13. Z Powrotem Wśród Żywych
13
Back From The Dead
Z
rezygnowałem z Lunchu.
Prawdopodobnie mógłbym spróbować coś zjeść, ale naprawdę nie chciałem się jeszcze z nikim użerać.
Zamiast tego poszedłem do biblioteki i schowałem się w odległym kącie, siadając na wygodnym krześle. Przytuliłem kolana do piersi, chowając w nich twarz i westchnąłem.
Normalnie, pani Powell ugrilowałaby każdego kto, przychodząc do biblioteki, byłby nieproduktywny, ale zważając na to, że pomagałem tutaj przez kilka lat, dała mi trochę luzu.
Kładąc niezgrabnie głowę między ramieniem i oparciem krzesła, zamknąłem oczy i zapragnąłem snu. Chciałbym, żeby ten dzień się już skończył. Chciałbym móc wrócić do domu i zwinąć się znów w swoim łóżku.
Ale nie mogę.
Przynajmniej, nie teraz.
Wpierw muszę znieść zagładę klasową - Chemię.
Całą godzinę w której niezręcznie, przypadnie mi siedzieć, obok niego. Całą godzinę będę debatował, nad tym, co powiedzieć. Całą godzinę będę modlić się, o to, by być gdzieś indziej, aniżeli tutaj. Całą godzinę będę czuć się nerwowo i niekomfortowo.
Choć pewnie było bliżej pięćdziesięciu minutom.
Rezygnując ze spania, podszedłem do pani Powell i zapytałem ściszonym tonem, czy mogę zanieść moje zwolnienie panu Masonowi. Zgodziła się i powiedział bym, przed wyjściem, wziął przepustkę.
Chwyciłem, po drodze, jedną z zalaminowanych kartek z haczyka na ścianie i popchnąłem drzwi prowadzące do wyjścia na korytarz. Na szczęście, wszyscy poszli na lunch, więc korytarz jest błogo pusty.
Nie spieszyłem się wędrując w stronę biura pana Masona, i bardzo starałem się unikać stołówki. No dobrze, unikałem stołówki i jednej szczególnej osoby.
Dopóki nie pojmę tego wszystkie, moim planem jest unikanie Jordana jak tylko się da.
Im mniej go widuję, tym mniejsza szansa na to, że coś może się między nami wydarzyć.
To właśnie tego pragnę… prawda?
Cholera.
Dlaczego to musi być tak skomplikowane? Dlaczego Jordan wkradł się w moje życie? Dlaczego nie mogę pozbyć się go z mojej głowy? Dlaczego pragnę, by znów mnie pocałował?
Wciągając gwałtownie powietrze, przystanąłem i nerwowo rozejrzałem się wokół. Miałem taką paranoję, że ktoś, w jakiś sposób, będzie wiedział o czym myślę. Ten ktoś może dowiedzieć się, że wyobrażałem sobie jego ciepłe, miękkie usta i lekkie jak puch, brązowe włosy…
Cholera.
Nie gej. Nie gej. Nie gej. Nie gej.
Nie gej.
Wychodząc zza rogu, blisko biura pana Masona, przystankiem słysząc głosy dochodzące stamtąd.
– Ta szkoła nie toleruje agresywnego zachowania, panie Hughes.
– Proszę mi wybaczyć, panie Mason... — Poczułem, jak ściska mnie w gardle na dźwięk jego głosu. – ...ale nie tolerują dręczycieli.
– To nie daje ci prawa do fizycznego ataku na pana Deckera. — Pan Mason westchnął ciężko. – Jordan. Jesteś dobrym dzieciakiem. Nie chcę byś narobił sobie kłopotów. Jeśli masz problem naszymi studentami, proszę porozmawiaj, o tym, z ludźmi z biura.
– Z przyjemnością… — Powiedział niewzruszonym tonem. – ...jeśli ci ludzie zrobią wszystko, by naprawić ten problem.
– Możesz mi po prostu obiecać, że nie wdasz się w kolejną bójkę? To twojej pierwsze przewinienie, więc jestem gotów dać ci jedynie upomnienie.
– Jeśli pan obieca, że następnym razem, gdy ktoś będzie krzywdził innych, nie odwróci się pan przymykając na to oko.
– Zrobię co mogę, Jordan.
– Więc, ja również zrobię co mogę.
Ponownie wzdychając, pan Mason powiedział – Jesteś wolny. Możesz już iść na salę gimnastyczną. Zajęcia zaczynają się za trzy minuty.
– Tak jest, proszę pana.
Spanikowany, natychmiast się obróciłem i szukałem miejsca w którym mógłbym się ukryć.
Nie jestem gotowy! Nie jestem gotowy!
– Elliot?
Kurna.
Odwróciłem się powoli napotykając te błękitne oczy. Przełknąłem gulę w gardle i wyjąkałem powinie.
– H-hi.
Na luzie, Elliot. Na luzie.
Wyglądało na to, że chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym samym czasie, pan Mason wyszedł ze swojego biura.
– Ah, pan Goldman. Z powrotem wśród żywych, jak widzę.
– Hehe, taaa. — mówię niezręcznie, wiercąc się z przepustką w moich dłoniach. Sięgając do kieszeni mojej bluzy, wyjąłem moje zwolnienie i pokazałem je trzymając w górze. – Ja-uh. Przyszedłem, by dać panu to.
Pan Mason wziął ode mnie kartkę, przeskanował ją krótko i kiwnął głową.
– Zastanawiałem się, czy mógłbym siedzieć ten czas w bibliotece. Tam jest cicho, a ja mam dość zadań domowych do nadrobienia.
– Jasne, Eli. — Mężczyzna uśmiechnął się, zanim odwrócił się w stronę Jordana. – Idzie pan, panie Hughes?
Jordan spojrzał na swoje buty podążając za panem Masonem. Patrzyłem jak idą w stronę sali gimnastycznej. W ostatniej chwili, Jordan zawahał się i spojrzał w moją stronę. Kiedy nasze oczy się spotkały, moje serce zatrzepotało, a w kąciku jego ust pojawił się uśmiech.
Rzuciłem mu gniewne spojrzenie zanim zniknęli za rogiem, choć mogłem poczuć jak moje policzki robią się różowe, gdyż zostałem przyłapany na gapieniu się.
Drogi Boże. Zabij mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top