Spy Fly

Witam wszystkich czytelników! Postanowiłem napisać szczury laboratoryjne z Marcusem, który jest integralną częścią serialu, choć pozostaje złym bohaterem (póki co). Tajemniczo zniknął na tyle odcinków a myślę, że świetnie by się wpasował w większość fabuły. Planuję pisać do odcinka Bionic Shadown, ale jeśli wam się spodoba, spróbujemy zmienić Marcusa w pozytywnego bohatera.

Jeśli wam się podobało, zostawcie po sobie ślad w postaci gwiazdki bądź komentarza. A jak macie jakieś sugestie to zapraszam na pw bądź też w komentarzu.

Leo P.O.V

Wczorajszy dzień był naprawdę ciężki. Najpierw, omal nie zginąłem uwięziony w nowym samoprowadzącym się samochodzie mojego ojczyma. Ale najgorsze nadeszło dopiero po tym: Okazało się, że mój szkolny nemesis Marcus, jest za to odpowiedzialny, a na domiar złego, ma super moce i grozi mojemu rodzeństwu! Nie mogłem nikomu powiedzieć, bo chłopak wydałby nasz sekret całemu światu. Nie ma mowy, żebym do tego dopuścił. Zaryzykowałem życie dla Adama Bree i Chasa kilka dni po tym, jak ich poznałem. Nie ma opcji, żebym pozwolił ich skrzywdzić po roku wspólnego życia.

Nie ukrywam, że cała ta sytuacja stała się dla mnie dość stresująca. Dla rozluźnienia i poprawienia sobie nastroju, chwyciłem za jeden z najnowszych wynalazków Davenport Industries i postanowiłem podokuczać siostrze.

- Co ta mucha się mnie tak uczepiła? - oburzyła się nastolatka, usiłując odpędzić złośliwego owada, który latał dookoła niej - Przecież ma tu obok solidnie zaśmierdziałego samca! - Bree wskazała na siedzącego na krześle Adama.

- Szczęśliwe gacie. 10 dni je noszę i żadnego owada - wyjaśnił mój najstarszy brat. To cały Adam. Nigdy nie wiadomo, czy on żartuje, czy mówi na poważnie. Bree skrzywiła się, kiedy to powiedział.

Tymczasem mucha na moje polecenie wciąż ją atakowała. Wszedłem do laboratorium, wybuchając głośnym śmiechem.

-Ale głupio wyglądasz!

- Też byś głupio wyglądał, gdyby atakowało cię jakieś latające draństwo! - oburzona Bree wciąż starała się odpędzić owada.

- Jesteś pewna? - wyciągnąłem przed siebie dłoń, dyskretnie naciskając przycisk na zegarku. Mucha usiadła na mojej ręce, ku wielkiemu zaskoczeniu Bree.

- Co jest?

- Wiesz, znam ich język. Zwią mnie czasem zaklinaczem much.

- Poważnie? - Adam podbiegł do mnie zaskoczony - Weź zapytaj, czemu pszczoły są takie wredne - poprosił. Już miałem coś odpowiedzieć, kiedy Chase wszedł mi w słowo.

- On nie gada z muchami, jaja sobie z was robi. Do robo mucha pana Davenporta, zaprojektowana do celów szpiegowskich. W jej głowie jest miniaturowa kamerka. Leo steruje nią za pomocą zegarka - wskazał na mój nadgarstek, a ja westchnąłem teatralnie.

- Czy ty wszystko musisz zepsuć? - syknąłem na niego.

- Tak - stwierdził z dumą - Poza tym, Davenport nie byłby zachwycony, że bawisz się jego gadżetami - dodał wyrywając mi pudełko pełne much z ręki.

- Trzeba mu było nie jechać na zjazd fanów Rocka. Jest za stary stary, żeby być rockmanem.

- To jest super - Bree wróciła do tematu - Mogę zobaczyć?

- Rączki przy sobie - wyrwałem pudełko z rąk Chasa, zanim ona zdążyła to zrobić - Muszka musi się teraz naładować. Całą noc się z nią bawiłem - oznajmiłem, umieszczając muchę w pojemniku.

- Całą noc bawiłeś się muchą? - zakpiła. Uśmiechnąłem się złośliwie.

- Połowę. Drugie pół bawiłem się w montowanie.

- Jakie montowanie? - zdziwiła się, na co wyszczerzyłem się jeszcze bardziej.

- Eddy, włącz proszę moje najnowsze dzieło ,,Bree bez tajemnic" - zwróciłem się do naszego domowego komputera.

- To ośmieszające ją video? - złośliwy emotikon pojawił się na ekranie - Z przyjemnością.

Adam i Chase z zaciekawieniem spojrzeli na ekran. Mój krótki filmik przedstawiał naszą siostrę podczas snu w kapsule w kilku dziwnych pozycjach. Dla przykładu, ją całującą ścianę. Cała nasza trójka wybuchnęła śmiechem. Gdyby nie moja cudowna mucha, nie udałoby mi się zdobyć tego wspaniałego materiału.

- Jak mogłeś mi to zrobić? - wrzasnęła.

- To nie moja wina, że śpisz jak śpisz - z uśmiechem wyszedłem z laboratorium, zanim zdążyła mnie uderzyć.

                                ***

Kilka godzin później poszliśmy do szkoły. Drażnienie Bree było tak świetną zabawą, że wciąż to robiłem.

- Musiałeś zabierać to cholerstwo do szkoły? Teraz łażą za mną dwa upierdliwe robale - zrobiłem obrażoną minę na jej komentarz.

- Hej, muszek to mój skrzydłowy, musiałem! - zanim któreś z nas zdążyło dodać coś jeszcze, zbliżyli się do nas Adam i Chase. Młodszy chłopak trzymał w rękach niewielką lalkę. Wolałem się nawet nie zastanawiać, skąd ją wytrzasnął.

- Chase, jak możesz? Znów kradniesz pięciolatkom zabawki? - spytałem z cynicznym uśmiechem. Adam chichochocząc pokiwał głową.

- Ha, ha - powiedział sucho - To projekt na biologię. Musimy się nimi opiekować, a jak coś sknocimy, stracimy punkt. Co oczywiście mnie się nie zdarzyło - chłopak odgarnął koszulkę z pleców sztucznego niemowlaka, ukazując nam licznik punktów, wskazujący nam wynik: 100.

- Ściągnąłem sobie na chipa wszystkie możliwe poradniki i teraz wiem wszystko o dzieciach. Wiem nawet, jak wyjąć niemowlaka z paszczy aligatora - widząc nasze zaskoczone spojrzenia, dodał - Zdarza się częściej niż myślicie.

- Cześć wam - zbliżyła się do nas osoba, którą chciałem ujrzeć najmniej na świecie. Mój świetny nastrój wywołany dręczeniem Bree prysł - Co porabiacie?

- Nie twój interes. Do widzenia - wskazałem palcem na odległy punkt, sugerując, żeby sobie poszedł.

- Co to za lalka? - nie dawał za wygraną Marcus.

- Nie chcesz wiedzieć - zachichotała Bree.

- Opiekujemy się lalkami do jutra, w ramach pracy domowej - wyjaśnił Adam.

- Mówiąc o tym, gdzie twoje dziecko? A może już zgubiłeś? - spytała go nasza siostra.

- Nie jestem aż takim ignorantem! - oznajmił najstarszy chłopak z oburzeniem. Jednak po chwili, jakby chciał zaprzeczyć tym słowom, niedbale wyciągnął lalkę do góry nogami z plecaka - Nazwałem je ,,Zamknij płaczącą japę". W ten sposób kiedy je zawołam, od razu będzie wiedziało, że ma przestać płakać - wszyscy zaśmialiśmy się z jego pomysłu.

- Jesteś pewien, że trzymanie dziecka w torbie to taki dobry pomysł? - spytał niepewnie Marcus.

- Nie udawaj że masz instynkt tacierzyński, ty socjopato! - spiorunowałem go wzrokiem.

- Leo, co się dzisiaj z tobą dzieje? - zirytowała się Bree.

- Bardzo mu tam ciepło, ma co czytać i jest tam bezpiecznie - wyjaśnił najstarszy chłopak, całkowicie ignorując naszą dwójkę. Wyciągnął lalkę ze środka tylko po to, by uświadomić sobie, że głowa lalki jest obklejona żelkami - Woo, znalazłeś moją gumę! - uśmiechnął się szeroko.

- Bracie, jak nic zawalisz tą opiekę - stwierdził inteligentny chłopak.

- Jesteś taki pewien? Wiem, jak radzić sobie z dziećmi, sam jestem jak dziecko! - stwierdził Adaś.

- Punkt dla niego - Bree położyła starszemu bratu rękę na ramieniu.

- Skoro taki z ciebie spec od dzieci, to ile masz punktów? - spytał Chase. Jego brat spojrzał na wynik i zadowoleniem stwierdził:

- 98, czyli tylko 2 mniej niż ty - mruknął. Marcus spojrzał na licznik z niedowierzeniem, po czym odwrócił niemowle, które Adam trzymał do góry nogami.

- To 86 - poprawił. Dziecko zaczęło płakać, na co Adam starał się je uspokoić, wielokrotnie wypowiadając jego imię. Chase naśmiewał się przez chwilę z tej sceny, po czym obaj się oddalili. Zostałem sam w towarzystwie Marcusa i Bree.

- Przygotowaliście się na test z fizyki? - spytał przyjaznym tonem chłopak. To jego udawanie miłego tak strasznie działa mi na nerwy!

- Jaki test? - spytałem tępo, kiedy dotarły do mnie jego słowa - Czy ty zawsze musisz być zwiastunem nieszczęścia? - zwróciłem się do niego oskarżycielskim tonem.

- Też nie mogłem się nauczyć, a siedziałem przy tym cały weekend. Pani Cooper kompletnie nie potrafi tłumaczyć, a w książce wszystko jest tak opisane, że zrozumie to tylko ktoś po magisterce! - żalił się. Na bank nie ma z tym żadnego problemu, tylko zwyczajnie udaje pokrzywdzonego przed Bree.

- Masz rację, pani Cooper w tej szkole minęła się z powołaniem - przyznała moja siostra - Ale hej, plusem posiadania ojca miliardera wynalazcy jest to, że fizykę mam w małym palcu - pochwaliła się.

- Serio? Zazdro - mruknął z udawanym przejęciem. Zazwyczaj przejąłbym się tymi jego gierkami, ale nie mam czasu ich teraz rozpracowywać. Jeśli to obleję, dyrka pośle mnie do szkoły letniej. Bree i Marcus skierowali się niespiesznie w stronę szafek, a ja ruszyłem za nimi.

- Bree - zwróciłem się do siostry mając nadzieję, że nie jest zła za wygłupy z muchą - Słodka, dobra, kochana Bree - zacząłem wyliczać komplementy, chcąc się wkupić w jej łaski - Genialna, przemądra...

- Czego chcesz, no dawaj - przerwała mi z westchnieniem.

- Mam pewien plan. Ty grzecznie pozaznaczasz odpowiedzi, a ja wszystko grzecznie spiszę. Genialnie, co nie?

- Nie ma mowy, nie będziesz ode mnie spisywał! - oburzyła się.

- Ugh, ale co ja mam zrobić? - jęknął Marcus - Nie ogarniam fizyki, a jak obleje, to zawalę semestr - Bree otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, ale przerwałem jej.

- Nie mów, że pozwolisz spisywać temu manipulantowi, a bratu odmawiasz! - oburzyłem się, kiedy dziewczyna wyciągnęła z szafki książki.

- Nie chcę spisywać. Tata i tak ma mnie gdzieś, więc nie zostanę ukarany. Ale fajnie byłoby zaliczyć ten rok - powiedział smutnym tonem i spuścił głowę.

- Hej, Marcus, jutro jest poprawka. Może przyjdziesz do nas po południu, wytłumaczę ci fizykę? - zaproponowała. No tak, on mógł skorzystać z poprawki, ale ja już niestety wykorzystałem swój limit. Chciałem zaprotestować jego ponownej obecności w naszym domu, ale nie dopuścił mnie do słowa.

- Pewnie. Ale nie chcę cię fatygować, może poproszę Chasa? On uwielbia tłumaczyć naukowe rzeczy - zaproponował.

- Tak, ale uwierz, mój brat jest jeszcze gorszy niż pani Cooper - zaśmiała się moja siostra.

- No dobra, wpadnę po szkole. Wielkie dzięki, wiszę ci przysługę - rzucił, po czym oboje udali się do sali od fizyki.

- Wielkie dzięki, wiszę ci przysługę - przedrzeźniałem go zirytowany. W roztargnieniu, zacząłem programować muchę - Nie chcesz żebym ściągał? W porządku, muszek zrobi to za mnie.

Marcus P.O.V

Uśmiechnąłem się, kiedy ujrzałem pytania do testu. To banał, mogłem bez problemu na wszystko odpowiedzieć, dzięki mojej inteligencji. Ale jestem zmuszony udawać idiotę, żeby Bree zaprosiła mnie do ich domu na douczanie. Wprawdzie moim prawdziwym celem jest ściągnięcie ich do mojego domu, ale muszę to zrobić ze wszystkimi na raz, ona jedna mnie nie urządza. Poza tym, muszę na nią uważać, bo z moich badań wynika, że chociaż jest w tej szkole nie cały rok, to miała już trzech chłopaków, więc dosyć łatwo się zakochuje. Nie, żebym miał coś przeciwko niej, ale wolałbym, żeby się mną nie zauroczyła, bo to skomplikowałoby moje plany.

- Do boju łachudry! - Perry włączyła stoper. Pani Cooper nie mogła dzisiaj przyjść, więc napiszemy test pod okiem naszej dyrektorki. Ta kobieta uwielbia poniżać innych uczniów, jest wredna i zachowuje się, jakby uciekła z jakiejś jednostki wojskowej. Wszyscy jej nienawidzą, ale ja ją uwielbiam. Każdy jej tekst jest genialny i nie można się przy niej nudzić. Poza tym, potrafi zachowywać się jak dobra kumpela, nie podły nauczyciel.

Niezbyt skupiony na zaznaczaniu odpowiedzi, po chwili dostrzegłem, jak Bree stara się odpędzić krążącą wokół niej muchę. Uśmiechnąłem się, mimo woli. To było całkiem zabawne. (Wiem, że to mucha Leona, bo widziałem wszystko, co działo się w laboratorium dzięki zainstalowanej tam mikroskopijnej kamerze.)

Szala goryczy przelała się, kiedy robotyczny owad usiadł na nosie dziewczyny. Leo z zadowoleniem zaczął przepisywać odpowiedzi, zerkając na obraz z kamery muchy na zegarek.

- Dobra, dość! - wrzasnęła dziewczyna, zrywając się z krzesła. Podbiegła wściekła do młodszego brata.

- Hej, ADHD! - wrzasnęła Perry, a ja cicho zachichotałem - Niektórzy starają się skupić na oblewaniu!

- Ale on...

- Żadnych ale panienko. Znasz zasady: Wstanie oznacza niezdanie! - zaśmiała się wrednie. Wskazała na wyjście - Wyjdź. Przed tobą korytarz wstydu!

- Pani dyrektor, przepraszam - wtrącił Leo, zrywając się z miejsca. Myślałem, że chce się przyznać, ale on tylko dodał - Strasznie mnie rozproszyła, da nam pani dodatkowe 5 minut? 

                               ***

Po wyjściu z sali zauważyłem, że Leo łazi za Bree, starając się ją przeprosić.

- No sorry Bree, nie chciałem, żeby tak wyszło - usłyszałem dzięki bionicznemu słuchowi.

- Przez ciebie dostałam pałę, zadowolony? - syknęła.

- Tak szczerze, to nie mogę się w pełni cieszyć moją szóstką - przyznał.

- Sorry, ale muszę na ciebie donieść - powiedziała wkładając książki do szafki. Uśmiechnąłem się, na jego potencjalne nieszczęście.

- No weź, jak to obleję, to dyrka mnie wyśle do szkoły letniej - powiedział błagalnym tonem.

-No dobra! I tak mam jeszcze możliwość poprawki, więc napiszę to jutro z Marcusem - warknęła dziewczyna, po czym trzasnęła drzwiczkami i odeszła. Odszedłem w kierunku stołówki, ale kilka sekund później usłyszałem coś nietypowego. Poza zwyczajnym szmerem, który słychać było na każdej przerwie, słyszałem także bzyczenie muchy. I to dość blisko. Gwałtownie się odwróciłem i podszedłem w kierunku sterującego nią chłopaka, kładąc rękę na jego zegarku.

- Jak ty...?

- Nie tylko Chase ma bardzo wrażliwy słuch. Zabieraj ode mnie to ustrojstwo - nakazałem.

- Cokolwiek knujesz, odkryję to - powiedział odważnie. No tak, przecież wie, że w miejscu publicznym, wśród dziesiątek uczniów jest bezpieczny.

- Nie knuję niczego, idę na obiad, więc odchrzań się - powiedziałem groźnym tonem.

- Ugh! - obaj odwróciliśmy się na gwałtowny dźwięk. Najwyraźniej kiedy chłopak zajął się rozmową ze mną, mucha zaczęła drażnić przechodzącą korytarzem dyrektorkę. Uśmiechnąłem się. To będzie świetne widowisko.

- Od 20 lat ludzie pytają ,,Perry, dlaczego nosisz w torebce packę na muchy?" Teraz pewnie im szczęka opadła! - zaśmiała się i wyciągnęła z torebki packę. Leo patrzył na to z przerażeniem, a ja z rozbawieniem. Zaczęła machać, usiłując uderzyć muchę, ale nie była w stanie jej dosięgnąć - Nie każ mi skakać! W tym roku już 16 garniturów rozprułam! - rzuciła się na muchę po raz kolejny, ale zamiast tego wpadła na dwójkę zaskoczonych uczniów. Szybko oddalili się od niej z obrzydzeniem. Tymczasem mucha usiadła na ścianie - Teraz cię mam - zamachnęła się, a Leo szybko podbiegł w jej kierunku.

- Nie! Proszę nie zabijać! - zawołał łapiąc ją za rękę.

- Skoro potrafię zabić radość życia setek licealistów, to serio myślisz, że z muszką sobie nie poradzę? - powiedziała wyzywająco kobieta, wywołując u mnie kolejną salwę śmiechu - A ty z czego rżysz?

- Z niczego - powiedziałem szybko, a ona skierowała swoją uwagę z powrotem na muchę.

- Nie, proszę! - wykrzyknął zdesperowany - To nie jest prawdziwa mucha, tylko mechaniczna!

- Znowu przytargałeś jeden z tych durnych gadżecików tatusia do szkoły? Aż mi się prosisz o wakacyjną szkółkę!

- To żaden gadżecik. To urządzenie monitorujące, kontrolowane przy pomocy zegarka - wyjaśnił, jakby to miało poprawić jego sytuację.

- Pokaż pokaż! - podekscytowana Perry wyrwała mu zegarek, nie pytając o zgodę - Szpiegujesz ludzi za pomocą muchy?

- No teoretycznie by można, ale ja nigdy bym...

- Jakiś ty szlachetny - powiedziała sarkastycznie.

- Dziękuję - Leoś udawał, że nie dostrzega ironii w jej głosie.

- I głupi jak but - dodała. Powstrzymałem kolejną salę śmiechu, żeby znowu mi się nie dostało - Ale to konfiskuję - zabrała mu również słój z muchami, służący za ładowarkę, chichocząc przy tym jak małe dziecko.

- Ale pani nie może! - oburzył się.

- Ty tak poważnie? Ona może wszystko - nie mogłem się powstrzymać przed dołączeniem do dyskusji.

- Chucherko ma rację. Na konkursie miss america też mi mówią, że nie mogę, ale moje bikini jest całkiem innego zdania - zaśmiała się odchodząc.

- No to co, życzę miłej zabawy - powiedziałem z satysfakcją. Rany, w tej chwili to aż się cieszę, że nie dałem rady go zabić. Udałem się na stołówkę, jednocześnie umierając z ciekawości, jak ta sytuacja się rozwinie, zanim wrócę.

                                ***
- Słuchać mnie niemoty! - usłyszałem dyrkę, kiedy wróciłem z obiadu. Stała na środku sali, szczęśliwa jak małe dziecko - Zainstalowałam w szkole zupełnie nowy system szpiegowski. A za to totalne naruszenie waszej prywatności, możecie podziękować Leo Dooleyowi! - wszyscy spojrzeli na niego gniewnie, a Bree uśmiechnęła się z satysfakcją. Podszedłem do nich, chcąc mieć widok z pierwszego rzędu na nadciągającą komedię.

- To wszystko twoja wina - wysyczał Leon, oskarżycielko - Rozproszyłeś mnie i dyrka znalazła muchę!

- Było dać mi spokój - stwierdziłem nie przejmując się jego problemem. Tymczasem Perry naśmiewała się z uczniów za pomocą muchy i zdradzała poznane sekrety. Chichocząc, oddaliła się od nas.

- Zostawiła ładowarkę - zauważył Leo, a ja spostrzegłem że oczy Bree zaświeciły się na te słowa. Stałem najbliżej ładowarki więc chwyciłem ją, zanim któremuś z nich się udało.

- Podaj do mnie! - wykrzyknęli oboje, a ja bez chwili wahania rzuciłem przedmiot do Bree.

- No weź! - oburzył się Leon.

- Co? Wisiałem jej przysługę - wzruszyłem ramionami.

- Daj spokój Bree. Jeśli oddasz ładowarkę dyrce, ona naładuje muchę a moje życie towarzyskie będzie skończone - błagał chłopak. Chciałem zauważyć, że jest skończone od bardzo dawna, ale przy Bree musiałem grać w miarę grzecznego chłopca.

- No i o to chodzi - zauważyła, a Leo wykorzystując chwilę jej nieuwagi, spróbował wyrwać słój. Zaczęli się szarpać, aż urządzenie się otworzyło, wypuszczając chmarę owadów. Rany, ten dzień jest lepszy niż sobie wyobrażałem! Chyba odłożę swoje mroczne plany na jutro i będę się po prostu cieszył widowiskiem.

- Jasny gwint! Jak ja je mam teraz wyłapać? - spytał Leo, kiedy muchy rozleciały się po całej szkole, nieźle działając uczniom na nerwy.

- Nie mam pojęcia. I wiesz co? Nie rusza mnie to - stwierdziła radośnie Bree.

- Dooley, ta twoja głupia zabawka nie działa - Perry rzuciła Leo rozładowaną muchę i zegarek, dopiero wtedy dostrzegając, co się dzieje - Co do jasnej anielki? Nie widziałam tyłu much, odkąd mój kot uciął sobie pięciodniową drzemkę - tym razem nie dałem rady powstrzymać śmiechu. Jak ja zamierzam tęsknić za tą kobietą, kiedy już schwytwmy Adama, Bree i Chasa i wyniesiemy się stąd.

- Może są tu przez żarcie że stołówki? W moim talerzu coś się ruszało - powiedziałem z wyrzutem, chcąc dać dyrektorce do zrozumienia, że jakość szkolnego jedzenia pozostawia wiele do życzenia.

- Nieważne, otwieram drzwi - stwierdziła po chwili.

- Nie nie! To muchy oczyma, nie mogę ich pogubić! - przeraził się Leo i stanął między nią a drzwiami. Jeej, to będzie takie fajne.

- Otwieram te drzwi syneczku, czy mi tu stoisz czy nie.

- A nie możemy porozmawiać o tym jak cywilizowani... - nie dane mu było dokończyć, bo Perry zaczęła szarżowć na drzwi, przez co musiał się odsunąć, żeby go nie staranowła. Nie dała jednak rady dotrzeć do celu, bo wbiegła w rój much, a kiedy zaczęły ją atakować że wszystkich stron, uciekła z krzykiem.

Chwilowo Leośkowi się upiekło, ale cały czas próbował nieskuteczne zaprogramować poprzez zegarek muchy, żeby wróciły do pojemnika.

- Nie dam rady że wszystkimi, weźcie pomóżcie - zwrócił się do nas. No fakt, z naszą bioniką ogarnęlibyśmy te muchy w kilka sekund, ale choćbym chciał mu pomóc, nie ujawniłbym się przed tymi wszystkimi uczniami. No, może troszeczkę używałem telekinezy, żeby muchy do mnie nie podlatywały, ale nikt nie zauważał.

- Nie pomogę ci, na każdym kroku powtarzasz wszystkim, że jestem wcieleniem szatana - przypomniałem mu.

- Przyznaj się że ściągałeś, to ja ci pomogę - zaproponowała Bree.

- Mowy nie ma!

- Okej, nie przyznasz się, utknąłeś - stwierdziła. Wtedy na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

- Utknąłem. To jest to!

                                        ***
Kilka chwil później, wszystkie wiszące na ścianach plakaty były już pomalowane lepem na muchy.

- Ale zdajesz sobie sprawę, że to nie są prawdziwe muchy i na nie to nie zadziała? - przypomniałem mu. Zanim zdążył odpowiedzieć, atakowana przez muchy Perry, głośno wrzeszcząc przebiegła korytarzem i wpadła w lepę.

- Patrzcie, jedną złapałem - uśmiechnął się.

- Pani dyrektor, pomogę - zaproponowałem, kiedy Bree i Leo odeszli, wciąż się kłócąc. Próbowałem oderwać ją od plakatu, ale warstwa lepu była zbyt gruba.

- To nic nie da synek, w torebce mam łom i łopatę - powiedziała niewyraźnie. Poważnie? Bo nie miałem ochoty sprawdzać. Zastanawiałem się nad użyciem super siły, ale martwiłem się, że coś jej zrobię. Nie chciałem skrzywdzić jedynej osoby w tej szkole, którą szczerze lubiłem. No i jak miałbym wytłumaczyć, że niechcący złamałem jej kręgosłup próbując oderwać ją od lepu?

Zanim zdążyłem rozważyć możliwe opcje, usłyszałem jak wszyscy uczniowie zaczęli krzyczeć i upadać.

- Tryb ataku? - spytała Bree. Tylko ona i Leo nie zostali zaatakowani: Pewnie dlatego, że on nimi kierował, a Bree stała bardzo blisko. Zablokowałem wszystkie muchy telekinezą, ale żeby nie wzbudzać podejrzeń, runąłem na ziemię, udając nieprzytomnego.

Słyszałem, jak Leo wciąż próbował przekonać Bree do pomocy, a później Adam i Chase wpadli prowadząc jakąś dziwną dyskusję o swoich lalkach. Lalkę Adama porwały muchy, a on udając płacz zmanipulował młodszego brata, żeby mu pomógł. Wow, koleś jest taki głupi, ale czasem potrafi być genialny. Tata byłby dumny.

Kiedy odeszli, Leo w końcu stwierdził, że ustępuje a Bree użyła super prędkości, żeby zmusić muchy do powrotu do słoja. Po kilku minutach, kiedy ludzie zaczynali się zbierać, ja też wstałem. Leo przyznał się Perry do ściągania, a później próbując ją uwolnić, przykleił swoją stopę do lepu.

- Mała pomoc? - zaproponowałem. Nie czekając na odpowiedź, chwyciłem go za ramiona, Bree chwyciła mnie i wspólnie oderwaliśmy ją od plakatu.

- Dzięki dzieciaki, odwdzięczę wam się - powiedziała łapiąc oddech.

- Serio? - uśmiechnął się Leo z nadzieją, że daruje mu ściąganie.

- Tobie to na pewno. Wakacyjna szkółka czeka! - powiedziała radośnie i odeszła.

- Sprawiedliwości stało się za dość - uśmiechnęła się Bree - To co, wpadniesz do nas się pouczyć? - spytała.

- Prosto po szkole - obiecałem - Leoś, możemy chwilę pogadać? - zwróciłem się do chłopaka, który spojrzał na mnie podejrzliwie. W pierwszym odruchu chciał odmówić, ale chyba przypomniał sobie, że jesteśmy w miejscu publicznym, więc powoli odeszliśmy na bok.

- Czego znowu chcesz, kapitanie brwi? - spytał z wrogością.

- Słuchaj, świetnie się dzisiaj bawiłem, ale może dałbyśmy sobie trochę luzu? - spojrzał na mnie jak na wariata - Mam na myśli, trzymałeś gębę na kłudkę, więc nie mam powodu, żeby cię zabijać i ryzykować. Nie zamierzam też zrobić krzywdy twojemu rodzeństwu. A wierz lub nie, dałbym radę.

- Do czego zamierzasz? - ponaglił.

- Trzymamy się wzajemnie w impasie, więc może przestańmy się atakować i uczyńmy nasze życia prostrzymi? - zaproponowałem. Prawda była taka, że nie mogłem go zabić, bo kolejny dziwny wypadek byłby podejrzany. A on nie mógł mnie wydać. Tak będzie prościej dla nas wszystkich.

- Przestanę, jeśli powiesz mi czego chcesz - zaproponował twardo.

- Daj spokój, w każdym filmie gdy złoczyńca zdradza swój plan, zostaje powstrzymany. Mogę ci tylko powiedzieć, że jeśli pójdzie zgodnie z moim planem, nikt nie zginie - obiecałem. W prawdzie nie miał powodu, żeby mi uwierzyć, ale nie miał też wyboru. No bo co mógł mi zrobić?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top