vigésimo segundo día


Niedziela. Ostatni dzień naszego lenistwa. Już jutro zmuszeni będziemy wyjść do ludzi, co wcale mi się nie widzi. Co dalej? Co z Diego? Czy będzie chciał się zemścić i nie zaprzestanie swoich działań? Obawiam się, że to co zrobił Matteo nie wystarczy. Szatyn jest zdolny do wszystkiego, co wcale mnie nie uspokaja. Naprawdę nie chciałabym, żeby skończyło się gorzej niż ostatnio, przecież sam powiedział, że to jeszcze nie koniec. Jednak tym razem mam nadzieję, że Balsano będzie przy mnie i już nie zostawi mnie samej.
Jest jeszcze coś co nie daje mi spokoju. A mianowicie to wczorajsza sytuacja. Co to w ogóle miało być? Wieczorem byłam tak tym wszystkim zaskoczona, że mało co do mnie dotarło. Ale podsumowując.

Wrócili moi rodzice, ok - bardzo się cieszę, ponieważ strasznie za nimi tęskniłam.

Poznali Matteo, a w sumie to nie, bo znali go dużo wcześniej niż ja - to akurat jest dziwne. Dlaczego zatem my nigdy się nie spotkaliśmy?

Zastali nas w jednoznacznej sytuacji, co akurat jest dużą wtopą. No, ale halo? Kto by się ich spodziewał właśnie dziś? Na pewno nie my.

Zrobiłam z siebie przed nimi kompletną idiotkę, za co do tej pory karcę się w myślach.

Jednak jestem pewna, że znając moich rodziców to oni już nam salę zamawiają, bo pewnie termin w kościele już ustalony.

Przechodząc do sedna, dochodzę do wniosku, że było całkiem dobrze, gdyby nie początkowy incydent… Teraz tylko czekać na rodzinny obiadek i na to, co się wydarzy już w południe.

Z lekkiego snu wybudza mnie zapach świeżo zaparzonej kawy roznoszący się po całym moim pokoju. Zaskoczona takim rarytasem, szybko otwieram swoje zaspane oczy i zdezorientowana rozglądam się po pokoju. Dostrzegam Balsano siedzącego po turecku na końcu łóżka i popijającego sobie właśnie ten napój. Tuż koło niego stoi taca wypełniona po brzegi jedzeniem, jednak w oczy rzuca się małej wielkości bukiecik. Natychmiast odwracam się w stronę chłopaka i podkładając poduszkę pod swoją głowę, posyłam mu zaspany, ale szczery uśmiech.

- Mmm, dzień dobry… - witam się z chłopakiem jednocześnie rozciągając swoje ciało. Szybko jednak opadam z powrotem na łóżko i nieprzerwanie patrzę się na bruneta, który nie spuszcza ze mnie wzroku. Kolejny raz bierze małego łyka kawy i wreszcie postanawia się do mnie odezwać.

- Dzień dobry Skarbie. - posyła mi piękny uśmiech, który sprawia że moje serce przyspiesza. Delikatnie przygryzam swoją dolną wargę i swój wzrok zatrzymuję na jego nagiej klatce piersiowej, która sprawia że robi mi się gorąco. - Spałaś tak długo, że będziemy zmuszeni zjeść zimne. - puszcza mi oczko, a następnie wzrokiem wskazuje na tacę. Szybko jednak ponownie na mnie spogląda i swój wzrok tym razem zatrzymuje na moich wargach.

- Nie mogłeś mnie obudzić Balsano? - pytam go zdezorientowana. Brunet odstawia swój kubek na podłogę i zaczyna kierować się w moją stronę. Idąc na rękach i kolanach, prędko znajduje się koło mnie, a raczej nade mną. Pochyla się nad moją twarz, którą owiewa swoim gorącym oddechem, powodując tym moje lekkie rumieńce.

- Nie. - uśmiecha się do mnie promiennie, pochylając się coraz niżej.

- Nie? - pytam, unosząc jedną z brwi i zarzucając swoje ręce na jego szyję. - Dlaczego? - po raz kolejny przygryzam wargę, uśmiechając się przy tym lekko.

- Bo jak śpisz to nie gadasz. - kolejny raz puszcza oczko i już chcę połączyć nasze usta w pocałunku, jednak ja odchylam delikatnie swoją głowę. Zniesmaczona zrzucam go z siebie i próbuję wstać z łóżka. Nie wiem dlaczego, ale ta odpowiedź mnie w jakimś stopniu zabolała.

- Ughh… wszystko potrafisz zepsuć Balsano. - fukam lekko wkurzona, nawet na niego nie patrząc.

- Ej no! - mówi i w tym samym czasie mocno chwyta mnie za nadgarstek, za który pociąga i sprawia, że z powrotem ląduje na łóżku. - Przecież to był żart… - kontynuuje, gdy tylko ponownie znajduję się koło niego. Obejmuje mnie mocno swoim ramieniem, tak że leżę przodem do niego. Jednak ja usilnie unikam jego wzroku. Głowę oparł na swojej drugiej ręce, więc patrzy się na mnie z góry.

- Coś Ty się taka wrażliwa zrobiła, co? - szepcze przejętym głosem, co sprawia, że mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Tym razem to ja szybko się podnoszę i opieram się na swoich łokciach.

- Ohh, przestań już gadać! - rzucam i niemal natychmiast wbijam się w jego malinowe wargi. Nie czekając na jego reakcję, popycham go lekko tak, że ląduje na plecach. Nie przerywając pocałunku, przerzucam przez niego nogę, sprawiając tym, że znajduje nad nim. Dłonie chłopaka, już chyba automatycznie, lądują na moich pośladkach, za które mocno ściska. Pochylam się do przodu pogłębiając nasz pocałunek. Moje włosy opadają na twarz chłopaka, co go chyba lekko irytuje, ponieważ już po chwili przerzuca mnie tak, że to ja leżę pod nim. Obejmuję go łydkami wokół bioder, a swoje palce wplatam we włosy. Brunet napiera na mnie z coraz większą siłą co powoduje mój mały uśmiech. Całujemy się jak opętani, brutalnie i bez wyczucia.

- Luna?! - nagle słyszę jak drzwi do mojego pokoju się otwierają, a już po chwili głos mojej siostry. Matteo szybko ze mnie schodzi i oboje zdyszani spoglądamy w stronę drzwi. - Ajj! Strasznie przepraszam!! - Ámbar czerwona niczym burak, szybko wychodzi nawet na nas nie patrząc. Wywracam oczami i w tym samym czasie co chłopak, zrezygnowana opadam na łóżko. Zakrywam swoją twarz poduszką, a z moich ust wydobywa się głośny krzyk. Jestem wkurzona, zawstydzona i sfrustrowana. To już kolejny raz, kiedy nam ktoś przerywa. Czy my nie możemy się pieprzyć w spokoju?

- Ja pierdole… Nauczmy się zamykać drzwi! - słyszę, lekko mówiąc, wkurzony głos chłopaka i rozbawiona na niego spoglądam.

- Mamy nauczkę. Już drugą! - cicho śmieję się pod nosem, a już po chwili Matteo do mnie dołącza.

- Obiecuję, że już będę o tym pamiętał, naprawdę… - mówi, po czym zrezygnowany kręci głową, a jego wargi zdobi cwany uśmiech. Szybko zrywa się z łóżka i pędzi do drzwi, w których od razu przekręca klucz. Zadowolony z siebie wraca do łóżka, przy czym puszy się jak paw, czym powoduje mój cichy śmiech. - Zadbałem o najważniejsze, więc chyba możemy kontynuować… - powoli się do mnie zbliża, stara się, żeby jego głos był uwodzicielski, jednak wcale mu się to nie udaje, a ja kolejny raz szczerze się śmieję. W tym samym momencie, gdy już ma mnie z powrotem popychać na łóżko, mój żołądek daje o sobie znać. Mój śmiech staje się jeszcze głośniejszy, a moja ręka ląduje na jego twarzy i jednym ruchem go od siebie odpycham. Z jego ust wydobywa się głośny jęk niezadowolenia, co powoduje mój jeszcze głośniejszy wybuch radości.

- Wybacz Balsano, jedzenie ważniejsze! - wręcz piszcze i niemal natychmiast wpycham sobie do buzi jedną z truskawek. Spoglądam na niego i zadowolona z siebie, puszczam mu oczko.

- Dokończymy później Valente! - sfrustrowany rzuca się na łóżko koło mnie, a jego głowa ląduje na moich udach. Również sięga po owoc, który po chwili zjada. Zadowolona opieram swoje plecy o zagłówek i rozmarzonym wzrokiem skanuje mój pokój. Jest tak idealnie. Wręcz pragnę, żeby tak już pozostało.

Gdy tylko zjadamy przepyszne śniadanie przyrządzone przez chłopaka, przypomina mi się jedna bardzo istotna rzecz.

- Ambaaaar!!!!!! - wydzieram się tak, że słychać mnie chyba w całym pionie. Brunet siedzący koło mnie, aż podskoczył w miejscu i teatralnie złapał się za serce.

- Kobieto! Ty chyba naprawdę pragniesz, abym ja na zawał zszedł. - mówi rozhisteryzowany, na co ją tylko wywracam oczami. Po chwili do naszych uszu dociera głośny jęk niezadowolenia mojej siostry, co powoduje że oboje wybuchamy donośnym śmiechem.

- Co chcesz Luna? - słyszę, że podeszła do drzwi, ale jestem pewna, że raczej już tu nie wejdzie zniechęcona wcześniejszą sytuacją. No, ale przepraszam bardzo. Kto normalny wchodzi do cudzego pokoju bez pukania? Kolejny raz cicho śmieję się pod nosem.

- Rodzice przyjechali i zaprosili nas dziś na obiad! Masz brać Sajmonka! - zwracam się do niej, a na moich ustach gości szeroki uśmiech, bo dokładnie wiem, jaka będzie jej reakcja. Z jej ust wydobywa się głośny jęk rozpaczy i jestem pewna, że właśnie w tym momencie nerwowo przełyku ślinę.

Zapowiada się ciekawe popołudnie!

• • •

Witam!
Miało nie być dzisiaj, ale poczułam się dużo lepiej i stwierdziłam, że dam radę coś napisać.
I nieskromnie powiem, że chyba wyszło całkiem nieźle? 😂
Spodobał mi się ten rozdział, tak po prostu.
A Wam? Co myślicie?
Zmieniłam też okładkę i chciałabym wiedzieć, czy przypadła Wam do gustu.
Czekam niecierpliwie!
Tym, którzy przeczytają to niedługo życzę spokojnej nocy!
A tym, którzy dopiero jutro - dzień dobry!
Buziak Kochani! 💋💋💋

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top