vigésimo primer día • tres parte
- Luna?! Co tu się dzieję?! - rozwścieczony głos mojej matki dociera do moich uszu. Zawstydzona jeszcze bardziej, spuszczam nisko głowę nie mogąc spojrzeć na moich rodziców. - No Młoda panno! Może łaskawie mi to wytłumaczysz? - jej ton staje się trochę cichszy, ale nadal tak samo wściekły. Niepewnie na nich spoglądam i dostrzegam, że mama stoi cała czerwona i wygląda jakby miała zaraz wybuchnąć. A tata - jak to tata, stoi na uboczu i rozbawiony spogląda na naszą trójkę. Przez moją twarz przebiega nikły uśmiech. Zdenerwowany brunet wreszcie się reflektuje i zrywa się z kanapy. Staje koło mnie i mocno chwyta moją prawą dłoń. Kątem oka na niego spoglądam i widzę, jak posyła mi spojrzenie pełne otuchy. Odwdzięczam się lekkim uśmiechem, lecz Matteo już na mnie nie patrzy. Swój wzrok przeniósł na moją matkę, a na jego ustach zagościł promienny uśmiech - jeden z najpiękniejszych jakie widziałam. Działanie to powoduje, że moje wargi zdobi ironiczny uśmiech. Bajerant. Nie muszę patrzeć na moją matkę, a już wiem, że kolana jej zmiękły. I wcale się nie mylę. Gdy tylko z powrotem zatrzymuje wzrok na jej osobie, jej spojrzenie jest łagodne, a wargi przyozdabia lekki uśmiech. Ahh, te szalone czterdziestolatki. Na ten widok parskam cichym śmiechem pod nosem, a mój ojciec rozbawiony kręci głową.
- Monica, daj spokój! - tata delikatnie szturcha kobietę w ramię i puszcza w naszą stronę oczko. - Po osiemnaście lat już mają, chyba wiedzą co robić. - Gdy tylko kończy swoją wypowiedź, razem z Matteo wybuchamy cichym śmiechem. Mój tato zawsze wie co powiedzieć. Zrezygnowana kręcę głową i swój rozbawiony wzrok z powrotem przenoszę na matkę. Ona natomiast, dalej wpatrzona jest w Balsano jak w obrazek.
- Matteo?! - słyszę jej zaskoczony głos i w tym samym momencie zastygam w bezruchu. Co jest do cholery? Jeszcze nie zdążyłam go przedstawić. Spoglądam na chłopaka stojącego koło mnie i dostrzegam, że on wcale nie jestem tym zaskoczony, a na jego twarzy gości ogromny uśmiech. Jestem kompletnie skołowana i nie rozumiem co się dzieje. Skąd oni mogą się znać do cholery? W nieprzemyślanym geście puszczam dłoń Matteo i delikatnie się odsuwam. Zniesmaczona zakładam ręce na klatce piersiowej i próbuję unikać wzroku całej trójki. Uradowany chłopak podchodzi do moich rodziców i bez wahania wystawia w ich stronę rękę.
- Miło mi Państwa ponownie spotkać. - rodzice ochoczo ściskają jego dłoń i szczerzą się do niego jak głupi do sera. A ja nadal nic nie ogarniam! - Nie wiedziałem, że to państwo mają taką piękną córkę. - Dalej próbuję usilnie zbajerować moich rodziców, co powoduje że cicho prycham pod nosem. Przecież już widać, że ich ma - są w niego wpatrzeni, jak w obrazek.
- Co Ty tutaj robisz młodzieńcze? - mama chichocze pod nosem, na co ja wywracam oczami. Coraz bardziej zaczyna mnie irytować ta popaprana sytuacja i niewiele brakuje, a zaraz wybuchnę.
- Rodzice nic nie mówili? - Balsano udaje nad wyraz zaskoczonego, a moja cierpliwość właśnie się kończy.
- Może mi ktoś wyjaśnić co tu się do cholery dzieje?! - wybucham i zwracam się do nich oburzonym tonem, przy tym zawzięcie gestykulując rękami.
- Lunita! Wyrażaj się! - oburzona matka zwraca mi uwagę, po czym gromi mnie wzrokiem, a tata jedyne co robi to wybucha śmiechem. Cicho prycham pod nosem, nienawidzę gdy mama zwraca się do mnie pełnym imieniem, a ona jedyna to robi. Tata podchodzi do mnie szybko i obejmuje mnie swoim ojcowskim ramieniem. Jednak ja jestem nieugięta i dalej stoję w miejscu, oczekując wyjaśnień.
- Luncia, słoneczko. - zwraca się do mnie i w tym samym czasie słodko pstryka mnie w nos. Uwielbiam mojego ojca - jest moim autorytetem. Kocha nas wszystkie ponad wszystko i pragnie nam zapewnić wszystko co najlepsze, dlatego tak dużo pracuje i osiąga przy tym ogromne sukcesy. Jednak pomiędzy tymi wszystkim sprawami nie zatracił siebie - swojego charakteru i poczucia humoru. Jest dobrym człowiekiem, którego nie da się nie lubić. Bez wahania wtulam się w jego klatkę piersiową i delikatnie przymykam powieki, cholernie za nim tęskniłam.
- Razem z rodzicami Matteo mamy wspólne interesy i zdarzyło się, że parę razy gościliśmy u nich w domu, więc stąd go kojarzymy. - mówi tak, żeby wszyscy usłyszeli, jednak już po chwili nachyla się nade mną i szepcze wprost do mojego ucha. - Muszę przyznać, że całkiem niezła partia Ci się trafiła. Porządny chłopak. - kończy swoją wypowiedź głośnym śmiechem, a ja po sekundzie do niego dołączam, oczywiście wywracając przy tym teatralnie swoimi oczami. Przenoszę swój wzrok na pozostałą dwójkę i dostrzegam jak mama patrzy się na nas jak na kosmitów - co z resztą jest normalnością; a Matteo - z wielkim uczuciem szczęścia, które widać w jego oczach oraz wypisane jest na twarzy. Bez wahania odrywam się od ojca i szybko podchodzę do chłopaka, któremu rzucam się na szyję niemal od razu. Jestem równie szczęśliwa co on. Tą naszą krótką chwilę przerywa nam mama.
- No dobra, ale ja nadal czegoś nie rozumiem. - mówi i zmęczona siada na jednej z kanap. Tata niemal natychmiast do niej dołącza i pozwala swojej małżonce oprzeć się o swoje ramię. Na moje usta wkrada się ogromny uśmiech. Uwielbiam patrzeć na moich rodziców razem. Pomimo upływu lat darzą się ogromną miłością, która z dnia na dzień jest coraz silniejsza. Jednym z moich marzeń jest spotkanie mojej drugiej połówki, z którą będę mogła przeżyć tyle wspaniałych lat co moi rodzice. Spoglądam na chłopaka stojącego koło mnie i przez moją głowę przelatuje jedna absurdalna myśl. A jeśli to Ty nią jesteś? Nie chcąc się tym zadręczać, szybko chwytam Matteo za rękę i ciągnę za sobą na kanapę znajdującą się naprzeciwko tej rodziców. - Co Ty tu robisz Matteo? - kończy swoją wypowiedź, gdy tylko siadamy. Chłopak śmieje się nerwowo i zdenerwowany drapie się po głowie. Kompletnie zapomniał o tym, że rodzice nie wiedzą iż mamy nowego współlokatora. A myślę, że sytuacja jaką zastali nie bardzo ich zachęci do tego pomysłu.
- Rodzice postanowili przenieść mnie na ostatni rok do Blake, więc oto jestem. Tu, w Buenos Aires. - odpowiada z nerwowym uśmiechem, a swoją dłonią szuka mojej, którą po chwili mocno ściska.
- Oo to cudownie! - moja mama uradowana klaszcze w dłonie, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. W duchu modlę się, aby przestała drążyć temat. - Czyli poznaliście się w szkole? - moje prośby nie zostają wysłuchane, ona jest zdecydowanie zbyt ciekawska. Posyłam błagalne spojrzenie ojcu, jednak on zdaje się tego nie zauważać i bacznie mierzy wzrokiem naszą dwójkę. Chryste, za jakie grzechy?
- No nie do końca. - również śmieję się nerwowo i bawię się palcami bruneta, żeby tylko nie musieć patrzeć na rodziców.
- To znaczy? No dalej! Co wy tacy mało rozmowni? - słyszę wesoły śmiech mamy, a moje obawy z każdą sekundą stają się coraz większe.
- No bo ja tu jakby mieszkam… - Matteo wypowiada na jednym tchu i również usilnie unika wzroku moich rodziców. - Ciężko było mi znaleźć mieszkanie w tak krótkim czasie, a Gaston - mój kuzyn, dogadał się z dziewczynami, które pozwoliły mi tu zamieszkać, dopóki nie znajdę czegoś swojego. - kończy swoją wypowiedź równie nerwowym głosem, a ja wreszcie postanawiam niepewnie spojrzeć na dwójkę siedzącą przed nami. Napotykam ich rozbawione spojrzenie i kompletnie nie rozumiem co się dzieję.
- Nie jesteście źli? - pytam niedowierzając. Moje oczy powiększają się do wielkości pięciozłotówki.
- A czemu mamy niby być? To Wasze mieszkanie, a skoro jesteście razem to czemu by nie? - odpowiada mi ojciec, a ja z automatu robię najgłupszą rzecz pod słońcem.
- Nie jesteśmy razem. - odpowiadam, a gdy uświadamiam sobie co powiedziałam, po moim ciele przelatuje zimny dreszcz. Chłopak siedzący koło mnie usilnie stara się uratować sytuację.
- Jeszcze! - posyła mojemu ojcu szczery uśmiech, a następnie zgarnia mnie do mocnego uścisku, przy tym całuje mnie w czoło. Posyłam im nieśmiały uśmiech, którego oni niestety nie odwzajemniają.
- Wiecie co, my chyba będziemy się zbierać. Dopiero co wróciliśmy, jesteśmy strasznie zmęczeni. - w tym samym czasie zrywają się na równe nogi i powoli kierują się w stronę drzwi.
- Już? - pytam zaskoczona, bo nawet nie zdążyłam się z nimi porządnie przywitać. Niemal natychmiast ruszam za nimi. Wszyscy zatrzymujemy się przy drzwiach.
- Tak Luna, mamy za sobą długą podróż, a wpadliśmy tylko zobaczyć czy wszystko u Was dobrze. U Ciebie jak widać to raczej tak, a Ámbar znowu nie ma… - mama uśmiecha się ciepło i powoli do mnie podchodzi. Zaczasuje moje włosy delikatnie do tyłu, a następnie kontynuuje swoją wypowiedź. - Zapraszamy Was wszystkich jutro na obiad! Mam nadzieję, że przekażesz Ambar. - puszcza mi oczko, a następnie żegnają się z nami i opuszczają mieszkanie. Gdy tylko zamykam za nimi drzwi odwracam się zdezorientowana w stronę chłopaka, który stoi kilka kroków dalej.
- Co to miało być?! - wypuszczam głośno powietrze z płuc, po czym wybucham głośnym śmiechem.
- Niezaplanowane poznanie teściów z przyszłym zięciem. - odpowiada mi szczęśliwy chłopak i puszcza mi oczko. Jedyne co robię to gromię go wzrokiem, co dla niego jest dobrym powodem do śmiechu. Wymijam go szybko i swoje kroki kieruje na taras.
- Muszę zapalić. - wyznaję i w kieszeniach swojej bluzy wyszukuję paczki fajek. Jednak po chwili nie czuję już gruntu pod nogami. Spanikowana wydaje z siebie pisk, gdy uświadamiam sobie, że właśnie zwisam głową w dół przewieszona przez ramię bruneta.
- Co Ty robisz idioto?! - wrzeszczę na niego, a następnie delikatnie uderzam go w plecy.
- Znam lepszy sposób na odstresowanie, a przy okazji dokończymy to co nam przerwaną! - krzyczy na niemal całe mieszkanie, po czym mocno klepie mnie w pupę. Z moich warg najpierw wydobywa się głośny pisk, a później śmiech.
Zdecydowanie przyznaję mu rację. To będzie lepsze niż palenie.
• • •
Witam Kochani!
Po raz kolejny pytam...
Czy uważacie mnie za taką okropną?
Jak rodzice Luny mogliby byś niemili lub chamscy?
Ktoś w końcu musiał wychować taką super dziewuchę.
Ktoś się w ogóle spodziewał tego, co wynikło? Haha
Czekam niecierpliwie na to, co o tym myślicie.
Chciałabym Wam też ponownie podziękować za tak wysokie miejsce w ff.
To już 49...
Nie spodziewałam się, że wejdziemy do pierwszej 50.
DZIĘKUJĘ!
Buziak dla wszystkich! 💋💋💋
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top