Lalka 4 Scena 2

         - Kolejna ofiara - westchnęła Maribel po wysłuchaniu Aysel, gdy ta czytała dla niej gazetę a dokładniej doniesienie o kolejnej ofierze dziwnych morderstw. - Znowu brak poszlak, śladów włamania, ran, przemocy. Nasza zjawa nie odpuszcza - skomentowała gorzko. Upadła anielica odłożyła gazetę, ostatni raz zerkając na zdjęcie miejsca zbrodni. Wnętrze komnaty, nieruchome, pozbawione życia ciało leżało zwiotczałe na dużym dywanie. Nie było krwi, jakby śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych. Jednak ofiara była zbyt młoda i zdrowa, by zakończyć żywot.

      - Powtarza się jednak ten sam schemat. Ofiara to kobieta, ginie w swoim domu, w sypialni. Nikt się nie włamał, nikt nie zranił jej, rozlewając krew. Ofiara nie jest z ubogiej warstwy społeczeństwa - podsumowała Aysel, zgodnie z prawdy wypływającej ze zdobytych zauważeń. 

       - Nie znaleziono śladów trucizny w domach i przy reszcie domowników. Raport z sekcji zwłok powinien lada moment się pojawić - dodała hrabina, wzdychając ciężko. Sprawa, jaką powierzyła jej królowa, była bardzo kłopotliwa i tajemnicza. Morderstwa trwają od kilku miesięcy. Występują nieregularnie. - Będę musiała zdobyć więcej poszlak. Aysel - przywołała pokojówkę bliżej siebie, by zajęła miejsce za biurkiem. Upadła anielica wiedziała co robić. Czas rozpocząć, pisać listy do marionetek hrabiny rozrzuconych po wielu miastach i domach. 

Maribel potrzebowała informacji z pierwszej ręki. Od osób najbliższych ofiarom, od ich mężów, synów, braci, sióstr czy rodziców i przyjaciół. Do tego celu, nieodmiennie użyje swojej rozbudowanej siatki znajomości. Wystarczy pociągnąć za odpowiednie sznurki, by ruszyć cały teatrzyk. Opanowała tę sztukę do perfekcji. 

Kiedy Aysel odnosiła listy do wysłania, napotkała się z gościem swojej pani. Był to pan Johansen, wezwany do zbadania sprawy pod kątem medycznym. Pokierowała Petera do gabinetu swojej hrabiny i kontynuowała swoje obowiązki. Przywitał hrabinę niezmiennie z przychylnością i grzecznością. Niemal od razu przeszli do sedna spotkania. 

      - Mam pewną informację, hrabino - wyjawił doktor zdobywając uwagę kobiety. - Wczorajsza ofiara, pani Clinton, zgłaszała się ostatnio do jednego z moich lekarzy w placówce - mówił uważnie. - Podobno skarżyła się na bóle głowy, wymioty i częste skurcze mięśni. Miała również czerwoną wysypkę na nogach i rękach - tłumaczył, obserwując zachowanie kobiety. Wyraźnie wędrowała teraz po swojej pamięci, szukając, do czego owe objawy pasują.

       - To objawy typowe dla zatrucia, ale wysypka? Może była uczulona na materiał, z którego wykonano pończochy i rękawiczki? - skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. 

       - Ciało jest poddawane autopsji, nie dowiemy się, z czego miała wykonane ubrania podczas śmierci. Poza tym to nie musiały być tylko jedne pary - dodał, zerkając kątem oka na gazetę i zdjęcie nowego morderstwa.

       - Rozesłałam listy do właściwych ludzi. Dowiedzą się więcej o tym, jak i innych ofiarach - odpowiedziała stanowczo. - Raport z sekcji powinien lada moment dotrzeć - oznajmiła, wzdychając. 

       - Tak szybko? Ma hrabina iście diabelską szybkość w zdobywaniu informacji - skomentował z cichym rozbawieniem. Maribel prychnęła z czystej ironii. Jej stary przyjaciel mówi o diabelskich siłach, kiedy sama zawarła umowę z niedawną anielicą. Wtem jej gość przestał się śmiać, bowiem uderzyło go olśnienie. - Ach... Czyżby Undertaker zajmował się sekcją? 

       - Och, dlaczego jesteś zawiedziony? Liczyłeś na pokaźniejszy pokaz mojej diabelskiej szybkości? - spytała rozbawiona. - Tak, Undertaker zajmuje się sekcją. W końcu to jeden z lepszych grabarzy i właścicieli sklepów z trumnami w mieście klientów mu nie brak - dodała.

      - Ostatnio dość nietypowo blisko utrzymujesz z nim kontakty - wydukał pod nosem ze słyszalnym niezadowoleniem. Zdziwiło to Maribel. 

      - Proszę, proszę. Czyżby był pan zazdrosny? - zaśmiała się. Doktor drgnął na tyle gwałtownie, że uderzył kolanem o biurko, a hrabina zaśmiała się jeszcze głośniej. 

      - Skądże! Nie jestem typem zazdrośnika - odpowiedział błyskawicznie. - Poza tym, o co miałbym być zazdrosny? Współpracuje z nim hrabina tak samo jak ze mną - dodał wydychając z urazą powietrze z płuc. Maribel zasłoniła usta dłonią, desperacko starając się nie wybuchnąć chichotem. 

      - Mogę być ślepa, ale drżący i wzniosły głos zdradza pana. Jest pan spanikowany, zupełnie jakbym odkryła pańską tajemnicę. To oznacza, że faktycznie jest pan typem zazdrośnika - droczyła się z nim. Na bladych, zmęczonych od pracy policzkach doktora pojawił się lekki odcień różu, podczas kiedy jego uszy zdążyły dojrzeć do koloru pomidora. 

       - Proszę nie czerpać radość z tej sytuacji. Rozmawialiśmy o zbrodni i zwłokach przed minutą, hrabino - upomniał ją, by zmienić temat. 

      - Błagam o wybaczenie, doktorze. Wygląda na to, że ilość poprowadzonych do tej pory przeze mnie śledztw odebrała mi więcej ludzkiego szacunku wobec zwłok niż przewidywałam - gdyby mogła, wywróciłaby oczami, niemniej jej słowa były prawdą. Ilość przestępców i ofiar, jakie napotkała w trakcie bycia Lalkarzem Królowej, była ogromna. To ją zmieniło nieodwracalnie.

       - Nie musi hrabina błagać o wybaczenie, rozumiem to - westchnął doktor. Zapanowała wtem cisza. Chyba pierwszy raz odkąd się poznali, była niekomfortowa. Maribel ukryła swój dyskomfort, mając nadzieję, że znajdzie wyjście z tej sytuacji. Peter wiercił się na swoim siedzeniu, starając się znaleźć w umyśle odpowiedni pomysł na przerwanie ciszy.

Uratowało ich pukanie do drzwi. Po wyraźnym pozwoleniu na wejście, do gabinetu hrabiny wszedł kamerdyner a zaraz za nim następny gość arystokratki. Undertaker. Johansen nie ucieszył się na jego widok, bowiem dalej ich stosunki były nie najlepsze. Doktorowi przeszkadzał dziwny charakter grabarza, nie mógł być pewien swojego i hrabiny bezpieczeństwa przy nim. Gdyby mógł, zrobiłby wszystko, aby Undertaker trafił do zakładu psychiatrycznego, jednak reakcja hrabiny byłaby przerażająca. Odebrałby jej bliskiego wspólnika.

Po przywitaniu z głową dworu Lynxów i doktorem gość znalazł dla siebie miejsce i rozpoczął swój raport z sekcji.

       - W ostatnim czasie ofiara musiała zmagać się z jakimiś chorobami. Czy były one przyczyną śmierci? W pewnym stopniu zapewne tak. Jednak natknąłem się na coś ciekawszego - mówił z zainteresowaniem. - Rozważałem zatrucie, więc zbadałem dokładniej żołądek ofiary.

        - Znalazłeś coś? - spytała szybko hrabina, nieznosząca oczekiwania na kluczową informację.

        - Żółty, dziwny osad. Na pewno niepochodzący z tego organu - wyjawił wreszcie.

        - Czyli była otrówana - podsumował doktor. - Żółty osad? Niech pomyślę - mamrotał pod nosem, jednak odpowiedź wypłynęła szybciej z ust hrabiny.

        - Arszenik.

        - Jednak nie wiadomo czy pozostałe ofiary również zostały otrute - Peter stwierdził, choć kątem oka zerkał na grabarza. Miał nadzieję, że tym razem zaskoczy go w pozytywny sposób.

         - Na to dostaniemy odpowiedź z rozesłanych listów. Undertaker nie zajmował się wcześniejszymi ciałami - wyjaśniła hrabina. - Zastanawia mnie wysypka. Nie wszystkie ofiary ją miały, choć u niektórych występowała - dodała.

        - Musi chodzić o uczulenie na materiał ubrań - stwierdził Peter.

       - Powinniśmy sprawdzić, skąd pochodziły pończochy i rękawiczki? Arszenik jest dalej szeroko dostępny, nie trudno go dostać, mimo wprowadzonych ograniczeń.

       - To prawda, z arszenikiem sprawa wygląda trudniej. Dlaczego mielibyśmy sprawdzać pochodzenie ubrań, hrabino?

      - Może wprowadzano do nich coś trującego? Bez wiedzy wykonawców lub robiono to umyślnie - odpowiedziała. Dyskusja pomiędzy hrabiną a doktorem trwała w najlepsze. Undertaker przysłuchiwał im się i zerkał ciekawsko na kobietę znad swojej filiżanki herbaty. Jego cisza została po jakimś czasie zauważona.

        - Jest pan niecodziennie cicho - skomentował Peter, przerzucając oczy na grabarza.

       - Proszę wybaczyć, słuchałem waszej rozmowy i rozmyślałem - wyjaśnił długowłosy. Odstawił filiżankę na stolik. - Wie hrabina, że zbliża się burza? Podobna do tej kiedy gościliśmy sierociniec u zakonnic. Jeśli chce hrabina działać, trzeba to zrobić natychmiast, ponieważ zapewne całe miasto zostanie sparaliżowane - stwierdził, co zmusiło doktora do obejrzenia się w stronę okna. Faktycznie, na niebie zaczęły się ujawniać złowrogie, czarne chmury.

       - Samo wspomnienie tamtej nocy przysparza mnie o ciarki - odparła zdegustowana Maribel. - W takim razie masz rację, muszę działać szybko, ale nie przyspieszę listów bardziej niż to możliwe - dodała. - Jednak obawiam się, że jeśli zawita taka samą burzą jak wtedy, nie będę w stanie zrobić pewnych kroków do przodu.

        - Nie mamy szans w starciu z pogodą, hrabino. Jeśli trzeba będzie przeczekać, trzeba przeczekać - stwierdził ostatecznie grabarz. Teraz była kolej Petera na przysłuchiwanie się rozmowie dwójki towarzyszy. Widział i słyszał jak dogaduje się hrabina z Undertakerem. Jej pełen skupienia oraz pewności wyraz twarzy, niespotykane zaufanie, a nawet relaks. Pełna uwaga grabarza skupiona na niej, cisza, w której trakcie zdawali się wymieniać telepatycznie zdaniami. Atmosfera przyjemna, ale pełna skupienia jednocześnie. Inna niż między Peterem a kobietą.

Wreszcie zrozumiał. Ta obserwacja odpowiedziała na jego pytania. Maribel i tajemniczy Undertaker dzielili się głębszą relacją niż on i ona. Jak to możliwe? Doktor zna ją od dzieciństwa, specjalnie dla niej stał się lekarzem, pracuje dla niej oraz dzielnie walczy o jej względy. Podczas kiedy Undertaker pojawił się w jej życiu znacznie później, jest pełen tajemnic, koszmarne poczucie humoru i pracę. Dlaczego tak było? Robił się niezdrowo zazdrosny o pozycję Undertakera. To wyglądało tak, jakby hrabina bacznie stawiała czoło niebezpieczeństwo, uśmiechając się, bo wiedziała, że za jej plecami czuwa tajemniczy grabarz. Dlaczego Peter nie może być na jego miejscu? Choć zna Maribel dłużej, nigdy nie zaufała mu na tyle jak Undertakerowi. 

        - Doktorze? - wzdrygnął się, słysząc głos hrabiny. - Jakie myśli zapanowały nad tobą, kiedy wołałam pana trzy razy? - spytała zaciekawiona.

       - To nic takiego, obowiązki w szpitalu i takie tam - zaśmiał się nerwowo. Nie mógł wyznać swoich uczuć, to oczywiste.

      - "Takie tam", powiadasz? - powtórzyła, niewzruszenie. - Proszę się skupić. Pytaliśmy pana o zdanie w tej kwestii - dodała, gdy długowłosy grabarz podsunął lekarzowi dokument. Czemu Peter poczuł się jeszcze bardziej odsunięty od towarzystwa Maribel niż wcześniej?

W tym samym czasie Aysel wróciła do swoich obowiązków i porządkowała jeden z wielu pokoi na dworze. Wycierała kurze i polerowała porcelane, jak zawsze miała to w zwyczaju. Uczyła tego przy okazji młodej kucharki, której zamierza powieżyć te obowiązki, jeśli kiedykolwiek będzie zmuszona opuścić dwór z hrabiną na jakiś czas. Doszła do wniosku, że do dokładnego sprzątania ani Coda, ani Markus nie mają odpowiedniej ręki. Oczywiście Rupert, stary, doświadczony kamerdyner, wiedział jak sprzątać, ale drobna pomoc mu nigdy nie zaszkodzi. 

       - Każdy, najmniejszy kąt musi być porządnie wyczyszczony, Sophie. Stan dworu świadczy o wizerunku naszej hrabiny i nas samych - upominała jasnowłosa. 

      - Oczywiście! - żwawo odpowiedziała kucharka, motywując się do pracy. Sophie zainteresowała fotografia na kominku. Było na niej siedmiu ludzi, w tym sama hrabina tego cudownego dworu. Mimo że wcześniej kucharka obracała się w szlacheckich sferach, nigdy nie widziała większości z przedstawionych osób. Słyszała o dwójce z nich. Hrabinie Lynx i hrabi Phantomhive. Osoby na zdjęciu ustawione były szeregiem przed kominkiem, obok stołu bilardowego. Maribel stała obok hrabiego. 

       - Sophie, nie słyszę jak sprzątasz - skomentowała Aysel, odwracając się do swojej podopiecznej. 

      - Proszę o wybaczenie! Zafascynowała mnie ta fotografia - oznajmiła kucharka, gdy skrzyżowała spojrzenie z pokojówką. Jasnowłosa podeszła bliżej. Musiała złagodzić ciekawość nastolatki, inaczej nie posprząta komnaty.

      - To Mroczni Arystokraci. Nasza hrabina należała do tego zgrupowania za czasów poprzedniego hrabiego Phantomhive - wyjaśniła pokojówka. Podobnie jak jej młodsza pomocnica, spojrzała na fotografię. 

      - Znasz tych ludzi? - spytała nastolatka. Przejechała palcami po zdjęciu, jakby chcąc dotknąć każdego członka tego tajemniczego zgrupowania. Nawet na zdjęciu biła od tych ludzi dziwna aura pełna dostojności, dumy ale i również tajemniczości i niebezpieczeństwa jakie niosło ze sobą zbliżanie się do tych arystokratów. 

      - Nie wszystkich, ale większość - odparła jasnowłosa. - To pan Chlaus, dużo podróżuję, hrabina prowadzi z nim stałą konferecję, by zdobywać informacje dla królowej. Tutaj jest baron Diedrich, niemiecki arystokrata, dawny przyjaciel hrabiny Lynx i hrabiego Phantomhive - wskazywała kolejno na członków Mrocznych arystokracji. - Pan Pitt, reporter, na pewno widziałaś jego fotografie w gazetach.

       - A ten mężczyzna z blizną i kobieta? 

      - Nie znam ich dobrze. Reszta powinna być ci znajoma - odpowiedziała Aysel. Sophie pokiwała głową.

      - Tak, to hrabia Phantomhive i pan Undertaker. To zaskakujące, nigdy bym nie pomyślała, że pan Undertaker należał do tak wytwornego toważystwa - skomentowała cicho. 

      - To było niemiłe - pokojówka uszczypnęła kucharkę w bok. Ta odskoczyła żywiołowo, delikatna na dotyk w tym miejscu. Strąciła dłonią fotografię i... O mało nie rozstrzaskała się o podłogę, gdyby nie refleks trzeciej osoby w pomieszczeniu. Aysel zaskoczona gościem, wstrzymała na sekundę powietrze. - ... Panie Undertaker!

      - Proszę, proszę. Hrabina dalej ma to zdjęcie, hm? - długowłosy grabarz kompletnie zignorował rozmowę kobiet i zajął się podziwianiem fotografii. - Byłaby to wielka szkoda, gdyby ta pamiątka się zniszczyła.

      - Proszę o wybaczenie, to było nieostrożne zachowanie z naszej strony - zarówno Aysel jak i Sophie zniżyły głowy i ugięły się przepraszająco za swoją nierozwagę. 

     - Najważniejsze, że zdjęcie jest w jednym kawałku, szanowne panie.

     - Undertaker? - w otwartym progu do komenaty stała Maribel z doktorem obok. 

     - Wybacz, hrabino - odstawił pamiątkę na kominek. - Nie chwaliłaś się, że masz przy sobie fotografię poprzednich Mrocznych Arystokratów - dodał, ochodząc od służących do pani dworu. 

      - Och, nigdy nie mówiłam ci o tym? Pitt wykonał dla mnie tą fotografię rok po dołączeniu do tego grona - uśmiechnęła się nostalgicznie. Peter zerknął przelotnie na obiekt rozmowy. Piękna pamiątka ubiegłych lat. 

      - Hrabina ma wiele zdjęć z przeszłości. Na pewno gdzieś ma też nasze wspólne fotografie z Josephem - wtrącił się doktor z cieniem łagodnego uśmiechu na ustach. 

      - Obawiam się, że już nie mam żadnych zdjęć naszej trójki - jego zadowolenie zniknęło razem z pojawieniem się tych słów. - Pozbyłam się ich już dawno temu, doktorze - serce Petera zaczęło obficie krwawić. W dodatku fakt, że hrabina mówiła o tym tak naturalnie nie pomagał mu wyjść z szoku. Zapanowała niewygodna cisza, którą przerwał suchym, słabym śmiechem.

      - No tak, zapomniałem o tym - odpowiedział. Nie myślał, że prośba jego brata po pamiętnej kłótni tak dosłownie zostana odebrana przez kobietę. Z krzykiem gniewu powiedział wtedy, by pozbyła się wszystkich zdjęć braci z nią. Do tej pory, Peter nie podejrzewał, że Maribel faktycznie to uczyniła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top