26. Kotku
26
Kitten
Każdy chichot i szept, który docierał do moich uszu, gdy szedłem korytarzem następnego ranka, był jak kolejny gwóźdź wbity w moją trumnę. Zrozumiałem, że było lepiej, gdy nie potrafiłem wychwycić słów, ponieważ każda sylaba przylegająca do mojego umysłu łamała moją psychikę.
Moim jedynym źródłem pocieszenia były ciepłe palce splecione z moimi.
Nic dziwnego, że nie ma żadnych przyjaciół.
Wiedziałem to od samego początku.
Idzie nasz mały gejus.
Co za pedał.
Ścisnęłam mocniej dłoń Jordana czując ciężar w piersi. Oddychanie stawało się coraz trudniejsze i czułem początki nadchodzącej paniki.
Naprędce skręciłem w lewo i pociągnąłem za sobą Jordana w stronę gabinetu pielęgniarki. Po tym jak wszedłem przez drzwi i usiadłem na najbliższym plastikowym krześle, wplotłem palce we włosy, jąkając słabo. – Ni-nie dam rady.
Jordan nie marnując ani chwili, uklęknął przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach, po czym spojrzał mi prosto w oczy. – Idzie ci świetnie Eli. Spójrz. Jestem tutaj i nie mam zamiaru cię zostawiać, rozumiesz? Mam gdzieś co każdy z nich ma na ten temat do powiedzenia. Wciąż jesteś tym silnym, odważnym i niewiarygodnie uroczym chłopakiem w którym się zakochałem.
M-miłość? On się we mnie zakochał?
W tym momencie mogłem jedynie na niego patrzeć, miałem uchylone wargi z zamiarem wypowiedzenia słów, których nigdy nie wypowiem. Czułem jak do oczu napływają mi łzy, gdy patrzyłem we własne Karaibskie Morze trzymane w jego oczach.
Jordan zaoferował mi mały uśmiech, żartując. – Nie próbuje mi tu teraz płakać, Eli.
Odpychając wilgoci z oczu, skrzyżowałem ramiona jak uparciuch i odparłem. – Nie miałem zamiaru płakać. I wcale nie jestem uroczy.
– Elliot. — posłał mi to spojrzenie, które mówi "naprawde?" – Jesteś najbardziej uroczym chłopakiem jakiego w życiu spotkałem.
Krzywiąc się, spojrzałem w bok, zauważyłem że nikogo innego nie ma w gabinecie pielęgniarki. Pielęgniarka musi wędrować po różnych zakątkach szkoły, lub prawdopodobnie jeszcze nie dotarła. W każdym razie, byłem wdzięczny za chwilę prywatności. – Trudno mi w to uwierzyć.
Jordan spojrzał na mnie z uśmiechem, wpatrując się jak w obrazek, przez co czułem, jak po mału topnieje. – Ponieważ nie dostrzegasz tego co ja w tobie widzę.
– A co takiego we mnie widzisz? — zapytałem ciekaw, przyglądając mu się ostrożnie.
Jordan uśmiechnął się i powiódł opuszkiem palca po mojej kości policzkowej, po czym, wplótł palce w moje włosy.
– Wiedzę lwią grzywę; miękką, złotawą i dziką. Widzę odwagę. Cudowność. Dostrzegam, że wewnątrz lwa kryje się dzikość kociaka. Uparty, sarkastyczny i niewiarygodnie błyskotliwy kociak. Widzę te oczy, coś pomiędzy promieniami porannego słońca, a kawałkami mlecznej czekolady. Wiedzę w niech morze bursztynowych fal, całe safari i wszystkie zwierzęta zamieszkujące te tereny. Widzę przygodę. Obietnicę. Widzę ciebie.
Nie potrafiłem wydobyć z siebie ani słowa, gdy skończył swój monolog. Nie zdawałem sobie sprawę, że spędza, aż tyle czasu na rozmyślaniu o mnie. Cholera, ja ledwo przebrnąłem przez te oczy niczym karaibskie morze i miękkie, jak pióra, włosy.
– Ja..— w końcu zdołałem z siebie wydusić. — Myślę, że miałeś na myśli Sawannę. Nie Safari.
– Co poradzić? — wzruszył lekko ramionami. – Jestem dobry z Nauk Ścisłych, nie Geografii.
– Myślę, że Geografia to też Nauk.. — przerwał mi całusem w usta, i odsuwając się, wziął moje dłonie w swoje.
– Eli. Wiem, że to nieodpowiedni moment, ale wiem co czuję i wiem również, że nie chcę cię stracić. Chcę móc trzymać cię w ramionach i całować i dawać do zrozumienia, że jesteś mój, gdy tylko mam ku temu okazję. Chcę cię chronić i pomagać i kochać tak długo jak tylko dam radę. Chcę być twoim chłopakiem, i chcę byś ty był moim. Co ty na to?
Siedziałem skamieniały patrząc w jego pełną nadziei twarz. Jego słowa krążyły w moim umyśle i miałem trudności z zapamiętaniem jak prawidłowo się oddycha.
– Ja.. — wziąłem głęboki wdech, spoglądając w jego hipnotyzujące oczy. – Nie wiem jak ktokolwiek mógłby ci odmówić, po tym, co powiedziałeś.
Jordan zachichotał łagodnie i ścisnął lekko moje dłonie. – Mam rozumieć, że to oznacza "tak"?
Patrząc na niego, mały uśmiech wkradł się na moje usta, ciągnąć w górę kąciki warg.
– Tak.
Z wielkim uśmiechem, który od razu rozświetlił jego twarz, Jordan podskoczył i wziął mnie w objęcia.
– Jestem taki szczęśliwy! — praktycznie wykrzyczał mi do ucha, podnosząc mnie odrobinę i okręcając wokół.
– Tak szczęśliwy, jak wtedy, gdy dowiedziałeś się, że jestem gejem? — zapytałem z zaczepnym uśmieszkiem.
– Nawet bardziej, niż wtedy. — wzdychając, postawił mnie na ziemi i dał mi małego całusa w czoło, chwytając za dłoń. – A teraz, zbieraj się kotku. Musimy być w klasie przed dzwonkiem.
– Oo nie — ostrzegłem, gdy znów ciągnął mnie w stronę korytarza. – Nie będziesz mnie tak nazywał.
– Nazywał, jak? — zapytał z szerokim uśmiechem, choć dobrze wiedział o co mi chodzi. Uniosłem brew na niego w oskarżycielskim wyrazie, jednak ten tylko zachichotał, mówiąc; – Nie mam pojęcia o czym mówisz.
Nadymając się z frustracji, pozwoliłem mu się zaciągnąć do naszych szafek i na moją pierwszą godzinę lekcyjną. Zaraz po tym, jak puścił moją dłoń i zapewnił, że wróci po lekcji, zdałem sobie z czegoś sprawę.
Jordan sprawił, że mój atak paniki ustąpił, a rozproszył mnie tak dobrze, że kompletnie zapomniałem o tych oceniających spojrzeniach i szeptach, które były powodem mojej paniki. Właściwie, to ledwo zauważyłem cokolwiek, gdy ciągnął mnie za sobą po korytarzach.
No i mam teraz chłopaka, a to sprawia, że czuję się szczęśliwy, dzięki czemu nie obchodzą mnie te niezręczne spojrzenia i szepty, które ciągnęły się za mną, gdy szedłem w stronę swojej ławki.
Mam Jordan, i to wszystko czego teraz potrzebuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top