Laski Cukrowe
UWAGA
Nie zdążyłam skończyć więc będzie to najprawdopodobniej one-shot w dwóch shotach bo chce to wstawić jako „prezent“ świąteczny o ile tak to można nazwać.
Wesołych świąt ❤️❤️
Ophelia była od zawsze uparta i nieufna wobec ludzi. Napój zawsze miała swój, gdyż od innych bała się wziąść, przyjaźnić z ludźmi się bała jak i rozmawiać, nigdy się nikomu nie zwierzała bo myślała że ktoś mógłby to wykorzystać przeciwko niej. Skąd to wynikało? Nie wiedziała. Może przez to że wychowana została z wujem i ciotką? Możliwe ale nie miała do tego zbyt dużych powodów. Nie faworyzowali jej kuzynostwa, traktowali ją tak samo, a niby głupie cukierki mogła wybierać pierwsza bo była najmłodsza, tak było zawsze.
- Którego cukierka chcesz Oph? - zapytała pani Moore, na co sześcioletnia dziewczynka z przymrużonymi oczami przyjrzała się laskom. Były tam aż cztery laski - niebieska, zielona, żółta oraz czerwona. Dziewczynka po chwili namysłu wzięła zieloną laskę, a dwoje innych dzieci obserwowało ten czyn samemu czekając na swoją kolej.
- Shaula - powiedziała do dziewczyny która wyczekiwała na swoją kolej cierpliwie, po czym zabrała bez dłuższego myślenia żółtą laskę mówiąc że jest najładniejsza, a zaraz po niej chłopiec chwycił czerwoną laskę.
- A ta dla Ciebie gdyż jesteś jak dziecko - powiedziała kobieta podając swojemu mężowi niebieską laskę który kręcąc głową przyjął słodycza po czym ją przytulił, a dzieci od razu pobiegły ich przytulić oprócz Ophelii. Czuła dziwny opór którego sama nie potrafiła określić.
Tak samo było i tym razem ale już czternastoletnia Ophelia uparcie stała w uścisku z kuzynostwem i wujostwem również w podzięce za słodycza, ale też po części z lekką paniką. Przed chwilą czytała gazetę w której informowano o tym że z Azkabanu uciekło kilku groźnych śmierciożerców z Bellatrix Lestrange na czele. Pisano również że pomógł w tym Syriusz Black który wcześniej zbiegł z Azkabanu ale ciotka mówiła że nie ma co się bać i że jest on mniej groźny od małego baranka, ale gorzej z resztą zbiegów i w tym oto celu opuszczają piękną Francję w której od lat mieszkali.
- Przestań - warknęła cicho Ophelia na Capha który zaczął czochrać jej włosy.
- Czemu? - zapytał chłopak wręcz wyzywająco na co dziewczyna miała ochotę mu przywalić.
- Bo tak mówię - powiedziała dziewczyna na co Caph chciał znowu jej poczochrać włosy, ale tym razem Jacob zatrzymał jego rękę.
- Nie denerwuj jej. Nie chcę to nie - oświadczył mężczyzna na co chłopak z lekkim oporem mruknął coś podobnego do dobrze tato, po czym zamilkł, a Ophelia zaczęła się szczerzyć jak głupia na myśl że chłopak który gada jak najęty nareszcie zamilknie.
- Nie chce mi się wyjeżdżać z tak pięknego miejsca - westchnęła Shaula głaskana delikatnie po plecach przez matkę. - Zostawić wszystko bo jakiś typ ma widzi mi się chce opanować świat. No ja nie mogę w to uwierzyć. Zostawić Céline, Monique i Paulette? To mi się w najgorszych koszmarach nie śniło!
- Najgorszy twój koszmar to... - zaczął Caph ale Shaula od razu mu przerwała :
- Ani mi się waż - zagroziła machając palcem lecz ten nic sobie z tego nie robiąc kontynuował.
- Zostawienie Timothée'ego to twój najgorszy koszmar - oświadczył chłopak na co dziewczyna podciągnęła rękawy najeżdżając na chłopaka z pięściami przygotowanymi lecz ten szybko uciekł.
- POŻAŁUJESZ TEGO! - wrzasnęła biegnąc za nim Shaula która wręcz przeskoczyła cały pokój.
- Co za Timothée? - zapytał praktycznie od razu Jacob na co Ra głośno westchnęła, a Ophelia uwolniła się z uścisku wujostwa.
- Oj nie panikuj - powiedziała Ra z rozbawieniem obserwując męża, sama wiedząc kim jest chłopak lecz mężczyzna tylko chwilowo na nią spojrzał po czym skierował wzrok na Ophelię siadając na kanapie.
- Oph co to za Timothée? - zapytał mężczyzna uważnie obserwując twarz czarnowłosej która w żadnym stopniu nie drgnęła. Pamiętała jak dzisiaj jak jej kuzynka dzień w dzień jak pies z kotem wyzywała się z Timothée'm który odpowiadał jej dokładnie tym samym. Do czasu aż chłopak zaczął grać w Quidditcha którego Shaula uwielbiała, a że była w tym samym domu co chłopak mogła przychodzić oraz obserwować grę i to musiało jej wystarczyć gdyż w Beauxbatons tylko chłopcy mogli grać w Quidditcha co cała rodzina Moore oraz Ophelia uważała za nie normalne.
Była pewna że jakby zobaczyli grę dziewczyny bez dłuższego myślenia przyjęliby ją do drużyny, ale może to i dobrze że nie mogła w niego grać? Przez pewną historię powiązaną z tą grą Timothée i Shaula się zeszli co stało się całkiem niedawno, ale tak samo szybko dziewczyna dowiedziała się o przeprowadzce i postanowiła jak najszybciej zakończyć związek mówiąc że tak będzie lepiej.
Oczywiście wytłumaczyła mu z jakich to powodów ale chłopak i tak uparcie próbował jakoś ratować ten związek, mówiąc że może przeprowadzić się do babci która mieszkała w Hogsmeade, ale dziewczyna powiedziała że za dużo zrobił aby to wszystko zostawił dla niej.
Sama Ophelia nie wiedziała co o tym sądzić. Z jednej strony jak już czytała romanse to tylko z tragicznym zakończeniem gdyż jak była mała ciotka praktycznie zawsze czytała im bajki z dobrym zakończeniem i najzwyczajniej w świecie jej się to znudziło, ale w tym przypadku wolałby aby to skończyło się szczęśliwie.
Źle i dziwnie patrzyło jej się na smutną Shaulę która była wiecznie wesoła, pozytywna, energiczna a teraz zaczęła marudzić, zamieniła się w strasznego pesymistę co nie odpowiadało chyba najbardziej samej jej i Ophelii. A czemu to? Shaula była zawsze promyczkiem nadziei, gdy czuła się beznadziejnie i czuła że nie ma już nadziei na szczęśliwe zakończenie, a teraz zdawała się zamieniać w nią. W wiecznie nie zadowolonego pesymistę, który wiecznie marudzi praktycznie nic mu się nie chcę, a najchętniej to by jadł spał i pił.
- Taki jeden. Nie masz co się martwić - mruknęła Ophelia wpatrując się zestresowana w fotel po jej prawej stronie, na co dwójka zmarszczyła lekko brwi siadając po jej obu stronach.
- Słońce co się dzieje? - zapytała Ra spokojnie kładąc rękę na jej kolanie delikatnie po nim jeżdżąc w uspokajającym geście, a Jacob wpatrywał się ze zmartwieniem w twarz dziewczynki.
- Boję się - odparła po dłuższej chwili zawachania, na co mężczyzna pogłaskał delikatnie ją po ramieniu z troską.
- Czego krówko? - zapytał Jacob na co dziewczyna westchnęła chowając głowę w rękach.
- A co jak będzie tak jak w Beauxbatons? Znajdą się damy myślące że mogą wszystko i nastawią każdego przeciwko mnie? Przecież gdyby nie Caph... - westchnęła dziewczyna głośno bliska załamaniu.
Zdawała sobie sprawę tego że większość populacji żeńskiej w szkole rozmawiała z nią tylko ze względu na Capha. Będąc szczera im się nie dziwiła gdyż miał naprawdę piękny charakter jak i wygląd. Kochany, troskliwy, pomocny, miły, opiekuńczy... I dużo innych cech które mogłaby wymieniać bardzo długo lecz nie chciała aby jego ego stało się jeszcze wyższe aby czasem nie przesadził z tym że go chwali. Z wyglądu miał niebieskie oczy oraz czarne włosy, ni za mało ni za dużo umięśniony z mocno wyrysowanymi kośćmi. Był naprawdę piękny zresztą jak Shaula.
O charakterze Shauli mówiłoby się za długo i to same dobre rzeczy. Była wręcz idealna. Ophelia nie potrafiła przez tyle lat znaleźć w niej jakichkolwiek niedoskonałości więc uznawała ją za czystą perfekcji. Z wyglądu miała jasnobrązowe falowane włosy które sięgały do pępka oraz szare oczy trochę delikatniejsze kości policzkowe, lecz nadal pięknę przez co Ophelia jak przy nich stała czuła się bardzo mizernie.
Zielone oczy. Jasne wręcz rażące swoim pięknem oraz jasnością świadczące o tym jak jasno świecić chcą i potrafią były przygasione przez smutną minę która praktycznie zawsze jej towarzyszyła. Czarne lokowane włosy sięgające łopatek, piękne i gęste dla każdej osoby która je zobaczyła - dla dziewczyny były one przeszkodą. Były ciężkie ale dziewczyna uważała że to jej jedyny atut więc ich nie ścinała. Była chuda. Bardzo chuda. Miała niedowagę i nie potrafiła przytyć mimo że próbowała już kilkukrotnie, lecz z żadnym skutkiem. Kości policzkowe Ophelii były pięknie wyrysowane oraz ładne, idealne malinowe usta wypełnione ni za mało ni za dużo. Była piękna mimo malutkich wad, lecz przykre było to że tego nie widziała.
- Dasz sobie radę - powiedziała ciotka pewnym tonem. - Też się bałam było ciężko nawet przez tak naprawdę każdy tamten rok po kolei, aż w szóstej klasie nie poznałam jego - odparła wskazując głową na Moore'a który tylko lekko się uśmiechnął do siebie. Niby zwykły uśmiech ale sprawił że na buzi Ophelii zagościł szeroki uśmiech. - Hogwart był moim pierwszym prawdziwym domem. Chciałam abyście czuli się w nim wszyscy tak samo jak ja w Hogwarcie i na nim się wzorowałam. Mam nadzieję że osiągnęłam swój cel, że czujesz się tu dobrze i swobodnie.
- Oczywiście - odparła odrazu dziewczyna oburzona że w ogóle mogli myśleć inaczej.
- Jak tu się czujesz dobrze to i tam się dogadasz, może nie z każdym gdyż wszędzie znajdą się źli ludzie których dawałam Ci kilka przykładów nawet z imienia i nazwiska które sama możesz mi teraz wymienić.
- Bellatrix Lestrange, Lucjusz Malfoy, Fernir Greyback, Mary Powell, Volde... - zaczęła wymieniać lecz przerwała widząc że ciotka niespokojnie zaczyna poruszać się na kanapie.
- W każdym razie wiesz o co chodzi - odparł Jacob z uśmiechem który był wyjątkowo dziwny którego nie rozumiała. To nie było normalne że ona mówi o psychopatach, a on się uśmiecha. Ra od razu zobaczyła że dziewczyna nie rozumie uśmiechu mężczyzny na co zaczęła jej tłumaczyć że chodzi o to że jest dumny że potrafi rozpoznać zło i dobro, na co dziewczyna pokiwała głową po czym skierowała się do swojego pokoju.
- Shaula! Pilnuj tej swojej Riley! - usłyszała krzyk Capha do swojej siostry. Riley była kotem domowym, ale tak naprawdę Shaula nią się ciągle opiekowała. Caph i Oph nie lubili kotów, Ra i Jacob chcieli aby dzieci nauczyły się odpowiedzialności, ale coś im nie wyszło, gdyż kotem przejmowała się tylko Shaula.
Ophelia weszła do pokoju nie przejmując się sprzeczką rodzeństwa po czym położyła się na łóżku, chcąc odpocząć gdy w jednej chwili odpłynęła w głęboki sen. Jej sen był co najmniej dziwny gdyż opowiadał o kocie z myszą na głowie tańczącym poloneza z psem, a ten pies przy okazji próbował nieskutecznie ugryźć go w nos gdyż ciągle musiał tańczyć.
🍭
- Krówko wstawaj - usłyszała szept przez co zaczęła się kręcić w łóżku. - Będziemy się zaraz przenosić do siedziby Zakonu - usłyszała ponownie lecz ta tylko schowała głowę w poduszce.
- Jeszcze pięć minut - powiedziała błagalnie dziewczyna po czym obróciła się na drugi bok.
- Krówko mówiłaś tak dziesięć minut temu - powiedział wuj dziewczyny, na co ona sama po mału zaczęła się budzić.
- Już wstaje - wymruczała podnosząc się do siadu. Jacob tylko uśmiechnął się i wyszedł. - Nie chcę mi się - powiedziała, ponownie rzucając się na łóżko, lecz tylko na chwilę gdyż zaraz wstała ogarniając się i szybko zeszła na dół.
- Chodź słońce bo musimy wychodzić - spokojny głos ciotki sprawił że zachciało jej się jeszcze bardziej spać, więc gdy Ra podała nazwę ulicy ta pół przytomnie powtórzyła nazwę z nadzieją że jest dobrze i na szczęście tak się stało gdyż zaraz zobaczyła kuzynostwo do których prędko podeszła. W miejscu w którym byli było wyjątkowo mrocznie przez co dziewczyna wcisnęła się pomiędzy Capha, a Shaulę którzy jak to w zwyczaju mieli zawsze jak Oph się bała objęli ją z obu stron przytulając mocno aby się nie bała.
- Nie ma się czego bać. Tylko kupy gruzu - mruknął Caph rozglądając się po brzydkim budynku. W tym samym momencie pojawiła się tam i również ciotka po czym opuścili budynek kierując się w nieznanym dla dzieci kierunku. Nie długo zajęło gdy dotarli, a Shaula zaczęła mówić na prośbę jej matki. Po tych słowach zaczął pojawiać się budynek, na co Ophelia wtuliła się w kuzynostwo jeszcze bardziej.
- Ten budynek jest okropny - skomentowała Ophelia nie mogąc się oprzeć przed tymi słowami.
- Nie da się niestety zaprzeczyć - poparła ją mimowolnie Shaula, Caph tylko pokiwał głową, po czym weszli do domu kierując się na jedno z pięter i wtedy się dopiero zaczęło.
Shaula omal nie zemdlała widząc wiszące głowy skrzatów domowych, Ophelii ze strachu pociekła krew z nosa prosto na żółtą sukienkę, Caph omal nie zwymiotował na widok głów, a rodzice starali się opanować trójkę dzieci lecz z marnym skutkiem.
Po chwili Ophelia była już prawie uspokojona, lecz wtedy do pokoju zaczęło wpadać coraz więcej osób jak. Najpierw rudzi bliźniacy z czarnowłosą dziewczyną, później Syriusz Black którego Oph kojarzyła tylko z gazet. Tym że jest mordercą przez co niepokój znów powrócił, a krew się nasiliła przez co schowała się za Caphem który już się uspokoił i starał się pomóc swoim rodzicą opanować dziewczyny, lecz z marnym skutkiem gdyż starsza z dziewczyn i tak zemdlała, a młodsza nie potrafiła się uspokoić przez co traciła dużo krwi.
- Ophie uspokój się - powiedział Caph delikatnie kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny odwracając się do niej po czym ją przytulił. - Nie ma się czego bać. Mama mówiła że są niegroźni, a jak są to ja Cię uratuje - odparł odsuwając się i dumnie się wypinając na co dziewczyna się zaśmiała przytulając się do kuzyna.
- Dziękuję - powiedziała Ophelia po czym się odsunęła patrząc na bluzę chłopaka która była cała w krwi. - Przepraszam - powiedziała uśmiechając się niewinnie na tyle ile mogła.
- Nic nie szkodzi - odparł spokojnie chłopak uśmiechając się. - Ma ktoś chusteczkę?! - krzyknął w stronę ludzi, a zaraz potem podeszła do niego blondwłosa dziewczyna z chustką w ręku którą mu wręczyła. - Dziękuję - odparł uśmiechając się do niej, a ona odwzajemniając gest skinęła głową.
- Ty to ze mną masz - mruknęła Ophelia, czując jak chłopak przykłada do jej nosa chusteczka pozbywając się pozostałości krwi gdyż większość skończyła na bluzie.
- Może i mam, ale wolę mieć, niż aby Cię nie było - powiedział chłopak na co dziewczyna odpowiedziała tym samym po czym ponownie go przytuliła.
- Kocham Cię - powiedziała dziewczyna, na co czarnowłosy mocno ją przytulił.
- Ja Ciebie też Ophie - powiedział Caph głaszcząc delikatnie jej włosy.
- Oooo... - usłyszeli po swojej prawej na co Ophelia gwałtownie podniosła głowę ujrzawszy tą samą czarnowłosą dziewczynę co przyszła tam jako pierwsza. - O kurka przepraszam - powiedziała dziewczyna ze speszeniem. - Mama mówiła abym nie podchodziła... Głupia Brielle... - powiedziała po czym zaczęła się uderzać lekko po twarzy jakby dla oprzytomnienia, po czym zaczęła odchodzić, a kuzynostwo obejrzało się po otoczeniu gdy doszli do wniosku że oprócz czarnowłosej nie ma tu nikogo.
- Przepraszam - powiedział od razu Caph na co Brielle odwróciła się w ich stronę.
- Do mnie mówisz? - zapytała dziewczyna spoglądając na chłopaka, a ten pokiwał głową. - A więc słucham?
- Wiesz może gdzie mamy mieć pokój? - zapytał na co dziewczyna otwartą dłonią uderzyła się w głowę.
- Tak! Wiem! Miałam was tam zaprowadzić, ale przez tą sytuację zapomniałam. Przepraszam już prowadzę - powiedziała dziewczyna po czym zaczęli wchodzić po schodach.
- Te głowy są obrzydliwe - powiedziała Ophelia której żołądek prowadził jakiś kompletny bunt i wydawało jej się że zaraz co najmniej zwymiotuje.
- Ano racja - powiedziała dziewczyna. - Ale nie da się tego dziadostwa zdjąć. Próbowałam - dodała dziewczyna po czym odwróciła się i szła tyłem po schodach. - Tak w ogóle to jestem Brielle ale możecie mi mówić Brie Ellie lub idiota. Nie będę narzekać - powiedziała dziewczyna po czym stanęła w miejscu. - Tutaj jest pokój...? - powiedziała patrząc na Ophelie pytająco.
- Ophelia - przedstawiła się młodsza dziewczyna po czym spojrzała na drzwi.
- Ophelii. Dzielisz go z Ginny i Hermioną. Bardzo fajne dziewczyny - powiedziała. - A twój kuzyn o ile się nie mylę, pokój ma na trzecim piętrze z Fredem i Georgem. Tacy durni, nienormalni ludzie, ale fajni i śmieszni. Ogólnie są nie groźni więc nie ma się co bać - powiedziała Brielle ponownie do Ophelii, a ta pokiwała głową spokojniejsza. - Coś jeszcze chcesz wiedzieć Ophelio?
- A gdzie ma pokój Shaula? I wujek z ciocią? - zapytała dziewczyna na co ta odpowiedziała.
- Na drugim piętrze. Tam jest Harry i Ron w jednym pokoju w drugim Shaula, a w kolejnym twoje wujostwo, więc jak nie jesteś pewna to spokojnie pukaj po kolei. Też są mili - odparła Brielle na co Ophelia pokiwała głową.
- Dziękuję. Do później - powiedziała Ophelia nie mając ochoty już dzisiaj w ogóle wychodzić z pokoju, więc weszła do pokoju gdy zobaczyła dwie dziewczyny żywo o czymś rozmawiające, lecz gdy tylko dziewczyna weszła do pokoju zapadła cisza.
- Cześć jestem Ginny - powiedziała rudowłosa dziewczyna z uśmiechem wstając z łóżka, podeszła do niej po czym podała jej rękę.
- Jestem Ophelia. Miło poznać - powiedziała dziewczyna odpowiadając również uśmiechem, po czym spojrzała w stronę Hermiony, która po tym wstała i podeszła do niej z uśmiechem.
- Hermiona Granger - przedstawiła się również podając jej rękę.
- Cieszy mnie poznanie was. Jak już wspomniałam mam na imię Ophelia - odparła dziewczyna uśmiechnięta po czym zaczęły rozmawiać i na tym tak naprawdę zleciał im cały dzień, a później i pobyt.
🍭
Rozstanie dzieci z rodziną sprawia że serce pęka na pół i właśnie tak miała Ophelia która była przybita jak większość jej rodziny gdy musiała jechać do Hogwartu.
- Pa - powiedziała dziewczyna ostatni raz machając wujostwu, po czym odeszła w stronę Capha któremu o wiele łatwiej było się pożegnać z rodziną, a zaraz po pożegnaniu został praktycznie zabrany przez bliźniaków Weasley.
- Wy durni jesteście. Wszyscy trzej - usłyszała głos Brielle gdy tylko podeszła. - Ophelia powiedz im coś. Wymyślili sobie że klozety będą gadały w Hogwarcie, a gdy będzie chciało się na nich usiąść będą gryźć - powiedziała dziewczyna, na co bliźniacy przenieśli na nią wnerwiony wzrok spowodowany wygasaniem ich planów.
- A twój będzie pierwszy - powiedzieli jednocześnie po czym odeszli wraz z Caphem.
- To będę chodzić do ich łazienki. Ich na pewno nie będą gryźć od tego smrodu z ich tyłków - wyburczała Brielle. - Chodź Ophelia. Znajdziemy sobie swój przedział i posiedzimy, albo coś - dodała dobrze wiedząc że chłopcy strzelili focha na nią na co najmniej kilka dni.
- Okej - mruknęła dziewczyna której obojętne było z kim siedzi byle to nie był nikt kogo dziewczyna nie miała zamiaru tolerować.
- A więc chodźmy - powiedziała Brie ciągnąć ze sobą Oph pod ramieniem, po czym już lekko się wydurniając bujały się jak pijane nucąc nie wiadomo co.
- Nie ma wolnego przedziału - powiedziała Ophelia, a Brielle wzruszyła ramionami.
- To się do kogoś dosiądziemy - powiedziała Brielle dalej bujając się, a gdy przeszły obok przedziału bliźniaków i Capha wystawiła im język.
Koniec końców dosiadły się do Luny Lovegood, a zaraz po tym dosiadła się trójka osób. Harry, Ginny oraz jakiś chłopak którego dziewczyna. Dziwnie się czuła że teraz przedział będzie tak zatłoczony, ale chyba tylko jej akurat to przeszkadzało.
- Jak tam wakacje Luna? - usłyszała głos Ginny lecz nie zwróciła na niego większej uwagi.
- Nieźle - odparła Luna rozmarzona obserwując ciągle Harry'ego. - Tak, było całkiem nieźle. Ty jesteś Harry Potter - dodała na co Harry mruknął tylko że wie.
Dziewczyna parsknęła cicho śmiechem wraz z nieznanym jej chłopakiem, przez co wymienili krótkie spojrzenia.
- Ale nie wiem kim wy jesteście - powiedziała dziewczyna obserwując na zmianę dwójkę osób.
- Nikim - burknęła w tym samym czasie dwójka przez co ponownie wymienili spojrzenia.
- Nie opowiadajcie głupstw - powiedziała wręcz oburzona Ginny. - To jest Ophelia, to Neville, a to Luna. Jest na tym samym roku co ja i wkrótce Oph - dodała wskazując na poszczególne osoby, a Ophelia chciała się odezwać lecz nie było jej to dane.
- Kto ma olej w głowie temu dość po słowie - powiedziała Luna na co dziewczyna się oburzyła.
- Czy ty masz mnie za głupia? - zapytała od razu zdenerwowana lecz nie dostała odpowiedzi więc spojrzała tylko na nią krótko po czym spojrzała na widok za oknem.
Neville, jak go nazwała Ginny, zaczął pokazywać prezent który był rośliną. Dziewczyna która była kompletnie tym nie zainteresowana odwróciła głowę w stronę okna zlewając słowa chłopaka, aż do chwili gdy nie poczuła na sobie dziwnej mazi.
- CO TO DO CHOLERY JEST?! - wrzasnęła Ophelia próbując zrzucić z siebie tego dziwnego gluta, a Neville biedny spłoszony jej zachowaniem tylko coś wymamrotał pod nosem.
- Oph uspokój się - powiedziała Ginny bardzo spokojnie po czym próbowała ściągnąć z dziewczyny dziwną maź, ale zdenerwowana czarnowłosa w jednym momencie opuściła przedział.
- Czuje się jakbym była w glucie - burknęła do siebie dziewczyna, po czym ujrzała Capha z bliźniakami Weasley oraz jakimś chłopakiem którego nie kojarzyła, lecz po opisie wyglądu który otrzymała od bliźniaków zdawał się jej to Lee Jordan. Bez zastanowienia weszła tam chcąc wszystko niczym u spowiedzi opowiedzieć Caphowi.
- Czemu jesteś cała w jakimś glucie? - zapytał Caph od razu, a dziewczyna usiadła i zaczęła zaraz gadać jak najęta o wszystkim co się wydarzyło.
- Spokojnie Ophie... - powiedział chłopak wręczając dziewczynie laskę cukrową aby się uspokoiła, a ta mimo dalszego zdenerwowania sytuacją przyjęła laskę po czym ją otworzyła.
- Chcecie trochę? - zapytała wskazując na słodkość lecz każdy pokręcił głową. - Tak w ogóle to jestem Ophelia - powiedziała do chłopaka którego nie kojarzyła.
- Lee Jordan - przedstawił się chłopak po czym ich ręce się zetknęły w krótkim uścisku.
- Czyli ten chłopak jak mu tam, zaatakował Cię kwiatkiem? - zapytał Caph nie dowierzając w historię kuzynki.
- Nob task - powiedziała Ophelia z pełnymi ustami.
- Oph chodź - powiedział jakiś damski głos w drzwiach przedziału na co dziewczyna spojrzała w tamtą stronę i ujrzała Brielle która ze zdenerwowaniem.
- Czyżby królowa fochów miała przeprosić? - zapytał jeden z bliźniaków, ale nie uzyskał odpowiedzi.
- Chodź Oph. Neville chcę Cię przeprosić, a idioci tacy jak Fred tego w życiu nie zrobią, bo są uparci jak osły i tępi jak barany - warknęła wręcz Brielle na Weasley'a zdenerwowana, a Ophelia wstała dalej z laską w ustach uwielbiając słodycz. Doszła do dwóch rzeczy. Bliźniak który nazwał Brielle królową fochów to Fred, a Neville chcę ją przeprosić więc nie miała zamiaru strzelić focha na cały świat i jeszcze trochę pod wpływem chwilowego zdenerwowania.
- Nigdy nie wiesz kiedy sobie odpuścić, Elle - odpowiedział jej Fred, a wspomniana dziewczyna spojrzała na rudowłosego jakby chciała w nim wywiercić dziurę.
- Tak jak ty Freddie - powiedziała dziewczyna słodko, wręcz mdląco, po czym wzięła Ophelie za rękę i opuściły pomieszczenie.
- Więc mówisz, że ten Neville cały chcę mnie przeprosić? - zapytała Ophelia.
- Tak, nie jest taki jak Fred - powiedziała Brielle, która dalej była wściekła na Weasley'a.
- Ale ja mu nie wybaczę. Kwiat mnie zaatakował, a ja mu mam wybaczyć? - zapytała Ophelia, zdenerwowana na myśl o wybaczeniu.
- Tak, masz mu wybaczyć, bo nie zrobił tego celowo - powiedziała Brielle jakby to było oczywiste. - Neville to naprawdę fajny chłopak.
- Fred też jest fajnym chłopakiem, a raczej mu nie wybaczasz - wyburczała Ophelia.
- Neville to nie Fred. No proszę Cię, wybacz mu - poprosiła wręcz Brielle.
- No dobra - mruknęła cicho dziewczyna i weszły do przedziału po to, aby Longbottom wymamrotał nieśmiało przeprosiny, Ophelia mu niechętnie wybaczyła i patrzyła się na niego przez reszta drogi.
~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top