1.

10 lat później

- Ona się ni chuja nie zmieści - Stwierdził Brad, patrząc to na choinkę, to na bagażnik.
- Mój fiut ci się kurwa w dupie nie zmieści - Josh chwycił drzewko, a raczej drzewo, bo kurestwo miało jakieś trzy metry długości, w dłonie. - JA PIERDOLE TO KŁUJE
Josh kopnął drzewo, mrucząc pod nosem "a masz ty mała kurwo".
- Josh, ona się NIE ZMIEŚCI.
- Się popieści to się zmieści. - Josh ponowił próbę chwycenia choinki, po raz kolejny bezowocnie.
Brad westchnął, wiedząc, że Josh nie da za wygraną.
- W sumie to... Mam pomysł.

***
Zachariasz ugryzł kawałek pierniczka, obserwując kobietę swojego życia miotającą gromami przy ozdabianiu świątecznych łakoci.
- Spokojnie, moja droga, złość piękności szkodzi... - Burknął pod nosem, unikając ciosu piernikowym ludzikiem, który rozbił się na kawałki uderzając w ścianę za jego głową.
- Mówiłam tej głupiej piździe, normalne foremki, NORMALNE - Emma rzuciła kolejnym piernikiem o ścianę - Ale nie, musiała zrobić KUTASY, JEBANE KUTASY...
- Też się zje...
- Tak, z pewnością wytłumaczysz całej gromadce dzieci, że to co właśnie jedzą to pierniki w kształcie narządów płciowych.
Zachariasz podniósł się z krzesła, strzepując ze ściany kawałki piernika.
- Co dopiero kurwa malowałem... - Szepnął do siebie, wiedząc, że jeśli Emma to usłyszy uzna to za atak w jej stronę i wykastruje go na miejscu. - To w końcu Claudie, mogłaś to przewidzieć.
- NIE ZACZYNAJ - Warknęła Emma, odwracając się do niego plecami. - Ostatnie czego mi kurwa brakuje to pieczenie nowych pierników. Przydaj się w końcu na coś, będziesz lukrować.
- O tak, lukier to coś na czym się znam. - Mruknął Zachariasz, myśląc o czwórce swoich dzieci. Podszedł do Emmy i objął ją od tyłu, ignorując jej cios łokciem. - A może tak polukrujemy mojego pierniczka?

***
- Dawno się tak dobrze nie bawiłem - Stwierdził Nathaniel, trzymając za ręce dwunastoletniego Juana i dziesięcioletnią Naomi. Ostatnie co mogło się znajdować w jego planie idealnych świąt było odwiedzanie jego rodziców i sióstr, ale w tym roku nie miał wyboru. Nacisnął guzik domofonu, mając nadzieję, że nikt nie otworzy im drzwi.
- Jak nie będzie majonezu z obniżoną zawartością tłuszczu to się zmywam. - Ostrzegł go Brad, z wzrokiem wlepionym w ekran telefonu.
- Oh, weź się zamknij, żadnego żarcia. Wchodzimy, składamy życzenia i spierdalamy. - Nathaniel odliczał sekundy, jakie upłynęły od momentu wciśnięcia guzika. Doliczy do piętnastu i...
- E, to po co ja się myłem? - Spojrzał na niego Juan. Mały latynos odziedziczył po Bradzie zdecydowanie wszystkie złe cechy.
- Po to żeby nie jebać gównem, Juan. - Nathaniel spojrzał w stronę Brada i syknął - Czysty kurwa ojciec.
- O przepraszam bardzo, jak ostatnim razem sprawdzałem to ty byłeś ich ojcem...
Domofon zabrzęczał i furtka ustąpiła. Nathaniel wszedł na podwórze domu White'ów, rozglądając się za tym pierdolonym, starym yorkiem. Musiał być przygotowany na wszelkie niebezpieczeństwa.
- Zachowuj się... - Mruknął do Brada.
Drzwi otworzyła im matka Nathaniela.
- Syneczku, widzę, że w końcu zmądrzałeś i pozbyłeś się tego... - Obrzuciła wzrokiem swoje przybrane wnuki i samego Nathaniela w możliwie jak najmniej gotyckim, a jak najbardziej świątecznym outficie. Dopiero po chwili dostrzegła za jego plecami Brada, machającego do niej ręką - Dobra, chyba powiedziałam to zbyt prędko.

***
- Josh, co to ma być? - Gabriel spojrzał na zawartość bagażnika.
- Spytaj Brada jak już wróci z kawusi u teściowej.
Gabriel chwycił w dłoń kawałek pnia.
- Dlaczego ona jest w kawałkach?
- Kurwa, wy to niczego nie umiecie docenić. To Ikea, ignorancie. - Josh zaczął wypakowywać z bagażnika pociętą na kawałki choinkę.
- Jakoś nie widzę części do montażu...
- Kurwa, Gabryś, ty się chuja na modzie znasz, jej się nie składa, tylko układa. Wiesz, instalacja artystyczna.
- Na potwierdzenie swych słów zaczął układać z kawałków choinki skomplikowane figury. - Tak się tworzy sztukę, jebańcu.
Usłyszeli za sobą kroki - Zachariasz akurat zbiegał po schodach na podjazd. Podszedł bliżej i zerknął przez ramię Josha, wprost do bagażnika.
- Co to, kurwa, jest... - Złapał się za serce, udając że zaraz dostanie zawału. A może naprawdę miał go mieć. - Emma nas zapierdoli...

***
- Elo, stara - Brad przepchnął matkę Nathaniela i bezceremonialnie wszedł do środka. - Dla mnie na wynos.
- Słucham? - Krzyknęła oburzona matka, a Nathaniel z rozbawieniem pomyślał, że kobieta przypomina nieco rybę wyciągniętą na brzeg. Identycznie rozdziawiona paszcza.
- Tylko mi kurwa nie mów że przesoliłaś barszczyk - Brad złapał się za głowę.
- Brad, sądzę, że... - Matka Nathaniela starała się opanować, ale goth widział, że niedługo w końcu wybuchnie.
-KURWA, PRZESOLIŁAŚ? JAK MOGŁAŚ SZMATO
- Brad, nie przy dzieciach - Warknął Nathaniel.
Matka westchnęła i odwróciła się w jego stronę. Ignorując Brada, pogłaskała wnuki po głowach.
- Nathanielu White... Mówię to z bólem serca, ale... Dopóki nie pozbędziesz się Brada ze swojego życia, nie pokazuj się tu nigdy więcej.

***
- Jesteśmy w ciemnej dupie, panowie - Zachariasz zaciągnął się dymem. - Rozkurwi nas w drobny mak.
- Taki dizajn, co nie. - Josh w dalszym ciągu układał choinkę, starając się znaleźć jak najlepszą formę. - Tu się da światełka, tam jakąś bombkę i choinka jak się patrzy.
Gabriel spojrzał na Zachariasza patrzącego beznamiętnie w dal.
- Masz jakąś polisę na życie?
- Jestem kurwa wampirem. - Mruknął, najwidoczniej odliczając już czas do swojej śmierci w męczarniach. - Może da się jeszcze załatwić inną choinkę.
Drzwi wejściowe trzasnęły i Zachariasz aż podskoczył, spodziewając się najgorszego. Emma ruszyła w ich stronę, nie wiedząc jeszcze co ją czeka.
- Hej... Co to jest? - Podchodząc, złapała w dłoń kawałek pnia, uważnie oglądając. - Zaraz, to nasza choinka?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top