Lalka 6 Scena 28

Maribel zawsze była sama, nawet wśród ludzi. Od niemowlęcia nie znalazła nikogo, z kim mogłaby dzielić to samo wyczucie świata. Początkowo służba dworska opiekowała się nią niespotykanie czule. Krzywo patrzono na hrabiego, ojca niewidomego dziecka, kiedy przechodził obojętnie pokoiku, w którym płakała. Od momentu rozpoznania jej płci i zdiagnozowania ślepoty, stała się dla niego kurzem na szczycie szafy. Niewidzialna, obojętna, kompletnie nieistniejąca córka, której imię nadała jej matka nim zmarła z wycieńczenia podczas porodu. 

Z czystego współczucia, służba podjęła wszelakie kroki, by utrzymać dziecko przy życiu. Była słodka i niewinna, kiedy leżała w łóżeczku, czasami śmiejąc się kiedy słyszała zabawny głos sprzątaczki. Problemem stała się kiedy zaczęła raczkować. Inne dzieci, dzięki sprawnym oczom, mogły unikać przeszkód na swojej drodze, Maribel tego nie potrafiła. Kiedy usłyszała jakiś odgłos, poruszała się prosto do niego. Rupert opowiadał swojej hrabinie, jak raz omal nie spadła ze schodów, bo jej niania zostawiła ją na moment samą. Udało mu się ją wtedy złapać, ale wiele razy takie scenariusze się powtarzały. Dzięki nim służba stała się podirytowana dzieckiem. Mieli na głowie swoje obowiązki, nie mieli wystarczająco czasu na dziecko i swoje prace na dworze. Nie mogli liczyć na wiecznie nieobecnego ojca dziewczynki. 

Wtedy właśnie pomyślano o niej w całkowicie inny sposób. Skoro pan dworu i tak o nią nie dbał, można było i im przestać się przejmować niechcianą Maribel. Była wiecznym problemem. A co gdyby... Pozbyć się tego problemu?

Z czasem przyszła hrabina nauczyła się chodzić i mówić proste słowa i zdania. Mimo to nie mówiła dużo ani nie chodziła. Bała się wykonać najmniejszy krok i odgłos w swoim własnym domu. Jej służba i ojciec stali się chodzącymi w jej ciemnym świecie potworami, które bezustannie podkładały jej kłody pod nogi. Mniej więcej w tym czasie służący zaczęli stroić z niej żarty polegające na budzeniu jej ukłuciami główek od szpilki. Robili to na zmianę, rozbawieni jej desperacką reakcją. 

      - Przestań! Boli, boli! - wyskakiwała z łóżka z krzykiem. Nie wiedziała gdzie stoi napastnik, zazwyczaj stali w miejscu powstrzymując śmiech, albo ostrożnie podchodzili do niej, kontynuując "zabawę". Do tego porannego rytuału został zmuszony dołączyć młody Rupert. Mężczyzna, jako początkujący pracownik, był uległy swoim bardziej wprawionym, starszym kolegom. Czuł się źle, atakując niewinną dziewczynkę, ale jego znajomi stali w progu i obserwowali całe zdarzenie.

Okazjonalnie Maribel napotykała swojego ojca. Próbowała mu wyjawić, co służba jej robiła, ale Leonard dalej ignorował jej istnienie. Odchodził bez słowa, zamykał przed nią drzwi, nie reagował kiedy wchodziła w meble. Miała wiele siniaków i zadrapań, unikała ludzi jak ogień. Wychodziła ze swojego pokoju dopiero późno w nocy. Nie potrzebowała świecy do przemieszczania się w ciemności. Wtedy też poznawała swój dwór i zapamiętywała drogę do różnych zakamarków. 

Prócz odgłosów sów i deszczu za oknem miała okazję usłyszeć o wiele inne dźwięki nocy. Pijanego ojca, który zapraszał prostytutki, albo hrabinę Brown, czasami służące do swojej sypialni na orgie, trujące zwierzenia księżnej, fałszywe słowa generała i wiele, wiele innych rzeczy, które dziecko w jej wieku nie powinno doświadczać. I nikt o tym nie wiedział.

Po jakimś czasie obojętność ojca zmieniła się w gniew. Leonard wyładowywał go podczas treningów szermierki z niewidomą córką. Był surowy, bezlitosny, chłodny. Nie przeszkadzał mu fakt, że Maribel była ranna, osłabiona. Nie słuchał jej opinii, był głuchy na jej błagania.

       - Podnieś rękę wyżej, trzymaj broń pewniej. Nie stój jak kłoda, chyba że jesteś celem dla wroga. Obrót w lewo, obserwuj ruchy napastnika - powtarzał w melodii jej cierpienia i próśb o zakończenie morderczego treningu. Zupełnie jakby chciał poniżyć Maribel, zwracał się do niej, jakby wszystko widziała i tylko udawała ślepą. 

Wtedy mała hrabina przeszła metamorfozę z biednej ofiary w gniewne, pyskujące dziecko. Ten okres przypadł podczas dojrzewania. Emocjonalna dziewczynka zaczęła łatwo poddawać się złości. Wytoczyła służbie pakt wojenny. Wstawała wcześniej, by czekać, aż ktoś wejdzie ze szpilką, by zaatakować poduszką. Nie dawała się podtapiać podczas kąpieli, zamiast tego wciągała służącą ze sobą pod wodę. Rzucała w kucharzy, którzy podawali jej do jedzenia przypieczone albo niedobre posiłki.

      - Co? Jestem ślepa, nie widziałam gdzie rzucam - odpowiadała, odchodząc bezbłędnie do swojego pokoju. Sama. Jak zawsze. Podczas treningów szermierki, odważyła się być bardziej agresywna i bezpośredniej zadawać ciosy.

Jej żywiołowy bunt przeciwko całemu dworowi złagodziło przybycie braci Johansen. Wtedy Maribel zainteresowała się sprawami miłosnymi i przyjacielskimi. Czuła się momentami poniżana przez ojca, który chciał ją wydać za mąż w przyszłości za chłopca o słabym sercu, ale wtedy nie myślała o tym.

Na jakiś czas Maribel doświadczyła bliskości drugiego człowieka. Niestety jak pokazał czas, to przyjemne uczucie nie było jej dane na zawsze. Pojawienie się innej, nieznanej dziewczyny w życiu Josepha szybko zniechęciło Lynx do kontynuowania jakichkolwiek znajomości. Trauma z wczesnego dzieciństwa nie pozwalała jej ufać komuś, kto zdradza narzeczoną dla kogoś innego. W końcu jej bezlitosny ojciec właśnie to czynił po śmierci matki Maribel.

       - Zostanę przy tobie na zawsze, Maribel. Nie będziesz samotna, mój brat się myli - oświadczył jej Peter. Niestety już wtedy dziewczynka całkowicie zrezygnowała z okazywania jakichkolwiek prawdziwych uczuć. Uśmiechała się i grzecznie odpowiadała na wszelakie komentarze na jej temat. Stawała się wtedy tym, kim jest obecnie. Dojrzewała do tego momentu. Rozpoczęła koronny etap swojej metamorfozy, by wreszcie przeobrazić się w jadowitego Lalkarza Królowej. Sama. Jak zawsze.

Maribel nie zapomniała o gniewie i grzechach, jakie popełniono przeciwko niej. Po cichu planowała ostateczny cios swoim wrogom. Pomógł jej w tym ktoś, kogo nigdy wcześniej nie poznała. Osoba, która wcześniej nie przybywała na dwór Lynxów. Do ich spotkania doszło na jednym z bali. Maribel nie udzielała się w społeczeństwie, była zbyt niepewna swoich zdolności, więc zajmowała się przechadzkami z dala od tłumu. Powitał ją Vincent. W świetle księżyca, w spokojnym pokoju, gdzie czekał na zebranie się reszty Mrocznych Arystokratów. Jakby sobie to wszystko zaplanował.

       - To zaszczyt poznać następczynię tytułu hrabiowskiego rodziny Lynxów. Jestem hrabia Vincent Phantomhive - przywitał ją ciepłym głosem. Jego słowa odbijały się echem w głowie dziewczyny, jak odgłos dzwonu kościelnego. Przyszła głowa rodziny Lynxów. Wtedy doszło do niej jaka przyszłość może ją czekać, jeśli stanie na szczycie rodziny. Wiedziała, że nie może zrównać się z wieśniakami, nie ma szans na przeżycie. Jedynie na samotnym szczycie, używając innych jak pionków do gry ma szansę przetrwać. 

        - Droga na szczyt nie będzie łatwa. Wymaga wyrzeczenia się wielu rzeczy, emocji. Mogę ci pomóc, jeśli tego chcesz - Vincent dokładnie wiedział, czego pragnęła. Z własnej woli wyciągnął ku niej pomocną dłoń i prosił się o użycie siebie dla jej celu. Z chwilowym wahaniem, nauczonym przez dotychczasowe życie, przyjęła jego pomoc. Był to najlepszy krok, jaki podjęła. 

Na dobre zagościła w towarzystwie Mrocznych Arystokratów. Sfinansowano jej naukę, nauczono manier, etyki, polityki. Jako prezent na urodziny otrzymała książkę od Vincenta przetłumaczoną na język Brajla. Była zachwycona możliwością obcowania z literaturą. Poznała tajemniczego Undertakera. Podejrzana, uważna i ostrożna badała go jak wytrawny, młody lis większego, groźniejszego wilka. W niedalekiej przyszłości okazał się jej bratnią duszą, zagubioną częścią serca. Nauczyła się kłamać komuś w twarz z uśmiechem i melodyjnym głosem. W ponad rok stała się wychowaną, kulturalną nastolatką na dworze Lynxów. Wszystko szło zgodnie z jej planem. I choć dalej była sama w wielkim dworze, nie szła przez życie bez towarzystwa dwóch najbliższych przyjaciół.

          - Peter, mógłbyś mi dostarczyć arszenik? - spytała pewnego razu Maribel swojego młodego lekarza. Był zdziwiony jej pytaniem, bez dwóch zdań. - Słyszałam od pokojówki, że w kuchni pojawiły się szczury. Nie chciałabym, żeby podawano jedzenie ze szczurzymi włosami i odchodami, chyba rozumiesz moją troskę - dodała dla jasności. Tak, szczury, a dokładniej jeden osobnik, bez przerwy nie dawał jej spokoju. Leonard Lynx. Miała dość jego totalnej obojętności rzeczami ważnymi a oddawaniem się prostytutkom i wojsku. 

Kiedy Peter zdobył dla niej trutkę, nie użyła jej od razu. Odczekała cierpliwie połowę roku, zdążyła w tym czasie podziękować za pomoc, bowiem "otruto szkodniki z kuchni". W rzeczywistości do zatrucia miało dopiero dojść. 

Maribel uwielbia brzoskwinie, podczas kiedy jej ojciec miał na nie uczulenie. Zażyczyła sobie placka z tymi owocami. Własnymi dłońmi doprawiła go śmiertelną dawką arszeniku. Zmiażdżone owoce w placku były nie do rozpoznania. Pierwszy raz odważyła się wejść do gabinetu ojca, który potem przejęła, by zostawić mu na biurku śmiercionośną przekąskę. 

Tego samego dnia Rupert, jej Kamerdyner, przyznał się do swoich złych uczynków, wyznał skruchę i chęć zmiany. Niczym grzesznik w konfesjonale. Upadł na kolana i błagał o pokutę. Młoda panienka nie zapomniała o jego zachowaniu z przeszłości. Zlitowała się nad nim, ale nie obiecała szybkiego przebaczenia.

Wieczorem znaleziono hrabiego martwego. Od jakiegoś czasu wydawał się cichszy i małomówny, więc uznano, że wolał dokończyć żywot, zjadając brzoskwinie niż odchodzić przez typowy akt samobójczy. Zdolności aktorskie młodej Maribel były na tyle idealne, że wycisnęła wiele krokodylich łez na pogrzebie, by potem zająć się przejęciem obowiązków ojca. Zaczęła od wiosennych porządków. 

       - Dziękuję, Rupercie. Zgromadziłeś całą służbę, prawda? - spytała swojego kamerdynera, stojąc na szczycie schodów przed poniżoną służbą. 

       - Zgadza się, hrabino Lynx.

      - Cudownie. Bowiem wszystkich wyrzucam z dworu tak, jak stoją. Bez waszych rzeczy osobistych, zostawicie je tutaj. Ten dwór stał w zimnie przez wiele lat, pora rozpalić w kominkach - odparła z aroganckim uśmiechem na ustach. Błagalny krzyk jej dawnych oprawców był piękną operą dla niej. Nakazała Rupertowi wyrzucenie jego kolegów za próg bez niczego do życia. To była jego pierwsza nauczka za krzywdę, jaką dokonał na Maribel w dzieciństwie.

Po trudnych, niemiłosiernie bolesnych latach nastąpiła zmiana na lepsze. Hrabina poprawiła sytuację w wioskach na ziemiach jej rodziny, stopniowo spłacała długi ojca, podniosła z ruin starą firmę, tchnęła nowe życie w ponurym ogodzie i dworze, werbowała nową służbę, aby ostatecznie wyjść na prostą ku królewskiej przysiędze i przyjęciu tytułu Lalkarza Królowej. Została matką chrzestną dzieci swojego przyjaciela, dostała bezgraniczne zaufanie Vincenta i Undertakera, rozpięła w podziemiu i wśród arystokracji gęstą siatkę swoich wspólników, znajdowała się na własnym szczycie. 

Podwinęła jej się noga w momencie, kiedy usłyszała o tragedii Vincenta. Śmierć całej rodziny była nieznośnym ciosem dla Maribel. Przez moment zaczeła żałować tego, jak bardzo pozwoliła sobie na przywiązanie. Dzieliła swoją żałobę z Undertakerem. 

Nadzieja natchnęła ją, kiedy nastąpił powrót Ciela. Była jedną z pierwszych osób, które powitały go u boku tajemniczego lokaja. Nie pytała wtedy jak zdołał się uratować, kim był Sebastian. Liczyło się to, że przeżył jeden z jej chrześniaków.

Dlaczego myślała teraz o całym swoim życiu? Może dlatego, że była blisko końca, tak przynajmniej się czuła, póki nie przybył Florent na pomoc. Gdyby spóźnił się choć sekundę, ostrze Ethana zakończyłoby jej smętny, ale ciężko zapracowany żywot.

        - Hrabina nie jest na dzisiejszej liście, więc nie mogę pozwolić ci jej zabić. W dodatku mój stary przyjaciel przekazał ciekawe informacje na temat jej duszy, więc tym bardziej nie mogę jej dać odejść - oświadczył wybawiciel w ciele nastolatka. Maribel znalazła się tuż za jego drobniejszym ciałem, które nie dawało się siłę Serafina. Szok spowodował, że upadła na dywan i dygotała mocno. Nigdy wcześniej nie doświadczyła tak bliskiej śmierci, by odtwarzać w myślach całe swoje życie.

        - Odejdź, Shinigami. Nie dasz rady zatrzymać mnie na mojej drodze - zażądał Ethan chłodno. Uwolnił nieuszkodzone ostrze z ząbków mechanicznych nożyc i ponownie się zamachnął. Jego ataki były odbijane przez sprawnego oraz szybkiego francuskiego Żniwiarza, który nie miał zamiaru ustąpić aniołowi.

Bronie, które przecinają wszystko, wyjątkiem jest sytuacja, w której obje spotykają się w walce. Tak było teraz. Dwie potężne istoty skrzyżowały swoje oręże w imię życia śmiertelniczki, której dusza stała się na tyle cenna, by o nią walczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top