3.

Gabriel przekroczył ulicę i zbliżył się do ambulansu. Był święcie przekonany, że chce oddać krew, ale gdy tylko ujrzał pielęgniarkę, krew odpłynęła mu ze wszystkich żył i tętnic co do kropelki i skierowała się do innego miejsca.
Spodziewał się jakiejś starej, wrednej piguły, a nie zdecydowanie zbyt seksownej i zbyt roznegliżowanej młodej pielęgniarki.
Może się pomylił i to była reklama sexshopu?
- Nie, to nie sexshop. - Uśmiechnęła się, jakby czytając mu w myślach. - No, chodź. Chyba że się rozmyśliłeś.
Wskoczył do ambulansu i zanim zdążył zorientować się co się dzieje, został pociągnięty na fotel i przygwożdżony do niego ciałem pielęgniarki, która usiadła mu okrakiem na kolanach.
- Zapomniałam spytać jaką masz grupę krwi. - Uśmiechnęła się. - Ale nieważne, zaraz się przekonam.
Nachyliła się nad nim i z zaskoczenia wbiła kły w jego żyłę.

***
Zachariasz stanął przed kuchennym blatem, obrzucając go wzrokiem. Nie był pewien czy zebrał wszystko, czego potrzebował.
- Jesteś tego pewien? - Spytał z powątpiewaniem Victor, siedzący przy stole. - Może po prostu je kupmy?
- Zwariowałeś? Bombel nas zapierdoli - Starszy wampir kartkował książkę z przepisami, szukając czegokolwiek, co przypominało pierniki. - A poza tym, co ty, w ojca nie wierzysz?
- No tak nie bardzo. - Victor wstał od stołu i ruszył w stronę drzwi. - Pojadę po te pierniki.
- Nikt już we mnie nie wierzy, nikt - Mruknął Zachariasz, bawiąc się pokrętłami piekarnika. Jak to cholerstwo się obsługuje? Porzucił pokrętła, wracając do dalszego szukania przepisu. Pierdolony Bombel, choć raz mógłby się na coś przydać, ale jego urażona duma i syndrom małego penisa jak zwykle musiały go powstrzymać. Zachariasz rzucił książkę w kąt, bliski wpadnięcia w szał. Powoli zaczynał rozumieć czemu Emmę tak wkurwiały święta.
Wyciągnął z kieszeni papierosy i zapalniczkę. Potrzebował szybkiego odstresowania.
Gdy tylko z zapalniczki wydobyła się iskra, usłyszał huk i kuchnią wstrząsnął wybuch.

***
- Gdzieś ty się kurwa podziewał? - Warknął Jeff, stukając paznokciami w pudło z choinką.
- Coś mnie... Zatrzymało. - Gabriel potarł obolałą szyję, idąc w stronę samochodu. Zupełnie nie spodziewał się tego, co go spotkało. Był tak zszokowany, że gdy tylko wyrwał się spod kłów, wybiegł na ulicę i nawet nie zawracał sobie głowy jakimikolwiek rękoczynami czy robieniem awantury. Obejrzał się za siebie, upewniając się, że wampirzyca nie ruszyła za nim. - Jedźmy już.
- No co ty kurwa nie powiesz.

***
- Dobra, podsumujmy. - Zaczął Jeff, siedząc na podniszczonej sofie w salonie. - Mamy choinkę - wskazał na Anastasię w stroju renifera, która radośnie przystrajała Skandynawską sosnę. - Mamy pierniki. Mamy kuchnię po przejściu Armagedonu, bo komuś pokrętło od temperatury popierdoliło się z tym od gazu. - Zachariasz rzucił mu złośliwe spojrzenie spod spalonych ogniem resztek brwi. - Czy ten dzień może być gorszy?
W tym samym momencie, w którym Jeff skończył mówić, rozległ się dzwonek do drzwi. Wszyscy zgromadzeni w salonie zamarli.
- To może... Ja pójdę. - Nathaniel ruszył do drzwi.
- Pięknie kurwa, pewnie wykrakałeś jakieś gówno. - Rzuciła Emma do Jeffa, który spojrzał się na nią z miną niewiniątka. Nie wiedzieli jeszcze, że najgorsze dopiero przed nimi.

***
Nathaniel otworzył drzwi, zupełnie nie spodziewając się tego co za nimi zastał. Mógł się spodziewać nawet prezydenta, ale nie tego. Nie rudej, pokrytej dredami głowy i przyćpanej twarzy nieco niżej.
- Bańka?
- Elo - Dmuchnęła mu w twarz dymem ze skręta. - Macie może miejsce dla zbłąkanego wędrowca?

***
- Ja nie wierzę w to co się tu dzieje - Mruknął Zachariasz, topiąc w talerzu z barszczem statki z krakersów. Nie znosił barszczu z paczki, a tylko taki zdążyli ogarnąć na prowizoryczną, szybką wigilię.
- Tato, przestań. - Pisnęła siedząca obok Zoe. - Nie wolno bawić się jedzeniem.
Zachariasz odsunął od siebie talerz. Że też własne dziecko musiało go upominać.
- Jak ci życie leci, Bańka? - Anastasia próbowała rozkręcić towarzystwo, do tej pory jednak bezskutecznie. Wydawało się, że tylko ją i dzieci cieszyły święta. Obecność Bańki zabiła jakiekolwiek ostatki radości w tym domu i nawet Bombel nie chciał spędzać z nią czasu, obrażony o jej zaginięcie przed laty. - Podobno sporo... podróżowałaś.
- Yhym - Mruknęła Bańka, nie zwracając uwagi na dreda, który wpadł do barszczu.
- Będę rzigoł - Brad uderzył Nathaniela w bok, wytrącając mu z dłoni łyżkę, która wpadając do talerza rozpryskała barszcz na wszystko, co było wokół.
- Kurwa - Warknął Nath, łapiąc w pośpiechu za serwetki i wycierając Lilith, która była już bliska wybuchu.
- Kiedy prezenty? - Spytała nieśmiało Naomi, zerkając na paczuszki leżące pod choinką.
- Może dla własnego bezpieczeństwa weźcie te prezenty i się oddalcie, zanim ktoś przypadkowo wbije wam ości z karpia w głowy - Mruknął Zachariasz, a radosne krzyki piątki dzieci zagłuszyły moment, w którym Emma zdzieliła go ścierką przez głowę.
Zachariasz przyglądał się jak Juan, Naomi, Zoe i bliźniaczki odpakowują prezenty i wtedy dotarło do niego, że pod choinką brakuje jeszcze jednego. - Victor, nie odpakujesz swojego prezentu?
- Tato, mam dwadzieścia trzy lata. - Zauważył Victor, nieco zakłopotany.
- Gardzisz moim prezentem? - Warknął Zachariasz, zdecydowanie zbytnio zdenerwowany. Ah, ta magiczna świąteczna atmosfera.
Po drugiej stronie stołu Jeff starał się zawiązać wstążkę wokół prezentu, jednocześnie próbując ukrywać go pod obrusem. Anastasia chichotała, obserwując jego bezowocne próby.
W końcu chwycił prezent i rzucił nim w zaskoczonego Griszę, siłą uderzenia zrzucając go z krzesła.
- Popierdoliło cię? - Dobiegł go warkot spod stołu, a Jeff zaśmiał się, wiedząc, że niedługo ukryta w Griszy bestia zauważy, że prezentem jest kość i radośnie zacznie ją obgryzać.

***
- Nienawidzę świąt - Szepnęła Emma, wiedząc, że Zachariasz nie śpi. Nigdy nie spał w nocy, w końcu był wampirem, ale w ramach udawania idealnego małżeństwa kładł się z nią wieczorem do łóżka. - Niech się już skończą.
- Emma, idź już spać. - Zachariasz zakrył głowę poduszką, jakby nie chcąc jej słyszeć.
Wściekła wstała z łóżka i po omacku ruszyła na dół, do zrujnowanej kuchni, wiedząc gdzie Josh schował wino.

***
Gabriel leżał w swoim łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nie mógł zasnąć, pogrążony w myślach o wampirzej pielęgniarce.
Z jednej strony spodziewał się, że w każdej chwili może wskoczyć przez okno i spróbować wyssać mu krew do dna, z drugiej jednak mógłby się nawet z takiego obrotu spraw ucieszyć - nie pogardziłby prezentem świątecznym pod postacią seksu.
Gdy dłoń miała już zjechać mu pod kołdrę, rozległo się pukanie do drzwi. Podskoczył jak oparzony na łóżku i szybko chwycił za pierwszą rzecz, jaka mu się nawinęła.
- Wejść.
Drzwi skrzypnęły i pojawił się w nich Jeff.
- Widzę, że przeszkadzam. - Rzucił, na widok przedmiotu trzymanego przez Gabriela. Dopiero teraz dotarło do niego, że trzyma wibrator Zenon.
- Co? Nie, Jezu, to nawet nie moje - Odrzucił erotyczną zabawkę na bok, nie mając pojęcia skąd się wzięła w jego pokoju, ani że Zenon jest własnością Emmy, która lata temu dostała go od Claudie.
- Ta, jasne... Nieważne - Jeff wszedł do środka i podał mu coś białego. Opłatek? - Zapomniałem się z tobą przełamać opłatkiem, a więc...
- Jeff, chyba się starzejesz.
- Oh, zamknij mordę. - Twarz Jeffa rozświetlił najjaśniejszy z uśmiechów, gdy wyciągnął w jego stronę dłoń z opłatkiem - Obyś zdechł.
- Wzajemnie.

***
Elza przeskoczyła przez pień, kierując się w stronę polany. Owinęła się mocniej płaszczem, coraz dotkliwiej odczuwając rosnący mróz. Widziała już między drzewami cel swojej wędrówki. Była blisko, jeszcze tylko trochę.
Przecisnęła się między krzewami i kilkoma długimi krokami pokonała polanę, stając pod największym drzewem. Jednak to nie ono ją interesowało.
Kucnęła, kładąc na ziemi dwa małe zawiniątka. Martwi też zasługiwali na prezenty.
Pogładziła dłonią rosnący na grobach, nieco zamarznięty już mech.
- Wesołych Świąt - Szepnęła i odeszła, znikając wśród drzew.

***
Emma siedziała w salonie, kończąc butelkę wina. Na tę okazję znalazła sobie towarzystwo najlepsze z możliwych - Brada i Bańkę, którzy właśnie wymieniali się skrętem. Jebani degustatorzy.
- Ej, też chcę - Wtrąciła się w wymianę, wyrywając Bradowi towar z ręki. Wszystkiego w życiu trzeba spróbować. Miała już się zaciągnąć, gdy Brad, mocno nietrzeźwy, postanowił zadać Bańce pewne pytanie.
- Te, Bańka, a co to właściwie jest za towar? Ostro trzepie.
- Jak to co? - Bańka wydmuchnęła dym z drugiego już skręta. - Świerk.
- Kurwa - Emma zaczęła kaszleć, jakby chciała wyrzucić z płuc cały świerkowy dym. - To ja już pójdę.
Chwyciła butelkę z resztą wina na dnie i zataczając się, nawalona jak stodoła, ruszyła do sypialni.
Parę minut później była już w łóżku, przytulając się do ciała swojego śpiącego mężczyzny. Zaprawiona alkoholem, z radością zauważyła, że jest nagi, a w strategicznym miejscu zawiązał kokardkę.
- Misiacku, co to? - Złapała za kokardkę i zaczęła ciągnąć, chcąc ją rozwiązać.
- Brad, ale śmierdzisz... - Nad jej uchem rozległ się zaspany głos i ręka trzymająca kokardkę jakby jej skamieniała.
- KURWA MAC - Krzyknęła, próbując wyjść z łóżka. - JA PIERDOLE
- Emma? - Nathaniel przetarł dłonią zaspane oczy - Co ty tu....? Oh, kurwa...
Myśl, że prawie zgwałciła swojego najlepszego przyjaciela, natychmiastowo ją otrzeźwiła.
***
- Pseplasam... - Jeff schodził właśnie na dół po schodach, gdy na ostatnich stopniach znalazł leżącego Brada, sepleniącego pod nosem i zdecydowanie niezbyt trzeźwego. - Któlędy do Wadowic?
Jeff wybuchnął śmiechem i zaczął zbierać Brada ze schodów.
- A na chuj ty chcesz jechać do Wadowic? - Jeff nie mógł opanować śmiechu, co wcale nie pomagało mu w dźwiganiu ciężkiego cielska Brada.
- SPLAWA PLYWATNA
Jeff poczuł, jak pierwszy raz w życiu łzy płyną mu po twarzy ze śmiechu. Chwycił Brada za nogi i postanowił ściągnąć go w dół po schodach, nie zważając na to, że głowa Brada uderzała o stopnie zdecydowanie zbyt mocno. Zaciągnął go pod choinkę i ułożył wśród sterty pudeł i papierów z rozpakowanych prezentów.
- Śpij, kurwo.
- DO WADOWIC - Ryknął Brad, próbując wstać.
Jeff pokręcił z rezygnacją głową i ruszył do swojego pokoju, ignorując Brada.
- WA DO WICE WA DO WICE - Zaczął skandować Brad, szarpiąc się na podłodze.
W pewnym momencie Jeff poczuł, jak coś uderza go w plecy i ląduje na ziemi z hukiem rozbijanych bombek.
Odwrócił się i zobaczył Skandynawską sosnę, leżącą na podłodze w salonie i Brada, przygniecionego nią do podłogi. Zdawał się tego nie zauważać, dalej radośnie skandując.
Jeff wstał i oglądając się na wszystkie strony, wrócił do sypialni.
- Dom wariatów.

***
Drzwi otworzyły się przed nim i ruszył wąskim korytarzem do salonu, gdzie zastał leżącą na podłodze choinkę. Pociągnął nosem, licząc na to, że poczuje zapach choinki, poczuł jednak tylko zapach plastiku, z którego była zrobiona. Z lekką irytacją ruszył dalej, omijając kawałki szkła i śpiącego pod choinką mężczyznę. Uklęknął w miejscu, w którym prędzej prawdopodobnie stało drzewko i wziął do rąk ostatnią nierozpakowaną paczkę. Otworzył przyczepiony do niej liścik i zaczął czytać.

Piekielnych świąt, skurwysynu.

Jeff

Rozdarł papier w pingwiny i pogłaskał pluszowy materiał, który był pod spodem. Wyciągnął z paczki szlafrok z wygrawerowanym na piersi napisem Szatan i niewiele się zastanawiając, przymierzył go. Tak, pasował idealnie. Chwycił stojącą w  kuchni butelkę wina i wrócił do wyjścia, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Te święta zdecydowanie były piekielne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top