4. Deszcz, Deszcz
4
Rain, Rain
Trzymałem głowę pochyloną nisko, gdy wbiegłem na deszcz. Lało bardzo mocno. Tak “mogę-utopić-się-stojąc” mocno. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio padało tak bardzo. Zajęło to tylko kilka minut, by moje złote blond włosy przylgnęły do mojego czoła.
Podniosłem swoje tempo, kiedy wszedłem na chodnik, zdeterminowany, by wrócić do domu, zanim zawartość mojego plecaka przemoknie.
Przystanąłem przy znaku „Stop” i sprawdziłem, czy nic nie jedzie, bym mógł przejść na drugą stronę. Para reflektorów zatrzymała się przed przejściem dla pieszych, więc szybko przeszedłem na drugą stronę ulicy, aby auta mogły znowu ruszyć.
Kiedy moja stopa dotknęła chodnika, usłyszałem, że ktoś wykrzykuje moje imię.
– Hej Elliot!
Odwróciłem się mrużąc oczy przez silną ulewę, by zobaczyć, opuszczone w dół okno, od strony pasażera. Wewnątrz był, nie kto inny, jak Jordan Hughes, który pochylał się trochę, żeby mnie zobaczyć. – Potrzebujesz podwózki?
Z wdzięczną miną, podbiegłem z powrotem w stronę jego samochodu i praktycznie zanurkowałem w fotelu pasażera.
– Dzięki. — odetchnąłem z ulgą, odgarniając przemoknięte włosy z czoła. Położyłem mój plecak na kolanach i zapiąłem pas.
– Gdzie mieszkasz? — zapytał.
– Jedź tutaj, potem pierwszą drogą na lewo i pozostań przy niej przez około dwie mile.
– Musiałeś iść do domu dwie mile w deszczu? — zapytał z niedowierzaniem, kiedy odwrócił swój prawy kierunkowskaz i lewy znak stopu.
Wzruszyłem ramionami, odpinając trochę plecak, żeby sprawdzić, czy moje papiery są jeszcze suche. Były trochę wilgotne przy brzegach, ale przetrwają.
– Nie miałem innego wyboru.
– Co masz na myśli? — zapytał, czekając, aż odjedzie auto, dzięki czemu będzie mógł skręcić w lewo.
– Moi rodzice pracują do 18.00 lub jeszcze później, a moja siostra bierze jedyne wolne auto, by codziennie dojeżdżać do Technikum*.
– Jest twoim jedynym rodzeństwem?
– Taa. Ma na imię Ellie.
– Ellie i Elliot? — Uniósł brew i zachichotał lekko.
– Jesteśmy bliźniakami. — Wzruszyłem ramionami przeczesując dłonią mokre włosy. – Jest po prostu szalenie inteligentna i przystąpiła do egzaminu końcowego, by wcześniej wynieść się z Liceum. Teraz idzie wzwyż na łatwych punktach zanim przeniesie się na prawdziwy uniwersytet.
– Czekaj, czekaj. Wróć się. Masz bliźniaka?
– Taa, choć nie jesteśmy zbyt blisko. — powiedziałem patrząc na drogę.
– Dlaczego nie?
– Sam nie wiem. — westchnąłem. – Od czasu Gimnazjum prawie jej nie ma. Jest po prostu zajęta przez cały ten czas i wysoko ustawiła poprzeczkę, ja tylko... Nie wiem dlaczego ci to wszystko mówię.
– Katharsis** czy coś w tym stylu. — Wzruszył ramionami.
– A jak jest z tobą? Jakieś rodzeństwo? — zapytałem, pragnąc tego, aby uwaga nie skupiała się już na mnie.
– Mam młodszego brata i małą siostrzyczkę.
– Jakie są ich imiona?
– Andrew ma piętnaście lat, a Layla trzy.
Uśmiechnąłem się na myśl o małej dziewczynce biegającej po jego domu, wyrządzającej szkody na każdym kroku.
– Ten niebieski dom wychodzący z prawej strony, jest mój. — Poinformowałem go, pochylając się do przodu, mrużąc oczy, by dostrzec podjazd przy domu. – Właśnie ten.
Jordan natychmiast zwolnił włączając migacz. Gdy tylko podjechał, parkując samochód na moim podjeździe, posłałem mu wdzięczny uśmiech, mówiąc. – Jeszcze raz, dzięki. Wiszę ci przysługę.
Sięgnąłem by otworzyć drzwi z mojej strony, ale coś ciepłego zakryło moją dłoń, co sprawiło, że zamarłem w miejscu.
– Elliot. — powiedział Jordan łagodnie. Odwróciłem się, by zobaczyć jego dłoń na mojej i jego niebiesko-zielone oczy patrzące prosto na mnie. – Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał pozbyć się czegoś z piersi***, czy klatki, nie ważne, zadzwoń do mnie. Byłbym szczęśliwy mogąc cię wysłuchać.
Ciepło jego dłoni na mojej skórze w kombinacji z jego słowami wywołało dziwne, niezidentyfikowane trzepotanie w moim brzuchu. Otworzyłem usta, by odezwać się, jednak naprawdę nie wiedziałem co powiedzieć. Zamiast tego, przytaknąłem wyciągając dłoń spod jego uściski.
– Spoko. — Wymamrotałem niezręcznie, przed wyjściem z samochodu i szybkim marszem w stronę drzwi frontowych.
Szybko otworzyłam drzwi, by wejść do środka, zamykając je za sobą.
To było oczywiste, że dom jest pusty. Światła nie były włączone, a jedynym dźwiękiem, który można było usłyszeć, był deszcz uderzający o okna, ściany i dach.
Przeczesują znów dłonią moje wilgotne włosy, oparłem się plecami o drzwi, wzdychając głęboko.
– Co to było, do cholery?
***
[*Community College czyli publiczny College. Amerykański odpowiednik Technikum]
[**Oczyszczenie, uwolnienie od cierpienia]
[***Pozbyć się jakiś kłopotów, ciężaru spowodowanego jakimś wydarzeniem itp.]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top