V

Kiedy Sheila uwodziła młodego mężczyznę, nie wiedziała jeszcze kim on jest. Jedyne co się dla niej wtedy liczyło, to świeża energia krążąca w jego ciele. Jednak gdy pochwyciła pełne tęsknoty, urazy i miłości spojrzenie Carla rzucone Ericowi, stwierdziła, że kolacja musi poczekać. Przemyślała wszystko dokładnie i już ułożyła w głowie plan.
-Może przeniesiemy się do ciebie? -szepnęła uwodzicielsko do ucha chłopaka. Nie musiała go długo namawiać. Najdziwniejsze było to, że wcale nie musiała używać swoich zdolności, żeby zaciągnąć go do łóżka. Dlatego nigdy nie wierzyła w prawdziwą miłość. Było to jedynie ulotne uczucie, które pod wpływem przeszkód łatwo może przeminąć. Jeden z przykładów właśnie pozbawiał ją czarnej, koronkowej bielizny. Sama do końca nie pamiętała jak znaleźli się w mieszkaniu Erica, ale zbytnio się tym nie przejmowała. Jęknęła tylko z udawaną rozkoszą i przyjęła chłopaka głębiej w siebie. Po wszystkim, kiedy młodzieniec zasnął, cicho ubrała się i usiadła na jedynym krześle jakie znalazła. Zauważyła, że w tym niewielkim mieszkaniu znajduje się bardzo mało przedmiotów. Właściwie oprócz łóżka, krzesła i stołu, w salonie nie widziała niczego więcej. Kiedy uważniej się przyglądnęła, dostrzegła w kącie jakieś drewniane i szklane odłamki. Podniosła wzrok i dokładnie zlustrowała całe pomieszczenie. Podeszła powoli do najbliższej ściany i pogładziła ją palcami. Jej rękawiczki spoczywały złożone w kieszeni płaszcza, więc mogła bez problemu poczuć wgłębienia w tynku. Zupełnie jakby ktoś uderzył w to miejsce czymś twardym. Wróciła na swoje miejsce i czekała. Z nudów podziwiała nagie, umięśnione ciało, które poruszało się w rytmie oddechów. Taką idealną sylwetkę widziała do tej pory tylko u Theo. Na myśl o chłopaku musnęła palcami znamię wyryte na wewnętrznej stronie swojej dłoni. Jego znamię przedstawiało oko, które symbolizowało mądrość. Theo był magiem, czyli kimś, kogo nie tylko się bano, ale też podziwiano. Vein mogła liczyć tylko na strach i spowodowany nim szacunek. Słowa zapisane na ramionach wypalonego krzyża odbijały się echem w jej głowie. Vos mortem*. Mogłaby usunąć znamię i na zawsze o nim zapomnieć. Ale zostawiła je, żeby pamiętać. Żeby nigdy nie zapomnieć kim... czym jest. Na początku, dawno, dawno temu, próbowała udawać, że jest normalna. Przez kilka miesięcy nawet jej się to udawało. Do czasu, aż poczuła głód. To coś, co siedzi głęboko w jej wnętrzu, przejęło nad nią kontrolę. Do dzisiaj nie wie, ile konkretnie osób zabiła. Na pewno wystarczająco, aby zrozumieć, że nigdy nie będzie normalna. Naciągnęła na dłonie swoje czarne rękawiczki i spojrzała na Erica. On był jednym z tych szczęściarzy, których kraj nie znalazł się pod okupacją. Nie miał na dłoni żadnego znamienia, które noszą wszyscy prytyjczycy. Piętno ma na celu poinformować władze z kim konkretnie mają do czynienia. Po wyglądzie Erica, którego blond włosy zwijały się na końcach w loki i niebieskich oczach,  kobieta wnioskowała, że musi być jamusem. W końcu chłopak podniósł powoli głowę i spojrzał pytająco na Vein. Przez chwile zastanawiał się, czy ten cudowny seks nie wydarzył się przypadkiem tylko w jego głowie. Potem jednak przypomniał sobie, że nie wypił ani kropelki, zatem to wszystko musiała być prawda. Jęknął z rezygnacją i z powrotem ukrył twarz w poduszce. Oznaczało to również, że zdradził Carla. Zdradził osobę, na której zależało mu najbardziej na świecie.
-Widział nas razem. - na te słowa Eric zdziwiony popatrzył na dziewczynę.
-Słucham? - podniósł się do pozycji siedzącej i przez cały czas patrzył w oczy Vein.
-Carl. Obserwował nas, po czym zniknął gdzieś z jakimś młodym chłopakiem. - Eric nie mógł uwierzyć w to, co mówiła Vein. Po pierwsze, skąd w ogóle wie o mężczyźnie? Nie wydawało mu się, żeby o nim wspominał. A po drugie, Carl nigdy by go nie zdradził. Chociaż z drugiej strony, o sobie do niedawna myślał to samo. Przetarł zrezygnowany twarz, po czym użył najmocniejszego argumentu, jaki przyszedł mu do głowy.
-Jest prytyjskim żołnierzem. Prędzej umarłby, niż postawiłby nogę w jamuskim klubie. - dziewczyna westchnęła z politowaniem i usiadła na łóżku obok niego. Chłopak owinął się ciaśniej kołdrą, aby ukryć swoją nagość. Nigdy wcześniej nie był z dziewczyną i teraz czuł się trochę niezręcznie.
-Mam dla ciebie propozycję. Wytłumaczę ci wszystko dopiero, kiedy ją przyjmiesz.
-A co ja będę z tego miał? - spojrzał z zaciekawieniem na Vein. Czego ona mogła od niego chcieć?
-Będziemy udawać parę, przez co twój ukochany stanie się zazdrosny. Jeżeli to nie sprawi, że będzie chciał zrobić dla ciebie wszystko, to wasza miłość, nie była wcale aż taka wielka. - Sheila miała tak wielką wprawę w kłamstwie, że nawet powieka jej nie mrugnęła, kiedy to mówiła. Co prawda, nie okłamała chłopaka tak do końca, bo zazdrość rzeczywiście jest dobrym środkiem do osiągania celów, ale w tym wypadku, wystarczyłaby zwyczajna rozmowa. Chłopak zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział:
-Zgoda.

***

*Śmierć Tobie.

◇◇◇

Holden mógłby całymi godzinami patrzeć, jak jego żona wykonuje salto w powietrzu. Każdy mięsień w jej smukłym ciele pracował na pełnych obrotach, aby mogła wykonać takie proste dla niej ćwiczenie. Wiedział, że Samantha jest świetna, ba nawet lepsza od niego, ale i tak za każdym razem kiedy leciała tak przez pięć metrów, czuł w sercu obawę. Dopiero, kiedy lądowała pewnie w jego wyciągniętych ramionach, wiedział, że jest bezpieczna. Pocałował swoją ukochaną prosto w usta, aby podziękować w ten sposób za udany występ. Uśmiechnęli się do siebie ze zrozumieniem, ukłonili się wspólnie rozemocjonowanej publiczności i z gracją zeszli ze sceny. Le Cirque des Enfer**  jest największym i chyba najbardziej znanym cyrkiem w całej Prytanii, jeśli nie na całym świecie. Jedyne miejsce, które może się z nim równać, to teatr który prowadzi młody Cane. Dyrektor cyrku nie raz próbował zwerbować Theo do tej wyselekcjonowanej ekipy, ale tamten zawsze odmawiał. Holden domyślał się teraz, kiedy poznał już prawdę, że mogło to być spowodowane jego narzeczoną, której nie chciał opuszczać. W tym miesiącu widowisko osiedliło się akurat w Lontoo, co znacznie ułatwiało kontakt z Grishamem, jednak już za kilka tygodni cyrk wyruszy dalej i małżeństwu trudniej będzie wziąć udział w całej tej pokręconej akcji. Dla nich nie było jednak rzeczy niemożliwych, ale co najwyżej wymagających większego nakładu siły niż zazwyczaj. Mężczyzna podniósł głowę do góry, ale z tej pozycji nie mógł zobaczyć szczytu czarno-czerwonego namiotu, który znajdował się kilkaset metrów nad ziemią. Spędził wśród cyrkowców prawie cale swoje dwudziestotrzyletnie życie. To właśnie tu poznał swoją żonę i najlepszych przyjaciół. Właściwie poza Le Cirque des Enfer nie ma niczego. No, prawie niczego. Handlować bronią zaczął kilka miesięcy po poznaniu Sam. Właściwie gdyby nie ona, pewnie nigdy nie stałby się tym, kim jest teraz. Przemytnikiem. Dilerem broni. Płatnym zabójcą. To ona znalazła zastosowanie dla ich akrobatycznych umiejętności i celnego oka. Zaczęło się od przyjmowania zleceń, które nie były specjalnie trudne. Pobicie, kradzież, upozorowanie porwania. Aż pewnego dnia zlecono im zabić jednego z żołnierzy jamuskich. Holden nie czuł oporu przed zabiciem jamusa, ale nie miał do tego odpowiedniego arsenału. Wszak żołnierz ma przy sobie nie tylko karabin. Tak właśnie on i Sam nauczyli się nielegalnie sprowadzać broń. A skoro sprowadzili ją raz, dlaczego nie powielić tego wyczynu? Potem poszło już z górki. Objął Sam w pasie i przyciągnął ja do siebie, aby móc pocałować jej zawsze pachnące kokosem włosy.  Głęboko zaciągnął się tym słodkim zapachem. Kobieta zaśmiała się i szturchnęła mężczyznę w bok. Gdyby tylko chciał, mógłby się z łatwością uchylić, ale wiedział, że jego żona tylko się z nim droczy. Już miał przewiesić ją sobie na ramieniu i ze śmiechem zanieść do garderoby, ale zatrzymał się w pół kroku, a uśmiech zamarł mu na ustach. Wysoka postać opierała się o jedną z kolumn podtrzymujących namiot. Mężczyzna bawił się krótkim nożem, który co chwila podrzucał i łapał na zmianę prawą lub lewą ręką.
-Rhys. -na dźwięk głosu Holdena, brunet nie podnosząc wzroku powiedział:
-Chyba musimy porozmawiać. - Holden napiął wszystkie mięśnie i szepnął do swojej ukochanej:
-Idź do garderoby. - Samantha popatrzyła na niego zaskoczona i lekko skinęła głową. Ufała swojemu mężowi, ale nie mogła powiedzieć tego samego o tajemniczym mężczyźnie. Po raz ostatni zmierzyła go wzrokiem, pocałowała ukochanego w usta i nieśpiesznym krokiem ruszyła w stronę czarnych drzwi oznaczonych ozdobnymi literami "H" i "S". Mężczyźni w milczeniu czekali, aż kobieta zniknie w prywatnej garderobie. Kiedy zostali sami, lekko poddenerwowany Holden uniósł nieco podbródek i zapytał:
-Czego chcesz? Obiecałeś, że dacie nam spokój! - Rhysand podniósł wreszcie wzrok i spojrzał swoimi brunatnymi oczami prosto na Holdena. -Mam dla ciebie wiadomość od Jannir'a. - uśmiechnął się lubieżnie i kontynuował. -Pora spłacić długi.

***

**Piekielny Cyrk

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top