17. Jeszcze Nie

17
Not Yet

– Więc. — zaczął Jordan patrząc na Holly siedzącą naprzeciw niego. – Po jakim święcie masz imię?

Holly i ja parsknęliśmy w tym samym czasie, gdy Jordan jedynie patrzył to na mnie to na nią zdezorientowany.

– Po żadnym. — Holly powiedziała tylko wklikując coś na klawiaturze laptopa. Nie zamierzała ciągnąć dalej tego tematu, więc postanowiłem odpowiedzieć Jordanowi na niezadane pytanie.

– Rodzice Holiday to hardkorowi Punk Rockowcy.  — powiedziałem patrząc w dół na swoją tacę. To niezbyt dobry moment aby patrzeć mu prosto w oczy. To jedynie przypomina mi o zderzeniu ze wczoraj. — Imię nadano jej po utworze Holiday zespołu Green Day.

– Nie wieżę! — oczy Jordana rozbłysły gdy odwrócił się w stronę Holly. – Ale fajnie.

Ona jedynie wzruszyła ramionami biorąc kęs rozmoczonej lasagni. – Taa, rodzicem pozwolili mi zrobić sobie swój pierwszy tatuaż na szesnaste urodziny.

– Naprawdę? Co sobie wytatuowałąś? — brzmiał na zaintrygowanego, gdy zadawał to pytanie.

Zamiast odpowiadać, po prostu podciągnęła krótki rękaw swojej koszuli z Nirvany, ukazując zielony symbol Green Day w kształcie serca z okładki albumu American Idiot. To ten sam album, który zawiera utwór piosenki po której Holly dostała imię.

– Myślę, że jesteś najbardziej kozacką (zatwardziałą) osobą jaką kiedykolwiek spotkałem. — powiedział zachwycony. Będąc szczerym, wyglądał jak dziecko w sklepie z cukierkami. To było nawet słodkie.

Holly znów prychnęła – Więc masz na myślę, że słodziak obok, nie wpasowuje się w ten obrazek?

Zarumieniłem się, gdy zdałem sobie sprawę, że mówi o mnie.

Jordan roześmiał się natrafiając wzrokiem na mnie. – Nie sądzę by “Elliot” i “Twardziel” pochodziły z tej samej planety, co dopiero z tego samego zdania.

Zwęziłem oczy patrząc na niego w jak najlepszy sposób odzwierciedlić piorunujące spojrzenie Holly. To było żałosne - zdaję sobie z tego sprawę - jednak jego kolejne słowa sprawiły, że moje policzki się zarumieniły.

– Jesteś zbyt cudowny i niewinny na twardziela.

– Przestań. — wymamrotałem, robiąc się tak czerwony, że kierowcy wzięliby mnie za znak stopu, gdybym stanął teraz na skrzyżowaniu.

– Aw, cy mawy Ewiot się zastydziw? — zagruchała Holly.

– Zamorduję was. We śnie. Łyżkowidelcem* — zagroziłem, krzyżując wyzywająco ramiona.

– Jestem pewny, że mówisz prawdę, Eli. — powiedział Jordan śmiejąc się.

Jeszcze bardziej zawęziłem oczu, odpowiadając mu ty co przyszło mi do głowy jako pierwsze.

– Wiesz? Brałem cię za typowego osiłka, ale właśnie zdałem sobie sprawę, że nie ma w tobie nic złego. Jesteś tylko osłem.

Jordan zamrugał, wyglądając na lekko zdezelowanego moim wywodem. To prawie jak komplement, jednak w tym samym czasie, to również obelga.

– To był “spalony”, dobrze mówię? — powiedziała niepewnie Holly.

– W każdym razie… — Jordan oczyścił gardło, po czym odwrócił się w moją stronę. – Chcesz żebym pomógł ci z Chemią po szkole?

Przełknąłem nerwowo ślinę, gdy mój umysł zajęły myśli, które nie dotyczyły Chemii.

– Um. Ja… Pewnie. Brzmi nieźle. — zająknąłem się lekko, trzymając wzrok na tacy.

Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego. Nie nawiązuj kontaktu wzrokowego.

Podskoczyłem, gdy coś mokrego prysnęło na moje ramię. Dopiero, gdy odwróciłem się w stronę Jordana, dostrzegłem jak mleko spływa mu po twarzy wprost z czubka głowy. Za nim, z zadowoloną z siebie miną, stał Cole - podbite oko - Decker.

– Następnym razem pomyśl dwa razy nim znów będziesz chciał kozaczyć, pedale. — chłopak prychnął nim odszedł w swoją stronę. Jordan warknął za nim, wycierając mleko z twarzy i strzepując resztę z włosów.

Wyglądał na spiętego i już miał zamiar wstać by ruszyć za nim, ale szybko chwyciłem jego ramię zatrzymując go w miejscu.

– Drań. – wymamrotał pod nosem, choć widocznie mój dotyk uspokoił go na tyle by trzymać go w miejscu.

– Nie przejmuj się, Jordan. — powiedziałem łagodnie. – On nie jest tego wart.

– Czekaj. Czy wy chodzicie ze sobą? — zapytała z ciekawością Holly widząc nasze poczynania. Rumieniec pojawił się na moich policzkach, od razu puściłem jego ramię, w zamian wybrałem gapienie się na moje kolana.

Wiem że Holly nie ma nic przeciwko temu. Ta dziewczyna z natury jest wolną duszą, jednak wciąż byłem trochę przestraszony tą całą homoseksualnością.

– Nie. — usłyszałem jak siedzący obok mnie Jordan odpowiada. Gdy spojrzał na mnie szybko z uśmieszkiem, mogłem praktycznie usłyszeć jak w myślach dodaje na końcu jeszcze nie.

– Więc, powinniście. Obydwaj bylibyście słodką parą.

– Holly. – jęknąłem, a moje różowe policzki zaróżowiły się jeszcze bardziej. Dlaczego zamierzali robić mi dzisiaj na złość?

– Miło prowadziło się tą konwersję. — powiedział Jordan patrząc na swoją częściowo mokrą koszulkę. – Ale myślę, że będę się zbierał. Muszę zmienić koszulkę nim rozpoczną się zajęcia.

– Miłej zabawy! — uśmiechnęła się Holly, gdy Jordan wstał zabierając ze sobą tacę. – I wpier powiadom mnie, nimi będziesz miał zamiar kogoś pobić. Chcę to widzieć.

– Da się zrobić. — zgodził się Jordan z małym uśmiechem na ustach, nim wyszedł ze stołówki.

***

[* Spork - narzędzie należące do kategorii sztućców, powstałe jako modyfikacja łyżki na końcu której wycięto zęby upodabniające je do widelca.]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top