Lalka 6 Scena 23

Minął niespełna miesiąc. Maj zawitał na uliczki Londynu a wraz z nim nowa przygoda hrabiny. Nic nie wskazywało na to, że kobieta przestanie być zaskakiwana zleceniami Jej Królewskiej Mości. Rejs statkiem był niespodziewaną odmianą od niezmiennego obszaru działań Lalkarza. Któż mógłby się spodziewać, że królowa zaufa swojej hrabinie na tyle, by wysłać ją ponownie w dalekie zakamarki świata wykraczającego poza granice wysp? 

Na tę dziewiczą, niesamowitą podróż hrabina zabrała dwóch zaufanych służących. Wierną i zaradną kucharkę Sophie oraz lakoniczny, opanowany woźnica Markus byli towarzyszami swojej pani w tej służbowej podróży. Aysel z rozkazu hrabiny została na dworze, by na bieżąco informować hrabinę o bezpieczeństwie chrześniaka a Rupert doglądał spokoju i prac na dworze. Transport zagwarantowany przez Wiktorię do Paryża odbył się bezproblemowo i choć już wtedy rozpoczęła się podróż Maribel, był to zaledwie początek początku. Bowiem dopiero w stolicy Francji zaczynał się najważniejszy etap nowego śledztwa i najbardziej zapierający dech w piersiach spektakl dźwięków dla samej arystokratki. 

      - Więc tak brzmi Orient Express - oznajmiła zafascynowana nowymi doznaniami. Markus kroczył za nią, niosąc bagaż hrabiny, za to młodziutka kuchareczka prowadziła ją przez tłum ludzi do konduktora przy jednym z wagonów. Ciemnowłosa szlachcianka dokładnie słyszała wybuchającą z kominów parę słynnego pociągu. Przypominało jej to oddech mitycznego smoka tuż po zionięciu ogniem. Ludzie przemykali wokół niej, rozmawiając, śmiejąc się albo krzycząc do siebie w pospiechu. Peron tętnił życiem, jak jeden wielki organizm bestii. 

Kiedy zatrzymała się, jej służąca zamieniła kilka słów z konduktorem, pilnującym wejście do środka pociągu. Bilety załatwione były na ostatnią chwilę, dzięki spóźnieniu się gości, ale na szczęście szeroka siatka znajomości Maribel, uratowała ją z opresji. Znalazło się miejsca w przedziale jedenastym. 

     - Markusie, wszystko w porządku? - spytała woźnicę.

    - Oczywiście, moja hrabino.

     - Dobrze. Niech pańscy ludzi pomogą wnieść bagaże do środka - poleciła pracownikowi pociągu. 

     - Nie inaczej, hrabino - z pomocą Sophie, weszła po stopniach do luksusowego środka Orient Expressu. Mijały restaurację, z której jedzenia pociąg słynął na całym świecie, aromat potraw obudził w hrabinie nagły głód. Potem przechodziła przez ciaśniejszy korytarz, na którym mieściły się kabiny dla gości. Były to minimalistyczne sypialnie z fotelami i kabiną prysznicową.

     - Witam, szanowne panie - powitał je młody głos w pomieszczeniu. Sophie nie traciła czasu, by stanąć przed hrabiną w jej obronie. W niewidocznej przez fałdy sukienki kieszeni chowała broń palną, po którą ewidentnie sięgała w tym momencie. Na szczycie piętrowego łóżka siedział młody nastolatek ubrany w czarną kamizelkę z zegarkiem kieszonkowym, białą koszulę, ciemny krawat i eleganckie spodnie. Roztrzepane, śliwkowe włosy wyróżniały się na bladej twarzyczce. Bystre, skupione oczy lśniły pięknym odcieniem zieleni ukrytym za okrągłymi okularami. 

     - Kim jesteś? - spytała nieufnie kucharka.

    - Florent Mazet, jestem pasażerem tak jak wy - odpowiedział, schodząc ze swojego posłania po drabince. - Osoba, z którą miały panie dzielić tę kabinę, nie stawiła się na czas przed odjazdem. Konduktor pozwolił mi zająć jego miejsce, bardzo mi przykro, jeśli sprawiłem panią dyskomfort - dodał z grzecznością. Wydawał się inteligenty i dobrze wychowany. Na oko Sophie był nawet młodszy od niej. Może był w wieku hrabiego Phantomhive? Prawdopodobnie.

      - Nie poinformowano nas o żadnym gościu w naszej kabinie - odparła nieco zaniepokojona hrabina. Niedopatrzenie władz kolei? Zajęła miejsce dla siebie i swojej służby bardzo niespodziewanie i nagle, mogła przewidzieć, że znalezienie miejsca okaże się problematyczne. Westchnęła cicho. - Jestem hrabina Maribel Lynx. To moja służąca Sophie. Miło cię poznać, paniczu Mazet - młoda służąca zeszła z drogi swojej pani, która wyciągnęła przed siebie dłoń. Nastolatek przyjął ją z iście dżentelmeńskimi manierami. Nie była to jedyna rzecz, jaka zaskoczyła arystokratkę. - Proszę mi wybaczyć, ale wydaje się panicz bardzo młody. Czy rozdzielono cię od rodziców?

       - Nie było miejsca w innym wagonie, więc na jedną noc przeniesiono mnie tutaj - odpowiedział ze spokojem. 

      - Rozumiem - hrabina kiwnęła głową. Uśmiechnęła się lekko do chłopca. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko jeździe z niewidomą damą i jej służącą przez jedną noc.

      - Skądże. Jeśli mogę jakoś pomóc hrabinie, z przyjemnością to uczynię - nagle poczuli szarpnięcie i ryk pociągu. - Wygląda na to, że ruszamy - młodzieniec zerknął na okno. Podszedł do niego bliżej, by je otworzyć. - Może hrabina podejść bliżej - kobieta uczyniła to. Sophie doprowadziła ją do okna, z którego buchało świeże powietrze. Ludzie żegnali się z peronu ze swoimi bliskimi. Odgłos kół toczących się coraz szybciej po szynach, tryskająca para z komina, gwizdki obsługi stacji i samego pociągu to nowa muzyka dla uszu hrabiny. Odważyła się wychylić ostrożnie i pomachać pozostającym w Paryżu ludziom. Obok niej stał Florent, czyniący to samo. 

Potem młodzieniec zniknął, tłumacząc się przed wyjściem, że idzie do rodziców. Maribel siedziała nieopodal okna w zamyśleniu. Sophie nalała jej do kieliszka czerwonego wina o które wcześniej poprosiła i sprawnie wróciła do układania rzeczy hrabiny w kabinie prysznicowej. Było w niej za mało przestrzeni, by służąca mogła pomóc jej w pielęgnacji ciała, dlatego nastolatka do każdego kosmetyku dodała kokardę, po której jej pani pozna co należy do niej a co do Florenta.

Przy najwyższej jakości winie arystokratka obmyślała to, po co jedzie do Stambułu. Królowa wysłała ją na tę misję, by odnaleźć i rozbić działalność angielskiej grupy sprzedającej ludzi na czarnym rynku. Normalnie Maribel posłużyła się swoimi ludźmi w wykonaniu tej misji, ale sytuacja była wyjątkowa. Musi osobiście się stawić w Stambule za życzeniem władczyni i własnego interesu, bowiem grupa przestępców działa na jej zlecenia. Była to kolejna niezbędność w celu uleczenia chrześniaka. Jej niepewność rosła, bowiem od kilku dni nie dostawała żadnej odpowiedzi na listy zaadresowane do przewodniczącego grupą ze Stambułu. Coś musiało się stać, ale co takiego?

Rytmiczny odgłos metalowych kół uderzających o szyny usypiał jej czujność. Stawała się coraz bardziej senna. Zasłoniła usta dłonią, gdy ziewała.

       - Która godzina, Sophie? - spytała hrabina. Służąca wychyliła się z kabiny prysznicowej, by zerknąć na zegarek.

        - Dwudziesta pierwsza szesnaście, hrabino - odpowiedziała błyskawicznie. Maribel kiwnęła głową, zgadzając się ze swoimi myślami. Siedzeniem i rozmyślaniem dużo nie zdziała w pociągu. Może, zamiast tego wypocząć i nacieszyć się jazdą wspaniałą maszyną.

       - Chciałabym wziąć prysznic - odparła. Ciemnowłosa służąca akurat skończyła porządki, więc zaprowadziła hrabinę do kabiny, wyjaśniła, gdzie co jest i jak obsługiwać prysznic. Sophie stała więc przy drzwiach wejściowych, pilnując hrabiny przed niepożądanymi gośćmi. Przez korytarz przemknął Markus, który zatrzymał się obok Sophie.

       - Wszystko w porządku z naszą hrabiną? - zapytał.

       - Tak, będzie się powoli kładła spać. Dużo rozmyślała dzisiaj, ale najwidoczniej uspokoiła się już.

       - Jakieś niespodzianki?

      - Mamy współlokatora. Młodego chłopca, podróżuje w tym przedziale na jedną noc. Potem dołączy do rodziców w innym wagonie - wyjaśniła spokojnie.

      - Miej go na oku - ostrzegł ją służący.

     - To tylko dzieciak, jest młodszy ode mnie - prychnęła, ignorując początkowo uwagę starszego kolegi.

      - Nawet dzieciom nie można w pełni ufać. Są naiwne i łatwowierne - Markus spoważniał, kiedy to mówił. Sophie nie miała pojęcia, dlaczego taki był, ale postanowiła nie drążyć tematu. Zgodziła się. Będzie miała na uwadze młodego towarzysza hrabiny. Nim Markus odszedł, by kontynuować swoje obowiązki, na korytarzu nieopodal rozgrywało się spotkanie kobiety i mężczyzny. Otyły pan próbował bezwstydnie flirtować z wyraźnie niechętną, zirytowaną panią, która ostatecznie szybko pokazała swoje odczucia. Wyszarpała dłoń z rąk mężczyzny i rzuciła mu niemiłe spojrzenie. Dwójka zauważyła parę służących, którzy zerkali na nich. Błyskawicznie rozeszli się. Pan wrócił do swojego przedziału, a pani przeszła korytarzem bliżej dwójki.

       - Wszystko w porządku? - spytała kucharka. Markus odsunął się od jakiejkolwiek rozmowy, wędrując wzrokiem wszędzie, byle nie na panią. Nie jest rozmowy i otwarty dla innych ludzi.

      - Tak. Dziękuję - kobieta rzuciła okiem na mężczyznę. - Kojarzę pana skądś - Markus wreszcie odważył się spojrzeć na nią. Poznał ją błyskawicznie.

     - Pani Johansen - kiwnął głową w geście powitania. Mary odpowiedziała tym samym z lekkim uśmiechem na ustach. Dopiero po chwili Sophie poznała panią. Była to wdowa, żona brata Petera Johansena. - Słyszałam, że w tym wagonie jedzie hrabina. Widząc jej służbę, musi to być prawda.

      - Tak. Jest w środku, szykuje się do łóżka - odpowiedziała kucharka, zauważając, że Markus nie kwapi się do odpowiedzenia. Znowu odwrócił wzrok i szczelnie zamknął usta.

       - Och, to szkoda. Chciałam ją przywitać i poznać z moją przyjaciółką - oznajmiła Mary z westchnieniem. Sophie posłała jej wyrozumiałe spojrzenie podczas kiedy Markus dalej milczał i nie patrzył na kobietę. - Nie będę zabierać wam więcej czasu.

Kiedy kobieta odeszła dwójka służących wymieniła między sobą ostatnie spojrzenia na pożegnanie, nim rozstali się, bowiem Sophie została przywołana do pomieszczenia przez hrabinę. W środku wyczekiwała ją jej pani, owinięta w ręcznik, częściowo wytarta z wody prysznicowej. Krople cieczy spływały z jej mokrych włosów na ramiona, obojczyk i łopatki. Sophie zauważyła niesławne blizny na zgięciach łokci po główkach igieł. Szczupłe nogi, na których znalazło się miejsce na tłuszcz w udach. Hrabina nie była szkieletem owiniętym w skórę. Miała swoje kobiece zaokrąglenia, które miały w zwyczaju ginąć pod sukniami. Niemniej jej ciało wyglądało hipnotyzująco pięknie. Nastoletnia kuchareczka zarumieniła się nieco. Musi ubrać hrabinę. Choć Aysel starannie wytłumaczyła jej każdy krok przed wyjazdem, teraz czuła się zestresowana i speszona. Nie powinna się tak czuć, skoro ma doczynienia z kobiecą nagością.

      - Hrabino, spotkałam panią Johansen przed chwilą - powiedziała nastolatka, gdy wreszcie odważyła się podejść bliżej swojej pani, by się nią zaopiekować. Starała się nie wpatrywać w jej ciało zbyt intensywnie. Obawiała się nagle, że zostanie przyłapana na tym.

      - Mary Johansen? Tutaj? - Maribel nie była zadowolona. Czuła zaskoczenie tą wiadomością. Nie chciała mieć doczynienia z tą kobietą od ostatniego spotkania. Poza tym co by robiła w pociągu do Stambułu? Niedawno przeszła zatrucie arszenikiem, opiekuńczy Peter nie pozwoliłby jej podróżować pociągiem po tak wyniszczającej chorobie. 

     - Myślałam, że jest hrabina w przyjaznych stosunkach z tą rodziną? - Sophie zerknęła na wyraz twarzy swojej pani. Nostalgiczny, ale podirytowany uśmiech pojawił się na jej ustach. Prychnęła pod nosem.

     - Przyjazne stosunki - powtórzyła, testując słowa na języku. Dziwnie brzmiały. W pewnym sensie były prawdziwe. Starała się uratować syna swojego byłego narzeczonego i była szczerze zawiedziona, że nie zdołała go uratować od śmierci. Pocieszała Mary, choć czuła do niej szczyptę nienawiści, bo przecież gdyby Joseph nie poznał jej to zostałby z Maribel i nie doszłoby do sprzeczki. Może przyjęła ją wtedy pod swoje skrzydła dla własnej satyfakcji? Chciała wysłuchać tego, jak smutna i samotna Mary jest w boku mężczyzny, który wybrał ją i wyrzucił Maribel w kąt, jak zepsutą laleczkę. Tak, zrobiła to dla własnej satyfakcji. Dlatego tak łatwo przyszło jej odrzucenie przyjaźni z tą kobietą. - To zawodowe stosunki, Sophie. Jeśli chcesz mieć zaufanie pracowników, musisz być przyjazna. To nie zawsze musi być szczere zachowanie.  

     - Więc te wszystkie miłe spotkania z panem Johansenem i panią Mary były fałszywe? 

    - Bynajmniej - przyznała bez chwili zawachania. Zapadła cisza. Sophie nie odważyła się na komentarz w tej sprawie. - Twoje milczenie jest bardzo wymowne. Niemniej masz prawo osądzać moje zachowanie. 

      - To nie tak, moja hrabino! - zaprzeczyła błyskawicznie. - To bardzo drastyczne kroki, ale rozumiem, że na pozycji jakiej pani się znajduje, budowanie zaufanych relacji jest ryzykowne i wiąże się ze zdradą dla własnej korzyści. Ja jestem jedynie służącą, moim jedynym obowiązkiem jest całkowite posłuszeństwo hrabinie - po tych słowach, Maribel nie odezwała się od razu. Trawiła słowa nastolatki w swoim umyśle, kiedy na jej ciało lądowało nocne przebranie. 

     - Dlaej zadziwia mnie fakt, jak szybko oddałaś mi swoją całkowitą lojalność. Czy twój zachwyt i podziw moją osobą to wszystko co pchnęło cię do porzucenia szlacheckiego tytułu? - spytała podejrzanie. Sophie spięła się niebywale. Podejrzenia. Nieufność. Zwątpienie. Nie mogła pozwolić na to, by Maribel straciła wobec niej zaufanie. Nie wybaczy sobie tego!

      - Jest hrabina silną kobietą, którą zawsze marzyłam, by być kiedy inni wyśmiewali mnie za to. Kiedy pierwszy raz ujrzałam panią na balu, ostatecznie podjęłam decyzję o porzuceniu swojego codziennego życie między sztucznymi dziewczętami i sztywnym społeczeństwem bogaczy. Ja naprawdę--

      - Uspokój się, Sophie - Maribel znalazła jej dłoń na swoim ramieniu i ścisnęła ostrożnie w swoich palcach. - Nie podejrzewam cię o zdradę. Chciałam bliżej cię poznać. Mam w zwyczaju poznawać ludzi z którymi pracuje na codzień. Ich życie, ulubione rzeczy, słabości, przyzwyczajenia. 

       - Ach... Wie hrabina, że nie przepadam za psami - wydukała speszona dziewczyna. Ciemnowłosa kobieta zaśmiała się, przypominając sobie jak desperacko kucharka krzyczała o pomoc, kiedy Coda dla zabawy schował w jej kieszeni kawałek kiełbasy. Biedna nie wiedziała dlaczego Cezar cały czas za nią biegał. 

      - Tak, bo zostałaś w dzieciństwie zaatakowana przez jednego. A co lubisz?

      - Hrabinę! - kolejny chichot wydobył się z ust ciemnowłosej. Kucharka zarumieniła się jak dorodny pomidor. - Odpowiadam tylko prawdą.

      - Wiem, wiem. Nie zaprzeczam, że możesz mnie bardzo lubić - kiwnęła kobieta głową. - A ulubione jedzenie? Może jest coś, co lubisz robić w wolnym czasie?

     - Hmm, ulubione jedzenie - mruknęła w zamyśleniu nastolatka. - Pieczony indyk z warzywami - Sophie aż westchnęła na myśl o świeżym mięsie idyczym. - W wolnym czasie lubie szyć.

     - To cudownie - Maribel była ubrana i naszykowana do spania, ale zamiast położyć się i iść spać postanowiła porozmawiać jeszcze ze swoją młodą służącą. Chciała jedynie uspokoić rozum od rozmyślania na temat Mary. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top