnął się na widok plakatu w mojej ręce.

Lekcja minęła przyjemnie, dopóki nauczyciel nie zaczął rozdawać testów. Wyczytywał po kolei każdego i podawał je do ręki. Przyszła kolej na mnie, błagałam o dobrą ocenę, bo zbliżał się koniec roku. Podeszłam już do biurka Pana Robertsa, podał mi test i tylko dopowiedział:

-A+ najlepsza ocena w klasie-uśmiechał się do mnie.

Zaskoczona zakryłam twarz ręką i wróciłam do ławki.

-A+ rozumiesz to Liv! Nigdy nie dostałam z matematyki tak dobrej oceny.

Przyjaciółka przytuliła mnie i mi pogratulowała.

Skończyliśmy wszystkie lekcje i nadszedł czas na powrót do domu.

-Pamiętaj 16 zbiórka-przypomniała mi przyjaciółka i odeszła.

Ja natomiast poszłam na parking bo dzisiaj był piątek, czyli wracałam do domu z Matteo.

Gdy zobaczyłam szarego Mercedesa chciałam wsiąść na przednie siedzenie niestety ktoś mnie tym wyprzedził.

Otworzyłam drzwi i spytałam:

-Chyba coś ci się pomyliło Liam. Masz swój samochód po co się pakujesz do auta mojego brata i jeszcze siadasz na moim miejscu?

Na te słowa chłopak prychnął i wywrócił oczami. Następnie się odezwał:

-Nie panikuj, usiądź do tyłu.

Przewróciłam oczami, ale to zrobiłam.

Przez całą drogę Matteo i Liam ze sobą rozmawiali. Ja zdecydowałam się włożyć Airpodsy i słuchać Olivii Rodrigo.

Wjechaliśmy na posesję naszego domu, więc szybko popędziłam do środka i wbiegłam do swojego pokoju, żeby następnie rzucić się na łóżko. Przecież muszę być wypoczęta na występie.

Jasna cholera. Została mi godzina. Jest dokładnie 15:02. Zaczęłam szybko kręcić włosy, malować się i na sam koniec ubrałam swój strój cheerleaderki. 15:58- idealnie.

Znów zabrałam się z Matteo i Liamem. Mieli oni zbiórkę na tą samą godzinę co my. Popędzali mnie ale w ostateczności dotarliśmy na styk.

-Masz szczęście Leila, że jestem dobrym kierowcą- odezwał się mój brat.

Prychnęłam i odpowiedziałam:

-Chciałbyś.

W trójkę wyszliśmy z samochodu i się rozdzieliliśmy. Szłam w kierunku wszystkich dziewczyn i poczułam na sobie wzrok.
Spojrzałam w stronę Amandy, która patrzała prosto na mnie i mówiła coś do swojej przyjaciółki. Tego już było za dużo.

-Masz jakiś problem?-spytałam dziewczyny.

-Ja? Skądże-odpowiedziała obracając się do mnie plecami, śmiejąc się.

***

Wybiegłyśmy na boisko. Dałam z siebie wszystko, zatańczyłam jak najlepiej umiałam, ale cały czas czułam na sobie czyjś wzrok.
Zmęczona weszłam na trybuny by napić się wody, spotkałam tam Olivie.

-Liam cały czas cię obserwował-stwierdziła patrząc się na mnie i pijąc wodę. -Chyba mu się spodobałaś.

Szturchnęłam ją w ramię, na co dziewczyna cała opluła się wodą.

-Boże Leila, ostrzegaj.

-Nie zrobiłabym tego, gdybyś nie gadała głupot.

Usiadłyśmy na trybunach i obserwowałyśmy jak drużyna Smoków wbiegła na boisko.
Dzisiaj rozgrywał się najważniejszy mecz, ponieważ był on ostatni.

Gra była spokojna, dopóki chłopak z numerem 1 z tyłu koszulki nie zaczął kiwać wszystkich zawodników drużyny przeciwnej. Na wcześniejszych meczach nie zwracałam uwagi na numery z tyłu koszulek, dlatego nie miałam pojęcia kto to może być.
Zawodnik strzelił gola. Obrócił się w stronę trybun i zauważyłam, że patrzy się prosto na mnie. Liam. Chłopak postukał pięścią w serce i wskazał palcem na mnie. Cała się zarumieniłam. Czułam na sobie wzrok wszystkich.

Dlaczego to zrobił. To pytanie nie opuszczało mnie do końca meczu. Skończył się on wynikiem 4:1 dla Smoków.

-Chodź Liv, musimy to wyjaśnić-powiedziałam do przyjaciółki i zbiegłyśmy na dół z trybun.

Pobiegłyśmy pod szatnię zawodników i grzecznie poczekałyśmy na Liama bądź mojego brata.

Pierwszy wyszedł Liam na moją niekorzyść. Musiałam jako pierwsza się z nim skonfrontować.

-Chcesz mi to wyjaśnić?-zapytałam chłopaka.

-Na osobności. Pozwól się gdzieś zabrać i tam obiecuję ci, że wszystko ci wyjaśnię-powiedział chłopak patrząc mi prosto w oczy.

Spojrzałam na przyjaciółkę, na co ona kiwnęła głową.

-W porządku-odpowiedziałam.

Wsiadłam do samochodu Liama i jechaliśmy w jakieś miejsca nie odzywając się do siebie.

-Gdzie jedziemy?-zapytałam.

-Zobaczysz-odpowiedział chłopak, uśmiechając się do mnie.

Z każdym dniem irytował mnie coraz bardziej, nie rozumiałam jego zachowań.

-Jesteśmy-powiedział chłopak i wysiadł z samochodu.

Wysiadłam od razu po nim by mógł zamknąć swojego Mercedesa.

-Zamknij oczy, Leila.

-Nie ma mowy, nie ufam ci-odpowiedziałam zbulwersowana.

-To zaufaj. Proszę-Liam patrzył mi prosto w oczy.
Czułam jakbym tonęła w czekoladzie. Jego oczy były bardzo głębokie.

Przykryłam swoje oczy ręką, po czym drugą od razu chwycił Liam.

Puścił moją dłoń i przytrzymał mnie za ramiona.

-Możesz otworzyć oczy-powiedział chłopak.

Otworzyłam je i zobaczyłam piękny zachód słońca. Obróciłam się do chłopaka i spojrzałam mu głęboko w oczy.

-Masz piękne oczy, Gwiazdko.

Uśmiechnęłam się szeroko na te słowa.

-Dlaczego mnie tu zabrałeś?-zapytałam.

Chłopak obrócił się w stronę zachodu i powiedział:

-Musimy poczekać, aż się ściemni.

Nie odpowiedział mi na pytanie. Rozmawialiśmy o wszystkim. Zaczynając od tematu jak głupi jest mój brat kończąc na gwiazdach.

-Pytałaś czemu cię tu zabrałem.

Kiwnęłam głową.

-Spójrz na niebo.

Leżąc na kocu spojrzałam na nie i zobaczyłam gwiazdy. Gwiazdko. Od razu przyszło mi na myśl. Nigdy bym nie pomyślała że to przezwisko ma jakieś znaczenie.

-Liam. Mogę cię o coś zapytać?

Chłopak kiwnął głową i zaczął mi się przyglądać.

-Dlaczego robisz to wszystko? Dlaczego jesteś dla mnie miły? Wydawało mi się, że mnie nienawidzisz.

Chłopak milczał. Wstał z koca i wsiadł do samochodu.

-Idziesz?-zapytał.

Wstałam. Złożyłam koc i wsiadłam do samochodu.

Nie odzywaliśmy się przez całą drogę. Liam odwiózł mnie do domu.

-Jesteśmy-powiedział.

-Dziękuję. Za wszystko-uśmiechnęłam się i odpięłam pasy.

-Wydawało ci się-szepnął, gdy już wysiadałam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top