Lalka 5 Scena 10

Maribel czym prędzej udała się na śniadanie w wystrojonej jadalni, gdzie zje posiłek w towarzystwie Ciela. Ma nadzieję powiedzieć mu o niesamowitym odkryciu swojej służącej. Przyodziana w nowy strój, nie wiedziała, że przyciąga uwagę innych pasażerów, których z gracją wymijała. Słyszała za to ich szepty.

       - Czy to nie ta ślepa hrabina?

       - Nie ciszej, jeszcze nas usłyszy i naśle na nas nieszczęście!

       - Wierzysz w te plotki? Myślę, że jest jedynie kaleką, której udało się zdobyć względy królowej po śmierci ojca.

       - Tak, tak. Wykorzystała śmierć dobrego generała, by zgarnąć całe bogactwo dla siebie.

       - Niewdzięczna wiedźma.

       - Musi mieć okropną duszę, skoro jest taka ładna na zewnątrz.

Maribel nie przejmowała się rozmowami kobiet i mężczyzn. Stawiała im czoła, odkąd przejęła tytuł, więc wiedziała już, że najlepszym sposobem na walkę z nimi, jest ignorancja. Z pomocą Aysel znalazły się przy stoliku Ciela, który już czekał na matkę chrzestną. Wymienili przyjazne powitania i zasiedli do stołu.

        - Wypoczęłaś, matko chrzestna? - spytał chłopiec ze spokojem w głosie. Kobieta uśmiechnęła się zwiewnie do niego.

        - Można tak powiedzieć. Choć pewna myśl nie dawała mi spokoju - odparła. W tym samym momencie podano śniadanie, więc towarzystwo zaczekało, aż kelnerzy odejdą, by kontynuować rozmowę.

       - Można wiedzieć, jaka to myśl? - spytał wreszcie hrabia.

       - Aysel dowiedziała się czegoś wczorajszego wieczoru - ciemnowłosa pochyliła się do przodu, zciszając ton głosu. Ciel, również nachylił się, by usłyszeć słowa kobiety. - Na pokładzie jest Żniwiarz - wyznała, ku zaskoczeniu chrześniaka.

       - To pewne?

       - Tak, nie łatwo ich pomylić po oczach - oznajmiła z kiwnięciem głowy, po czym wyprostowała się i z drobną pomocą Aysel zaczęła jedzenie. Młody hrabia poszedł w jej ślady i również zaczął posiłek.

        - Za dwa dni obędzie się spotkanie - Maribel rozumiała słowa chłopca. Chodziło o społeczeństwo Aurory, której jest stworzycielem. Nie zaskoczył ją fakt, że młody hrabia się o tym dowiedział. W trakcie tego spotkanie odbędzie się pokaz doktora Stokera. Starała się dopilnować wszystkiego na ostatni guzik, ale było to obecnie trudne. Musiała pilnować Ciela, więc dopatrywanie pokazu zostawiła Undertakerowi.

       - Mam pewne znajomości, dzięki którym mogę się udać na spotkanie i przekazać ci potrzebne wiadomości - zapewniła ostrożnie. - Ludzie z tej organizacji są bardzo uważni, nie łatwo będzie się prześlizgnąć ich uwadze - dodała.

       - Jak zamierzasz działać? - spytał chłopiec.

       - Po prostu przyjść na ich spotkanie.

      - Nie wiem, czy to tak zadziała, matko chrzestna - odpowiedział sceptycznie nastoletni hrabia. Maribel odłożyła na moment sztućce.

       - Nie mogę ukryć faktu, że jestem ślepa, więc przebieranie się za kogoś innego nie ma sensu. Nawet jeśli sfałszowałabym swoją tożsamość, z łatwością mogliby mnie zdemaskować, bo nie zauważę, jak ktoś ściąga mi perukę z głowy - odpowiedziała, unosząc jedną brew do góry. To był fakt oczywisty. Poza tym była zaproszona na to przedstawienie. Była również pewna, że nikt jej nie zdradzi. Zadbała o to swoimi znajomościami i groźbami. - Będę bezpieczna podczas spotkania i przyniosę ci pełen raport.

       - Nie mogę zostawić cię samej w legowisku wroga - dodał Ciel twardym tonem głosu. Hrabina uśmiechnęła się i podniosła sztućce, by kontynuować śniadanie.

       - Doceniam twoją opiekuńczość, mój drogi Cielu. Jednak jak już wspominałam, też jestem w stanie o ciebie zadbać. Będzie ze mną Aysel, będzie moimi oczami, więc niczego w raporcie nie zabraknie - zapewniła. Wiedziała, że młodzieniec będzie sceptyczny, niemniej miała nadzieję, że posłucha się swojej matki chrzestnej. - Daj mi szansę.

       - Wiemy, że skoro jest z nami Żniwiarz, to ktoś zginie. Nie wiemy kiedy i ile będzie ofiar. Co jeśli to wydarzy się na spotkaniu?

       - Nie doceniasz mojej Aysel - odparła Maribel. Jasnowłosa wyprostowała się, gdy wzrok hrabiego spoczął na niej. Nie ufał jej wystarczająco, by uwierzyć, że ochroni jego matkę chrzestną. Nie widział jeszcze tego, co potrafi zrobić. Jeśli zajdzie taka potrzeba, pokaże mu, że nawet jako upadła, jest potężnym wrogiem. - Nie martw się o mnie. Daj mi działać - kontynuowała kobieta. Wyczekiwała odpowiedzi młodego hrabiego, który dłuższą chwilę milczał. Sebastian i Aysel zerkali na niego wyczekująco.

       - Niech tak będzie - Maribel odetchnęła z ulgą. Cudownie, mogła teraz powiedzieć Cielowi nieco sfałszowany raport ze spotkania dla dobra swojej Aurory. Choć trudno jej było uwierzyć, że Ciel tak szybko się zgodził, nie miała zamiaru narzekać. Będzie dalej czujna, gdyby nastolatek coś planował. Ma w sobie cząstkę ojca, który nigdy nie przestawał planować.

        - Dziękuję, Ciel - kiwnęła z wdzięcznością głową. Teraz musi znaleźć sposób, by dostać się do Undertakera bez swojej służącej.

        - Jeśli można spytać - dodał młodzieniec. - Jakie znajomości masz w tym gronie? Dość trudno znaleźć kogokolwiek kto by się, chociażby zawahał do współpracy w takim przypadku - pytanie odrobinę zaskoczyło kobietę.

        - Znajomych kolegów przyjaciół moich informatorów i tak dalej - machnęła dłonią. - Nie widzę, ale mam bardzo gęstą sieć informatorów, Ciel. W każdej, najmniejszej organizacji znajdzie się ktoś, kto miał ze mną doczynienia - odparła.

       - To zadziwiające jak radzisz sobie z tyloma ludźmi.

       - Odpowiednie słowa i czyny zmuszają ich do posłuszeństwa - zapewniła, jakby to była zwyczajna, codzienna rzecz. Dla niej to była. Grożenie, zastraszanie, szantażowanie, kłamanie a czasami używanie swoich pionków do torturowania nieposłusznych. Rządziła swoją pajęczynom stalową pięścią i to był sekret jej niezawodności. Zniszczone elementy wyrzucała i zastępowała nowymi. Maribel nie winiła Ciela za niedocenianie jej zdolności. Trudno uwierzyć, że jest w stanie samodzielnie władać swoimi ziemiami, firmą, służyć bezpośrednio królowej, łapać złoczyńców i być w międzyczasie całkowicie niewidoma. Dlatego nigdy nie nudziło jej się pokazywanie swoich umiejętności, by uświadomić innych o swojej prawdziwej sile, na którą zapracowała sobie latami ciężkiej pracy. 

      - Ufam twoim metodom - młody panicz wyraził ostatecznie swoją przychylność wobec planu kobiety. Wtem do uszu hrabiny i jej chrześniaka dobiegły znajome głosy. Między nimi krył się najgłośniejszy należący do Elizabeth. Zaraz za nią zabrzmiał głos Edwarda, upominającego siostrę, by nie biegała. Francis przywołała swoje dzieci do porządku stanowczym tonem. Nadchodzą Midfordowie. 

Następne poranne godziny spędzone były z kuzynostwem Ciela. Maribel z jednej strony cieszyła się, bo kontrolowała śledztwo chrześniaka, ale z drugiej strony potrzebowała spotkania z Undertakerem, by przekazać mu informację o Żniwiarzu na Campanii. Dlatego więc wykorzystała fakt, że dla własnego zdrowia musi zakrapiać oczy, by wymknąć się z przyjaznego towarzystwa. Podczas drogi powrotnej do swojej pokładowej komnaty, mijała orkiestrę umilającą gościom pobyt. Na dźwięk znajomego utworu Mozarta, zanuciła pod nosem melodie i rytmicznym krokiem kontynuowała spacer. Musiała przyznać, że muzyka i morskie powietrze to najlepsze aspekty podróżowania takim statkiem. Gdyby nie misja, byłaby w stanie porządnie wypocząć i ponieść się swojej abstrakcyjnej wyobraźni. Kreatywność jest kluczowym elementem w jej pracy dla Jej Wysokości. Trzeba posiadać otwarty umysł, by zadać sobie pytanie "gdybym był na miejscu przestępcy, jaki krok bym zrobił?". Maribel nie grzeszyła brakiem wyobraźni, jeśli już, to grzeszyła z jej nadmiaru. 

Po bezproblemowym dostaniu się do pokoju hrabina na moment odetchnęła z ulgą. Szepty arystokracji umilkły, nie mogli się dostać do jej czterech kątów na tym pięknym statku. Z zamyślenia wyrwał ją łagodny głos perfekcjonistki upadłej anielicy, która prosiła, by jej pani usiadła na kanapie. Jasnowłosa znalazła krople w szufladzie szafeczki nocnej obok łóżka hrabiny. Według zaleceń Petera szlachcianka powinna mieć zakrapiane oczy przynajmniej raz na dwa dni. Wyglądało na to, że jej bezużyteczne oczy dalej nie mogą wrócić do dawnego stanu sprzed wydarzeń z sierocińcem prowadzonym przez kult kobiet. Niemniej doktor Johansen zapewniał, że staranna pielęgnacja podrażnionych okolic może wkrótce przynieść zamierzane wyniki. 

      - Proszę odchylić głowę do tyłu, moja hrabino - oznajmiła Aysel, podchodząc do usadowionej ciemnowłosej szlachcianki. Ta posłusznie wypełniła prośbę, otwierając mętne oczy. Służąca ostrożnie przytrzymała palcami powieki hrabiny, by trafić na mleczną taflę widmowego oka. Nim bezbarwna kropla przecisnęła się przez otwór pipety, po komnacie rozbiegł się odgłos pukania w drzwi. Aysel skierowała niebieskie oczy w stronę wejścia.

       - Otwórz, Aysel - zarządała arystokratka. Pokojówka odłożyła krople na stoliczek, po czym udała się do drzwi. Z momentem zawahania się, bowiem wyczuła znajomą aurę charakterystyczną dla Żniwiarzy, upadła anielica otworzyła drzwi. W pierwszej chwili myślała, że może to być Ronald, lecz jej złudne wizje zniszczył ktoś inny.

       - Pan Undertaker! - była zaskoczona widokiem nikogo innego, jak znajomego grabarza. Hrabina drgnęła na kanapie, wyraźnie ożywiona wizytą osoby, do której planowała się dostać po wysłaniu Aysel po jakiś napój bądź przekąskę. 

       - Ach, więc dobrze mnie pokierowano. Dzień dobry, hrabino - powitał arystokratkę, gdy tylko rzuciła mu się w oczy jej znajoma sylwetka i ciemne włosy. 

       - Dzień dobry, Undertaker. Proszę, wejdź śmiało - zaprosiła swojego druha do środka, Aysel bez komentarza zamknęła za długowłosym drzwi. Nie spuszczała z niego oczu, zadziwiona faktem, że również był na statku. Co tutaj robił? Hrabina nie wysyłała do niego żadnych listów odnośnie rejsu. 

        - Wydaje mi się, że twoja służąca jest bardzo zdziwiona moją obecnością - gość przechylił głowę w stronę jasnowłosej, która dopiero teraz zdała sobie sprawę jak intensywnie wpatrywała się w przybysza. 

       - Nic dziwnego - prychnęła pod nosem hrabina. - Aysel, Undertaker jest moim informatorem ze społeczeństwa Aurory - wyjaśniła krótko.

      - Szpital jest moim stałym klientem - dodał Undertaker dla jasności. Upadła anielica wreszcie zrozumiała. Dwójka codziennie widywała się i wymieniała informacjami, stąd brak listów. 

     - Rozumiem. Proszę wybaczyć moje niekulturalne zachowanie - pochyliła się z pokorą, świadoma swoich niepotrzebnych podejrzeń. Kiedy towarzystwo wyjaśniło sobie tą kwestię, mężczyzna podszedł bliżej kanapy, by zbadać lekarstwo hrabiny. 

       - Aysel, przynieś nam herbaty z bufetu. Podobno oferują najlepszą białą herbatę - oznajmiła Maribel. Służąca rzuciła okiem na Żniwiarza i swoją panią. Mogła zostawić ją pod opieką silnego Shinigami. Posłusznie poinformowała hrabinę o swoim wyjściu, zostawiając ją samą ze starych druhem. Po zamknięciu drzwi z ostrożnym trzaśnięciem zamka, Maribel nabrała powietrza, by oznajmić Undertakerowi wieść o Żniwiarzu, ale wyprzedził ją.

      - Przygotowania idą bardzo płynnie. Stoker jest zafascynowany swoimi badaniami i nie może się doczekać pokazu za dwa dni. Ostrzegłem go, by był ostrożniejszy, aby nic nie wymknęło się spod kontoli, nie chcemy aby nasz ulubiony mały hrabia dowiedział się za wiele o Aurorze - śmiało kontynuował, jakby zdawał raport. - Specjalny pacjent ma się dobrze. Odwiedzam go regularnie, ostatnio był na tyle podekscytowany resjem, że wpadł mi w ramiona i pomylił moje przedramię z przekąską - zaśmiał się, kiedy zobaczył reakcję Maribel na ostatnie stwierdzenie.

       - Na miłość boską, musisz bardziej uważać dla swojego i jego bezpieczeństwa! Mam nadzieję, że to nic poważnego?

      - Och, nie wiem. Może umrę od tego ugryzienia - kobieta prychnęła z naburmuszonymi policzkami. Ostatecznie westchnęła i pokiwała głową z niedowierzaniem.

     - Chciałam się z tobą spotkać i przekazać coś ważnego - przyznała, kompletnie zmieniając temat. - Na pokładzie jest Żniwiarz. Aysel spotkała go wczoraj wieczorem - odparła w skupieniu. Undertaker mruknął pod nosem, rozumiał o co chodziło hrabinie. 

     - Wiem o co ci chodzi - kiwnął głową w zgodzie. - Powiedz, mogę zakropić twoje oczy, hrabino? - spytał szybko. Szlachcianka odchyliła głowę do tyłu.

     - Po dwie krople - podpowiedziała, dając pole do działania Żniwiarzowi. Czuła jego zbliżającą się osobę nad sobą. Ostrożnie rozchylił jej powieki palcami. - Wiesz czemu mnie to niepokoi. Bizarre Dolls mogą być śmiertelnie groźne - grabarz oparł drugą dłoń nieopodal skroni kobiety i ścisnął delikatnie pipete z której wyleciała kropla. Hrabina drgnęła odruchowo, raptownie mrugając, by rozprowadzić płyn po mlecznej tafli oka. 

      - Doskonale wiem o czym mówisz - zapewnił, po czym ponownie zakropił oko. - Postaram się dodatkowo zabezpieczyć trumny, ale z doświadczenia wiem, że jeśli Żniwiarz jest na miejscu docelowym zlecenia, nie ma już ucieczki przed przeznaczeniem - odpowiedział, po zmienieniu pozycji i zakropieniu drugiego oka Maribel. Robił to wolniej i ostrożniej niż wprawiona Aysel, desperacko nie chciał zranić niewidomej. Hrabina doceniała tą uwagę.

     - Cokolwiek miałoby się stać, lepiej być zabezpieczonym - ciemnowłosa otarła policzek z odrobiny leku, który wycisnęła z oka. - Dziękuję, Undertaker.

     - Cała przyjemność po mojej stronie - zaśmiał się, odkładając lek na stoliczek.  Usiadł na przeciwko kobiety na bliźniaczek kanapie. - Jak się miewa młody panicz? 

     - Całkiem dobrze, ale zdążył dowiedzieć się o spotkaniu Aurory. Udało mi się go przekonać, że mogę samodzielnie się udać na nie i zdobyć potrzebne mu informacje - odpowiedziała bez zawahania. - Bardzo mnie niepokoi jak szybko się zgodził na mój pomysł. Podejrzewam, że będzie chciał iść na spotkanie mimo mojej deklaracji.

      - On lubi zdobywać informację na własną rękę. Jestem pewien, że stawi się na spotkaniu.

     - W takim razie musisz powiadomić Stokera, by jak najogólniej przedstawił proces i absolutnie nie ryzykował kontaktu pacjentki z ludźmi - oznajmiła stanowczo.

     - Oczywiście - jego odpowiedź, choć lakoniczna, zapewniła hrabinę, że nie zawiedzie jej i faktycznie dopnie wszystko na ostatni guzik. 

     - Czasami boję się tego, jak bardzo ci ufam - prychnęła z cieniem uśmiechu. Rozbawiło ją to nagłe uświadomienie sobie tak oczywistego faktu. 

     - Nie masz się czego obawiać. 

Maribel dumnie i pewnie podeszła bliżej siedzącego na kanapie Undertakera. Na jej ustach widniał delikatny uśmiech, który skupiał na sobie uwagę Żniwiarza. Zanim się zorientował, kobieta znalazła bez problemu jego ramiona i kark. Jedna z jej dłoni powędrowała wyżej na czoło jasnowłosego, odgarniając kosmyki włosów do tyłu. Undertaker nie ruszył się z miejsca, patrząc jak hrabina pochyla się i delikatnie całuje jego czoło. Przymknął oczy uśmiechając się z zadowoleniem.

      - Dobra robota, Undertaker.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top