Lalka 6 Scena 25

Maribel nie mogła ruszyć się z miejsca. Powtarzała sobie, że to nie może się dziać na prawdę, ale musiała pogodzić się z realiami. Doszło do morderstwa tuż obok jej przedziału. Ofiarą padł jej wspólnik z Ameryki. Może ocalił ją fakt, że była w pomieszczeniu ze służbą? Inaczej mogła sama stać się kozłem ofiarnym mordercy.

        - Nie dotykano niczego w pomieszczeniu, prawda? - spytała surowo. Kelnerzy szybko odpowiedzieli, że nic nie ruszali. - Nie potrzebujemy w tym momencie dodatkowej paniki wśród ludzi. Proszę się rozejść i kontynuować pracę. Zajmę się morderstwem - oznajmiła szybko. Pracownicy pociągu zgodzili się, by po chwili wrócić do pracy. Dalej byli w szoku, to było widać na pierwszy rzut oka. - Sophie, jeśli nie chcesz brać w tym udziału, możesz wrócić do naszego przedziału - to było pierwsze morderstwo, jakie kucharka doświadczyła na własne oczy pod skrzydłami hrabiny. Szlachcianka miała wszelakie prawa, by obawiać się o jej bezpieczeństwo i zdrowie.

       - Nie, hrabino. Jestem gotowa do jakiejkolwiek pracy przy twoim boku - zapewniła pewnym głosem. Maribel dała sobie moment na przemyślenie, ale postanowiła nie kłócić się z nastolatką. Nie miała na to czasu, pragnie znaleźć mordercę jak najszybciej, by go ukarać.

      - Dobrze. W takim razie zajmijmy się zbieraniem śladów - westchnęła, robiąc krok do środka miejsca zbrodni. Wtem do jej uszu dobiegły czyjeś kroki. Szybkie, rytmiczne, coraz głośniejsze.

       - Hrabino - to Peter. - Kierownik pociągu poinformował mnie o zdarzeniu. Pozwól, że pomogę z medycznego punktu widzenia - dodał błyskawicznie.

      - Proszę bardzo - zgodziła się, wiedząc, że będzie jej potrzebny doktor. Kiedy cała ich czwórka zamknęła za sobą drzwi rozpoczęło się śledztwo. Hrabina ostrożnie przechodziła po pomieszczeniu, kiedy doktor usiadł przy łóżku na którym leżał trup. Robił wszystkie, niezbędne badania, by znaleźć przyczynę i czas zgonu.

       - Został dźgnięty jedenaście razy. Zginął około pierwszej w nocy - Peter nie wahał się z podzieleniem się swoimi obserwacjami.

        - Około pierwszej? - Sophie zabrała głos. - Ja i Markus usłyszeliśmy krzyk ofiary piętnaście po pierwszej.

        - Możliwe, że wtedy był zabijamy - Maribel zmarszczyła brwi na chłodną kalkulację lekarza. Mógł mieć rację, jednak po przebudzeniu, kucharka wyjaśniła krzyk Amerykanina swojej pani.

         - Niemożliwe, jego kamerdyner też był wtedy na korytarzu i spytał swojego pana czy coś się stało. Odpowiedział, że miał zły sen - powiedziała ciemnowłosa służąca. Umknęło to pamięci hrabiny, bowiem była zbyt zaspana o tamtej porze.

        - W takim razie atak miał miejsce po tym wydarzeniu.

        - Cały wagon jest zamykany na noc, więc ktokolwiek to uczynił, jest w tym wagonie. Trzeba poinformować kierownika, żeby zamknął wagon. Nikt nie wyjdzie stąd, póki nie odnajdę mordercy - powiedziała Maribel.

       - Sprawca mógł dostać się tutaj oknem i uciec. Te drzwi były zamknięte na noc, z resztą jak wszystkie - oznajmił Peter, odwracając wzrok na hrabinę, stojącą przy oknie. Obok niej czuwał Markus, który nieustannie wpatrywał się na zaśnieżony teren.

       - To niemożliwe - stwierdził woźnica. - Morderca jest tutaj. Nie ma śladów na śniegu - pozostała dwójka zbliżyła się do niego i niewidomej, by ocenić prawdziwość jego słów. Mówił prawdę. Na zewnątrz znajdowała się nienagannie gładka pustynia bieli.

       - Tym większy powód, by działać szybko - skomentowała pod nosem hrabina. - Markus, idź, powiadom konduktora, by zebrano wszystkich gości wagonu w jadalni i zadbano, by nikt nie wyszedł stąd na zewnątrz. Nie możemy dać uciec przestępcy - poleciła kobieta. Jej służący nie zawahał się nawet na sekundę, od razu ruszył do wyjścia w poszukiwaniu odpowiedniej osoby.

      - Nie przekażesz tej sprawy tutejszej policji? - spytał Peter.

     - Jesteśmy we wschodniej Europie, tutejsza policja nie należy do najszybszych. Zależy nam na czasie, panie Johansen, skoro Orient Expressem ma mnie, muszę zrobić to, w czym jestem znana - odpowiedziała, przypominając sobie ostatnią rozmowę z Amerykaninem. Zachowywał się bez szacunku wobec niej. Z drugiej strony była ciekawa, jakie też pogróżki do niego pisano. Mogło mieć to związek z Aurorą? Jeśli tak, musiałaby się o tym dowiedzieć. Istnieje możliwość, że ktoś w wagonie wiedział, że amerykański biznesmen i hrabina są członkami Aurory, ale przez ograniczony czas i towarzystwo w przedziale nie zdołał zabić Maribel.

        - Te rany - uwagę dorosłych zdobyła kucharka. - Są dość dziwne. Są zadane pod różnymi kątami. Proszę spojrzeć - zerknęła na doktora, który podszedł bliżej, by ocenić słowa służącej. Maribel przysłuchiwała się jej wyjaśnieniom. - Jeśli spojrzy pan na rany, widać, że niektóre są płytsze i głębsze, jakby napastnik bez namysłu z furią wbijał ostrze w ciało. Niemniej trudno zadać cios prawą ręką po lewym kątem, jak tutaj.

        - Hm - mruknął zamyślony doktor. - Ma panienka rację. To oznacza, że napastnik używał dwóch ostrzy?

       - Albo było ich więcej. Napastników. Jeden prawo, drugi leworęcznych - wtrąciła się hrabina. - Ofiara rozmawiała ze mną wczoraj. Chciał wynająć mnie jak prywatnego detektywa do odnalezienia autora pogróżek. Może są one gdzieś w tym pomieszczeniu?

        - Przyjęłaś jego zlecenie? - spytał Peter.

       - Nie, oczywiście, że nie. Nie jestem prywatnym detektywem, nie przyjmuję zleceń innych niż od królowej - odpowiedziała bez zawahania się. Sophie w tym czasie ostrożnie, ale skutecznie przeszukiwała meble i kieszenie ofiary.

      - I co teraz? Myślisz, że ze świstka papieru odczytasz imię przestępcy? - spytał dyskretnie Peter.

      - Skoro ofiara chciała mojej pomocy w znalezieniu autora pogróżek to na pewno nie znajdę na listach imienia sprawcy - westchnęła. - Ale może charakter pisma rzuci nam światło na tę sprawę.

      - Hrabino, tutaj są jeszcze jedne drzwi! - krzyknęła zaskoczona Sophie. Arystokratka i doktor odwrócili się ku dziewczynie. Drzwi z mało wyróżniająca się klamką prowadziły do przedziału obok. - Kto zajmuje następny pokój? - spytała służąca.

       - Jeśli się nie mylę to Mary. Ostatniej nocy wzywała mnie do siebie. Mówiła, że po przebudzeniu ktoś nad nią stał, ale zniknął - mówił szybko lekarz. Czyżby Mary mogła być morderczynią? Jaki miałaby powód? To niemożliwe. Nie wiedziała o Aurorze. Skoro tak, to osoba, którą widziała, mogła być sprawcą zajścia.

       - Musimy przesłuchać pasażerów. Sophie, masz groźby?

       - Ach, obawiam się, że coś zostało spalone, ale ostał się mały kawałek wiadomości - oznajmiła nastolatka. Ostrożnie dotknęła niedopalonego fragmentu kartki leżącego na szafce nocnej. - "Ory zgin" - odczytała. Trójka zamilkła. Nikt nie miał pojęcia, jak na tym etapie można rozszyfrować ten napis.

Udano się więc do jadalni, gdzie cała reszta pasażerów wagonu oczekiwała wiadomości od hrabiny. Obecny wśród nich kierownik pociągu przekazał im informację o morderstwie i zamknięciu ich od reszty wagonów. Markus przeszedł bliżej swojej pani i przekazał jej obecną sytuację. 

       - Przykro mi witać się z państwem w takich okolicznościach - przyznała, kierując słowa do gości. - Ale obawiam się, że jestem zmuszona poddać wszystkich was drobnemu przesłuchaniu. Jak już wiecie, morderca jest wśród nas. Zależy mi, by jak najszybciej odnaleźć go i zakończyć nasz wspólny niepokój i strach. Proszę o współpracę i wyrozumiałość - jej przemowa brzmiała bardzo profesjonalnie i spokojnie. Nie życzyła sobie siać więcej paniki, niż było to konieczne. - Pani Johansen, mogłabym z panią porozmawiać jako pierwsza?

Obecna wśród zgromadzonych Mary wstała i podążyła za szlachcianką do oddzielonej strefy za drzwiczkami, gdzie mogły mieć więcej prywatności. Niemniej obok Maribel znajdowała się dwójka jej służących. 

      - Peter przekazał mi, że w nocy ktoś panią odwiedził i wyszedł. Mogłaby mi pani opowiedzieć o tym zdarzeniu? - spytała ciemnowłosa. 

      - Oczywiście - Mary wyprostowała się na siedzeniu przed hrabiną. - O drugiej piętnaście przebudziłam się z dziwnym uczuciem, że ktoś mnie obserwuje. Mam przedział jednoosobowy, więc bardzo mnie to zaniepokoiło. Kiedy otworzyłam oczy, stała nade mną mroczna postać, cała w czerni! Myślałam, że to śmierć albo diabeł! - kobieta przeżegnała się gorączkowo na wspomnienie imienia zła. Maribel zignorowała pauzę w opowieści szlachcianki. - Zamknęłam oczy i zawołałam Petera. Widziałam jedynie, jak czarna postać ucieka przez drzwi do sąsiedniego przedziału. Byłam tak przerażona.

      - To zrozumiałe - kiwnęła głową hrabina na zgodę. - Jednak dlaczego zostawiła pani otwarte drzwi do przedziału ofiary? 

     - Drzwi były zamknięte, jestem pewna, jeszcze przed rozpakowaniem swoich rzeczy sprawdzałam je i były zamknięte.

    - Może zamachowiec wykradł od pani klucz? - zaproponowała Sophie. 

    - Nie, nad kluczami pomiędzy przedziałami czuwa konduktor, zwłaszcza jeśli są to klucze przedziałów osób, które się nie znają - odpowiedziała Maribel. - Oznacza to jednak, że osoba, która mogła panią odwiedzić w nocy to konduktor, potencjalny morderca.

     - Mój Boże - Mary zasłoniła usta dłonią. Była szczerze przerażona, trzęsła się całym ciałem.

      - Ale coś mnie jeszcze nurtuje. Krzyk, który obudził mnie około pierwszej rzekomo należał do ofiary, niemniej rozmawiałam z nim wczoraj po obiedzie i jestem pewna, że był to inny głos - wyznała hrabina.

      - Więc mógł to być morderca? Ale w takim razie kogo widziała pani Johansen? - Sophie miała na oku Mary. Kobieta milczała, opuściła głowę, rezygnując z rozmowy.

       - Zostawię swoje przemyślenia na tym etapie dla siebie. Dziękuję, pani Johansen, nim pani odejdzie, mogłaby pani coś dla mnie napisać na tej kartce? - Maribel podsunęła wdowie pustą kartkę i pióro.

       - Co takiego powinnam napisać? - dopytała Mary, przyjmując zadanie.

       - Swoje imię i nazwisko - po wykonaniu polecenia, Maribel pozwoliła odejść kobiecie. Musiała teraz naradzić się ze swoją służbą. - Czy jej charakter pisma jest zgodny z pismem na skrawku spalonej groźby? - Markus i Sophie pochylili się nad kartkami by lepiej ocenić pismo.

        - Oba pisma są bardzo zdobione i typowo kobiece, ale pani Johansen inaczej pisze "o" i "n" - Markus szybko dokonał swojej analizy.

       - I pani Johansen pisze bardziej pochyloną formą - dodała nastolatka.

       - Dobrze. Co w związku z tą tajemniczą postacią w jej przedziale? - Maribel oparła się o oparcie miękkiej sofy.

        - Może morderca wrócił, by upewnić się, że zabił ofiarę?

       - Po jedenastu pchnięciach nożem byłby niepewny co do zgonu? - spytał retorycznie woźnica. Sophie zamilkła szukając kolejnego wyjaśnienia.

       - Albo morderców było więcej. Jeden zaatakował wcześniej, kiedy byliśmy na korytarzu i usłyszeliśmy krzyk a drugi, by upewnić się na własne oczy, że robota jest skończona przeszedł do przedziału ofiary przez drzwi u pani Johansen. Obudziła się, więc schował się w przedziale Amerykanina na dłuższą chwilę, przeczekał przybycie pana Johansena i wyszedł kiedy wszyscy spali.

       - Tak czy inaczej przesłuchanie wszystkich pasażerów tego wagonu jest niezbędne do zrozumienia tej zbrodni - podsumowała z westchnieniem hrabina. - Bierzmy się więc do roboty. Poznajmy wersję zdarzeń konduktora.

Był to człowiek młody, kilka lat młodszy od hrabiny. Dopiero zaczynał swoją karierę i wydarzenie tej nocy mocno nim wstrząsnęło. Bał się o swoje życie jak i karierę. Kiedy tylko hrabina usłyszała jego głos, wiedziała, że nie może być mordercą, albo umiał doskonale grać swoimi emocjami. W jego zeznaniu zainteresował ją jeden szczegół.

        - Jeśli mam być szczery, hrabino - przełknął głośno nagromadzoną ślinę. Drżał ze strachu. - Podczas nocnego obchodu klucze zostały bez opieki. Kiedy wróciłem, nie zauważyłem tego początkowo, dopiero potem, jeden klucz zniknął. Był to klucz między przedziałami pani Johansen a ofiary.

        - Czy odzyskano klucz? - spytała Maribel.

       - Nie.

       - Czyli morderca dalej ma go przy sobie! - podsumowała Sophie. Hrabina nie skomentowała poszlaki, jedynie poprosiła mężczyznę o podpis i wyjście. Polecenia wydała dopiero po jego odejściu.

       - Markus, kiedy goście są tutaj, udaj się z kierownikiem pociągu na obchód po ich przedziałach. Przeszukajcie je w poszukiwaniu klucza - poleciła bez zawahania. Jej służący nie sprzeciwiał się jej woli. Bez wzbudzania podejrzeń, wyszedł i podszedł do kierownika. Sophie poprosiła na przesłuchanie kolejną osobę. Włoską misjonarkę.

Była to zagorzała katoliczka z różańcem owiniętym na dłoni, skromnie ubrana, ze słowem bożym nieustannie przylepionym do jej języka. W jej oczach tliła się wiara w Boga. Przyjęła wiadomość o morderstwie inaczej niż dotychczasowi przesłuchiwani. Uznała akt morderstwa jako coś tragicznego, ale również jako świadectwo woli Bożej.

       - Najwyraźniej ten człowiek sam sobie nagrabił, by zginąć w taki sposób. Bóg jeden wie, co uczynił w życiu, że skazał go na taki koniec - skomentowała misjonarka. Maribel nie mogła zaprzeczyć. Amerykanin nie był dobrym człowiekiem. Poniżał kobiety, starych i biednych. Finansował leczenie Aurory, by samemu zyskać nieśmiertelne życie. Był to samolubny człowiek.

        - Co robiła pani w nocy między północą a drugą godziną? - spytała szlachcianka.

        - Po odmówieniu różańca położyłam się spać o jedenastej i spałam aż do bladego świtu.

       - Rozumiem. Jak może pani nam to udowodnić? Potrzebujemy dowodów, rozumie pani, prawda?

       - Nieskromnie się przyznam, że chrapię podczas snu. Hrabina Brown upomniała mnie dzisiaj rano, bo słyszała mój nocny koncert - kobieta była speszona przyznając się do tego. Maribel uśmiechnęła się jedynie i poprosiła o podpisanie się na kartce. Misjonarka wykonała jej polecenie. Podobnie jak w przypadku konduktora jej szybkie pismo nie pasowało do pisma autora groźby.

       - Hrabino, hrabia Brown próbuje opuścić jadalnie - zauważyła błyskawicznie kucharka.

       - Zawołaj go i żonę. Markus jeszcze nie wrócił z kierownikiem - nastolatka wykonała polecenie swojej pani. Małżeństwo udało się na przesłuchanie.

Pan Brown był osobą żywiołową, bardzo łatwą do zirytowania. Jego młodziutka żona była zdecydowanie bardziej cicha i wycofana. Mówiła tylko wtedy, kiedy ją o coś spytano. Małżeństwo przyznało, że misjonarka głośno chrapała, uniemożliwiając im spokojny i głęboki sen. Hrabia skomentował o poranku jej głośny koncert i nawet zarządzał przeniesienia, jednak było to niemożliwe w obecnej sytuacji. Małżeństwo było w swoim przedziale i wcześnie chciało się położyć spać, bowiem hrabina bardzo źle znosi podróże.

        - Czy mogą państwo podpisać się na tej kartce? - spytała pod koniec przesłuchania arystokratka.

       - A czemu mielibyśmy to robić? - tym pytaniem hrabia zmienił atmosferę w pomieszczeniu.

       - By ułatwić śledztwo oczywiście - odpowiedziała spokojnie hrabina Lynx. - Znaleźliśmy w przedziale ofiary niedopalony list z groźbą. Sprawdzenie pisma wszystkich pasażerów ułatwi nam znalezienie niewinnych i potencjalnego mordercy - mówiła, podsuwając kartkę i pióro do mężczyzny.

       - To jakiś skandal. Podejrzewać ludzi swojego statusu o taki czyn. Pani ojciec nie uczyłby takiego kroku - po plecach Maribel przeszły elektryzujące ciarki. Nie drgnęła na komentarz mężczyzny, choć miała ochotę. Nie powstrzymała się jednak od drobnego komentarza.

        - Gdyby mój ojciec żył, wysłałby do tego pociągu swoich ludzi, którzy zrobiliby prawdopodobnie to samo. Podejrzewam, że wie pan jak wielką pasją było wojsko dla mojego ojca - hrabia podpisał się i oddał kartkę Maribel.

        - Proszę wybaczyć, ale hrabina nie podpisała się jeszcze na kartce - zauważyła Sophie. Pan Brown zgromił ją wściekłym spojrzeniem. Jakby uczyniła coś nagannego.

       - Służąca nie będzie wydawała poleceń mojej żonie.

       - Niech pańska żona również się podpisze - odparła ciemnowłosa hrabina, podsuwając do małżeństwa kartce. - Chyba nie chce pan, aby pańskie zachowanie wzbudziło jakieś niepotrzebne podejrzenia? To tylko sprawdzenie pisma, by udowodnić, że są państwo niewinni - zapewniła łagodnie. Hrabina Brown przyjęła pióro i podpisała się na kartce. Oddała ją po wszystkim hrabinie. - Dziękuję bardzo. Możecie państwo wyjść.

Gdy para zamknęła za sobą drzwi, Maribel wypuściła z płuc powietrze. Nie spodziewała się, że porównanie do ojca tak wyprowadzi ją z równowagi.

        - Ojciec byłby na poligonie i relaksował się przy trunku z żołnierzami, by zrzucić całą robotę na swoich ludzi, Brown. On grzeszył lenistwem i pijaństwem, ale ty tego nie wiesz - wydukała pod nosem, jakby hrabia dalej tutaj był.

       - Hrabino - Sophie patrzyła na pisma. - Hrabina Brown ma takie samo pismo jak na skrawku spalonego listu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top