#4

*Dla przypomnienia: W tym rozdziale opisane jest dzieciństwo Billa i Willa*

***

Było pochmurne, jesienne popołudnie. Bill i Will nudzili się w domu już do granic wytrzymałości, więc jak to chłopaki, musieli trochę porozrabiać. Zaczęła się zabawa w berka, obydwaj świetnie się bawili. Do czasu. Gdy Bill był berkiem i gonił brata, nie wyrobił na zakręcie i uderzył w małą, wąska pułeczkę, na której stał piękny, ręcznie zdobiony i bardzo drogi wazon. Jak można się spodziewać, naczynie spadło i pokruszyło się na drobniutkie kawałeczki.
- Oj...- jęknął cicho blondyn.
Na dźwięk tłuczonego szkła do pokoju od razu wszedł ojciec bliźniaków. Pierwszym co zobaczył, był trochę wystraszony Bill i rozbity wazon.
- Co tu się stało?!
- Ja... Ja nie chciałem... To był wypadek...- zaczął się tłumaczyć chłopiec.
- Tak tato... To taki wypadek podczas zabawy...- dodał Will, który nie chciał w takiej sytuacji zostawiać brata samego.
- Nie obchodzi mnie czy to był wypadek, czy nie. Czy ty masz pojęcie ile to kosztowało?!- zwrócił się do Billa.
- No... Ja wiem... Ale... To na prawdę niechcący... Ja nie chciałem zrobić nic złego... Przepraszam...
- Twoje przeprosiny na nic mi się nie zdadzą!- zdenerwowany Anthony złapał syna za ramię.
- Tato.. to... To boli... Ja na prawdę nie chciałem.... Na prawdę...
- Zejdź mi z oczu, ale już!- powiedział i puścił chłopaka.
- Tato... Przepraszam...
- Wynocha!
- Tak tato...- powiedział przez łzy blondyn i pobiegł do pokoju, który dzielił z bratem. On niedługo po tym do niego dołączył i próbował go pocieszyć, ale na marne...

***

Bill i Will bawili się w salonie w piratów. Obaj weszli na kanapę, a blondyn podchodził coraz bliżej brata ze swoim drewnianym mieczem wysuniętym do przodu zmuszając tym samym niebieskookiego do cofania się. Udawali, że Bill jest złym kapitanem piratów i prowadzi dobrego kapitana floty piekielnej, Willa, po belce.
- Poddaj się kapitanie Willu! Jeśli cofniesz się jeszcze krok, wpadniesz do wody pełnej krwiożerczych rekinów ludojadów! Arrrr!
- Nigdy! Będę walczyć do samego końca! I nawet taki łotr jak ty nie będzie w stanie się mnie pozbyć!
- To się jeszcze okaże!- Bill podszedł jeszcze kroczek do przodu na co Will cofną się i spadł z kanapy.
- Willy, nic ci nie jest?- zapytał blondyn, który nie przewidział takiego obrotu spraw.
- Nie... Wszystko w porządku... Tylko trochę boli...- powiedział pocierając obolałą głowę.
Kawałek zajścia, mianowicie upadek Willa, widział Anthony, który nie był z tego zachwycony.
- Bill! Coś to narobił?!
- Tato, wszystko dobrze, już mnie nie boli.- próbował bronić brata Will.
- Nie chodzi o to, czy boli, chodzi o to kto wymyślił wogóle tę zabawę?! Jestem pewien, że Bill. Tylko on mógłby wpaść na coś tak idiotycznego. Mam rację Bill?
- Mmm... No... No tak... To był mój pomysł... Ale... Nic się nie stało...
- Tak, i tyle dobrego! A co by było gdyby Will zrobił sobie jakąś poważną krzywdę?! Myśl czasem co robisz!
- Ale tatuś, przecież nic mi nie jest, chyba to się liczy... Poza tym uważaliśmy...- wtrącił Will.
- Uważsliście, tak? To dlaczego spadłeś z kanapy i się potłukłeś?
- To był tylko wypadek...
- Dosyć tego, Bill marsz do pokoju!
- Ale... Ale dlaczego ja? Przecież nic nie zrobiłem...
- No własne, nic złego nie zrobił.
- Nie dyskutuj ze mną Bill! Rób co ci karze!
- Nie.- zaprotestował blondyn, który uważał, że kara była niesprawiedliwa.
- Co takiego?
- Powiedziałem nie.
- I to był twój błąd.- demon był wściekły, bo nie znosił nieposłuszeństwa. Chwycił syna za ramię bardzo mocno i siłą zmusił do pójścia do pokoju.
- Ała... Boli...
- I bardzo dobrze! Może to cię nauczy posłuszeństwa.

***

- Tato! Tato! Chodź posłuchasz jak gram na fortepianie, spodoba ci się!- powiedział pełen entuzjazmu Bill, który był dumny z siebie za to, że potrafił już zagrać kilka utworów i konieczne chciał, aby ojciec też był z niego dumny.
- Przestań z tym fortepianem! Mógłbyś zająć się czymś pożytecznym, a nie marnować cały swój czas na to.
- Ale tato... Ja na prawdę się starałem i... I chciałem żebyś posłuchał...
- Nie będę na to marnować swojego cennego czasu, jestem zajęty ważniejszymi sprawami.
- Ale....
- Żadnego "ale"! Zajmij się czymś, co jest warte uwagi.

***
__Kilka (ludzkich) lat później___

- Wow, Bill to było piękne!- zachwycał się William, kiedy blondyn skończył grać.
- Dzięki! Myślisz, że tacie by się spodobało?
- Jestem pewny! Zawołaj go, niech posłucha!
- Nie... To nie ma sensu, on i tak nie przyjdzie...
- To... To może ja go przekonam?
- No dobra, możesz spróbować...
- Tato, musisz czegoś posłuchać!
- Czego takiego synu?
- Jak Bill gra! To na pewno ci się spodoba, ba! Będziesz zachwycony!
- Przykro mi Willy, ale nie mam teraz czasu na takie bzdury. Przekaż bratu, żeby zajął się w końcu czymś poważniejszym.

***

Bill znowu napsocił, a ojciec stracił już do niego cierpliwość i solidnie mu wlał. To było lanie z dodatkiem rozlewu krwi. Blondyn siedział w pokoju i płakał. Nawet nie z bólu, chodziło o to, że Anthony był w stanie posunąć się aż tak daleko.
Po jakimś czasie Bill zgłodniał i chciał iść do kuchni aby wziąć sobie coś do jedzenia, ale przez przypadek posłuchał rozmowę rodziców.
- Myślę, że potraktowałeś go zbyt surowo...
- Może w ten sposób coś do niego dotrze!
- Ale to przecież jeszcze dziecko...
- Pokraka nie dziecko! Nie mogę uwierzyć, że to mój syn...
- Nie mów tak.
- Niczego nie potrafi zrobić dobrze! Czego by się nie dotknął, zaraz to psuje, nieudacznik. Najchętniej bym się go pozbył.
- Co?- jęknął zapłakany Bill, który nie mógł już dłużej słuchać tej rozmowy.
- Kochanie, tatuś nie chciał...
- Właśnie, że chciałem! Niech wie co o nim myślę! Niech wie, że do niczego się nie nadaje.
- Ale tato...
- Nie ma "ale tato"! Zawsze byłeś tylko kulą u nogi.
- Nie...- wydusił z siebie Bill i wybiegł z domu. Pobiegł do lasu, do najgłębszej, najmroczniejszej, najbardziej niebezpiecznej części lasu, kucnął przy jeziorku i zaczął płakać.
Gdy długo nie wracał, Will postanowił go poszukać. Szukał długo. Bardzo​ długo. W końcu znalazł, ale przekonanie go aby wrócił do domu nie było takie proste.

***

Bill postanowił udowodnić ojcu, że nie jest od niego w niczym gorszy i zajął się studiowaniem ksiąg z zaklęciami, uczył się wiele o innych wymiarach, nauczył się otwierać portale. Wszystko po to aby zaimponować ojcu.
W bardzo młodym wieku udało mu się podbić pierwszy wymiar. Na Anthonym nie wywarło to żadnego wrażenia i nadal traktował syna jak śmiecia.

***

Podbijanie wymiarów coraz bardziej pochłaniało młodego demona. W wieku mniej więcej odpowiadającemu ludzkim 20 lat (To zdanie chyba nie jest do końca poprawne gramatycznie, ale spać mi się chce więc trudno) władał już 14 wymiarami. Jego pasmo zwycięstw nadal nie przekonywało ojca. Dla Billa przestał to już być sposób na sprawienie, że ojciec będzie z niego dumny. Im więcej miał potęgi, tym bardziej ta potęgą go pochłaniała, zmieniała, ziewalała. Został niewolnikiem władzy. Nie potrafił przestać, wszystko inne przestało się dla niego liczyć, przez co zerwał nawet kontakt z najbliższą mu osobą - Williamem.

***

Po porażce w Gravity Falls, ojciec demona, który dotychczas miał głęboko w poważaniu to, co robi jego syn i to ile wymiarów podbił, bardzo się na niego pogniewał.
- Splamiłes szlachetne nazwisko Cipher!
- Nie mogłem nic zrobić! Sam nie wiem jak to się stało!
- Dosyć! Zamilcz! Nie zasługujesz na to aby nazywać się moim synem. Wynoś się z mojego domu i nigdy tu nie wracaj!
- Ale..
- Powiedziałem wynocha!

***

###

No, a więc jednak nie trzeba było czekać.
No i fajnie! Nie jestem pewna, czy napisałam tu wszystko co chciałam, ale ja już nie myślę o tej godzinie, a jest teraz dokładnie.... 0:21.
Tak.

W takim razie, dobranoc. Albo dzień dobry. Nie wiem....

Miłego dnia lub nocy <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top