Rozdział 1. Jestem Magnus
Poczułam że leżę na czymś bardzo miękkim. Było mi niezwykle wygodnie. Otworzyłam gwałtownie oczy, rozglądając się naokoło.
-Gdzie ja jestem? - powiedziałam do siebie pod nosem, próbując usiąść. Syknęłam cicho, czując ból w boku. Odsunęłam puchową kołdrę i zobaczyłam, że mój cały brzuch jest owinięty bandażem, który zdążył nasiąknąć trochę krwią. Zdziwiona położyłam się spowrotem na łóżku, wzdychając głośno.
- O, już się obudziłaś- usłyszałam za sobą męski głos, wystraszona wzdrygnęłam się lekko, obracając w jego stronę. Zignorowałam silny ból spowodowany gwałtownym ruchem. O framugę opierał się ten sam czarownik, który mnie znalazł. Wygląda dokładnie tak samo. W ręce trzymał szklankę z jakimś dziwnym, ciemnozielonym napojem. Powoli podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka. Widząc to skulilam się lekko. On tego jednak nie skomentował tylko podał mi ową szklankę z lekkim uśmiechem. Wzięłam ją do ręki z lekkim zawahaniem i powąchałam zawartość szklanki. Pachniała różnymi ziołami i czymś jeszcze, czego nie umiałam zidentyfikować. Spojrzałam niepewnie na czarownika.
- Wypij to, od razu Ci się polepszy. Spokojnie, nie ma tam żadnej trucizny- przyjrzałam się jeszcze raz dziwnej cieczy, po czym wzięłam mały łyk. Od razu poczułam ciepło rozchodzące się po całym ciele, a ból delikatnie się zmniejszył. Już z mniejszymi objawami wypiłam resztę, mimo że nie smakowało najlepiej. Odłożyłam szklankę na mały stolik przy łóżku i spojrzałam z wdzięcznością na czarownika, który w ciszy mi się przyglądał. Wyraźnie się nad czymś zastanawiał.
- Dziękuję- powiedziałam cicho, bawiąc się palcami.
- Nie ma za co. Jestem Magnus. Magnus Bane. Wielki czarownik Brooklynu - powiedział z delikatnym uśmiechem, który odwzajemnilam. Po tym dziwnym napoju czułam się o wiele lepiej.
- Jestem Meirielle- odpowiedziałam cicho. Magnus kiwnął głową w zamyśleniu.
- Nie jesteś przyziemnym, ani też czarwonikiem. Nie jesteś też wampirem, wilkołakiem ani też nocnym łowcą - na ostatni wyraz wzdrygnęłam się lekko, co przykuło uwagę czarownika, ale nic nie powiedział-więc czym jesteś.
Przygryzłam lekko wargę, nie wiedząc czy wyjawić mu prawdę o sobie. Przyjrzałam mu się jeszcze raz, po czym westchnęłam cicho. I tak się kiedyś pewnie dowie, więc co mi szkodzi.
- Jestem rieannies - wyraźnie zdziwił się na moje słowa, po czym stał się wyraźnie czymś zmartwiony.
- Byłem raz w królestwie rieannies, jakieś 40 lat temu. Cudowne miejsce-powiedział z uśmiechem, po czym spojrzał na mnie zmartwiony - Wiem, że rieannies nigdy nie opuszczają swojego królestwa, a skoro tu jesteś to coś musiało się stać, prawda?
Momentalnie po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy na wspomnienie ostatnich wydarzeń. Magnus usiadł obok mnie i otulił mnie delikatnie ramieniem, jakby bał się że ucieknę. Wtuliłam twarz w jego klatkę piersiową, mocząc mu przy tym łzami koszulę. Głaskał mnie uspokajająco po plecach. Po kilku minutach uspokoiłam się i odsunęłam delikatnie od czarownika. Wytarłam mokre policzki, biorąc głęboki wdech.
- Co się stało? - zapytał delikatnie. Wzięłam uspokajający oddech, po czym splotłam ręce na kolanach. Zaczęłam mu opowiadać wydarzenia sprzed dwóch dni, patrząc pustym wzrokiem w ścianę. W połowie opowiadania po moich policzkach ponownie poleciały łzy, jednak nadal prowadziłam mój monolog. Musiałam o tym komuś powiedzieć. Po skończeniu opowieści spojrzałam na czarownika. Siedział prosto wpatrzony w jakiś punkt na ścianie. Na jego twarzy przeplatało się wiele emocji na raz. Po chwili wstał gwałtownie.
- Clave za to zapłaci- zdenerwowanie w jego głosie było słyszalne na kilometr. Chciał już wychodzic z pokoju, ale zdążyłam złapać go za rękę. Od razu się zatrzymał i spojrzał na mnie łagodnie.
-Magnus, to nie ma sensu, nie idź tam- chciał coś powiedzieć, ale zatrzymałam go ruchem dłoni- jeżeli się dowiedzą, że dowiedziałes się tego wszystkiego ode mnie będą chcieli wykończyć mnie tak jak całą resztę.
- Będą najpierw musieli pokonać mnie- powiedział zawzięcie. Wtuliłam się w niego delikatnie.
- Magnus, proszę - w odpowiedzi usłyszałam ciche westchnięcie.
- No dobrze, biszkopciku- uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem na jego słowa. Nikt nigdy nie dał mi słodkiego przezwiska, nawet rodzice mówili zawsze do mnie pełnym imieniem. Na wspomnienie o nich poczułam łzy w oczach, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Muszę być silna. Dla nich.
***
Witam w pierwszym rozdziale mojego nowego opowiadania. Mam nadzieję że wam sie podoba. Piszcie w komentarzach, gdybyście zauważyli jakieś błędy.
Pozdrawiam ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top