Lalka 6 Scena 31

Maribel otrzymała specjalne zaproszenie na mecz odbywający się w Weston Collegu. W listach, jakie pisała z Cielem dowiedziała się, że obecnie prowadzi śledztwo w tej szkole i chciałby, aby była obecna podczas meczu, w którym będzie brał udział. Była zainteresowana i jednocześnie poddenerwowana. Znowu młodzieniec znajdował się dokładnie tam gdzie Undertaker. Obawiała się, że znowu może dojść do przykrego spotkania między demonem a Żniwiarzem. Od obaw dostawała bólów głowy. Niemniej musiała udać się do szkoły nieco wcześniej. Miała do wyjaśnienia pewną kwestię ze swoim chrześniakiem, o której wspominała tajemniczo w swoich poprzednich listach.

Tak więc zawitała w murach szkoły dla chłopców tydzień przed wielkimi rozgrywkami. Towarzyszyli jej Rupert z Sophie, bowiem Aysel wyruszyła na swoją własną misję po długim przygotowywaniu. Maribel i jej dwójka służących otrzymali specjalne pokoje, w których mogli spędzić czas. Na specjalne życzenie dyrektora, gdy dotarła do niego informacja o tak ważnym gościu. Pomieszczenia były jednoosobowe, więc Maribel miała całe pomieszczenie dla siebie. Oparła dłonie o parapet otwartego okna, delektując się ciepłym wiaterkiem i promykami słońca. Pod jej oknem znajdował się park i na jednej z ławek siedział pewien chłopak. Zakapturzony, cichy i skulony trzymał w dłoniach podstawkę z kartkami. Kreślił na białej karcie czarne linie ołówka i węgla, na krótkie ułamki sekundy zerkał w górę na okno hrabiny.

Najwyraźniej jego artystyczna dusza nie mogła wytrzymać, gdy zauważył jej osobę. Była ustawiona pod idealnym kątem. Zamknięte oczy z przyjemności chwilą, kilka kosmyków ciemnych włosów, które tańczyły pod rytm wiatru, jasna twarz z lekko uśmiechniętymi ustami. Broda oparta o dłoń, jakby kobieta była marzycielem ślącym swoje pochwały do ciepłego nieba. Violet, chłopak, który szkicował hrabinę, często znajdował inspiracje w takich ulotnych sytuacjach. Nim się obejrzał, tajemnicza kobieta zniknęła w głębi swojego pokoju, a okno zostało zamknięte. Nie wiedział, kim była, może krewną jakiegoś ucznia? Nie zastanawiał się długo nad tym, zamiast tego dokończył szkic z pamięci i udał się na spotkanie przewodniczących. Był w końcu jednym z nich, miał wiele denerwujących obowiązków.

Do pokoju kobiety przybył jej ukochany chrześniak. Ubrany w gustowny mundurek szkolny z cylindrem na głowie, przywitał swoją matkę chrzestną z niezmienną grzecznością i manierami. Tuż za nim znajdował się Sebastian w tradycyjnej czarnej szacie profesorskiej. To zadziwiające jak dla dobra śledztwa musieli zmienić swoje tożsamości. Służący stał się mentorem a hrabia podopiecznym.

- Jak dobrze cię spotkać, Ciel - westchnęła z ulgą hrabina, pokazując młodzieńcowi swój uśmiech. - Usiądźmy i porozmawiajmy.

Nie do końca wiedziała, gdzie znajduje się stolik i krzesło, więc nie ruszyła się z miejsca tak szybko jak Ciel. Jej zakłopotanie zauważył Sebastian i ostrożnie zaprowadził hrabinę do wolnego miejsca. Podziękowała przed zajęciem swojego miejsca, podczas kiedy młody hrabia milczał na widok tej sytuacji. Kogoś brakowało w tym pomieszczeniu.

- Mogę spytać, gdzie jest twoja upadła anielica? - spytał dyskretnie.

- Właśnie dlatego chciałam się z tobą spotkać - zauważyła kobieta. - Ja i Aysel jesteśmy w poważnym niebezpieczeństwie. Podczas mojej ostatniej misji, zostałam zaatakowana przez Serafina w Orient Expressie.

- Nie byłaś tam wtedy z nią - powiedział na głos Ciel, gdy przypomniał sobie wydarzenia z tamtego dnia opisane w gazecie. Przy hrabinie nie było wtedy Aysel, oznacza to, że stawiała czoła sama istocie o wiele potężniejszej od siebie. Cielowi nie umknęła uwadze nowa i nieznana blizna ciągnąca się od ucha wzdłuż szczęki kobiety. - Matko chrzestna, ta blizna...

- Zgadza się. Uratował mnie wtedy Shinigami, bowiem Ethan, owy Serafin, pragnął mnie zabić, choć nie byłam przeznaczona wtedy zginąć. Po tym incydencie obje z Aysel zrozumiałyśmy, że naszym najgorszym wrogiem jest właśnie on. Skoro nie mógł pokonać Żniwiarza, oznacza to, że ucieczka z Czyśćca bardzo go osłabiła - opowiadała cierpliwie.

- Więc chcesz powiedzieć, że Aysel wyruszyła odszukać go i pozbyć się go na dobre?

- Dokładnie. Ethan jest śmiertelnym zagrożeniem dla naszej dwójki. Skoro jest szansa go zabić, jesteśmy zdecydowane, by wreszcie przestać się ukrywać pod znakiem krzyża - zaalarmowała pewnym głosem szlachcianka. - Jednak teraz, kiedy nie mam pod swoją kontrolą żadnej istoty, która byłaby w stanie wyczuć obecność Ethana, gdyby zapragnął złożyć mi wizytę, bycie samej ze zwykłą służbą w moim dworze jest bardzo niebezpieczne - dodała, zmierzając do sedna sprawy.

- Ach, rozumiem - wtrącił się demon do rozmowy. Ciel również wiedział, o co chodzi jego matce chrzestnej. Potrzebowała schronienia i obrony na czas misji upadłej anielicy. Jest jej słabym punktem i musi być chroniona.

- Progi mojego dworu są dla ciebie zawsze gościnne, matko chrzestna. Jeśli pragniesz przenieść się pod mój dach, nie zamierzam cię zatrzymywać - zapewnił młodzieniec.

- Dziękuję, ale mimo to chcę, abyś znał cenę tego kroku. Ethan może obrać za cel twój dom, gdy będę w nim przebywać.

- Nie doceniasz siły mojego kamerdynera, matko chrzestna - zauważył bez zawahania się nastoletni hrabia. Maribel nie czuła braku szacunku wobec demona, wręcz przeciwnie. Wiedziała, że jest silną, nadludzką istotą. Obawiała się jednak, że zacznie przeciwko niej postępować, czując swoją szansę w braku Aysel.

Sebastian faktycznie czuł tę niepowtarzalną szansę. Smakowita, niespotykana dusza bez tarczy siedzi tuż obok niego. Może jeśli dyskretnie to rozegra, uda mu się zdobyć przepyszną przekąskę. Och, jak piękna byłaby mina Aysel, gdyby wróciła i zobaczyła swoją hrabinę w rękach demona, gdy wyżerałby z niej duszę. Scenariusze i możliwości sprawiały, że trudno było mu kontrolować pokusy. Był demonem, on nie walczył z pokusami. On je tworzył.

- Twój demon jest silny, przyznaje to. Chodzi mi jednak o to, że moja dusza ma w nawyku przyciągać wiele, różnych wygłodniałych albo ciekawskich istot - odpowiedziała po chwili hrabina. Młodzieniec zerknął na swojego sługę. Nawet na niego nie patrzył. Sebastian wbijał swoje badawcze spojrzenie w hrabinę. Zapomniał się tuż po wyznaniu obawy Maribel. Ciel zauważył niezwykłość swojej matki chrzestnej na Campanii. Grell zapamiętał jej imię. Nastolatek zrozumiał, że jeśli przyjmie hrabinę pod swój dach, będzie musiał dobrze pilnować swojego demona. Znał sposób, w jaki teraz patrzył na Maribel.

- Zapewnie ci bezpieczny pobyt w moim dworze. Nie martw się Sebastianem, będę miał go pod całkowitą kontrolą, jak zawsze - zapewnił, zdobywając uwagę ciemnowłosego sługi w przebraniu nauczyciela. Rzucił mu ostrzegawczy wzrok, by wiedział, że karygodne zachowanie nie zostało niezauważone.

- Dobrze - kiwnęła głową szlachcianka. - Ufam ci, Ciel. Dziękuję za pomoc.

- Mogę o coś spytać, matko chrzestna? - spytał chłopiec, nim wyszedł z pokoju kobiety. Stanął w miejscu, odwracając się w stronę Maribel, która ostrożnie odprowadzała ich dwójkę do wyjścia.

- Oczywiście.

- Skąd wiedziałaś, że to ja wszedłem do twojego pokoju? - zastanawiało go to od początku spotkania. Nie odezwał się pierwszy, to ona powitała go pierwsza w progu. Skąd mogła wiedzieć z kim ma do czynienia?

- Usłyszałam twój głos na korytarzu - przyznała kobieta. To zaskakujące jeszcze bardziej, bowiem ściany w tej części szkoły nie są aż tak cienkie. Maribel musi mieć naprawdę wyostrzone wszystkie zmysły.

Niemniej to zainspirowało młodzieńca. Słuch. Dzięki temu jego dormitorium może wygrać zbliżający się mecz. Niebieski dom był słaby i w swojej historii wygrał jeden mecz. Nie dziwiono się, społeczność tego domu skupiała się na potędze umysłu, a nie mięśni. Ale jeśli użyją sprytu, to mają szansę wygrać. Ciel czym prędzej, udał się na spotkanie, na którym mógł wyjaśnić swój plan.

Po pysznym obiedzie rozpadała się ulewa. Uziemiona w pokoju hrabina okryła się kocem i czekała cierpliwie na koniec paskudnego deszczu za oknem. Siadła na fotelu, trzymając w dłoniach książkę, którą zdobył dla niej Undertaker na urodziny. Zwlekała z jej przeczytaniem, bowiem chciała się nią delektować jak najdłużej. Była to ważna książka dla niej pod wieloma względami. Za lekko uchylonym oknem usłyszała głośne śmiechy i kroki uczniów szkoły. Uciekali pod zadaszenie, biegając po ścieżce, na której formowały się kałuże. Ich buty rozbijały tafle takich małych zbiorników wodnych w trakcie ucieczki.

Do jej drzwi ktoś zapukał. Niestety nie usłyszała, kto to mógł być, niemniej, będąc przekonaną, że jest to jej służba, pozwoliła osobie wejść do środka. Odłożyła lekturę na kolana, przyozdabiając twarz w pogodny uśmiech.

- Jakieś wiadomości? - spytała łagodnie. Deszcz uderzał w okno za nią. Na tle ciemnych chmur wyglądała tajemniczo.

- Trochę się ich uzbierało, moja hrabino - wyjawił głos przybysza. Maribel wstrzymała oddech na moment, zadrżała na odgłos tego głosu. Odłożyła książkę na stolik obok i wstała z fotelu. Kiedy wydawało się na pierwszy rzut oka, że szlachcianka jest przestraszona gościem, podeszła do przodu, na odgłos jego kroków. Wkrótce udało jej się trafić w jego objęcia, w których czuła się bezpieczniej niż gdziekolwiek poza swoim domem.

- Undertaker...! - zakleszczyła jego plecy w palcach, gdy wtuliła twarz w ramię Żniwiarza. Długowłosy mężczyzna trzymał ją w swoich objęciach równie mocno, co ona. Nie widzieli się około dwa miesiące. Koc, którym okrywała swoje ciało emitował przyjemnym ciepłem jej ogrzanego ciała. Było to przyjemne uczucie, za jakim stary Shinigami tak tęsknił. Ciepło jego hrabiny.

- Prawie się nie zmieniłaś - skomentował, gdy jego uśmiech powoli znikał. Gdy wyprostował się, skierował oczy na nową bliznę hrabiny. Przejechał po małym kanionie w skórze swoim palcem. - Nie pamiętam tego na naszym ostatnim spotkaniu.

- To pamiątka, że przeżyłam atak Serafina - odpowiedziała, poddając się drobnemu dotykowi Shinigamiego. Blizna po świętym ostrzu niosła ze sobą wspomnienia tamtego ataku, których hrabina nigdy już nie zapomni.

- Ten Serafin wrócił? Miał znajdować się w Czyśćcu.

- Mam ci wiele do opowiedzenia w tej kwestii. Usiądźmy.

Opowiedziała mu wszystko to, co zdarzyło się w pociągu. Nie ominęła ani jednego szczegółu, nie okłamała go a żadnej kwestii. Mówiła całą prawdę. Undertaker słuchał uważnie, wyraźnie zainteresowany wydarzeniami, które go ominęły. Gdyby nie nieznany mu Żniwiarz nie stawił czoła Serafinowi jego hrabina byłaby martwa i nawet by o tym nie wiedział. Straszne uczucie. Ulgą okazało się spotkanie Maribel z królową i pozwolenie jej działania tylko na terenie kraju. Przynajmniej teraz nie będzie musiała przeżywać tak stresujących podróży jak ta i Campania. Undertaker rozumiał postanowienie Maribel o pozwoleniu Aysel wyruszyć na poszukiwania Ethana. Wyjaśniła, że będąc w posiadłości Phantomhivów od tej pory będzie miała lepszą kontrolę nad informacjami o ruchach młodego chrześniaka. Poza tym była to jedyna, pewna linia obrony przed Ethanem. Nie mogła pozwolić jeszcze na jawne ukazanie swojej współpracy z Undertakerem, oboje tak postanowili.

- Och, moja hrabino, dużo przeżyłaś w czasie naszej rozłąki - skomentował po jakimś czasie.

- Zgadzam się, nigdy bym się nie spodziewała tylu wydarzeń w takim czasie - kiwnęła głową na zgodę. - Ale już po wszystkim, miejmy nadzieję. Zostaje mi się modlić za Aysel, by miała siłę walczyć i trzymać się z daleka od Sebastiana w trakcie pobytu u chrześniaka - westchnęła ciężko. To nie koniec walki o przetrwanie, nigdy nie zazna smaku końca. Niemniej mogła w tej chwili odetchnąć z ulgą. Jest z Undertakerem. - Mówiłeś, że masz dla mnie dużo informacji.

- Tak, ale za chwilę będę mógł się nimi podzielić. Teraz, jeśli hrabina nie ma nic przeciwko - jasnowłosy Shinigami zbliżył się do szlachcianki, delikatnie trzymając palcem jej brodę w miejscu. Następnie jego usta dotknęły jej policzka i kolejno czoło, usta, drugi policzek i bliznę na szczęce. Nie zatrzymała go, choć początkowo jego gest łaskotał jej skórę i oddalała się odrobinę od niego. Wtem pochylał się jeszcze bardziej, nie pozwalając jej uciec.

- Tak bardzo tęskniłeś za swoją hrabiną? - spytała z cieniem uśmiechu na ustach. Tak więc objęła jego ramiona i bez przeszkód dała mu pozwolenie na pieszczoty wzdłuż swojej szyi. Kosmyki jego grzywki głaskały jej skórę.

- Zgadza się - nie zaprzeczył jej pytaniu. Spoczął swoje dłonie na talii i pasie kobiety. Westchnął, posyłając ciarki po ciele hrabiny, gdy jego oddech spotkał się z jej szyją. - I zdałem sobie sprawę, jak łatwo mogłem cię stracić. Nawet bym nie wiedział, że odeszłaś.

- Myślałam, że wiesz na co się piszesz wchodząc w naszą relację? - Maribel podniosła dłonie, by wbić je między długie kosmyki włosów Żniwiarza.

- Też tak myślałem - przyznał cicho.

Undertaker był wystawiony na brak bliskości z hrabiną na dwa miesiące. To była najdłuższa rozłąka jaką doświadczyli odkąd oficjalnie zostali sobie przedstawieni. Jakimś cudem ciepło, jakie przynosiła bliskość Maribel stało się uzależniające dla niego. Nie chodziło tutaj wyłącznie o wyższą temperaturę ciała, bowiem jako Żniwiarz miał niższą od ludzi, ale również o jej osobowość i spokój ducha. Nawet w sytuacjach kryzysowych wydawała się oazą. Zadziwiało to starego Shinigamiego, jak bardzo mógł się uniezależnić od tej śmiertelniczki. Nagle wizja jej śmierci stała się jego nowym koszmarem.

- Nie wiem jak mogę cię podnieść na duchu - przyznała niechętnie kobieta. - Wiedz jednak, że nie mam zamiaru łatwo dawać się śmierci. Jeśli jest mi to dane, zamierzam żyć do późnej starości, aż będę pomarszczona, leniwa i przykuta do łóżka a ty będziesz musiał mnie nosić na rękach z komnaty do komnaty.

Mogła mu obiecać najlepsze lata i całe swoje życie. Nie mogła niestety zapewnić mu wieczności. Nie takiej, jakiej oboje chcieli. Nie będzie wiecznie młoda i pełna życia, wkrótce stanie się staruszką, schorowaną i słabą istotą, której czas dobiega końca. Dla niego będzie to mrugnięcie oka. Przerażająca wizja.

- To wystarczy. Dziękuję, moja hrabino - odpowiedział odbarowując jej szyję jeszcze jednym pocałunkiem nim wtulił głowę w jej ramię. Maribel uśmiechnęła się, czując się bezpieczniej niż kiedykolwiek w objęciach Undertakera. Wdzięczna za obdarowanie jej tym uczuciem głaskała jego głowę, okazjonalnie z ostrożnością bawiąc się siwymi włosami mężczyzny. Wtem jedną ze swoich rąk przejechała przypadkiem po szyi Żniwiarza i wyczuła, że ma inny strój niż zazwyczaj.

- Masz krawat? - spytała z absurdalnym zaskoczeniem.

- Muszę wyglądać jak dyrektor szkoły, zapomniałaś? - nie wyleciała mu z głowy rola, jaką tutaj grał. Zapomniała o tym, że będzie musiał zmienić swoje tradycyjne ubranie na pełen garnitur z cylindrem.

- Żałuję, że nie mogę cię zobaczyć. Musisz wyglądać cudownie, każdy mężczyzna ponoć wygląda o wiele przystojniej w garniturze - Undertaker zaśmiał się na jej komentarz. Choć dalej dokuczał mu gorzki posmak wcześniejszych przemyśleń, postanowił nie okazywać rozpaczy na dłuższy czas. Miał wkońcu coś do przekazania swojej pięknej hrabinie.

- Mogę być przystojniejszy niż zazwyczaj, ale nie to jest teraz ważne. Mam ci coś do pokazania. Zaczekasz na mnie cierpliwie, wrócę lada moment - zapewnił, powoli podnosząc się z łóżka na którym siedzieli cały ten czas. Kiedy wstał, hrabina nie ruszyła się ze swojego miejsca, postanawiając czekać na jego powrót. Mogła się jedynie domyślać co takiego ma jej do pokazania Shinigami. Wyszedł z jej pokoju. Westchnęła głęboko. Miała nadzieję, że mężczyzna ma dla niej same dobre rzeczy do przekazania. Potrzebowała pozytywnych wiadomości.

Nie musiała długo czekać na powrót swojego druha. Niemniej ku jej zaskoczeniu przybył do jej pokoju w towarzystwie kogoś jeszcze. Spoważniała odrobinę, wstając z łóżka, by zachować maniery przy gościu.

- To Johann Agares - odparł Undertaker. Maribel nie rozumiała dlaczego przyprowadził tutaj zastępce dyrektora. - Jest Bizarre Doll.

- Witaj, hrabino Lynx w Weston College. Mam nadzieję, że gościnność placówki ukazała się pani w najlepszej okazałości - powitał ją spokojny, nieco monotonny głos mężczyzny. Był nieumarłym, tak jak wytwory z Campanii? Zachowywał się jak człowiek, nie bestia. Trudno było uwierzyć ciemnowłosej damie w ten cud.

- Miło mi pana poznać, panie Agares - odpowiedziała niepewnie, z wyraźnym zawahaniem, które rozbawiło Żniwiarza. Zastanawiała się, czy udoskonalony, żyjący trup rozumie co mówi i odpowie.

- Cała przyjemność po mojej stronie - Maribel ciężko wypuściła z płuc powietrze. Nie wiedziała co najpierw powiedzieć. Jeśli to nie żart, Undertaker nie próżnował przez ostatnie dwa miesiące i ciężko pracował w szkolnych murach, by otrzymać taki efekt.

- To nie koniec niespodzianek - skomentował Undertaker.

- Och, to nie koniec - kiwnęła głową z absurdem na twarzy. Na prawdę udało mu się udoskonalić swoje odkrycie. Potrzebowała czasu, by to zrozumieć. Szelest szaty Agaresa dotarł do jej uszu, podobnie jak kroki Undertakera, który stanął obok niej. Spod czarnego materiału szaty nauczycielskiej Johanna wyszedł znajomy młodzieniec. Samodzielnie stawiał kroki przed siebie, by stanąć tuż przed kobietą. Shinigami pomógł wyciągnąć kobiecie dłoń przed siebie i położył ją na policzku chłopca. Samodzielnie dołączyła swoją drugą dłoń, by wybadać rysy nastolatka. Gdy rozpoznała w nim swojego ukochanego chrześniaka, prawie załkała. Zakryła w porę usta, bowiem wiedziała, że może zostać usłyszana i zbudzi uwagę swojej służby. - Ciel. Mój chłopczę - zniżyła się do młodzieńca, głaskając czule jego włosy, twarz i ramiona. Po chwili objęła jego mniejszą postać, ukrywając łzy szczęścia w ramieniu chrześniaka.

Był tutaj. Mogła go przytulić. To cud, na który ciężko pracowała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top