"Nie do rozwiązania"

Taeyong siedzi w czarnym Renault Megane od pół godziny, a z każdą minutą jego długie palce zaciskają się coraz mocniej na kierownicy, która zaczyna być  śliska od potu. Ma wrażenie, że jego głowa zaraz eksploduje od natłoku myśli. Stara się odgadnąć zagadkę, ale nie jest w stanie jej rozwiązać. Haker podał zdecydowanie za mało szczegółów. Co może latać i jednocześnie mówić? A może nie jednocześnie tylko wtedy, kiedy chce? To zwierzę? Przedmiot? Pustka! Brak pomysłów.

– Kurwa mać! – mężczyzna uderza z otwartej dłoni w sam środek kierownicy, uruchamiając tym samym klakson, który straszy przechodniów, jacy akurat przechodzą obok czarnego pojazdu. Taeyong unosi drugą dłoń w geście przeprosin, po czym opiera głowę o zagłówek. Widać, że jest zdesperowany i zestresowany. Wie, że jest pod presją czasu, który ucieka mu jak przez palce. Jeszcze tylko półtorej godziny. Jaka jest odpowiedź na pytanie? – Niech to szlag! – i gdy Taeyong ponownie podnosi dłoń, aby po raz kolejny wyżyć się na klaksonie, nagle słyszy pukanie w szybę. Agent spogląda w tamtym kierunku, a gdy zauważa po drugiej stronie swojego przyjaciela Marka w białym fartuchu, wpada w panikę. Mężczyzna czym prędzej otwiera okno i macha dłonią przed nosem analityka, aby go wygonić. – Minhyung, wypad mi stąd! Muszę być sam!

– Chciałem ci pomóc rozwiązać tę zagadkę – Mark krzywi się nieznacznie i odsuwa nieco głowę, aby nie dostać w twarz. W ręce trzyma notes, natomiast na jego prostym nosie widnieją plastikowe, przezroczyste okulary, które mają chronić go przed różnymi chemikaliami.

– Super, dzięki, ale muszę ją rozwiązać sam. Czuję, że haker nas widzi i ma nas dodatkowo na podsłuchu. Jeśli podasz mi wskazówkę lub odpowiedź, mogę już nie mieć szansy uratować matki z dzieckiem – Taeyong łapie się za głowę, a Minhyung widząc jego załamanie, spuszcza wzrok i ciężko wzdycha. Nie ma co ukrywać, Lee jest w bardzo beznadziejnej sytuacji. Nie ma nawet możliwości poprosić kogoś o pomoc.

– I co teraz zrobisz?

– Muszę pojeździć trochę po mieście. Porozglądać się. Może zobaczę coś, co skojarzy mi się z "latają i mówią" – Taeyong kładzie jedną dłoń na kierownicy, natomiast drugą łapie za kluczyk włożony już w stacyjce i go przekręca. Po chwili rozlega się głośny dźwięk silnika.

– Nie uważasz, że to trochę strata czasu? Masz półtorej godziny.

– Dzięki, Mark. To było bardzo pocieszające – Taeyong wywraca oczami i przekłada dłoń z kluczyka na gałkę zmiany biegów. – Uważam, że stratą czasu jest bezczynne siedzenie w samochodzie i rozpaczanie nad bezradnością. Muszę jechać.

– W porządku, mam nadzieję, że ci się uda. Obyś coś znalazł – Minhyung odsuwa się od samochodu, a Taeyong zamyka okno, zmienia bieg na jedynkę i rusza. Nie jedzie zbyt szybko, lecz rozgląda się wszędzie wokoło, w razie gdyby coś mogło mu pomóc w rozwiązaniu zagadki. Przedmiot, osoba, zwierzę. Cokolwiek. Musi zastosować mnóstwo chwytów. Byleby nie za dużo, aby nie narobić sobie chaosu w głowie.

– Latają i mówią, latają i mówią... jeśli mówią, to na osiemdziesiąt procent mowa tu o czymś, co żyje. Co może latać i mówić jednocześnie? Człowiek w samolocie? – Taeyong myśli na głos, kiedy wolno zatrzymuje pojazd, widząc czerwone światło na sygnalizacji. Stresujący widok uciekającego czasu wprawia go w stres, przez który jego dłonie zaczynają się pocić intensywniej. Agent wyciera je o swoje spodnie, jednak po paru sekundach znów są śliskie.

Światła zmieniają kolor na zielony, jednak Taeyong tego nie zauważa, będąc myślami gdzieś zupełnie indziej. Dopiero klakson samochodu, jaki stoi za czarnym Renault agenta wybudza go z refleksji i rusza. Rozgląda się na boki, czasem za siebie, gdy coś przekuje jego uwagę, w poszukiwaniu "latają i mówią". Nie skupia się w ogóle na drodze, tylko zaledwie co jakiś czas rzuca okiem przed siebie. W pewnym momencie czuje, jak jego prawa przednia kieszeń w spodniach wibruje. Wyciąga z niej swój telefon i widzi numer Marka. Lee się rozłącza. Nie ma teraz ochoty na rozmowę. Licznik prędkości ciągle się podnosi, a Taeyong tego nie widzi, tylko gna przed siebie, bo kończy mu się czas. Jedzie i jedzie, a Mark nie przestaje do niego wydzwaniać. Zniecierpliwiony w końcu odbiera, przełącza go na głośnomówiący i odkłada telefon na siedzenie dla pasażera.

– No halo, co chcesz? Prowadzę – słychać w głosie agenta nutkę podenerwowania. Cały czas rozgląda się na boki, co może być dla niego niebezpieczne. W końcu spowoduje wypadek i tyle będzie z zagadki.

– Co jeśli chodzi o papugi? – odzywa się głos po drugiej stronie, a Taeyong marszczy brwi.

– O papugi? Bez sensu. Dlaczego niby?

– Latają, no nie? A jak nauczysz je kilka zwrotów, to również mówią.

– Nie wydaje mi się, aby chodziło o papugi. Zresztą skąd ten pomysł? Poza tym mówiłem ci, abyś mi nie pomagał. Narażasz życie matki i jej dziecka, Minhyung!

– Wracając do pracy, mój wzrok przykuł szyld restauracji "pod papugami." Wiem, że nie mogę się wtrącać, więc tam nie poszedłem, ale co jeśli te dwie ofiary znajdują się aktualnie właśnie tam w ramach obiadu? – Taeyong zastanawia się chwilę nad słowami swojego przyjaciela, które mogą mieć sens. Może faktycznie haker miał na myśli tę restaurację? Musi to sprawdzić. W końcu nic innego nie przychodzi mu do głowy, a czasu jest coraz mniej.

– Dobra, sprawdzę to. Już tam jadę – jednak gdy Taeyong wypowiada te słowa, nagle zaciska mocniej palce na kierownicy, a stopą przyciska pedał hamulców, kiedy czerwony samochód osobowy marki Ford przejeżdża szybko na czerwonym świetle na skrzyżowaniu i zajeżdża drogę agentowi. Taeyong gwałtownie wymija pojazd, a opony piszczą tak okropnie, że przechodniom dzwoni w uszach. Chłopak stara się zapanować nad samochodem, a spanikowany Mark krzyczy do słuchawki, aby dowiedzieć się, co się dzieje. Na próżno. Czarny samochód, w którym przebywa Lee, koziołkuje bokiem kilka razy. Z kierownicy wybucha poduszka, która ratuje życie mężczyźnie, jednak uderzenie w nią jest tak mocne, że ciemnooki traci przytomność w tym samym czasie, kiedy pojazd zatrzymuje się na środku ulicy dachem do dołu. Z otwartych drzwi, które otworzyły się w trakcie koziołkowania, wystaje ręka Taeyonga. Choć z czarnego Renault zostaje praktycznie wrak, przy bezwładnej dłoni agenta cały czas spoczywa nieco potłuczony telefon, w którym słychać stłumiony, przerażony głos Marka. Woła pracowników o pomoc, obawiając się, że jego przyjaciel miał wypadek samochodowy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top