tercer día / poprawiony

Jest zdecydowanie lepiej, obiecuję
°

Wtorek, czyli kolejny ciężki poranek w moim wykonaniu. Ból głowy był nie do zniesienia, co utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że zdecydowanie wczoraj przeholowałam. Z trudem uniosłam powieki i z niemałym zadowoleniem zauważyłam że po chłopaku, z którym spędziłam dzisiejszą noc w pokoju nie było już żadnego śladu. Na podłodze walały się jedynie moje ubrania, a druga połowa łóżka była całkowicie pusta. Domyślam się, że chłopak musiał zmyć się z naszego mieszkania zaraz po naszych igraszkach, więc nie został na całą noc, co wprawia mnie w lepszy humor, ponieważ uwielbiałam takie podejście do sprawy. Czysta zabawa i nic więcej.

Po tych wnioskach, ze znacznie lepszym nastawieniem do dnia dzisiejszego, podniosłam się z łóżka, zebrałam moje porozrzucane ubrania z ziemi i naprawdę nawet nie chciałam wiedzieć, jakim cudem moja spódnica znalazła się na lampce nocnej, dlatego bez choćby mrugnięcia prędko naciągnęłam na siebie wczorajszą bieliznę, aby tylko przetransportować się do swojego królestwa. Musiałam przyznać, że w moim umyśle pojawiło się kilka luk w pamięci i byłam pewna, że nie byłabym w stanie opowiedzieć wieczoru co do klatki, jednak doskonale pamiętałam z kim i w jakim celu znalazłam się w tym pokoju gościnnym, a na wspomnienie tej nocy, krzywy uśmiech mimowolnie wkradł się na moje wargi. Ostatni raz rozejrzałam się po pomieszczeniu, po czym zapisałam sobie z tyłu głowy, aby później wrócić tu i wymienić pościel oraz ogólnie ogarnąć. Następnie szybko skierowałam się w stronę mojego pokoju, gdzie miałam w planach na spokojnie ogarnąć się do w miarę względnego stanu fizycznego, który by sprawił, że poczuję się też znacznie lepiej psychicznie. Przechodząc przez długi korytarz, który prowadził do naszych sypialni usłyszałam szum wody dobiegający z ogólnodostępnej łazienki, przez co doszłam do wniosku, że najprawdopodniej Simon ponownie został u mojej siostry nieco dłużej niż ustawa przewiduje i właśnie w tym momencie brał prysznic. Na te myśl uśmiechnęłam się pod nosem, bo coś czułam, że między tą dwójką kroiła się jakaś grubsza sprawa, jednak Ambar słowem nie chciała się do tego przyznać, a nie ukrywałam że najbardziej na czym mi zależało, to właśnie jej szczęście. Nawet bardziej niż na moim własnym.

W tej chwili jednak nie miałam ani nastroju, ani chęci aby zagłębiać się w ten temat, dlatego bez słowa skierowałam się do mojego pokoju i z hukiem zamknęłam za sobą drzwi automatycznie przekraczając ich zamek. Brudne i przepocone ubrania wrzuciłam do kosza na pranie, który stał w rogu pomieszczenia. Podeszłam do białego, sporego biurka na którym stał nowoczesny głośnik, a obok niego leżała moja podłączona komórka, więc chwyciłam ją do ręki i uruchomiłam moją ulubioną playlistę, która była totalną mieszanką różnych stylów, nastrojów i artystów. Ignorując nieprzyjemny posmak alkoholu i papierosów w buzi, skocznym krokiem podeszłam do komody, z której wyciągnęłam czystą bieliznę i od razu skierowałam się do mojej prywatnej łazienki, w której wzięłam piętnastominutowy, orzeźwiajacy prysznic, który od razu postawił mnie na nogi, a po wykonaniu całej porannej toalety poczułam się jak nowonarodzona. Na wysuszone ciało naciągnęłam białą, koronkową bieliznę i z powrotem znalazłam się w moim królestwie, gdzie w szafie znalazłam jakąś za dużą męską koszulkę, która stała się dopełnieniem mojej stylizacji. Nawet nie pamiętałam czyja ona była i jakim cudem znalazła się w mojej szafie, ale najważniejsze dla mnie było tylko to, że była nad wyraz praktyczna, a jej pochodzenie niezbyt się liczyło. Nie przejmując się tym, że moje włosy były nadal wilgotne, związałam je w wysokiego luźnego kucyka, a kilku kosmykom pozwoliłam luźno opaść na moją twarz.

Po całym tym rytuale, uprzednio wyłączając muzykę, ruszyłam do kuchni, aby zaparzyć sobie herbatę malinową, która zawsze mi pomagała na kacowe dolegliwości i była idealnym tego zakończeniem. Wchodząc do kuchni z zadowoleniem stwierdziłam, że po wczorajszej imprezie w naszym mieszkanie nie pozostał już żaden ślad, a gdy wychyliłam się w stronę przestronnego salonu miałam wrażenie, że podłoga wręcz błyszczała. Z uznaniem pokiwałam głową. Nie miałam pojęcia co stało się z Ambar, że tak wszystko wysprzątała, ale błagałam w myślach, aby pozostało tak jak najdłużej. Gdy podeszłam do marmurowego blatu klasycznie włączyłam radio znajdujące się na parapecie i z uśmiechem na twarzy zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie rozpoczynając oczywiście od zaparzenia wyżej wymienionego napoju. Jak zwykle zatraciłam się w muzyce bez pamięci podrygując w rytm latynoskiej piosenki, w między czasie krojąc warzywa na moje kolorowe kanapki i podśpiewując pod nosem tekst, przez co nie usłyszałam, że ktokolwiek przekroczył kuchenny próg. Zorientowałam się dopiero, gdy poczułam czyjeś duże dłonie na biodrach i ciepły oddech na karku. Od razu poczułam jak serce podskakuje mi do gardła i natychmiast powróciłam na ziemię z mojego własnego wyimaginowanego świata i z cichym piskiem odwróciłam się wystraszona w stronę sprawcy tego całego zamieszania automatycznie odpychając go od siebie. Nawet nie byłam w stanie opisać zaskoczenia, kiedy zobaczyłam przed sobą faceta, którego już dawno nie powinno tu być. Przynajmniej według mojego przeświadczenia, jednak on chyba myślał inaczej niż ja. Wściekłość w jednej sekundzie zalała moje ciało aż po same cebulki włosów.

— Co ty tu robisz?! — krzyknęłam zirytowana, mordując go spojrzeniem i mocniej zaciskając palce na nożu, który trzymałam dale w prawej dłoni. — Impreza już się dawno skończyła. Z łaski twojej, byłabym wdzięczna jakbyś opuścił moje mieszkanie! — rzuciłam wkurzona i wolną dłonią wskazałam mu kierunek, w który powinien się udać, czyli drzwi wyjściowe. Co on sobie w ogóle wyobrażał, żeby zostawać w moim domu aż do tej godziny?! Nie tak to miało wyglądać. Cholera!

— Nie zrobię tego skarbie — mruknął z dumnym uśmiechem, nie spuszczając ze mnie wzroku choćby na sekundę.

Natychmiast poczułam powietrze zbierające się w moich płucach i nie mające swojego ujścia, co sprawiło, że aż zapowietrzyłam się z wściekłości. A ten debil jak gdyby nigdy nic oparł się o wyspę kuchenną z założonymi rękami na gołej klatce piersiowej i patrzył na mnie z pełnym kpiny uśmieszkiem, a z jego jeszcze mokrych włosów, wciąż spadały krople wody. I właśnie w tej chwili dotarło to do mnie... To on przed chwilą brał kąpiel w naszej łazience! No co za bezczelny facet!

— Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! Jesteś bezczelny!— Byłam już na maksa wkurzona i trudno było mi zapanować nad moimi buzującymi emocjami, dlatego postanowiłam wreszcie odłożyć nóż, który dalej trzymałam, żeby przypadkiem (bądź nie) komuś z nas nie stała się krzywda. — Z jakiej niby racji?!

— Bo tu mieszkam — odpowiedział mi nonszalancko dalej stojąc z tym prefidnym uśmieszkiem, który miałam ochotę zetrzeć z jego twarzy, lecz po tych słowach zostałam lekko zbita z tropu.

— Że co proszę?!

— Nie każ mi się powtarzać, słońce — prychnął rozbawiony moją reakcją i dalej mi się przyglądał nie zmieniając swojej pozycji.

Patrzyłam na niego przez dłuższy czas czując, ze moja złość wcale nie ubywa z mojego ciała. Jednak w jednej chwili to wszystko zaczęło do mnie docierać, a z każdą minioną sekundą moje oczy powiększały się coraz bardziej. Gdy zaczęłam dochodzić do pewnych wniosków, przerażenie tańczące na mojej twarzy musiało niebywale rozbawić szatyna stojącego przede mną, ponieważ wybuchnął głośnym śmiechem jeszcze bardziej wyprowadzając mnie z równowagi.

— Błagam, tylko nie mów, że jesteś kuzynem Peridy —jęknęłam zrozpaczona i złapałam się za głowę. To nie może być prawda... bo nie tak to miało wyglądać, a ja nie chciałam męczyć się z nim przez następne kilka miesięcy do zakończenia szkoły.

— Tego też niestety nie mogę zrobić kochanie. — Puścił mi oczko i niespodziewanie się nade mną pochylił. — Wczoraj byłaś dla mnie znacznie milsza — szepnął znajdując się całkiem niedaleko mnie i zgarnął niesforny kosmyk moich włosów za ucho, a ja mam ochotę go w tym momencie udusić, ale niestety nie byłam w stanie poruszyć się choćby o milimetr przez paraliżującą wściekłość. — Chyba znowu muszę cię upić — dokończył z perfidnym uśmiechem.

On po prostu sobie ze mnie bezczelnie kpił! Po tym wszystkim, ucałował mnie na odchodne w usta, czym wprowadził mnie w jeszcze większe osłupienie, przez co choćbym naprawdę chciała, nie byłam w stanie w jakikolwiek sposób zareagować. Stałam osłupiała i tępo wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał, a on natomiast będąc już przy wejściu na taras, zwrócił się jeszcze do mnie:

— Nawet nie wiedziałem, że tak uroczo cię wczoraj oznaczyłem. Mam nadzieję, że wiesz co to znaczy — rzucił cynicznie i ponownie puścił mi oczko, a następnie całkowicie zniknął z mojego pola widzenia.

— Idiota! — krzyknęłam za nim rozjuszona do ostatnich granic i z całych sił walnęłam otwartą dłonią w kuchenny blat. Wiedziałam, że brakowało mi tylko chwili do tego, aby para zaczęła lecieć z moich uszu. Sama doskonale słyszałam mój głośny oddech oraz zgrzytanie zębów, poprzez mocne zaciśnięcie szczęki. — Skończony prostak — fuknęłam jeszcze pod nosem.

— Wow, wow, wow, widzę, że wprost niebywałe spodobał ci się nasz nowy współlokator. — Usłyszałam rozbawiony głos blondynki, która nie mogła sobie wybrać lepszego momentu do wkroczenia do kuchni.

— Nic. Nie. Mów. — rzuciłam przez zaciśnięte zęby i wywróciłam oczami na jej szampański humor.

— Wydaję mi się, że wczoraj na innych falach dogadywaliście się całkiem dobrze — parsknął śmiechem tym razem Simon, a ja ponownie złożyłam moje dłonie w pieści.

Oboje zaczęli się dość głośno śmiać, a mi brakowało tylko chwili aby się na nich nie rzucić i ich nie podusić, a nie ukrywałam, że miałam na to ogromną ochotę.

— Przestańcie, błagam — jęknęłam zażenowana ich tekstami i jednocześnie sama sobą. — Wczoraj wydawał się fajny. — Zaczęłam się głupio tłumaczyć próbując się w jakikolwiek sposób usprawiedliwić. — Ale do cholery jasnej, skoro widzieliście co wyprawiam, dlaczego nikt mnie nie uprzedził, że to jest właśnie kuzyn Gastona?! — fuknęłam w ich stronę oskarżenia, bo byłam na nich naprawdę wkurzona.

— A powiedz mi Luna, czy cokolwiek by to zmieniło? — Ambar zadałam mi szybkie i proste pytanie, a ja musiałam się chwilę zastanowić, na koniec i tak niechętnie przyznając jej rację.

Każdy wiedział to, że jak jakiś chłopak mi się spodoba gdy będę na imprezowych falach, to już nie ma najmniejszych szans, że z niego zrezygnuje bez względu na to jaki mógłby być to powód. Niestety, bądź stety, taka już byłam.

— W sumie to nie... wczoraj, dla mojego zaćmionego przez alkohol umysłu, wydawał się nawet fajny i bardzo pociągający — mruknęłam niechętnie.

Pragnęłam jednak jak najszybciej skończyć ten temat i już nie pozwalając im na dojście do jakiegokolwiek słowa, zaproponowałam wspólne przygotowanie śniadania. Ja kończyłam przygotowywać większą ilość kanapek, Simon wziął się za robienie jajecznicy, a Ambar za rozkładanie zastawy oraz przygotowanie jakichś ciepłych napoi. Gdy wszystko było już gotowe, blondynka zawołała do stołu szatyna, który do tej pory spędzał czas na tarasie.

Ale chłopak chyba nie mógłby być sobą, gdyby  przechodząc obok mnie nie rzucił jakiegoś głupiego tekstu, który sprawił, że jeszcze bardziej traciłam w niego wiarę.

— Nie musisz wmawiać wszystkim dookoła, że poleciałaś na mnie przez alkohol, Luna. Doskonale znam swoją wartość i wiem, że i bez tego byłabyś moja — szepnął mi do ucha tych kilka płytkich słów, a następnie chuchnął w moją szyję swym gorącym oddechem, co spowodowało mój mimowolny dreszcz biegnący w dół kręgosłupa. Ja naprawdę tego nie chciałam! To było niekontrolowane i na pewno nie było przyjemne!

Gwałtownie odsunęłam się od niego w drugą stronę i posłałam mu groźne spojrzenie, na które zareagował tylko parsknięciem. Totalny idiota. Po tym wyprostował się i z aroganckim uśmiechem zasiadł do stołu centralnie na przeciwko mnie, przez co kolejny już raz dnia dzisiejszego byłam zmuszona wywrócić oczami, a on bezczelnie nie spuszczał swojego spojrzenia z mojej osoby, czym jeszcze bardziej mnie irytował. Przysięgam, że spędziłam z nim kilka godzin, a już miałam go serdecznie dość.

Po posiłku, który na całe szczęście przebiegł bez zbędnych słów i głupich tekstów szatyna, wszyscy razem zasiadliśmy na salonowych kanapach i w całkiem miłej atmosferze oglądaliśmy telewizję, czekając na Ninę i Gastona, którzy za chwilę mieli się zjawić. Mieliśmy ustalić plan na resztę tego dnia, ponieważ wreszcie byliśmy w komplecie i mogliśmy coś porobić, a mowa tu oczywiście o bezczelnym idiocie, który od razu w naszym towarzystwie, jak na mój gust poczuł się zbyt pewnie. Po kilkunastu minutach do naszego mieszkania z wielkim hukiem wpadli przyjaciele, a Perida od razu rzucił się na kanapę obok mnie i bez pytania objął mnie swoim ramieniem, a ja po prostu już nie miałam siły, aby na to reagować.

— Jak tam Valente? Impreza ci się podobała? Powiem Ci, że szczerze mnie zaskoczyłaś. — Oczywiście rozpoczął rozmowę od jakiejś uszczypliwej docinki skierowanej w moim kierunku, przez co oberwał ode mnie w ramię, a cała reszta wybuchnęła głośnym śmiechem. — A co do ciebie Matteo! Zawiodłem się na tobie! — krzyknął w stronę swojego kuzyna, czym wywołał jeszcze większy śmiech i oskarżycielsko wycelował w niego palcem, a ja po jego wypowiedzi właśnie uświadomiłam sobie, że do tej pory nawet nie wiedziałam jak ten dupek miał na imię.

— Co masz na myśli bracie? — spytał go Matteo z zaciekawieniem spoglądając na Gastona i oczekując rozwinięcia wypowiedzi.

— Myślałem, że dłużej będziesz opierał się urokom młodej Valente. A tu proszę, wystarczyło kilka jej ruchów i już byłeś jej. — Ha! Wiedziałam, że mój urok osobisty działa cuda. Przez jego wypowiedź na moją twarz wkradł się duży, naprawdę satysfakcjonujący uśmiech. — Założyłem się nawet o to z Simonem, ale niestety przegrałem i przez ciebie jestem dwie stówy w plecy! — dodał smutnym tonem i skulił się na kanapie, aby bardziej podkreślić wagę swoich słów.

Ponownie wszyscy zgromadzenie wybuchnęli głośnym śmiechem, włącznie z głównym zainteresowanym, a ja po prostu nie mogłam w to uwierzyć! Jak bardzo musiało im się nudzić, że aż postanowili się o mnie założyć? Naprawdę otaczali mnie sami idioci...

Mając już dość ich głupoty, wstałam z kanapy i prędko bez słowa udałam się przez długi korytarz w stronę mojego pokoju, aby jakoś poukładać sobie te wszystkie rewelacje w głowie. Długo jednak nie zostałam sama, ponieważ już po chwili poczułam zapach, który idealnie udało mi się poznać dzisiejszego ranka, a następnie ciepło jego rąk na moich barkach. Bez ostrzeżenia pociągnął mnie za nie przez co niespodziewanie wpadłam w jego klatkę piersiową. W pierwszym odruchu chciałam zacząć panikować, lecz po szybkim przemyśleniu doszłam do wniosku, że to i tak nie miałoby sensu, bo on i tak by nie odpuścił. Po prostu z niemałą siłą wbiłam paznokcie w jego przedramienia, którymi już zdążył mnie opleść wokół talii.

— Nie myśl, że to koniec Lu — szepnął wprost do mojego ucha i nosem podrażnił moją skórę, przez co gwałtownie wciągnęłam powietrze całkowicie nie spodziewając się takiego ruchu z jego strony. — Niesamowicie na mnie działasz i ja tak szybko nie odpuszczę — sarknął w moją szyję, którą następnie zaczął powoli, ale namiętnie całować, czym całkowicie wybił mnie z rytmu. Jak sparaliżowana stałam w jego ramionach w żaden sposób nie sprzeciwiając się jego zalotom, a jedynie pokazując, że jak najbardziej mi się podobają. Po kolejnym mokrym i długim pocałunku, gdy tylko go zakończył, tak po prostu się ode mnie całkowicie odsunął i bez słowa odwrócił się na pięcie i wrócił do salonu, pozostawiając mnie skołowaną próbującą unormować swój oddech na środku korytarza. Usłyszałam jeszcze głośne śmiechy dochodzące z głównego pokoju i już mogłam być pewna, że to będą intensywne i ciekawe dwa miesiące.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top