prolog

Lipiec 12 ????

Per. III rzesza

Siedziałem w swojej celi i czekałem na dalszą część eksperymentów, moje czarne skszydła miały braki w piórach a ciało było pokryte bliznami, mój "lekaż" mnie torturował każdego dnia, tylko raz tego nie zrobił, był to dzień inspekcji, następny będzie dopiero za rok, więc na razie musiałem wytrzymać rok tortur, Wtedy usłuszałem coężkie kroki i już wiedziałem kto idzie, był to ZSRR, mój naukowiec.

-widze że jeszcze żyjesz- powiedział parszac się na mnie z sadyatycznym ušmieszkiem

-c-czego chcesz...?

-oh, nic takiego, tylko ktoś chce cię zobaczyć

-k-kto...?

-zobaczysz, ktoś ci bardzo bliski

Byłem bardzo ciekawy, jest to mój ojciec? Mój dziadek? Nie wiem... On do mnie podszedł i szarpnął za ramie, wstałem, on mnie zaczął ciągnąc w strone wyjścia z mojego pseudo pokoju, targał mnie tak aż dotarliśmy do pokoju spotkań, tam zobaczyłem moją rodzine, miałem łzy w oczach, ZSRR mnie puścił a ja do nich podbiełlem i przytuliłem, oni oddali przytulasa a ja poczułem czyjś wzrok na plecach, był to wzrok który już od dawna się na mnie patszył, byl to wzrok ZSRR, bałem się że mnie upokorzy na oczach mojej rodziny, mój ojciec do niego potszedł i zapytał czy mógłby nas zostawić na kilka minut, on tylko pszewrócił oczami i wyszedł.

-jak się masz? Traktuje cię dobrze?

-n-nie... -szepnąłem aby tylko oni usłyszeli, wiedziałem że w tym pokoju zsrr wstawił podsłuch abym się nie wygadał co mi robi, oni się do mnie mocniej pszytulili, a ja tylko się oddałem, zacząłem płakać

-spokojnie bracie... spokojnie... Nic ci teraz nie zrobi... Wszystko jest w porządku...- usłuszałem głos mojego brata, wiedziałem że mam przejebane, nie powiedziałem im że jest tu podsłuch, po chwili gadania pszyszedł ZSRR i mnie zabrał szarpnął mna tak mocno że aż mi staw w ręce pszeskoczył, wrzasnąłem z bulu, on tylko wrzucił mnie do pokoju mówiąc "nie ma dziś jedzenia" po czym wyszedł z pokoju zatszaskując drzwi, skuliłem się w kącie po czym zasnąłem.

Per. Polska

Siedziałam sobie w moim pokoiku o czekałam na swojego naukowca, WB jest nawet miły ale jak się go zdenerwuje to ma się problem, usłyszałam krzyk, już wiedziałam do kogo należął, należał do mojego pszyjaciela, pszestraszyłam się, niewiedziałam co mu się stało, po chwili przyszedł WB miał swój delikatny uśmiech, powiedział:

-jak się czujesz? Wszystko okej?

-wszystko dobrze... Co się dzieje z trójką?

-trójką? O kogo ci... Oh, o rzesze ci chodzi?

-tak... Czemu krzyczał?

-przecierz nikt.. a no tak, racja, masz bardzo czuły słuch...

-czemu on krzyczał? Chce wiedzieć...

-nie wiem, ale nie jest on moim testem, nie moge sprawdzić... Zapytasz się go na obiedzie

-okej panie wb...

-a co byś chciała na obiad?

-nie wiem.... Mogła bym prosić o naleśniki...?

-no dobrze

Per. IR

Siedziałem w swoim pokoju i rysowałem na ścianach, potszebuje kogos do rozmowy, nie moge wytrzymać, moje usta zostały zaszyte abym nikogo nie ugryzł, moge je tylko rozpinać na czas jedzenia, chciałem poprostu aby mój rysunek ożył. Z mojej czynności wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi

-co ja ci mówiłem na temat rysowania po ścianach!- krzyknął USA patrząc się na mnie, miałem palce brudne od swojej krwi i farby. Przewruciłem oczami i się od niego odwróciłem, poczułem mrowienie na swojej szyi po czym dostałem paralizatorem w obroży, odruchowo próbowałem to powstrzymać ale się nie udało, USA po chwili wyłączył paralizator i do mnie podszedł, oberwałem z plaskacza

-koniec z rysowaniem, rozumiesz?

Ja tylko pokiwałem głową na tak, nie chciałem pszestać ale musiałem, nie chciałem aby zabronił mi się spotykać z wnukami i alaską, to było wkońcu moje dziecko, które musiałem oddać, utrzymywałem z nią kontakt ale mało pisaliśmy. Podszedł do mnie i poklepał po ramieniu, przytuliłem się do niego nie chciałem zostać sam, pomimo rzeczy przez które przez niego przeszłem był jedyną osobą którą widze ciągle i z którą jak kolwiek się komunikuje,

-szykuj się, za chwile idziemy na obiad- ucieszyłem się bylem głodny i zobacze polskę oraz rzesię umyłem ręce i podszedlem do usa, on mnie wyprowadził o maly włos nie walnołem w sufit, bycie najwyższym w placówxe nie jest najlepsze... Poszedliśmy do stołówki gdzie dostałem swoje jedzenie, rozpiąłem zamek z ust i zacząłem jeśc. Po chwili zobaczyłem polskę która do mnie podbiegła i pszytuliła.

-IR!!! Cześć!! Dawno się nie widzieliśmy!- powiedzała wtulając się we mnie..

-też... S-się.. cieszę... - mój głos był radiostatyczny- gdzie rzesia...?

-słyszałam jego krzyk kilka minut temu... Nie chce aby ZSRR mu coś znowu zrobił...

-ehh... Spokojnie... Jak mu cos zrobie to mój stary pas zawsze jest u mnie w pokoju...

-zapominam ciągle że jesteś jego ojcem- zaśmiała się lekko i podeszła po swój posiłek, pszyszła z naleśnikami z owocami

-wiesz... USA zabronił mi rysować...

-o nie... Dlaczego?

-bo porysowalem ściany niebieską farbą pomieszaną z krwią...

-Oh... Czekaj... Krwią!?

-no... Nudziło mi się a nie miałem czerwonej farby...

-IR!  Czyja krwią rysowałeś!?

-swoja..

-no... To chociaż dobrze że nie kogoś innego...

-mhm...

-a skąd ją wziąłeś?

-no... -zdjąłem bandaż z ręki i pokazałem ugryzienie

-IR... Czemu to zrobiłeś?

Nie odpowiedziałem, poprostu wróciłem do jedzenia, mój posiłek to był w połowie podgrzane mięso nie dopieczone, ale idealne dla mnie, wgryzłem się w kawałek mięsa i odgryzłem go, nie chciałem drążyć tematu mojej krwi i czemu odgryzłem sobie kawałek skóry, byłem poprostu głodny, gdy już zjedlismy zobaczyliśmy że rzesza niepszyszedł na obiad, już 7 raz w tym tygodniu.. nie jadł cały tydzień,

。*⁠✧۝✧⁠*。

Ilośc słów: 885

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top