Rozdział 2. Dobranoc, biszkopciku

Siedziałam na łóżku w swoim nowym pokoju w domu Magnusa. Jestem mu za to bardzo wdzięczna. Mówiłam mu, że nie chcę mu się narzucać, ale on nawet nie przyjmował do wiadomości, abym mieszkała gdzieś indziej. Jednak, dla bezpieczeństwa, ten pokój jest dobrze ukryty. Aby tu wejść trzeba dotknąć kciukiem odpowiedniej cegiełki na ścianie, na dodatek działa to tylko na kciuk mój i Magnusa, więc nikt inny tu się nie dostanie. Pokój ten jest raczej spory. Trzy ściany są koloru morskiej zieleni natomiast czwarta ściana to ogromne okno z widokiem na Nowy York. W rogu pokoju stoi ogromne łóżko z baldachimem a zaraz obok mała drewniana szafeczka. Obok drzwi stoi ogromna szafa z białego drewna, a zaraz obok jest biórko w podobnej kolorystyce. Nad łóżkiem wiszą dwie długie półki przy ozdobione lampkami a przy oknie są dwie ogromne, puchate pufy w kolorze malinowym. Strasznie mi się ten pokój podoba, Magnus mi z wszystkim pomagał. Z jego magią wszystko to zajęło niecałe 20 minut. Jestem mu strasznie za wszystko wdzięczna, gdyby nie on nie wiem co by się ze mną stało. Muszę mu się jakoś za wszystko odwdzięczyć, tylko jeszcze nie wiem jak. Spojrzałam na zegarek, zbliżała się 22. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej dwuczęściowa pizamę. Magnus wyczarował mi ogromną ilość ubrań w szafie, więc miałam z czego wybierać. Ruszyłam do łazienki połączonej z moim pokojem. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w przygotowane ubrania. Stanęłam przed ogromnym lustrem. Każdy mi zawsze mówił, że jestem strasznie podobna do mojej mamy. Coś w tym jest. Po mojej mamie odziedziczyłam oczy w kolorze wzburzonego oceanu, a po tacie białe włosy, z tą różnicą że moje sięgały mi do pasa i były całkowicie proste. Rozczesalam szybko moje włosy i splotłam z nich warkocz. Wróciłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Sufit był zdecydowanie najlepszy w całym pokoju. Przedstawiał nocne niebo z wszystkimi szczegółami. Mogłam na to patrzeć godzinami. Po chwili zamknęłam oczy i wtuliłam się w poduszkę. Gdy już prawie zasypiałam usłyszałam, że ktoś wszedł do pokoju. Nie przejęłam się tym, byłam pewna że to Magnus. Zbliżył się do łóżka i przykrył mnie grubym kocem.
-Dobranoc, biszkopciku- szepnął cicho, po czym pocałował mnie delikatnie w czoło i wyszedł. Zasnęłam z uśmiechem na ustach.
Magnus p.o.v
Wyszedlem z pokoju Meirielle i usiadłem w salonie z drinkiem. Nadal nie mogłem uwierzyć co zrobiło Clave. Nigdy zbytnio im nie ufalem, ale co zrobili teraz to po prostu szok, jak oni mogli takie coś zrobić. Wypiłem całego drinka na raz i dołożyłem puste naczynie na stolik. Biedna Meir, została teraz całkowicie sama, bez nikogo. Musiała okropnie cierpieć gdy widziała, jak wszyscy z jej rodziny giną w męczarniach. Zdenerwowany uderzyłem pięścią w stół. Nie mogę jej teraz zostawić samej, jeżeli Clave się o niej dowie będą się starali ją dorwać. Nie pozwolę na to.
Jace p.o.v
Siedziałem razem z Clary w jej pokoju i oglądaliśmy jakiś nudny romans. Ziewnalem znudzony, przyciągając do siebie rudowłosą. Ta momentalnie się we mnie wtuliła, na co uśmiechnąłem się zadowolony. Po chwili Clary usiadła gwałtownie a jej oczy zaszły mgłą. Chwyciła się za głowę i przymknela oczy. Od razu wiedziałem co się dzieje. Wstałem szybko z łóżka i podałem jej szkicownik oraz ołówek. Chwyciła od razu te rzeczy i zaczęła bardzo szybko rysować. Przyglądałem jej się w skupieniu. Po kilku minutach wzięła głęboki oddech i przestała rysować. Objalem ja ramieniem i wziąłem szkicownik do ręki. Spojrzałem zdziwiony na rysunek. Były tam widoczne dwie postacie, jakaś dosyć młoda dziewczyna z długimi do pasa włosami oraz dziwnym znakiem na szyi oraz... Valentine. Dziewczyna stała nad martwym Valentine'm, który miał wbity miecz prosto w serce. Momentalnie wybieglem z pokoju zostawiając zdziwioną Clary i ruszyłem do biblioteki. Na szczęście wszyscy tam byli. Podeszlem do nich bliżej.
-Wiem, jak pokonać Valentine'a-powiedziałem, po czym położyłem szkicownik na stole.
***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top